Reklama

Słuchaliście może wypowiedzi władz Rzeczypospolitej po spotkaniu z panią Merkel? Ja słuchałem a dodatkowo przeglądnąłem prasę na wypadek gdybym coś przeoczył a inni wyłapali pomiędzy wierszami. I co? I gucio, chciałoby się powiedzieć! Z tak zapowiadanego szczytu, spotkań ze wszystkimi znaczącymi osobami w państwie oraz tzw. “liderami opozycji” nic nie wyszło? Żadnych uzgodnień? Nie chce mi się w to wierzyć i zostaję niedowiarkiem.

Polityka to nic innego jak wojna prowadzona bez użycia wojska. Czy mam przez to rozumieć, że szefowa najpotężniejszego kraju w Europie przyjeżdża do Warszawy aby pogadać przy kawie i ciasteczkach (jak mawiali w nieodżałowanym “Studio Yayo”) niczym na imieninach u cioci. Przypominam, że protokół rozbieżności to też pewne uzgodnienie. Mówiąc po polsku: pasuje nam punkt 2, 4,5, o 6 możemy porozmawiać a o 1 i 3 zapomnijcie. W znane w dyplomacji stwierdzenie “strony przedstawiły swoje stanowiska” to nic innego jak ładniejsze określenie na: “guzik uzgodniliśmy”.

Reklama

Nie wiemy zatem nic o warszawskich negocjacjach i zapewne nieprędko się dowiemy. Cóż zatem nam biednym robaczkom zostaje? Obserwować rzeczywistość. Bo niedawne uzgodnienia przełożą się na 100% na realne działania. I oby były one w dużej mierze dla nas korzystne, bo polityka kolanowa (słynny “hołd berliński” Sikorskiego) to droga na zatracenie.

EDIT: Ja oczywiście mam swoją teorię. Moim zdaniem coś tam jednak uzgodniono, Zawarto pewien niepisany układ. Zapewne minimalistyczny i skupiający się na kilku punktach. Tego typu osoby jak Merkelowa nie traciłyby całego dnia na pogaduchy. A Polska jest od Niemiec uzależniona. I Niemcy w dużej części od Polski też a cicha wojna nie jest nikomu na rękę.

Reklama

2 KOMENTARZE