Reklama

Powiada się, że najważniejsze jest zdrowie.

Powiada się, że najważniejsze jest zdrowie. Nieprawda najważniejsze jest skierowanie, USG, tomograf, rentgen, wolne miejsce, obsługa karetki, nawet wenflon jest ważniejszy. Powiada się, że najważniejszy jest człowiek. Prawda, nie było pani doktor X, nie było USG, nie było USG, należało skierować na „R-kę”, ale nie było lekarza w załodze. I dobrze, że nie było, bo z lekarzem byłoby wolniej, nie żarty, cytaty. Powiada się, że pieniądze idą za pacjentem. Nic podobnego, to pacjent chodzi. Chodzi po wszystko, chyba że ma żonę, oczywiście z własnym środkiem transportu. Wtedy żona pacjenta biega po piżamę do hipermarketu i od 3 do 6 pielęgniarek, biega i pyta co dalej. Trochę odpowiadają, reszty trzeba się domyślić, co najważniejsze się okaże. Powiadają, że bezcenne jest ludzkie życie. Gówno prawda, wszystko jest wycenione, wszystko co do grosza, chociaż uczciwiej byłoby po prostu wywiesić cennik zamiast znów kazać pacjentowi zgadywać. Powiadają, że liczy się każda sekunda. Straszne pieprzenie, czas nie gra roli, liczy się termin.

Reklama

– Pan musi mieć operację. Zgadza się pan? – krótko i uczciwie spytał, bo młody był i już rutyniarz, ale jeszcze sympatyczny, tryskał dowcipem.

– Zgodzę się, co mógłbym innego zrobić? – pacjent musi być grzeczny.

– Jak pan się zgadza, to w piątek możemy ciąć? – znów uczciwie, z uśmiechem… do żony, ale to drobiazg.

– Dziś mamy w środę. Może w piątek można przyjść od razu pod nóż? – jeszcze grzeczniej, żeby nie wejść w kompetencje.

– Niestety tylko na ostro – znów uczciwie, tylko nie wiadomo o co chodzi, to znaczy pacjent nie wie. Zdziwienie pacjenta zostaje zauważone.

– Pan przyjechał jako ostry przypadek, karetką i tylko tak mogę ciąć. Pan mi tu do piątku niepotrzebny, ale jak pana zwolnię pan będzie już terminowy – zdziwienie pacjenta.

– Na termin nie mamy miejsc, na ostro w piętek możemy ciąć – spokojnie, grzecznie, z uśmiechem do małżeństwa.

Żadnych narzekań, żadnego żalu, wszystko zgodnie z protokołem, na wózku na salę i tu już 5 godzin nie można narzekać. Dali kroplówkę i jedna odłączyła, za drugim razem, po kilku minutach, ale naprawdę zajęta była, bo ta druga, to zmiłuj się Boże. Na szczęście wyszła 5 minut wcześniej, nawet koleżanka się ucieszyła, tym więcej, że od pół godziny prawie jej nie było, zbierała się do wyjścia. Można wytrzymać, pęcherz wytrzymał razem z godziną wstecz, nikt poważny gdy kapie nie będzie robił ceregieli, że się chce. Żadnych pytań i żadnych podpowiedzi. Była kolacja – nie dali, znaczy zaszkodzić może, może się też uda w czwartek ciąć, albo chodzi o cięcia na lewatywie. Na tę oszczędność pacjent wyraża pisemną zgodę. Ten obok poprosił o przeciwbólowe, usłyszał, że ma rozpisane, ale dostał sól fizjologiczną, żeby mu placebo kapało. Odezwał się pierwszy raz: „tylko siku mi się po tym będzie chciało”. Młody jest może jeszcze nie wie jak, a może się wstydzi.

Nie ma sumienia, żeby na sali stukać w klawisze, obaj już po zabiegach i leżą jak kłody, teraz wszystko przeszkadza, na korytarzu nikomu nie przeszkadza, szybciej odpadają płaty olejnej farby z lamperii, wiadomo wibracje. Nie ma drugiego sumienia, oni tam leżą, po bokach, a ten w środku cywilizacją szpanuje, gdy telewizor po 2 złote za godzinę.

Tylko słyszałem, że znów mamy w kraju jakieś potężne problemy, nie miałem czasu śledzić, chociaż śledzę zawsze. Ktoś zatrzymał tramwaj 30 lat temu i do dziś nie ustalono kto i po co był sprawcą tamtych wypadków. Słyszałem też, że ma być lepiej, od następnego roku. W następnym roku będzie uroczyście nie kompromitująco, bo najważniejsze jest zdrowie i człowiek, dlatego pieniądze pofruną (fiu) za pacjentem, gdyż liczy się każda sekunda.

Reklama

38 KOMENTARZE

  1. Czytam, słucham, większość
    Czytam, słucham, większość tekstów jak Twój. Wszyscy narzekają. Ja nie.
    UWAGA! Teraz będzie jeszcze bardziej osobiście niż zazwyczaj u mnie, ale temat taki. Choruję. Od zawsze. Nie chlałam, nie ćpałam, nie paliłam, w miarę możliwości uprawiałam tak zwany zdrowy styl życia. Na studiach to nawet na siłownię chodziłam. Pod okiem rehabilitanta. Liczy się? Mimo tego wszystkiego dopadło mnie i zaczęło się. Wcześniej, jeszcze za komuny. Jeden z moich tekstów CHYBA był pośrednio o tym. Dziecko w komunistycznym szpitalu. Akademickim w samej Warszawie, żeby nie było, że jakieś zadupie powiatowe. Trauma i koszmar, który zostanie we mnie na zawsze.
    Dość jęków, jakby nie było to przecież żem niepoprawna optymistka, przynajmniej tak o mnie mówią.
    Przejdę do teraz.
    Rok temu mnie dopadło. Ataki bólu jakich nikomu nie życzę. Wizyta u lekarza. To NIE BAJKA! Czekanie w kolejce do rejestracji, ale tylko po raz pierwszy, bo starsi ludzie przyzwyczajeni za “dawnych lepszych czasów”, że trzeba w kolejce stawać rano, bo się nie dostaniesz, czekali już od 4-ej. Dla mnie to środek nocy.
    Wizyta w gabinecie. ROZMOWA z lekarzem. Panią doktor, zwaną przez moich rodziców Aniołem, interesowało wszystko. Profesjonalny wywiad. W końcu to ja najlepiej wiedziałam co mnie boli, Ona miała “tylko” zbadać przyczyny DLACZEGO. Stwierdziła, że trzeba do szpitala. Spędziłam w nim całe 2 dni. w tym czasie miałam wykonane WSZYSTKIE niezbędne badania. Za leki zapłaciłam 17,50 zł. Do dziś ataki nie wróciły. O tym, że do 92-letniej babci przychodził fizjoterapeuta, nawet nie warto wspominać.
    Po co to wywalanie flaków po raz wtóry? Nie jestem ekshibicjonistką, nie czuję nawet potrzeby żeby się poużalać w sieci. Tylko szlag mnie trafia na to całe narzekanie. W MOIM samorządowym niepublicznym szpitalu tak mają WSZYSCY. Dlaczego u Was/Ciebie nie? Nie mam pojęcia. Zróbcie tak samo, zacznijcie od zatrudnienia na stanowisku dyrektora zamiast lekarza nieudacznika, manager`a z prawdziwego zdarzenia. Potem będzie już tylko lepiej. Lamperia na korytarzu nie będzie się sypać.

      • Pani doktor Anna Wrzeszcz z
        Pani doktor Anna Wrzeszcz z Żuromina. Kardiolog. Nie tylko sercowych przyjmuje. Nie tylko Ona zresztą u nas. Ale to o Niej mówią Anioł. PRYWATNIE przyjmuje za darmo pacjentów których nie stać na płacenie. Odwiedza ich także w domach.
        Mam nadzieję, że Pani doktor nie pogniewa się, że podałam Jej nazwisko.

      • Żądasz utopii, Ojcze
        Amerykanie są przekonani, że mają najlepszą służbę zdrowia na świecie. Ja twierdzę, że nie najlepszą, ale na pewno najdroższą.

        Coś dolega, idziesz do lekarza. Mając szczęście, że najbliższy oferowany termin jest całkiem bliski, a nie za 3 tygodnie. Udało się, załóżmy i jesteś na miejscu. Najpierw pytają o ubezpieczenie. Masz ubezpieczenie – daj kartę, skserują. Potem dostajesz formularz do wypełnienia, informacje osobiste i przeszłość chorobowa.

        Pomocnik lekarza umieszcza pacjenta w jednym z wielu małych pokoików bez okien (wielkości łazienki w polskim bloku) i zbiera wywiad, co dolega, kiedy się zaczęlo, jakie są objawy – zasadniczo robi to, co w Polsce należy do lekarza, spisuje to wszystko. Mierzy ciśnienie, temperaturę, każe się rozebrać (dając stosowne okrycie z papieru) i wychodzi, a pacjent czeka na lekarza, który oblatuje te pokoiki, a bywa ich i 20. Trzeba czekać, czasem naprawdę długo.

        W końcu lekarz się zjawia, wita się uprzejmie i przedstawia, i najpierw czyta papier sporządzony przez pomocnika. Ten papier to jest formularz, jego czytanie jest proste, bo lekarz czyta to sto razy dziennie. Zeskanuje wzrokiem ten papier i zadaje pacjentowi kilka pytań, dopisując to na tym papierze.

        Potem następuje część najważniejsza. Kit, że zwijasz się z bólu kostki przyśrodkowej albo dolegliwości brzusznej, co do kibla by trzeba już zacząć biec. Pada pytanie, czy palisz, i jak się powie, że tak, to następuje przemowa na temat szkodliwości. Dwie minuty.

        Potem badanie. Badanie przez papierową bieliznę, a czasem przez ubranie. Coś, czego robić nie wolno, jeśli chce się faktycznie wybadać.

        Potem diagnoza. Szybka, a trafna w może 75%.

        Potem zalecenia ustne, które w życie papierowe wcieli pomocnik lekarza. Pół tabletki rano i pół wieczorem. Jakby coś się działo, idź na pogotowie. Lekarz wychodzi i pędzi do następnego pokoiku, gdzie czeka następny pacjent. Trzeba się ubrać i iść do pomocnika po recepty. I życzymy miłego dnia, jeśli masz ubezpieczenie, to mamy namiary (skserowane karty ubezpieczeń przy rejestracji), załatwimy płatność “dla ciebie”, jeśli nie masz, to rachunek do domu wyślemy. Taki, że dupa ci się zmarszczy.

        No i sobie pogadaj z lekarzem, jak czas widzenia lekarza to jest 5-7 minut (ja naprawdę nie przesadzam!), i 2 minuty z tego dotyczą skutków palenia papierosów.

        Kiedyś w latach 90-tych wysłali mnie do pracy na “wysuniętej placówce”. Od 9 do 5. Przychodziło po 50 osób dziennie. No, to pogadaj sobie z każdym po pół godziny.

        Komarze jaja to jest bardzo śmieszne porównanie :D, ale może nie do tej sytuacji.

        • Nie nie -Solano- ja nie z tych wariatów co wołają kelnera
          bo znaleźli śrubkę w zupie.
          -Kelner,w mojej zupie była śrubka!
          – A coś pan chciał – cały traktor za pięć złotych?
          Więc ja nie chcę od ciężko pracującego lekarza albo pielęgniarki niczego ponad ABSOLUTNE MINIMUM. Chwili uwagi,odczytania wyników badań,diagnozy.Koniec.Kropka. I żeby nie było – płacę.Cash.Gotówką.
          Tym polskim syfem,zwanym ,,służbą zdrowia” karmią się wszyscy : od znachorów po właścicieli oddziałów w ,,publicznych” szpitalach. Lekarze,w takcie ,,państwowej” pracy przyjmują ,,swoich” pacjentów,bez żadnych ceregieli.Reszta udaje,że nie widzi i czeka pokornie na swój szczęśliwy dzień.
          Tylko w takim bałaganie i powszechnej nieodpowiedzialności felczer uchodzi za lekarza a niedouczony lekarzyna – za specjalistę.
          Nie mam pojęcia o amerykańskim szpitalu,ale zapytajmy naszego ,,bohatera narodowego” Bolka dlaczego operowali go w Miami zamiast w Krakowie,Aninie lub Zabrzu.

          • Rozśmieszyć potrafisz, owszem
            Statystycznie, ludzie najwięcej chorują (i w najdroższy sposób) przez dwa lata przed śmiercią.
            Wtedy ci ludzie są na emeryturach albo rentach. Statystycznie.

            Płacisz cash? Bo masz. Jakby się choroba przedłużyła i skomplikowała, to byś nie miał, zero dochodu z powodu choroby i zniknięte oszczędności.

            Bohater narodowy dostałby to samo w Polsce, co dostał w Miami. Stać go było na lepszą opiekę, chyba nie lepszą operację (mało danych). Bo za granicą to na pewno jest lepiej.
            “To nie nasze, proszę pani, to ZAGRANICZNE jest”. Bluzka z komisu.

          • Też wyśmiewam ten nasze ,biedne,kompleksy . Ale..
            Żyję w takim miejscu , że porównanie ,,nasze” – ,,ich” zajmuje pół godziny. Więc kiedy ktoś pisze o syfie w niemieckim szpitalu to powinien NATYCHMIAST zajrzeć do polskiego. Bo pierwszy szpital w którym nie śmierdziało obejrzałem w Niemczech. O kompetencje lekarzy możemy się spierać.Natomiast jeśli chodzi o poziom obsługi i elementarne warunki – to jest przepaść.
            Oglądałem długo i z wielkim podziwiem jak niesprawnego pacjenta pakują delikatnie do nowego,wielkiego mecedesa-busa z atermicznymi szybami i pod opieką pielegniarza(?) wiozą do domu.
            W Polsce – po ciężkim wypadku i poważnej operacji – pacjent musiał sobie ZNALEŻĆ i OPŁACIĆ PRYWATNĄ KARETKĘ na powrót do odległego domu , bo w szpitalu /ogromnym/ żadnej nie było.

  2. Czytam, słucham, większość
    Czytam, słucham, większość tekstów jak Twój. Wszyscy narzekają. Ja nie.
    UWAGA! Teraz będzie jeszcze bardziej osobiście niż zazwyczaj u mnie, ale temat taki. Choruję. Od zawsze. Nie chlałam, nie ćpałam, nie paliłam, w miarę możliwości uprawiałam tak zwany zdrowy styl życia. Na studiach to nawet na siłownię chodziłam. Pod okiem rehabilitanta. Liczy się? Mimo tego wszystkiego dopadło mnie i zaczęło się. Wcześniej, jeszcze za komuny. Jeden z moich tekstów CHYBA był pośrednio o tym. Dziecko w komunistycznym szpitalu. Akademickim w samej Warszawie, żeby nie było, że jakieś zadupie powiatowe. Trauma i koszmar, który zostanie we mnie na zawsze.
    Dość jęków, jakby nie było to przecież żem niepoprawna optymistka, przynajmniej tak o mnie mówią.
    Przejdę do teraz.
    Rok temu mnie dopadło. Ataki bólu jakich nikomu nie życzę. Wizyta u lekarza. To NIE BAJKA! Czekanie w kolejce do rejestracji, ale tylko po raz pierwszy, bo starsi ludzie przyzwyczajeni za “dawnych lepszych czasów”, że trzeba w kolejce stawać rano, bo się nie dostaniesz, czekali już od 4-ej. Dla mnie to środek nocy.
    Wizyta w gabinecie. ROZMOWA z lekarzem. Panią doktor, zwaną przez moich rodziców Aniołem, interesowało wszystko. Profesjonalny wywiad. W końcu to ja najlepiej wiedziałam co mnie boli, Ona miała “tylko” zbadać przyczyny DLACZEGO. Stwierdziła, że trzeba do szpitala. Spędziłam w nim całe 2 dni. w tym czasie miałam wykonane WSZYSTKIE niezbędne badania. Za leki zapłaciłam 17,50 zł. Do dziś ataki nie wróciły. O tym, że do 92-letniej babci przychodził fizjoterapeuta, nawet nie warto wspominać.
    Po co to wywalanie flaków po raz wtóry? Nie jestem ekshibicjonistką, nie czuję nawet potrzeby żeby się poużalać w sieci. Tylko szlag mnie trafia na to całe narzekanie. W MOIM samorządowym niepublicznym szpitalu tak mają WSZYSCY. Dlaczego u Was/Ciebie nie? Nie mam pojęcia. Zróbcie tak samo, zacznijcie od zatrudnienia na stanowisku dyrektora zamiast lekarza nieudacznika, manager`a z prawdziwego zdarzenia. Potem będzie już tylko lepiej. Lamperia na korytarzu nie będzie się sypać.

      • Pani doktor Anna Wrzeszcz z
        Pani doktor Anna Wrzeszcz z Żuromina. Kardiolog. Nie tylko sercowych przyjmuje. Nie tylko Ona zresztą u nas. Ale to o Niej mówią Anioł. PRYWATNIE przyjmuje za darmo pacjentów których nie stać na płacenie. Odwiedza ich także w domach.
        Mam nadzieję, że Pani doktor nie pogniewa się, że podałam Jej nazwisko.

      • Żądasz utopii, Ojcze
        Amerykanie są przekonani, że mają najlepszą służbę zdrowia na świecie. Ja twierdzę, że nie najlepszą, ale na pewno najdroższą.

        Coś dolega, idziesz do lekarza. Mając szczęście, że najbliższy oferowany termin jest całkiem bliski, a nie za 3 tygodnie. Udało się, załóżmy i jesteś na miejscu. Najpierw pytają o ubezpieczenie. Masz ubezpieczenie – daj kartę, skserują. Potem dostajesz formularz do wypełnienia, informacje osobiste i przeszłość chorobowa.

        Pomocnik lekarza umieszcza pacjenta w jednym z wielu małych pokoików bez okien (wielkości łazienki w polskim bloku) i zbiera wywiad, co dolega, kiedy się zaczęlo, jakie są objawy – zasadniczo robi to, co w Polsce należy do lekarza, spisuje to wszystko. Mierzy ciśnienie, temperaturę, każe się rozebrać (dając stosowne okrycie z papieru) i wychodzi, a pacjent czeka na lekarza, który oblatuje te pokoiki, a bywa ich i 20. Trzeba czekać, czasem naprawdę długo.

        W końcu lekarz się zjawia, wita się uprzejmie i przedstawia, i najpierw czyta papier sporządzony przez pomocnika. Ten papier to jest formularz, jego czytanie jest proste, bo lekarz czyta to sto razy dziennie. Zeskanuje wzrokiem ten papier i zadaje pacjentowi kilka pytań, dopisując to na tym papierze.

        Potem następuje część najważniejsza. Kit, że zwijasz się z bólu kostki przyśrodkowej albo dolegliwości brzusznej, co do kibla by trzeba już zacząć biec. Pada pytanie, czy palisz, i jak się powie, że tak, to następuje przemowa na temat szkodliwości. Dwie minuty.

        Potem badanie. Badanie przez papierową bieliznę, a czasem przez ubranie. Coś, czego robić nie wolno, jeśli chce się faktycznie wybadać.

        Potem diagnoza. Szybka, a trafna w może 75%.

        Potem zalecenia ustne, które w życie papierowe wcieli pomocnik lekarza. Pół tabletki rano i pół wieczorem. Jakby coś się działo, idź na pogotowie. Lekarz wychodzi i pędzi do następnego pokoiku, gdzie czeka następny pacjent. Trzeba się ubrać i iść do pomocnika po recepty. I życzymy miłego dnia, jeśli masz ubezpieczenie, to mamy namiary (skserowane karty ubezpieczeń przy rejestracji), załatwimy płatność “dla ciebie”, jeśli nie masz, to rachunek do domu wyślemy. Taki, że dupa ci się zmarszczy.

        No i sobie pogadaj z lekarzem, jak czas widzenia lekarza to jest 5-7 minut (ja naprawdę nie przesadzam!), i 2 minuty z tego dotyczą skutków palenia papierosów.

        Kiedyś w latach 90-tych wysłali mnie do pracy na “wysuniętej placówce”. Od 9 do 5. Przychodziło po 50 osób dziennie. No, to pogadaj sobie z każdym po pół godziny.

        Komarze jaja to jest bardzo śmieszne porównanie :D, ale może nie do tej sytuacji.

        • Nie nie -Solano- ja nie z tych wariatów co wołają kelnera
          bo znaleźli śrubkę w zupie.
          -Kelner,w mojej zupie była śrubka!
          – A coś pan chciał – cały traktor za pięć złotych?
          Więc ja nie chcę od ciężko pracującego lekarza albo pielęgniarki niczego ponad ABSOLUTNE MINIMUM. Chwili uwagi,odczytania wyników badań,diagnozy.Koniec.Kropka. I żeby nie było – płacę.Cash.Gotówką.
          Tym polskim syfem,zwanym ,,służbą zdrowia” karmią się wszyscy : od znachorów po właścicieli oddziałów w ,,publicznych” szpitalach. Lekarze,w takcie ,,państwowej” pracy przyjmują ,,swoich” pacjentów,bez żadnych ceregieli.Reszta udaje,że nie widzi i czeka pokornie na swój szczęśliwy dzień.
          Tylko w takim bałaganie i powszechnej nieodpowiedzialności felczer uchodzi za lekarza a niedouczony lekarzyna – za specjalistę.
          Nie mam pojęcia o amerykańskim szpitalu,ale zapytajmy naszego ,,bohatera narodowego” Bolka dlaczego operowali go w Miami zamiast w Krakowie,Aninie lub Zabrzu.

          • Rozśmieszyć potrafisz, owszem
            Statystycznie, ludzie najwięcej chorują (i w najdroższy sposób) przez dwa lata przed śmiercią.
            Wtedy ci ludzie są na emeryturach albo rentach. Statystycznie.

            Płacisz cash? Bo masz. Jakby się choroba przedłużyła i skomplikowała, to byś nie miał, zero dochodu z powodu choroby i zniknięte oszczędności.

            Bohater narodowy dostałby to samo w Polsce, co dostał w Miami. Stać go było na lepszą opiekę, chyba nie lepszą operację (mało danych). Bo za granicą to na pewno jest lepiej.
            “To nie nasze, proszę pani, to ZAGRANICZNE jest”. Bluzka z komisu.

          • Też wyśmiewam ten nasze ,biedne,kompleksy . Ale..
            Żyję w takim miejscu , że porównanie ,,nasze” – ,,ich” zajmuje pół godziny. Więc kiedy ktoś pisze o syfie w niemieckim szpitalu to powinien NATYCHMIAST zajrzeć do polskiego. Bo pierwszy szpital w którym nie śmierdziało obejrzałem w Niemczech. O kompetencje lekarzy możemy się spierać.Natomiast jeśli chodzi o poziom obsługi i elementarne warunki – to jest przepaść.
            Oglądałem długo i z wielkim podziwiem jak niesprawnego pacjenta pakują delikatnie do nowego,wielkiego mecedesa-busa z atermicznymi szybami i pod opieką pielegniarza(?) wiozą do domu.
            W Polsce – po ciężkim wypadku i poważnej operacji – pacjent musiał sobie ZNALEŻĆ i OPŁACIĆ PRYWATNĄ KARETKĘ na powrót do odległego domu , bo w szpitalu /ogromnym/ żadnej nie było.

  3. Jak pisałem , żeby w pizdu rozpędzić ,,bezpłatną służbę
    zdrowia” i zrobić uczciwie – jak stomatolodzy,opiekunki do obłożnie albo weterynarze wreszcie-to się obruszyłeś,że służby zdrowia prywatyzować nie można.Bo mojego psa lepiej traktują ,prywatni weterynarze,niż mnie lekarz ( za pieniądze,tych ,,publicznych” w ogóle nie znam i nie używam).Bo to wszystko,cały ten bardak ,,publiczny” dawno już sprywatyzowany , tylko wariatów udajemy.Że niby wierzymy w niezmordowanych , zapracowanych lekarzy , co na 1/8 etatu w dwudziestu przychodniach ,trzech szpitalach i dwóch prywatnych gabinetach.
    Kupili instalację rezonansu magnetycznego za ponad 2 mln zł . Istalacja przebiegła sprawnie. Feta,wstęgi,tv,redaktorzy,reklama – teraz Europa,zapraszamy. Kontrakt z NFZ podpisany.Wystartowali w połowie lipca. Przychodzi pacjent (ze skierowaniem) 16 -ego lipca,słyszy grzeczne wypierdalać.To znaczy może na grudzień.
    – A za pieniądze ?
    – Pięćset złotych i jutro na dwunastą. Jeżeli kontrast to dwie dychy więcej.
    Zamiast bajek ludowych o ,,powszechnym i bezpłatnym” zrobiliby po sto od łba/fakturę do łapy i z tym po refundację do swojego TU albo NFZ/ – byłoby uczciwie i ceny by spadły. A tak , prywatna konkurencja też chce pięć stów,tyle,że ładne panienki,cieć w liberii i nawet winda klimatyzowana.

    • Mylisz się, Ojcze
      To, co napisałeś o rezonansie to inna sprawa, rozumiem.

      Zakładsz, że pacjent zapłaci za usługę, a potem pójdzie po refundację. No, to zapłać np. 20 tysięcy zł i czekaj na refundację. Te pieniądze trzeba mieć. Masz?

      A co, jeśli odmówią refundacji, bo znajdą jakiś malutkim szarym drukiem napisane ograniczenie ubezpieczenia, którego nie zauważyłeś?

      • Solano – czytaj uważniej,proszę.
        Napisałem tylko o prostym sposobie ZARABIANIA na bardzo drogiej maszynie. Znasz jakiegoś wariata , który kupiwszy maszynę za 1 mln $ posadził do obsługi durnia czytającego gazetę? A klientów przeganiał?
        Solano dam Ci adres szpitala w którym ewentualnych pacjentów wita smród , pielęgniarka z batonem w pysku zaczytana w kolorowej gazecie oraz ordynator – z objawami choroby psychicznej.
        W Stanach też tak macie?

        • W Stanach na wszystkim trzeba zarobić
          A “dobro pacjenta” ważne jest tak długo, jak da się wyciskać pieniądze. Duże pieniądze. Myślisz, że nie trzeba patrzeć im na łapy? Trzeba, bo zabadają do upadłego, zaleczą na śmierć – jeśli pacjent ma ubezpieczenie, i ubezpieczalnia się nie stawia. Każda procedura to dla nich szmal, pacjentowi z ubezpieczeniem łatwo nie odpuszczają.

          Twoją wypowiedź uszeregowałabym w innej kolejności – najpierw ordynator z objawami choroby psychicznej, z tego wynika pielęgniarka z batonem w pysku zaczytana w kolorowej gazecie, z tego wynika smród.
          Taka jest sekwencja przyczyn i skutków, bo jaki pan taki kram, choć pacjent widzi wszystko w odwrotnej kolejności, którą opisałeś.

  4. Jak pisałem , żeby w pizdu rozpędzić ,,bezpłatną służbę
    zdrowia” i zrobić uczciwie – jak stomatolodzy,opiekunki do obłożnie albo weterynarze wreszcie-to się obruszyłeś,że służby zdrowia prywatyzować nie można.Bo mojego psa lepiej traktują ,prywatni weterynarze,niż mnie lekarz ( za pieniądze,tych ,,publicznych” w ogóle nie znam i nie używam).Bo to wszystko,cały ten bardak ,,publiczny” dawno już sprywatyzowany , tylko wariatów udajemy.Że niby wierzymy w niezmordowanych , zapracowanych lekarzy , co na 1/8 etatu w dwudziestu przychodniach ,trzech szpitalach i dwóch prywatnych gabinetach.
    Kupili instalację rezonansu magnetycznego za ponad 2 mln zł . Istalacja przebiegła sprawnie. Feta,wstęgi,tv,redaktorzy,reklama – teraz Europa,zapraszamy. Kontrakt z NFZ podpisany.Wystartowali w połowie lipca. Przychodzi pacjent (ze skierowaniem) 16 -ego lipca,słyszy grzeczne wypierdalać.To znaczy może na grudzień.
    – A za pieniądze ?
    – Pięćset złotych i jutro na dwunastą. Jeżeli kontrast to dwie dychy więcej.
    Zamiast bajek ludowych o ,,powszechnym i bezpłatnym” zrobiliby po sto od łba/fakturę do łapy i z tym po refundację do swojego TU albo NFZ/ – byłoby uczciwie i ceny by spadły. A tak , prywatna konkurencja też chce pięć stów,tyle,że ładne panienki,cieć w liberii i nawet winda klimatyzowana.

    • Mylisz się, Ojcze
      To, co napisałeś o rezonansie to inna sprawa, rozumiem.

      Zakładsz, że pacjent zapłaci za usługę, a potem pójdzie po refundację. No, to zapłać np. 20 tysięcy zł i czekaj na refundację. Te pieniądze trzeba mieć. Masz?

      A co, jeśli odmówią refundacji, bo znajdą jakiś malutkim szarym drukiem napisane ograniczenie ubezpieczenia, którego nie zauważyłeś?

      • Solano – czytaj uważniej,proszę.
        Napisałem tylko o prostym sposobie ZARABIANIA na bardzo drogiej maszynie. Znasz jakiegoś wariata , który kupiwszy maszynę za 1 mln $ posadził do obsługi durnia czytającego gazetę? A klientów przeganiał?
        Solano dam Ci adres szpitala w którym ewentualnych pacjentów wita smród , pielęgniarka z batonem w pysku zaczytana w kolorowej gazecie oraz ordynator – z objawami choroby psychicznej.
        W Stanach też tak macie?

        • W Stanach na wszystkim trzeba zarobić
          A “dobro pacjenta” ważne jest tak długo, jak da się wyciskać pieniądze. Duże pieniądze. Myślisz, że nie trzeba patrzeć im na łapy? Trzeba, bo zabadają do upadłego, zaleczą na śmierć – jeśli pacjent ma ubezpieczenie, i ubezpieczalnia się nie stawia. Każda procedura to dla nich szmal, pacjentowi z ubezpieczeniem łatwo nie odpuszczają.

          Twoją wypowiedź uszeregowałabym w innej kolejności – najpierw ordynator z objawami choroby psychicznej, z tego wynika pielęgniarka z batonem w pysku zaczytana w kolorowej gazecie, z tego wynika smród.
          Taka jest sekwencja przyczyn i skutków, bo jaki pan taki kram, choć pacjent widzi wszystko w odwrotnej kolejności, którą opisałeś.

  5. Nie jest dobrze, ale tak źle też nie jest.
    Parę miesięcy temu w jednym takim szpitalu wojewódzkim (wyjątkowo obskurny) już w drodze na oddział zaobserwowałam te same zjawiska. Na miejscu jeszcze gorzej – pacjent obolały po drugiej operacji, wkurwiony znacznie bardziej niż Ty, narzekał, żalił się, klął i jęczał.
    Z ostrzeżeniem – lepiej tam nie idź, to chamy – udałam się do jaskini.
    Mimo, że nie musiano, udzielono mi wszelkich niezbędnych informacji, pokazano wyniki i objaśniono. Zatroszczono o moje możliwości transportu rekonwalescenta (60 km) i obiecano dostosować do nich termin wypisu. Dostosowano.
    Wiesz, punkt widzenia – punkt siedzenia…uwzględnij.
    Niech więc operacja postawi pacjenta na nogi, to jest najważniejsze. Bo jeśli pacjent przeżyje operację, to reszta straci znaczenie. Jak to na wojnie;)

    • Jedno zastrzeżenie Izis.
      Jedno zastrzeżenie Izis. MUSIANO. Masz do tego prawo. Wiedziałam wszystko. co ze mną zrobią, dlaczego, na co ta niebieska tabletka… Różnica? Szpital nie obskurny i pracownicy, łącznie z panią windziarką i salowymi (czyściutko) mili. Dla cierpiącego człowieka to już bardzo dużo. Mój wypis ze szpitala zawiera WSZYSTKO co ze mną tam robiono, dlaczego i jakie są tego wyniki, oraz zalecenia na przyszłość. Dostałam do domu kopię. Razem z wypisem właśnie. O nic nie prosiłam.

      PS: Nawet kawy nikomu nie dałam. To apropos bez s wszechobecnych łapówek.

  6. Nie jest dobrze, ale tak źle też nie jest.
    Parę miesięcy temu w jednym takim szpitalu wojewódzkim (wyjątkowo obskurny) już w drodze na oddział zaobserwowałam te same zjawiska. Na miejscu jeszcze gorzej – pacjent obolały po drugiej operacji, wkurwiony znacznie bardziej niż Ty, narzekał, żalił się, klął i jęczał.
    Z ostrzeżeniem – lepiej tam nie idź, to chamy – udałam się do jaskini.
    Mimo, że nie musiano, udzielono mi wszelkich niezbędnych informacji, pokazano wyniki i objaśniono. Zatroszczono o moje możliwości transportu rekonwalescenta (60 km) i obiecano dostosować do nich termin wypisu. Dostosowano.
    Wiesz, punkt widzenia – punkt siedzenia…uwzględnij.
    Niech więc operacja postawi pacjenta na nogi, to jest najważniejsze. Bo jeśli pacjent przeżyje operację, to reszta straci znaczenie. Jak to na wojnie;)

    • Jedno zastrzeżenie Izis.
      Jedno zastrzeżenie Izis. MUSIANO. Masz do tego prawo. Wiedziałam wszystko. co ze mną zrobią, dlaczego, na co ta niebieska tabletka… Różnica? Szpital nie obskurny i pracownicy, łącznie z panią windziarką i salowymi (czyściutko) mili. Dla cierpiącego człowieka to już bardzo dużo. Mój wypis ze szpitala zawiera WSZYSTKO co ze mną tam robiono, dlaczego i jakie są tego wyniki, oraz zalecenia na przyszłość. Dostałam do domu kopię. Razem z wypisem właśnie. O nic nie prosiłam.

      PS: Nawet kawy nikomu nie dałam. To apropos bez s wszechobecnych łapówek.

  7. Znany mi szpital
    Miał 3 miliony długu.
    Przyszedł nowy dyrektor (lekarz, ale utalentowany manager) i w ciągu dwóch lat wyprowadził szpital z długów oraz zrobił 2 miliony nadwyżki. Za jego czasów szpital funkcjonował przykładnie.
    Ale znudziło mu się i odszedł do lepszej pracy. Fakt, zasługiwał na coś lepszego.
    Kogo teraz na dyrektora? – zastanawiali się samorządowcy z PiS i wymyślili: Wiesiek! Wiesiek to jest fajny chłop!
    Po roku szpital miał 2 miliony długu.
    Lamperie się odkruszają, pacjenci nie są obsługiwani jak należy, syf się kłębi. Wiesiek ma się dobrze. Fajny chłop.

  8. Znany mi szpital
    Miał 3 miliony długu.
    Przyszedł nowy dyrektor (lekarz, ale utalentowany manager) i w ciągu dwóch lat wyprowadził szpital z długów oraz zrobił 2 miliony nadwyżki. Za jego czasów szpital funkcjonował przykładnie.
    Ale znudziło mu się i odszedł do lepszej pracy. Fakt, zasługiwał na coś lepszego.
    Kogo teraz na dyrektora? – zastanawiali się samorządowcy z PiS i wymyślili: Wiesiek! Wiesiek to jest fajny chłop!
    Po roku szpital miał 2 miliony długu.
    Lamperie się odkruszają, pacjenci nie są obsługiwani jak należy, syf się kłębi. Wiesiek ma się dobrze. Fajny chłop.

  9. Sól fizjologiczna to nie jest placebo
    Sól fizjologiczna miewa moc ratowania życia.
    Sól fizjologiczna ma moc pomagania w dojściu do zdrowia.
    Nie jest zlecana tak sobie – bo kosztuje pieniądze, czas personelu i żyłę pacjenta – jest zlecana, jeśli może pomóc.

    To jest tak, jakby kowboy oglądał film o dzikim zachodzie. Ładnie pokazane, ale naprawdę to wcale nie jest tak, jak pokazane.

  10. Sól fizjologiczna to nie jest placebo
    Sól fizjologiczna miewa moc ratowania życia.
    Sól fizjologiczna ma moc pomagania w dojściu do zdrowia.
    Nie jest zlecana tak sobie – bo kosztuje pieniądze, czas personelu i żyłę pacjenta – jest zlecana, jeśli może pomóc.

    To jest tak, jakby kowboy oglądał film o dzikim zachodzie. Ładnie pokazane, ale naprawdę to wcale nie jest tak, jak pokazane.

  11. Socjalizm tak ,wypaczenia – nie.
    NFZ zbada kreatywną księgowość
    4 września 2010

    Trzeba ustalić, ilu pacjentów rzeczywiście przyjmowanych jest do szpitali, bo trzeba ratować ich życie, zapowiada wiceminister zdrowia Jakub Szulc, na którego powołuje się “Gazeta Wyborcza”.

    Analiza szpitalnych sprawozdań, jaką przeprowadziło kilka oddziałów NFZ ujawniła, że lekarze na większości oddziałów mają pacjentów w stanie zagrożenia życia głównie w poniedziałki i we wtorki, a także pod koniec roku

  12. Socjalizm tak ,wypaczenia – nie.
    NFZ zbada kreatywną księgowość
    4 września 2010

    Trzeba ustalić, ilu pacjentów rzeczywiście przyjmowanych jest do szpitali, bo trzeba ratować ich życie, zapowiada wiceminister zdrowia Jakub Szulc, na którego powołuje się “Gazeta Wyborcza”.

    Analiza szpitalnych sprawozdań, jaką przeprowadziło kilka oddziałów NFZ ujawniła, że lekarze na większości oddziałów mają pacjentów w stanie zagrożenia życia głównie w poniedziałki i we wtorki, a także pod koniec roku