Reklama

No dobrze pojechał i pomińmy pytanie czy miał prawo, czy nie miał, czy jest liderem delegacji, czy sałatkę będzie wcinał jak Dyzma.

No dobrze pojechał i pomińmy pytanie czy miał prawo, czy nie miał, czy jest liderem delegacji, czy sałatkę będzie wcinał jak Dyzma. Jest gość numer jeden w tym grajdole, wybrano go głosami demokratycznymi, są jakieś papiery, że można mu wiele, a pozostałe papiery pozostawiają wątpliwości, czy wolno mu wszystko. Stosuję zasadę, że rzeczy nie udowodnione działają na korzyść megalomana i rezygnuję z pytania, czy mógł jechać. Pytam po co prezydent pojechał na ten szczyt? Proste pytanie po co? Prosta odpowiedź ? miał prawo. Miał prawo, to jest tylko odpowiedź formalna, ta odpowiedź nie mówi, po co pojechał, ta odpowiedź mówi, że mógł jechać. Przez ostatnie dni dowiedziałem się z ust prezydenta i jego dworu, że jest najfajniejszy, że ma prawo i ma procedencję, że on jest pierwszy w państwie, a tamten jest czwarty w państwie, że jest oczywiste jak to on jest najważniejszy i tak mu dopomóż Bóg.

W tym czasie gdy słyszałem jaki Lech Kaczyński jest ważny i jakie ma prawa do przewodniczenia delegacji, premier Tusk tłumaczył po co jedzie do Brukseli i kto mu do założeń wyjazdu jest potrzebny. Tusk powiedział, że jedzie załatwić CO2, pogadać o kryzysie, stoczniach, zorientować się co Irlandia ma do powiedzenia w sprawie traktatu i UE w sprawie Gruzji. Od Tuska dowiedziałem się wszystkiego, co mi potrzebne jako obywatelowi, żeby wiedzieć na czym stoję i co mi grozi. Po tym jak się dowiedziałem o co chodzi, nie mam zastrzeżeń do tych, których Tusk zabrał, nie mógł wybrać lepiej składu delegacji.

Reklama

I tego wszystkiego dowiedziałem się od czwartej osoby w państwie. Natomiast od pierwszej osoby dowiedziałem się, że jest oczywiste, on może jechać i jest oczywiste, on jest najważniejszy. Po co on tam jedzie? Nie dowiedziałem się, ponieważ ani Kaczyński, ani jego otocznie słowem się nie odezwało, co Kaczyński chce załatwić dla Polski. O co Kaczyński chce dla Polski walczyć? Cały czas dowiadywałem się od Kaczyńskiego i jego dworu, co Kaczyński chce załatwić dla siebie i jak chce załatwić innych. Były wprawdzie dwa bąknięcia, że Lech Kaczyński jedzie do Brukseli z dwóch powodów.

Powód pierwszy jest taki, że Kaczyński był w Gruzji i dniu rozejmu zawołał do tłumu: ?Na Moskwę?. Powód drugi jest taki, że on jeszcze nie podpisał traktatu i dlatego powinien jechać bardziej niż rząd co traktat podpisał. I co? Już? To wszystkie powody dla, których głowa państwa pojechała na szczyt? Lech Kaczyński ma do załatwienia w Brukseli dwie sprawy dla Polski. Pochwalić się, że był w Gruzji i postraszyć, że nie podpisał traktatu, który sam wynegocjował i którego nie ma prawa nie podpisać, nawet jeśli mu brat z Rydzykiem zabronili. Być może się nie znam, ale takimi pierdołami nie warto zawracać sobie głowy i płacić za czartery. Kaczyński pojechał do Brukseli z niczym i po nic, a jedyne co uzyskał to pośmiewisko dla siebie i dla nas. Taki jest bilans tej wizyty.

Co przywiezie Tusk nie mam pojęcia, ale jedno jest pewne, że Tusk, Rostowski i Sikorski wiedzieli po co jadą i co chcą dla Polski załatwić. Obok wszystkich przewag jakie Tusk i rząd ma w tej szarpaninie z Kaczyńskim, ta jedna jest kluczowa i trzeba pamiętać, że ten kto jedzie z niczym i mianuje się liderem grupy jest dekoracją. Może robić za honorowego prezesa niczego, albo sierotkę do wyciągania losów. Równie dobrze na miejscu Kaczyńskiego można posadzić starą Kociębowską, albo przycisk do papieru. Czasami tak się dzieje, że w świat zabiera się żonę, aby było ładniej i bardziej rodzinnie. Kaczyński w roli pierwszej damy wypada blado, za rodzinę też nie bardzo może robić, bo nikt się do niego nie odzywa i on niewielu może nagadać.

Pozostaje powiedzieć sobie prostą prawdę, która pogodzi obie strony. Lech Kaczyński jest najważniejszym urzęnikiem w Polsce, który nie ma nic do powiedzenia Polsce i Europie, poza tym, że jest najważniejszy i ma prawo jechać, a jak już pojedzie to ma obowiązek przewodniczyć delegacji. Taki jest pełen obraz sytuacji, mamy głowę państwa, która nie ma żadnych walorów przydatnych w naszych negocjacjach z UE. Nie jest to głowa reprezentacyjna, nie jest poważna i nie ma pomysłu na polskie sprawy, jedyne co ma to ustawowy zapis najważniejszej głowy, ale i to za dwa lata straci.

Reklama

21 KOMENTARZE

    • łatwiej być skutecznym w destrukcji
      niestety, przynajmniej w naszej kochanej ojczyźnie; ale masz rację, bo zakładając, że gra Tuska też element destrukcji zawierała, to nie powinien był przegrać; moja diagnoza – po pierwsze, słabe zaplecze, po drugie, za bardzo mu zależało, żeby “wygrać”; w polityce kiedy się podejmuje taką grę, trzeba mieć scenariusz awaryjny, zakładając, że przeciwnik może być sprytniejszy niż się spodziewano

      • to nie tak
        nie rozpatrywalabym tego w kategoriach wygral, przegral. Coz, czy mozna przegrac, jesli ktos gra nam na nosie i tylko o to mu chodzi? Kazdy tak potrafi, no chyba, ze to wymaga jakiejs szalonej odwagi, (np granie na nosie Kim Jong Ilowi) prezio pokazal gdzie ma caly narod, jego podatki i sprawy dla norodu istotne i kogokolwiek by nie podlozyc pod nazwisko Tusk z wyjatkiem brata prezia, byloby to samo. Przegralismy wszyscy, ze mamy prezia (bo przeciez nie da sie go nazwac prezydentem), ktory lubi sie zabawiac wzniecajac zadymy i tyle.

    • Cześć Krakusie
      W Twój komentarz doskonale wpisuje się żart rysunkowy Henryka Sawki z dzisiejszej “Polityki”: jakaś narada, przy stole różni oficjele i ktoś informuje: “Panie Premierze, małe opóźnienie, dostaliśmy telefon, że w samolocie podłożony jest prezydent!”
      😉

  1. To jeden z gorszych dni ostatnio
    Przeczytałam, obejrzałam i odsłuchałam prawie wszystko, co na temat dzisiejszej awantury z krzesłami i samolotami ukazało się w TV i internecie.
    I mam jedno proste pytanie: Co może zrobić zwykły obywatel w tej sytuacji? Żeby nie zwariować i móc dalej przyswajać bieżące wiadomości.Żeby go cholera nie roztrzęsła na dźwięk słowa “prezydent”.I żeby uniknąć frustracji rodzącej agresję – bo przecież jeszcze dwa lata tego wstydu i destrukcji.Co robić???

  2. jeden pożytek z tego spektaklu
    ….. wszyscy zaczęliśmy dokładnie czytać Konstytucję.Tragiczne jest to, że mamy do czynienia z klasyczną “falandyzacją” prawa w wykonaniu p. prezydenta i jego doradców. Nie warto rozwijać tego wątku, co oznacza “współpracuje” itd. ale chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt sprawy.
    A co się stanie jak p. Kaczyński cokolwiek na tym czy kolejnym szczycie podpisze ?
    W świetle konstytucji umowy międzynarodowe zawiera Rada Ministrów i zapewne nawet gdyby miała taką wolę nie może scedować tego uprawnienia na prezydenta. W porządku prawnym -on podpisuje umowy jako ostatni – vide traktat lizboński, kótry właśnie czeka na autograf….. Premier Tusk musiał postawić sprawę na ostrzu noża, bo jakakolwiek ingerencja prezydenta w zawieranie umów na szczycie Unii byłaby z mocy konstytucji nieważna, co więcej stawiałby pod znakiem zapytania ważność dokumentów, które by prezydent podpisał nawet z aprobatą rządu….
    Jest mi strasznie wstyd, że głowa mojego Kraju, z zawodu prawnik – tak narusza najważniejszą Ustawę, której przysięgał przed Bogiem strzec…..

    Strach pomyśleć co jeszcze obóz PiS wymyśli…..

  3. L.K. działaczem sportowym ? Słownictwo ma na tym poziomie.
    Nie jestem tego zupełnie pewien,
    ale chyba się nie przesłyszałem.
    W rozmowie z Moniką Olejnik
    w Brukseli prezydent powiedział :

    “Niech mi pani KURDE da dojść do słowa!”.

    Ponieważ działaczy sportowych, którzy
    lubią grać facetów MACHO uważam
    za ludzi wiecznie rzucających
    mięsem – sądzę, że prezydent zdaje się
    już ćwiczyć język na ich miarę.

  4. kameleon
    Byl kiedys taki film Woody Allena “Zelig” Nie wiem, czy wiele osob go widzialo, bo ja mialam szczescie go widziec na konfrontacjach filmowych jeszcze za komuny i nie zostal on wowczas zakupiony. Ale moze jednak jest teraz w wypozyczalniach video. W filmie tym Woody Allen byl czlowiekiem kameleonem, ktory na skutek kompleksow tak znakomicie rozwinal te ceche, ze w plemieniu indian stawal sie indianinem, w niemieckiej rzeszy byl zolnierzem SS itd. Film bardzo byl zabawny, teraz jednak widze, ze byl proroczy i przypominal jako zywo, to co sie dzieje z naszym prezydentem. Jest cos, co mnie uderzylo jak obuchem. Lech Kaczynski rzeczywiscie sie zmienil, bardzo zmienil! Z osoby nabzdyczonej i nadetej stal sie nagle na luzie, nonszalancki, rozbawiony i rozesmiany. W obu wypadkach mam wrazenie, ze to nie on. Ze nie istnieje taka postac jak Lech Kaczynski, ze jest to imie i nazwisko oraz cos w rodzaju lustra, ktore odbija to co sie do niego podczepia. Przedtem byla to Anna Fotyga, teraz jest Piotr Kownacki. W wypadku Fotygi, coz, nie bylo to grozne, bylo to zadne, nadete, i niestrawne choc niegrozne. Teraz jest zupelnie inaczej. Mam nieodparte wrazenie, ze powinnismy zaczac sie bac, bo pojawil sie ktos bardzo grozny i niebezpieczny, wystarczajaco bezwzgledny, by ugniatac w swych lapkach Polske jak plasteline i dopasowywac ja do swoich potrzeb. Ktos kto ma wystarczajaco duzo energii, by wyslac nieruchawego Lecha Kaczynskiego do Gruzji i zagrzewac do walki, bawic sie unijnym szczytem, bez zadnych skrupulow przeszkadzajac rzadowi w ciezkiej w koncu pracy odkrecania zlego uzgodnienia. Obawiam sie, ze nie wiele ma to wspolnego z wizerunkiem prezydenta, raczej jest to gra na samego siebie i jesli jako narod nie bedziemy uwazac moze byc skuteczna i to do tego stopnia, ze obudzimy sie pewnego dnia z Piotrem Kownackim jako premierem albo prezydentem, czego nikomu z nas nie zycze.

    Matko Kurko, przepraszam za przydlugi i troche nie na temat tekst, mialam zamiar otworzyc nim wlasny blog, ale nie wyszlo, pogubilam sie, wiec przekopiowuje go tutaj, jako, ze jestes gospodarzem tego blogowiska. Co do wpisu, to rzucilo mi sie w oczy, ze tu nie chodzi o Lecha Kaczynskiego, on po prostu jest wykonawca pomyslow pana Kownackiego, ktory zarzucil na niego petle, i pcha do dzialania, dlatego moim zdaniem Lech Kaczynski pojechal do Brukseli.

  5. Po co? A po to…
    Przy całym mym uwielbieniu dla Matki Kurki, uważam, że w tym przypadku, jego diagnoza nie jest trafna, a przynajmniej nie idzie dostatecznie głęboko. Oto moje przemyślenia na ten temat:

    Lech Kaczyński pojechał do Brukseli, by bronić istotnych interesów Polskich. I taka jest prawda. No, przynajmniej jego subiektywna prawda. Przyjrzyjmy się temu trochę bliżej. Nie zgadzając się z nimi, nie przypisuję, ani obecnemu Prezydentowi, ani jego bratu niecnych intencji! Jestem przekonany, że obaj są głęboko ideowi. Niestety! Bowiem, jak to zdażyło się już bardzo wielu przed nimi, ich ideowość zaszła zbyt daleko. Z ludzi kierujących się ideą, stali się jej ślepymi wyznawcami. I ta wyznawana wiara zaburza ich ogląd rzeczywistości, w klasyczny sposób prowadząc do działań, które – w imię realizacji – być może – pięknej, mądrej i szczytnej idei głównej, już ani takie piękne, ani mądre nie są. Dla takich ludzi, cel uświęca środki, jeśli tylko jest dostatecznie wielki!

    Tyle teorii, a teraz wykładnia. W wizji braci Kaczyńskich jedynie oni sami i ich bezwarunkowi zwolennicy są gwarantem interesu Polski. Obecny rząd to zło. W każdej chwili jest gotów sprowokować nieszczęście. Trzeba więc, by

    1) Prezydent pojechał na szczyt, aby rząd pilnować, w razie czego przeciwstawić się, a w najgorszym przypadku, przynajmniej wiedzieć, co zostało powiedziane, by w przyszłości przygotować kroki zaradcze.

    Dodatkowo zachodzi jednak poważne niebezpieczenstwo, że wyniki szczytu w Brukseli mogą być korzystnie postrzegane przez wyborców. Twarde stanowisko w sprawie pakietu klimatycznego, udział w konkretnych działaniach antykryzysowych, może ugranie coś na tej podstawie w sprawie polskich stoczni… Trudno coś takiego negować. A zatem,

    2) Prezydent pojechał na szczyt, aby móc podłączyć się do ewentualnego sukcesu rządu, a w przypadku ewentualnych problemów – aby móc punktować na zasadzie “gdybyśmy współdziałali, moglibyśmy…”.

    Choć bracia Kaczyńscy nieszczególnie dbają o wizerunek, ten wizerunkowy element jest szczególnie ważny, bo służy obronie i wzmacnianiu najważniejszego przyczółka PiS w realnym świecie politycznym – urzędu prezydenckiego. Jest witalnym interesem PiS i Jarosława Kaczyńskiego, by rolę tego przyczółka maksymalizować, sztucznie rozdmuchiwać, a w żadnym przypadku nie dopuścić do jej ograniczania i zamknięcia w ramy przewidziane Konstytucją. Dlatego też Prezydent musiał ze wszystkich sił przeciwstawić się dominacji szczytu przez stronę rządową i próbie przywrócenia w tej dziedzinie porządku konstytucyjnego:

    3) Prezydent pojechał na szczyt, żeby udowodnić, że jest on najważniejszą osobą w Państwie, że żadne ważne decyzje nie mogą zapadać bez jego udziału i akceptacji.

    Realizacja tego zadania była tak ważna, że warto było postawić na szali ośmieszanie instytucji państwa i jego pozycji międzynarodowej (tym bardziej, że te negatywy łatwo przypisać działaniom rządu, który przyparty do muru, parę razy się podłożył, np, z odmową samolotu). Przy okazji, cel ten pięknie współgrał z cechami charakterologicznymi Lecha Kaczyńskiego, który tym łatwiej i wdzięczniej go zrealizował.
    I wreszczie jest jeszcze jeden aspekt, który, jak mi się wydaje, na ogół unikał rozpoznania. Otóż rząd wreszcie przeszedł do konkretnych działań. Szczyt, to jedno z nich. Ale w tym samym czasie w Sejmie decyduje się pakiet niezwykle ważnych, nośnych i dotyczących właściwie wszystkich ustaw (reforma zdrowotna, emerytury pomostowe itd.). Koalicja rządząca ma większość, więc je przyjmie. Nie pomogą najcięższe oskarżenia i najbarwniesze filipiki wygłaszane przez posłów PiS. Tym bardziej, że mało kto jeszcze zważa na to, co się w Sejmie mówi. Pozostaje tylko wetowanie przez Prezydenta. Aby nie zdewaluować tego atutu, aby osłabić medialny wymiar przyjęcia odpowiednich ustaw, koniecznie należy zminimalizować ich społeczną percpcje. A więc

    4) Prezydent pojechał na szczyt, organizując przy tym widowisko angażujące całą społeczną uwagę, aby ją odwrócić od tego, co aktualnie dzieje się w Sejmie.

    I te cztery punkciki stanowią odpowiedź na proste pytanie “po co?”. Przynajmniej taką, jaką w moim przekonaniu mógłby udzielić na nie Lech Kaczyński. A może nawet bardziej – Jarosław Kaczyński?

    A poza tym, niecierpliwie czekam na dalsze posty.

    Pawello

  6. Nie empatia..
    Dzięki, że zechciałeś mnie przeczytać. Ale, to nie empatia mną kierowała, jeno próba zrozumienia. Przypisywanie Kaczyńskim tylko prymitywnych motywacji ograniczających się do “ja, ja, musi stanąć na moim” jest lekceważeniem przeciwnika. A wiadomo, dokąd taka postawa prowadzi.

  7. Ja tam nie wiem, po co pojechał,
    ja tylko czytam wypowiedzi samego Prezydenta.

    Na temat obecności pana Prezydenta i wypowiedzi podczas rozmów o limitach CO2 nic nie znalazłem. Ale pan Prezydent nie jest specjalistą od chemii, gazów ani CO2, więc, że się nie wypowiedział, to… Mądrze!

    Była rozmowa na sali obrad na tematy finansowe? Wyszedł pan Prezydent, pozostawił miejsce panu Rostowskiemu, co na finansach zna się lepiej. Mądrze!

    Była dyskusja na temat Gruzji? Nie zdążył pan Prezydent, bo primo był poza budynkiem, a to z powodu iż panowie ministrowie prezydenccy przepustek nie dostali, co jest w oczywiście oczywisty sposób oburzające i na pewno pan Radek Sikorski w tym palce maczał, i pan Prezydent musiał z nimi się konsultować na zewnątrz, a secundo pan Sarkozy, który przecież sam zaprosił naszego pana Prezydenta do Brukseli, skrócił dyskusję nad kwestią gruzińską do 2 minut. No to przecież nie pana Prezydenta wina!

    Podsumowując – mądrze i bez winy wyszło. Nie?

    Ale i wyszło na to, że właściwie to nie wiadomo, po co pan Prezydent pojechał. Przynajmniej w świetle faktów, a nie ocen. Mam nadzieję, że wszyscy nawołujący do rozpatrywania faktów, a nie opinii, będą zadowoleni.

    PS. Poza tym rozumowaniem pozostaje moje zdziwienie, że pan Prezydent konsultacji z pp. ministrami nie mógł przeprowadzić przez telefon komórkowy. Te lepsze modele to ponoć mają nawet możliwość rozmawiania w trybie telekonferencji, że więcej niż 2 osoby naraz rozmawiają!

  8. Niech zgadnę –
    Próbowałeś dowiedzieć się tego z Pierwszej Telewizji Informacyjnej ? I tam nie mówiono ? Ojej, no popatrz, oni zawsze tak ochoczo i obiektywnie relacjonują co Prezydent ma do powiedzenia. Więc pewnie skoro nic nie przekazali, to tylko dlatego, że nic nie powiedział. Bo jakby powiedział, to by na pewno przekazali i nikt nie mówiłby, że Kaczyński utrudnia prace delegacji rządowej. No dobrze, to może powiedzieli Ci dlaczego Tusk & Co tak bardzo nie chcieli Prezydenta na szczycie ?

    I taka głębsza refleksja – miał być portal kontrowersyjny, tym czasem zrobiłeś sobie Matko Kurko klakę. Grupa frustratów wylewających żółć na wszystko co choćby stało w okolicach PiS-u. Rzucasz te ziarenka swoim kurczątkom, a one łykają, no bo jak tu nie łyknąć tak fajnie napisanych tekstów (tak przy okazji: kto cię uczył NLP ?). Zastanawiam się tylko co będzie jak kurczątka dorosną i zauważą, że Matka Kurka karmiła je zatrutym ziarnem dla szczurów.