Reklama

Jeśli się komuś wydaje, że cena mojej powieści jest wygórowana, to chcia

Jeśli się komuś wydaje, że cena mojej powieści jest wygórowana, to chciałbym na początku przedstawić rzecz mniej zabawną. Otóż najcudowniejsza recenzja jaką otrzymałem brzmiała tak: „Jestem Ci winien 50 złotych”. Recenzje otrzymałem od Czytelnika, który nabył książkę w cenie 50 złotych i uznał, że popełnił grzech. Naturalnie Czytelnik dostał dwie uwagi do skrzynki pocztowej, przede wszystkim podziękowania, potem stanowczy zakaz finansowych wygłupów. Musiałem się pochwalić, próżny jestem i nie wytrzymałem, bo historia rzeczywiście książkowa albo jak kto woli filmowa. No, ale to jest tylko wstęp do cen książek, bo jako się rzekło cena za moją powieść jest śmiesznie niska. W przyrodzie istnieją śmieszne ceny za poważne książki i poważne ceny za śmieszne książki. W Internecie księgarnie robią sobie jaja z brukowca, jaki popełnił socjolog Gross, wraz z byłą małżonką. Jeden z Portali wystawił książkę, za 4499 PLN, podpisał PROMOCJA i sprzedaje na całego. I mnie się taka walka z głupotą podoba, wolnoć Tomku na wolnym rynku. Jak mawiał klasyk: „Kto mnie zabroni z pastowanym kabanem po lesie spacerować?”. Przy tej okazji pragnę również oświadczyć, że odezwał się redaktor Gablankowski ze Znaku, ponieważ akcję opisywałem wcześniej, czuję się w uczciwym obowiązku domalować część dalszą. Redaktor poprosił o powtórne przesłanie powieści, gdy odnalazł swoje nazwisko w google prowadzące do Naszego Portalu. Przesłałem, z krótkim (jak na mnie) wyjaśnieniem intencji i przypomnieniem, że otrzymałem potwierdzenie wcześniejszego wysłania książki. Pan redaktor odebrał i potwierdził pocztę w piątek, równy tydzień temu. W bardzo krótkim liście oświadczył, że w poniedziałek odniesie się do treści mojego maila i wyjaśni wszystko jak trzeba, łącznie z tym dlaczego Znak wydaje gnioty, które jak się okazuje nawet komercją nie zalatują. Mamy kolejny piątek i niestety nie podzielę się informacjami z redakcji Znak, bo ich nie ma. Z uporem bezczelnego maniaka będę relacjonował kulisy polskiej paranoi. Książkę przeczytało już kilkadziesiąt osób, nie wiem z czego to wynika, może się niepotrzebnie szczypią, może im nie wypada, na pewno jest tak, że kisimy się tu we własnym gronie, zatem każda pliszka swój ogonek chwali, w każdym razie nie otrzymałem jednej negatywnej recenzji. Czytelnicy miewają problemy z akceptacją „linii ideowej” książki, ale nikt nie miał wątpliwości, że książka jest napisana solidnie, czyta się świetnie i nie ma w niej absolutnie niczego, co by się nie nadawało do druku. Tu już naprawdę nie o to chodzi, żebym mógł sobie biadolić i robić za podziemie literackie, oczywiście te wszystkie zabiegi są marketingiem i to takim dla mało lotnych. Inteligentny wie, że potrzeba szumu, aby w absurdalnych realiach zwrócić na siebie uwagę, a ja jestem o tyle usprawiedliwiony, że zostałem skazany na takie zabiegi i słowo skazany jest słowem jak najbardziej trafionym.


Dlaczego mnie się zmusza do jakiegoś żałosnego drugiego obiegu i słusznych narzekań Czytelników, że książka czytana z ekranu męczy niemożebnie i odbiera radość z materialnego posiadania czegoś, co w końcu poza żartami mało nie kosztuje? Dlaczego zmusza się Czytelników do oceny jednej i tylko jednej strony dialogu, w tak zwanych stosunkach polsko-żydowskich? Cukier o 150% drożej niż w najbliższym kraju strefy Schengen, w katolickim wydawnictwie wydaje się ksiązki lewackiego skandalisty, blokując wydanie umiarkowanego konserwatysty, w TV gęby znane z czasów Ireny Dziedzic, a ja nieustannie słyszę o wolnym rynku, którego nie wolno państwu regulować. W takiej sytuacji pozostaje mi prymitywna satysfakcja, że ktoś sobie z tego cyrku robi jaja, jak zrobił z Grossem i to jedyne jaja jakie mu się w życiu przydarzyły. Przeginanie wajchy w jednej stronę, wysadziło już nie tylko bezpieczniki w wielu domach, ale i stacjach nadawczych. Efekty dystrybucji są mizerne, przy takim nagłośnieniu jakie zrobiono temu gniotowi i tu już naprawdę nie chodzi o to, kto kogo kocha, a kto nie, chodzi o to, że to Harlequin jest nie żaden esej historyczny. Przeczytałem ze dwa rozdziały i naprawdę nie dałem rady, co bardziej zabawne większość obrońców gniota nie przeczytało strony, ponieważ nie broni się gniota, tylko powtarza służbowe zawołania o lustrze i obitych piersiach. Mój maniakalny upór bierze się stąd, że kto tego nie doświadczył nie zrozumie i niestety wierzyć mu się nie chce i znudzony już jest, bo ile można biadolić? To jest ściana, wali się łbem w ścianę, jedyna nadzieja w tym, że przyłączą się inni, bo w Polsce nie ma żadnego wolnego rynku, wolność słowa i owszem, ale jedne słowa na afisz inne do lasu, żeby się pustym echem odbiły. Z chałturników robi się artystów, z ignorantów badaczy, z propagandzistów głos sumienia, z peerelowskich emerytów cool postaci europejskie. I to są realia nie jakieś słodziutkie hasełka w HD TV. A taki Ziutek jak ja, doświadcza dobrodziejstw PRL bis w mikrej skali, to co się dziwić „oszołomowi” Kaczyńskiemu, czy Wildsteinowi, którzy napatrzyli się nie na takie rzeczy i z bliska, do tego nie „mają dowodów”. Nawet w Matrixie dało się przetrwać w tym baraku można tylko wegetować.

PS Fajnie, że klikacie, fajnie…

Reklama
Reklama

36 KOMENTARZE

  1. “…książka jest napisana
    “…książka jest napisana solidnie, czyta się świetnie i nie ma w niej absolutnie niczego, co by się nie nadawało do druku.” “…czytana z ekranu męczy niemożebnie i odbiera radość z materialnego posiadania…” Z zaśnięciem na osobistej dedykacji włącznie.

      • Nie wyłączyłem nawet myślałem
        Nie wyłączyłem nawet myślałem o tym, ale “gwiazdki” są podpięte pod system i posypałoby się parę pożytecznych narzędzi. Gdyby nie to, pozbyłbym się dawno tej dziecinady. Na książkę nic nie poradzę, oczywiście mogę to bez problemu wydać w kilku narodowych wydawnictwach niszowych, ale jakoś nie mam ochoty na towarzystwo z pamiętnikami skinów i badaczy naukowych, którzy twierdzą, że w czasie II Wojny Światowej zginęło góra 1200 Żydów. Książka to jest książka, nie tylko parszywie się czyta takiego ebooka, ale bądźmy szczerzy, z politowaniem się patrzy na takie wydanie. Czytałem kilka ebooków, z klasyki, Dostojewskiego i Bułhakowa i te w pdf to jeszcze jako tako, ale te w Word od razu przypominają szkolne wypracowania. Obawiam się, że niestety nie tylko ja tak mam. Nie traktuje się poważnie i jak książki takiego wydania. Mam to wydrukowane dla siebie, bo tak też łatwiej się korygowało i nawet taki wydruk z atramentówki, to już inna jakość. Nic na to nie poradzę.

        • Przypomniało mi się, że
          Przypomniało mi się, że Prószyński i S-ka wydało książkę autorce bloga, który w 2005-ym roku zajął 3-e miejsce w konkursie Blog Roku. Miałam w rękach, nie wyglądało to najgorzej. Próbowałeś tam?

          Wiem, że nic nie poradzisz. Może też sobie wydrukuję. Lubię czytać leżąc a na krześle przed komputerem to trochę nie wygodne.

  2. “…książka jest napisana
    “…książka jest napisana solidnie, czyta się świetnie i nie ma w niej absolutnie niczego, co by się nie nadawało do druku.” “…czytana z ekranu męczy niemożebnie i odbiera radość z materialnego posiadania…” Z zaśnięciem na osobistej dedykacji włącznie.

      • Nie wyłączyłem nawet myślałem
        Nie wyłączyłem nawet myślałem o tym, ale “gwiazdki” są podpięte pod system i posypałoby się parę pożytecznych narzędzi. Gdyby nie to, pozbyłbym się dawno tej dziecinady. Na książkę nic nie poradzę, oczywiście mogę to bez problemu wydać w kilku narodowych wydawnictwach niszowych, ale jakoś nie mam ochoty na towarzystwo z pamiętnikami skinów i badaczy naukowych, którzy twierdzą, że w czasie II Wojny Światowej zginęło góra 1200 Żydów. Książka to jest książka, nie tylko parszywie się czyta takiego ebooka, ale bądźmy szczerzy, z politowaniem się patrzy na takie wydanie. Czytałem kilka ebooków, z klasyki, Dostojewskiego i Bułhakowa i te w pdf to jeszcze jako tako, ale te w Word od razu przypominają szkolne wypracowania. Obawiam się, że niestety nie tylko ja tak mam. Nie traktuje się poważnie i jak książki takiego wydania. Mam to wydrukowane dla siebie, bo tak też łatwiej się korygowało i nawet taki wydruk z atramentówki, to już inna jakość. Nic na to nie poradzę.

        • Przypomniało mi się, że
          Przypomniało mi się, że Prószyński i S-ka wydało książkę autorce bloga, który w 2005-ym roku zajął 3-e miejsce w konkursie Blog Roku. Miałam w rękach, nie wyglądało to najgorzej. Próbowałeś tam?

          Wiem, że nic nie poradzisz. Może też sobie wydrukuję. Lubię czytać leżąc a na krześle przed komputerem to trochę nie wygodne.

  3. “…książka jest napisana
    “…książka jest napisana solidnie, czyta się świetnie i nie ma w niej absolutnie niczego, co by się nie nadawało do druku.” “…czytana z ekranu męczy niemożebnie i odbiera radość z materialnego posiadania…” Z zaśnięciem na osobistej dedykacji włącznie.

      • Nie wyłączyłem nawet myślałem
        Nie wyłączyłem nawet myślałem o tym, ale “gwiazdki” są podpięte pod system i posypałoby się parę pożytecznych narzędzi. Gdyby nie to, pozbyłbym się dawno tej dziecinady. Na książkę nic nie poradzę, oczywiście mogę to bez problemu wydać w kilku narodowych wydawnictwach niszowych, ale jakoś nie mam ochoty na towarzystwo z pamiętnikami skinów i badaczy naukowych, którzy twierdzą, że w czasie II Wojny Światowej zginęło góra 1200 Żydów. Książka to jest książka, nie tylko parszywie się czyta takiego ebooka, ale bądźmy szczerzy, z politowaniem się patrzy na takie wydanie. Czytałem kilka ebooków, z klasyki, Dostojewskiego i Bułhakowa i te w pdf to jeszcze jako tako, ale te w Word od razu przypominają szkolne wypracowania. Obawiam się, że niestety nie tylko ja tak mam. Nie traktuje się poważnie i jak książki takiego wydania. Mam to wydrukowane dla siebie, bo tak też łatwiej się korygowało i nawet taki wydruk z atramentówki, to już inna jakość. Nic na to nie poradzę.

        • Przypomniało mi się, że
          Przypomniało mi się, że Prószyński i S-ka wydało książkę autorce bloga, który w 2005-ym roku zajął 3-e miejsce w konkursie Blog Roku. Miałam w rękach, nie wyglądało to najgorzej. Próbowałeś tam?

          Wiem, że nic nie poradzisz. Może też sobie wydrukuję. Lubię czytać leżąc a na krześle przed komputerem to trochę nie wygodne.