Reklama

Wróblowgarścizm
Autor: Artur M. Nicpoń

W czasie, gdy koledzy (pod poprzednią notką) opracowują system łączności dla naszych partyzantów, a gdy mnie namierzają już szwadrony miłości (jakaś łajza z Gazowni dzwoniła już po posłach PiS, żeby dopytać, co to ze mnie za ananas, bo takie nieładne rzeczy tu wypisuję), porozmawiamy dobie o czymś innym.
A przy okazji kopniemy Rafała Ziemkiewicza. Bo co?

Reklama

Ziemkiewicz jeździ po Polsce z tymi swoimi endeckimi myślami w formie książki i to nie jest żaden problem. To jest OK. Jest szansa, że się tego trochę ludziom do łbów przesączy. Niemniej, podczas tych swoich występów forsuje dwie tezy. Obie głupie, ale są one przez niego uwypuklane i to jest coś, co się ludziom zapewne w głowach odkłada i bełta im tam wszystko jeszcze bardziej.
Teza pierwsza jest taka, że na prawicy wydawało się wszystkim, że ten kto (pisząc w skrócie) wygra wyścig o flagę biało-Czerwoną, orła w koronie, Boga, Honor i Ojczyznę, kto wykosi konkurentów w tej dyscyplinie, ten przejmie rząd dusz nie tylko nad prawicą, ale wszystkimi Polakami. Bo Polska to taki hibernatus, zamrożony przez komunę, ale po 89 roku odmarzający i jak już odmarznie, to będziemy mieli- hop, siup- taki sam naród jak przed wojną.

Ziemkiewicz ma trochę takich durnot na koncie i te jego durnoty najłatwiej się obala prostym pytaniem- czy Ziemkiewicz zna kogoś realnie żyjącego na planecie Ziemia, komu by się naprawdę tak wydawało? – z tym rządem dusz i z tą zamrażarką. Bóg mi świadkiem, ja nikogo takiego nie znam. Nikogo takiego nie znam, kto by tak uważał. I idę o zakład, że Ziemkiewicz też nikogo takiego nie zna, kto by tak miał. To jest bowiem w 100% twór Ziemkiewicza, on sobie to tak po swojemu racjonalizuje i to mu się wydaje na tyle atrakcyjne, że się do tego przywiązał. Lubi myśleć, że tak jest.

To jest trochę dziwne, bo przecież w zasięgu Ziemkiewicza są takie pozycje, jak “Lewy czerwcowy” itp. gdzie sobie można poczytać, co ci aktorzy dramatu w danym momencie historii mówili, skonfrontować z tym co wiemy o owocach ich gadania, a przez to poznać ich sposób myślenia, motywacje itp. No i rózne można rzeczy powiedzieć, o tych wszystkich wygryzających sobie wzajemnie gardła ludziach prawicy, ale napewno nie to, że im się wydawało to wszystko z tą flagą, z tym orłem białym itp. sprawami. I z zamrażarką. O zamrażarce niewolno zapominać, bo to jest atrakcyjny rekwizyt tej bajędy. To nam ma wbić się w pamięć. Że to wszystko byli i są durnie wierzący w narodowy zamrażalnik.

Teza druga zaś jest taka, że jesteśmy społeczeństwem postkolonialnym.

I to jest bzdura wielopiętrowa. Mimo faktu, że Ziemkiewicz powołuje się często na różnych analityków zagranicznych, którzy sytuację społeczeństw postkolonialnych badali i badają.

Po pierwsze- nie możemy być społeczeństwem postkolonialnym, bo nigdy nie byliśmy kolonią. Byliśmy terytorium podbitym, owszem, ale trudno (poza komuchami, michnikowszczyzną i rusofilnymi korwinistami) znaleźć kogokolwiek w Polsce, kto by czuł w stosunku do Kacapów cywilizacyjną niższość. Nic takiego nie miało i nie ma miejsca. Generalnie Polacy mają Ruskich za azjatyckie bydło, ich mężczyzn za zapijaczonych śmierdzieli a ich kobiety za dziwki. Co najwyżej sprzątaczki. Oczywiście, jak poznają jakiegoś Rosjanina i on przez przypadek nie będzie stereotypowym Ruskim, który cuchnie przetrawioną cebulą i samogonem, to o takim Ruskim będą mówić ciepło i z sympatią. I w życiu nie powiedzą, że jego niezwykle uprzejma żona, Natasza, to bljadź. No jak?

Nie możemy być więc ludem postkolonialnym, albowiem nigdy nie byliśmy w roli murzynów, którym biali rzucali paciorki i przewyższali ich kulturowo pod każdym względem.

Z tego postkolonialnego bajania wyrósł Ziemkiewiczowi tzw. chytry/cwany niewolnik. Że to jest niby ta nasza cecha zbudowana długotrwałym pobytem w niewoli i że właśnie dlatego nie umiemy zbudować państwa i jego instytucji, bo mamy właśnie taką duszę cwanego niewolnika- chcemy się nie narobić, bo i po co, skoro to na pana, a nie na nas? A jak możemy, to chętnie ukradniemy. I generalnie grabimy pod siebie.

No i to jest coś, co się mogło ulęgnąć wyłącznie w głowie jakiegoś postliberała, który już dogmatyczny nie jest, ale nadal jego styl myślenia jest czysto newtonowski- mechanicystyczny. Na zasadzie- oto akcja, a na tę akcję reakcja. Wszystko mierzalne, wszystko jak w zegarku. No i na tak zapodany problem- powiedzmy to sobie otwarcie: prostacko zapodany- mamy równie prostackie pomysły na rozwiązanie.
Żeby nie było- ja przyznaję rację Ziemkiewiczowi i Zybertowiczowi, że trzeba działać od dołu, trzeba zmieniać itd. To jest wszystko prawda. Tym, czego nie wiadomo wciąż i wciąż, jest odpowiedź na pytanie- po kiego grzyba to wszystko?

Jeden taki mój znajomy, jakiś czas temu, dostał propozycję zostania prezesem w jednej takiej spółce. Tak się równocześnie składa, że kto tam, ze znajomych, dał z siebie wcześniej zrobić prezesa jakiejś spółki, ten zaraz niedługo potem tracił dom i rodzinę. To się ładnie rymuje z tym, o czym sobie tu często gadamy, że ktoś za tę całą miłość Donaldu Tusku będzie musiał zapłacić. W spółkach płacą prezesi. W tych spółkach, które nagle, będąc w doskonałej kondycji, padają.

No więc ten mój znajomy się prezesem zrobić nie dał, a jego kolega dał. Kolega wziął z żoną majątkowy rozwód zanim się uprezesił i na wszelkie sposoby się zabezpieczył. A jak już to wszystko zrobił, jak już te wszystkie środki ostrożności przedsięwziął, żeby mu na majątek nie wsiedli, jak właściciele firmy jakieś wałki ukręcą, to w sumie się ucieszył, jak zobaczył, że tę firmę będzie łatwo zlikwidować. No bo aż się prosi, prawda? Skoro już człowiek sam się tak obwarował, jakby się szykował do kradzieży.
Wiadomym jest, że najlepiej się zarabia przy likwidacjach.

Podczas likwidacji rzeczy nie mają normalnej wartości, a rachunek ekonomiczny nie ma znaczenia. Trzeba firmę zlikwidować do gołej gleby, wszystko wyprzedać w diabły, nie ważne za ile, ważne, żeby szybko. A prowizja wyprzedającego jest zaiste zadowalająca. Dokładnie taka, jakiej sobie zażyczy i sobie weźmie.
No i ten mój znajomy odwiedził niedawno tego swojego kolegę, prezesa.

I mówi, że opłacało mu się być tym prezesem przez ostatni rok. Ale mówi też, że jak można być tak krótkowzrocznym? Żeby firmę w rok położyć! Taką dobrze działającą, tylu ludzi w niej pracę miało, sprzęt, maszyny, sieć klientów. Można powiedzieć- samograj, bo i nisza rynkowa odpowiednia.
No ale umówmy się, po co pracować w firmie za pensję, skoro można ją rozwalić i na tej rozwałce ukręcić np. dwustukrotność tej pensji? Ot, w rok.

A za rok, to nie wiadomo przecież, co będzie. A może szefowie sobie innego prezesa znajdą? A może się pokłócą i firma się rozpadnie? A może zalezą za skórę rządom miłości i zaraz im ktoś naśle urząd skarbowy, czy jakieś inne nazistowskie biurwy z kontrolą? Tego przecież nie wie nikt. A jak się jest fachowcem, to się wie, czy się w rok firmę rozłoży i swoje ukręci, czy nie. Proste?
No przecież, że proste.

Czy to nam coś przypomina?
No oczywiście, że nam przypomina.
Wszystko naokoło nas działa dokładnie w ten sposób. Każdy, gdziekolwiek się dorwie do czegokolwiek, natychmiast zaczyna pospiesznie grabić pod siebie i ustawiać naokoło swój układ. Wtykać gdzie się da znajomych i rodzinę. To jest właśnie to, co Ziemkiewicz nazywa mentalnością cwanego niewolnika, postkolonialną. I to jest bzdura.

I teraz się proszę skupić- to jest najnormalniejsza rzecz pod słońcem. O to nie wolno mieć do ludzi pretensji. Bo tak jesteśmy ukształtowani przez matkę naturę.
Tak działają ludzie wtedy, gdy nie istnieje państwo, albo istnieje, ale nie wiadomo po co istnieje. A jak nie wiadomo po co państwo istnieje, to wszyscy czują, że długo to nie potrwa, więc trzeba rwać do siebie, bo kto pierwszy, ten lepszy i jak pierdolnie, to ci którzy naszarpali najwięcej będą mieli fory w stosunku do tej całej ograbionej reszty.

No i to jest właśnie czysty liberalizm, jakby kto pytał. To jest sedno tej doktryny i jej realny skutek. Za tym wszystkim zaś idzie upadek.

Bo po prostu nie jest w stanie funkcjonować takie państwo, którego obywateli nic nie spina, nic nie łączy, nie mają żadnego wspólnego celu, donikąd zmierzają, nikim są. Takie państwo może jakiś czas funkcjonować, bo przecież ma tę swoją klasę pasożytniczą, która na cudzych garbach się lubi wozić, a w związku z tym ma ten cały aparat przymusu, ma tę swoją biurokrację, nie ma jednak żadnego uzasadnienia dla swojego istnienia. Jest czystym złodziejstwem i bardzo szybko wyradza się w czysty zamordyzm. I zjada swój ogon.

Mamy więc ten wielki sukces michnikowszczyzny i kiszczako- jaruzelszczyzny, oraz ryżego wnuczka z Wehmachtu i jego złodziejskiej kamaryli. Taką Polskę zbudowali, bo takie pod nią położyli fundamenta.
W osobie Tuska i PO ta realna liberalna doktryna po prostu się wyostrzyła i nikt już nawet za bardzo nie ukrywa, że chodzi o coś innego. Temu wszystkiemu, co oczywiste, towarzyszy ostre pranie mózgów, bo to się nie robi samo z siebie, żeby ludzie się swojego państwa brzydzili i na nie pluli. Trzeba ich do tego urobić. Trzeba ich poddać tresurze.

Trzeba im przed oczyma stworzyć cały skomplikowany teatr zasłaniający tę bezbrzeżną pustkę, która jest za kulisami i tych wszystkich, którzy z tej pustki wyciągają ręce po nasze pieniądze i nasze wolności.
Już rozumiemy?

Nie żaden cwany niewolnik, nie żaden postkolonialny ludź, ale niezwykle racjonalnie oceniający sytuację człowiek. Po prostu mniej więcej tak od “Nocnej zmiany” wiadomo już, o co chodzi z tym całym neoPRLem. Oczywiście są tacy, którym do dziś się wydaje, że to nie jest tylko po to, żeby można było dokonać gigantycznej grabieży i wywłaszczeń na masową skalę. Reszta wie, że to tylko taki NEP, bo stary system nie wydalał, a żony i flamy starych komuchów były juz znudzone wczasami w Bułgarii.

No a skoro jest tak, że całe to państwo jest jedną wielką fikcją, jest liberalizmem realnym w całej swej ohydzie, to wiadomym jest, że to to długo nie pociągnie. Bo trwać mogą tylko rzeczy prawdziwe. Ściemy, jak każde kłamstwo na krótkich nóżkach, mają swój nieuchronny kres.

Skoro więc mamy państwo, które istnieje bez celu, to mamy społeczeństwo, które to doskonale wyczuwa. I jedyną racjonalną strategią w takiej sytuacji, jest nagrabić pod siebie ile się da. Bez przejmowania się tym, co będzie. Wiadomo, że tak jak jest nie potrwa długo.

I to jest właśnie doktryna III RP, czyli PRLu bis- wróblowgarścizm.
To jest przyczyna tego, że wszystko wokół się sypie, każdy ciągnie do siebie, a tzw. kapitał społeczny jest jak yeti- wszyscy o nim gadają, ale nikt go nie widział.

Bo jak nie ma celu, to nie ma państwa, nie ma kooperacji i nie ma realizacji rzeczy wspólnych.
Po prostu kij w oko gołąbkowi na dachu.

————————- Boże chroń Jarosława Kaczyńskiego ————————–
#####################################################
http://www.nicek.info/2012/11/21/wroblowgarscizm/

Jako że nicek.info zhakowany został a tekst "Wróblowgarścizm" mnie się podobał pozwoliłem sobie umieścić na kontrowersjach, przyznaję że bez zgody autora.

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. zły pan w Moskwie, umiłowany pan gdzie indziej
    "Nie możemy być więc ludem postkolonialnym, albowiem nigdy nie byliśmy w roli murzynów, którym biali rzucali paciorki i przewyższali ich kulturowo pod każdym względem".

    Oj, byliśmy, byliśmy murzynami zapatrzonymi w białych panów, tyle że nie wobec ZSRR, a urzekającego, cudownego Zachodu, przewyższającego nas kulturowo pod każdym względem.
    Pięćdziesiąt lat, dwa pokolenia z pokorą i podziwem wpatrzone w Zachodnie słoneczko.

  2. zły pan w Moskwie, umiłowany pan gdzie indziej
    "Nie możemy być więc ludem postkolonialnym, albowiem nigdy nie byliśmy w roli murzynów, którym biali rzucali paciorki i przewyższali ich kulturowo pod każdym względem".

    Oj, byliśmy, byliśmy murzynami zapatrzonymi w białych panów, tyle że nie wobec ZSRR, a urzekającego, cudownego Zachodu, przewyższającego nas kulturowo pod każdym względem.
    Pięćdziesiąt lat, dwa pokolenia z pokorą i podziwem wpatrzone w Zachodnie słoneczko.