Reklama

Pan Ignacy Lajkonik rozejrzał się wokół. Wnętrze drogiej stołecznej restauracji wyglądało bez dwóch zdań snobistycznie – na ścianach wisiały płaskorzeźby (aluminium i krowia skóra) ubiegłorocznej laureatki nagrody „Hej, Orły Polskiej Sztuki W XXI wiek”, Pernilli Marakui, stoły miały bezkompromisowo nowoczesny wygląd, który jednak nie zachęcał do jedzenia, a sztućce, czekające na stole obok zwiniętej w origami serwetki w kolorze niezdrowego fioletu, miały wygrawerowany napis „Ukradzione z OUTANGI”. – „Outanga”? Dziwna nazwa dla restauracji – pomyślał pan Ignacy – Pretensjonalna i brzmiąca zamorsko, ale czy coś znaczy? Kto to wymyślił? No i gdzie jest ten Kumpelczyk? –

Istotnie, człowiek, z którym pan Lajkonik miał się spotkać, spóźniał się już ponad piętnaście minut. Pan Ignacy nie przywykł do tego; jeżeli szło o punktualność, tolerował najwyżej tak zwany kwadrans akademicki, przez niektórych zwany także kwadransem studenckim, a kiedy sam się spóźniał – bardzo się wstydził. Tymczasem według zegarka pana Lajkonika od umówionej godziny minęły już ponad dwa kwadranse, a jego rozmówca wciąż się nie pojawiał, nie zadzwonił również z usprawiedliwieniem. Pan Ignacy zaczął się poważnie zastanawiać, czy nie powinien czasem wstać i wyjść, kiedy wreszcie na sali pojawił się i skierował kroki do stolika mężczyzna, najwyraźniej będący tym, na którego Lajkonik czekał.

Reklama

– Dzień dobry, czy Ignacy Lajkonik? – zapytał, a kiedy pan Ignacy twierdząco skinął głową, uśmiechnął się kordialnie, pokazując nienaganną, białą klawiaturę. – Bardzo się cieszę, mam nadzieję, że nie nudził się pan tutaj?
Pan Lajkonik już miał na końcu języka pytanie o powody spóźnienia, z lekką reprymendą w podtekście, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, nowy gość wręczył mu wizytówkę, przedstawiając się – Kumpelczyk. Zdzisław R. Kumpelczyk, niu midia menedżer, agencja Las Bidelz – i pan Ignacy mógł tylko przyjąć kartonik, podczas kiedy pan Kumpelczyk ze zwycięskim uśmiechem odwrócił się ku kelnerom i szerokim gestem przywoływał jednego z nich. – Czego się pan napije, mój drogi? – zapytał, zwracając się znowu do pana Ignacego, a zanim ten zdążył odpowiedzieć, rzucił w kierunku podchodzącego kelnera – Co dzisiaj polecasz, Erneście? Wino, może koniak?

Pan Ignacy, dotknięty tym „moim drogim”, wyprostował się na krześle i powiedział – Niezmiernie mi przykro, ale prowadzę. Jeżeli pan pozwoli, poproszę kawę. Czarną i słodką, bo chciałbym się skupić na zleceniu, o którym pan był uprzejmy wspomnieć przez telefon. Pan Kumpelczyk zawahał się, jakby zdumiony, że ktoś odmawia alkoholu, ale odzyskał kontenans i znowu szeroko się uśmiechnął – To lubię! Dla mnie też kawa w takim razie, ale po irlandzku! Do rzeczy, do rzeczy, mój drogi, tak, słusznie. Myślę, że na początek dobrze by było powiedzieć panu kilka słów o nas… – tu zawiesił głos, a ponieważ pan Lajkonik nie protestował, zaczął opowiadać:

– Wystartowaliśmy jako typowa agencja pi-ar, wie pan, swego czasu było na to zapotrzebowanie. Nazywaliśmy się wtedy Jakub Hak PR, Spółka z o.o. i szybko się okazało, że kolejni klienci żądają od nas przede wszystkim znajdowania kompromitujących materiałów na konkurencję. To właśnie
od tamtej pory nazywa się to „szukaniem haków”, rozumiemy się, ha ha ha – i pan Kumpelczyk już, już miał porozumiewawczo trącić pana Ignacego łokciem, ale zmitygował się i poprzestał na kolejnym uśmiechu.

– Byliście więc kimś w rodzaju… detektywów? – zapytał pan Lajkonik.
– Ależ skąd! – żachnął się jego rozmówca – To znaczy, oczywiście, na pewnym etapie zatrudnialiśmy biuro detektywów, Bednarski i Syn, ale bardzo szybko z nich zrezygnowaliśmy, wie pan, cięcie kosztów. A detektyw przydawał się tylko czasami… A co pan myśli? – dodał szybko, widząc niedowierzanie na twarzy pana Ignacego – Serio serio, w większości przypadków wystarczyły odpowiednie „wrzutki” z prokuratury. Tam wszyscy mają swoich ludzi, długi wdzięczności. Wiele nie trzeba, a myśmy już potrafili to odpowiednio rozdmuchać! – tu pan Kumpelczyk zatarł dłonie z satysfakcją, po czym ciągnął dalej:

– Jednak na rynku już wkrótce zrobiło się za ciasno, firmy w naszym sektorze rosły jak grzyby po deszczu i uznaliśmy, że polityka i pi-ar nie mają przyszłości. W końcu ile można jechać narzekaniem na przeciwników? Tylko wrogów sobie można narobić. Ale doświadczenie nam się przydało, nie powiem – tutaj pan Zdzisław nachylił się konfidencjonalnie do pana Ignacego, maczając niechcący krawat w kawie. – Poszliśmy w media i reklamę i opatentowaliśmy całkiem nową metodę, mój drogi. Słyszał pan o opluskwingu kontrolowanym? Widzę po pana minie, że nie – a to przełom w dziejach reklamy i trendsettingu! Zadaliśmy sobie kluczowe pytanie: co przyciąga ludzi? No, jak pan myśli, co?

Pan Ignacy poruszył się niepewnie – Z tego, co pamiętam, seks i przemoc, ale to głupie…
– Mój drogi, wcale nie takie głupie, to podstawa! Z tym, że mamy już dwudziesty pierwszy wiek i trzeba podejść do sprawy nowocześnie! Ludzi przyciąga bezinteresowna złośliwość. Wie pan, co to jest 4chan? Albo demotywatory? Ale nie nasze, nasze dopiero raczkują. Proszę poszukać w sieci rosyjskich i się zapoznać, przyda się to panu przy zleceniu!
– Nie rozumiem – ośmielił się wtrącić pan Lajkonik – przecież to wszystko robią jacyś młodzi
ludzie, dla zabawy…
– Ohoho! – zaśmiał się menedżer – Oni tak, ale my – nie! Nasza metoda, opluskwing, polega na planowym wprowadzaniu do świadomości internautów tego, co chcemy wypromować. To coś, albo ktoś. Taką piosenkarkę, Princess Babę, pan zna? No widzi pan, mój drogi, a to właśnie my jej pomogliśmy w drodze na top. Tylko że to nie można tak jak pan myśli – reklamą, dosładzaniem i po dobroci. Teraz przemycamy ludzi i przedmioty do świadomości właśnie opluskwingiem!

– Jeżeli dobrze rozumiem – powiedział ostrożnie pan Ignacy – to właśnie mi pan mówi, że reklamujecie coś lub kogoś, zniechęcając do niego. To zaiste dziwna metoda…
– Ale się sprawdza! – zakrzyknął zwycięsko pan Kumpelczyk – Mój drogi, mamy osobne działy facepalmu, rickrollingu, jednorożców, emotikonów i – nasz największy sukces – lolkatów. To jest niesamowite, co można zrobić z kotem, i jak to się później sprawdza w necie! Memy! Wie pan, co to jest? No właśnie, oto odpowiedź na reklamę! Wykorzystujemy istniejące, tworzymy nowe – a w tle, albo na pierwszym planie, czasem w podpisie: nasz klient! Albo jego produkt… – tu głos pana Kumpelczyka zadrgał uczuciem – Mija niewiele czasu i co się dzieje? Internauci zaczynają zadawać pytania: kim jest ta dziewczyna, którą widziałem w sieci przedwczoraj, wczoraj i dzisiaj? Wyczuwamy ten moment i… Trach, w radiu, telewizji, w portalach muzycznych pojawia się nasza gwiazda! Którą wszyscy znają z Internetu!!!

Tego dnia nie dane było jednak obu panom: panu Kumpelczykowi – dokończyć prezentacji, a panu Lajkonikowi – wysłuchać jej i dowiedzieć się, o co właściwie chodzi w zleceniu. W tym bowiem momencie do stolika podeszło dwóch postawnych mężczyzn w ciemnych garniturach i czarnych
okularach. – Centralna Agencja Tropiąca, komisarz Perski, a to komisarz Żbik – przedstawił obu nowoprzybyłych wyższy, blondyn w średnim wieku – Czy pan Zdzisław Rajmund Kumpelczyk?
– Tak, ale nie rozumiem… – pan Kumpelczyk pobladł nagle.
– Obawiam się, że musi pan pójść z nami. Towarzystwo Przyjaciół Zwierząt złożyło zawiadomienie, którym zajmuje się obecnie Prokuratura Rejonowa. Chcielibyśmy, aby wyjaśnił pan okoliczności, w jakich pańska firma wykonywała pewne fotografie…
– Ależ panowie, to jakieś nieporozumienie! Mamy magików od Fotoszopa…
– Z tego, co wiem, chodzi nie o szopa, a raczej o koty. Ale to już opowie pan prokuratorowi…

Kiedy wyszli, pan Lajkonik siedział jeszcze przez chwilę i dopijał kawę. Była bardzo dobra. Zapłacił rachunek, odebrał z szatni płaszcz i wyszedł. W ostatniej chwili zatrzymał się i zmarszczył brwi. Nie, musiało mu się to tylko przywidzieć! To raczej niemożliwe, żeby w ciemnym kącie restauracyjnego holu zalśnił uśmiech, całkiem podobny do uśmiechu pana Kumpelczyka – uśmiech, który jednak wydawał się nie mieć właściciela…
____________

Edit: PS. Ponieważ doszły mnie głosy, że warto by zamieścić pod tekstem mały słownik, ulegam im chętnie (słowa w kolejności występowania w tekście):

niu midia menedżer (new media manager) – osoba odpowiedzialna (np. w agencji reklamowej) za nowe media – czyli reklamę w Internecie i na nośnikach multimediów.
pi-ar (PR, Public Relations) – komunikacja publiczna (firmy, korporacji) ze społeczeństwem, najczęściej za pośrednictwem dziennikarzy i mediów
opluskwing kontrolowany (pomysł własny) – metoda reklamy polegająca na umieszczaniu przedmiotu reklamowanego w dużej ilości lokalizacji, chętnie odwiedzanych przez internautów, najczęściej przyciągających ich szyderstwem i złośliwością, (c) by Quackie
trendsetting – ustalanie trendów, próba sterowania modą i stylami

Następują linki do definicji zbyt obszernych, żeby je tu zamieścić:
4chan – http://pl.wikipedia.org/wiki/4chan
demotywatory – http://pl.wikipedia.org/wiki/Demotywator
facepalm (niestety tylko po angielsku) – http://en.wikipedia.org/wiki/Facepalm
rickrolling (albo rickroll) – http://pl.wikipedia.org/wiki/Rickroll
emotikon – http://pl.wikipedia.org/wiki/Emotikon
lolkat (wł. lolcat) – http://pl.wikipedia.org/wiki/Lolcat
mem – http://pl.wikipedia.org/wiki/Mem
_____________

Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Reklama

48 KOMENTARZE

  1. Uzupełnienie
    Właśnie dotarło do mnie (czasem ciężko się do mnie przebić), że część wyrażeń, użytych przeze mnie w tym odcinku Lajkonika może być niezrozumiała. Zamieściłem wobec tego pod spodem słowniczek-linkowniczek, mam nadzieję, że teraz będzie się lepiej czytało.

    Bardzo dziękuję P. za zwrócenie mi uwagi wprost.

  2. Uzupełnienie
    Właśnie dotarło do mnie (czasem ciężko się do mnie przebić), że część wyrażeń, użytych przeze mnie w tym odcinku Lajkonika może być niezrozumiała. Zamieściłem wobec tego pod spodem słowniczek-linkowniczek, mam nadzieję, że teraz będzie się lepiej czytało.

    Bardzo dziękuję P. za zwrócenie mi uwagi wprost.

  3. Uzupełnienie
    Właśnie dotarło do mnie (czasem ciężko się do mnie przebić), że część wyrażeń, użytych przeze mnie w tym odcinku Lajkonika może być niezrozumiała. Zamieściłem wobec tego pod spodem słowniczek-linkowniczek, mam nadzieję, że teraz będzie się lepiej czytało.

    Bardzo dziękuję P. za zwrócenie mi uwagi wprost.