kazał stanąć
więc stoję w rozkroku oparty z rękoma o ścianę
kazał stanąć
więc stoję w rozkroku oparty z rękoma o ścianę
tonfą roztrzaskuje naprężone łydki
w gwałtownym przysiadzie strzelają wiązadła
na plecach czuję jego charczący oddech dyszy
wyrzuca z siebie zaledwie trzy słowa
stój kurwa stój
przecież stoję kretynie stoję
kolejny raz ląduje na żebrach blisko serca
coś we mnie pęka
odwracam się gwałtownie
i walę tamtego między patrzenie ten pada bezwładnie
ja syczę z bólu rozkoszy nie ma we mnie żadnej
noo i co kurwa no i co
kopniakiem zamykam jego otwarte oko drugim wywalam okno
skaczę przed siebie aby dalej aby dosięgnąć tamtego parapetu
palce trzaskają w niepełnym uchwycie
spadam trzy piętra niżej
trafiam prosto w kontener na śmieci
– boże jak tutaj śmierdzi
ciekawe czy tamten zdołał się ocknąć
muszę się zebrać jak najszybciej
uciekać zanim się połapią i zaczną wszystko na nowo
stój – krzyknął
stanąłem
przed nosem przemknął autobus na zielonym
przeszedłem z tyrmandem pod pachą na tamtą stronę