godność
Symbolicznie wyszło idealnie – Polska staje się państwem, z którym trzeba rozmawiać
Ciężko się pisze o symbolice i dyplomacji z pozycji człowieka, który nie cierpi wszelkich przedstawień, ale polityka na symbolice i dyplomacji stoi. Zacznę od czegoś, co przez wielu zostało uznane za zgrzyt, chodzi o wywołanie nazwiska Wałęsy w przemówieniu Trumpa. Nie mogło być inaczej, byłem pewien, że takie słowa padną, to jest amerykańska norma. Nie da się przełożyć naszych lokalnych relacji i stosunkowo świeżej wiedzy historycznej na to, co głowa mocarstwa musi powiedzieć. Trump o Wałęsie wie tyle, ile my wiemy o najwybitniejszej kanadyjskiej postaci historycznej i od razu przyznaję, że tak z głowy to nie przypomnę sobie żadnej. Gdyby Andrzej Duda przemawiał w USA, a w loży siedziałby Obama, musiałby w obecności Trumpa zrobić dokładnie to samo, po prostu protokół ma swoje prawa.
Moody’s i Komisja Wenecka – anonimowi goście w godnej Polsce
Przy wszystkich narzekaniach w odniesieniu do słabej pozycji Polski na świecie, która nie pozwala nam rozwinąć skrzydeł, jedna słabość z całą pewnością została zniesiona. Polska weszła na drogę szanujących się krajów, które nie mają żadnych kompleksów przed bogatszymi ciotkami z zagranicy. Nie jest to moja optymistyczna interpretacja, ale potwierdzony stan rzeczy. Gdy zaczęła się międzynarodowa nagonka na Polskę i Polaków, bo mieli czelność wybrać inny niż lewicowy rząd, zewsząd padały dobre rady, jak sobie z tym radzić. Dołączyłem ochoczo do grona doradców i też dorzuciłem swoje trzy grosze. Propozycja nie była skomplikowana, zalecałem rządowi i całemu PiS lekceważący stosunek do rewizorów z Brukseli, Wenecji i Wall Street. Dziś wielu może powiedzieć, co to za rada, przecież oczywistością zalatuje. Zgadzam się, ale jeszcze pół roku temu mało kto uznawał jedyną słuszną postawę za oczywistość.
Działania prokuratury w sprawie Smoleńska, w końcu przywracają godność Polsce i Polakom
Przyłapałem się na wzruszeniu, a to mi się niezwykle rzadko zdarza, gdyż twardym trzeba być, jak Roman Bratny. Wzruszyłem się zupełnie bez sensu, co może się wydać obrazoburcze, zwłaszcza gdy podam powód. Zobaczyłem rodziny smoleńskie, w tym Generałową Błasik, przed budynkiem prokuratury, tej samej, w której pogwałcono nie tylko uczucia bliskich ofiar, ale zgwałcono polską rację stanu. Generałowa Błasik z ulgą i nadzieją w głosie mówiła, że w końcu prokuratura zaczyna normalnie działać i nie zajmuje się poniewieraniem Polaków, tylko dąży do wyjaśnienia przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem. Swoje w życiu przeszedłem i ciągle przechodzę, szczególnie szeroko pojęty wymiar sprawiedliwości uprzejmie mnie doświadcza, jednak moje przejście są absolutnie niczym w porównaniu z tragedią takich ludzi, jak Pani Błasik, żon, matek i dzieci opłakujących śmierć najbliższych. Cóż jest zatem nienormalnego we wzruszeniu?