Reklama

Jedynym z PiS, który zdradził niekoniecznie samo nazwisko, ale kryteria doboru kandydata na technicznego premiera PiS, jest Joachim Brudziński. W polemice z posłem Wenderlichem Achim chlapnął, że wychowankowi Rydzyka (Wenderlich) trudno będzie krytykować konstruktywnego mesjasza i to pierwsza istotna informacja. Drugą Brudziński sformułował następująco: „PiS słyszał o deklaracjach lewicy, że poprą każdego technicznego kandydata byle odsunąć Tuska i teraz mówimy sprawdzam”. Zdaję sobie sprawę, że ten tekst będzie miał żywotność krótszą niż machnięcia skrzydełek motyla, ale nie o tym kto będzie kandydatem PiS chce pisać, ale o tym w jakich warunkach cały projekt ma sens. Poseł Brudziński wyłożył sensowne warunki brzegowe i jeśli taki jest pomysł Kaczyńskiego, będziemy mieli kolejny strzał w dziesiątkę, czyli w sam środek okrężnicy politycznego pospólstwa z PO. Kandydat jako taki jest mało istotny, najważniejsze są dwa warunki, jakie musi spełniać. Po pierwsze lewicowe partie nie mogą tej kandydatury sponiewierać prawicowością i choćby politycznym zaangażowaniem, po drugie lewicowe partie będą musiały odkryć swoje intencje. Więcej niż tydzień temu pisałem, że człowiek, który wypełnia kryteria politycznego sukcesu PiS musi być nadwyrężonym kompromisem w ramach PiS. Podawałem wówczas nazwiska Kleibera, Hausera i Gomułki, czyniąc z tego ostatniego kandydata numer jeden. Podtrzymuję kierunek wyboru, ale w najmniejszym stopniu nie upieram się przy nazwiskach, jedyne czym się martwię, to wyobrażeniami Brudzińskiego. Co on miał na myśli mówiąc o bezsilności i odsłanianiu intencji lewicy? O ile myślał tak, jak powiedział to jestem spokojny i równie dobrze na kandydata można wysunąć Bugaja, Annę Streżyńską, czy jakiegoś innego Dęba-Rozwadowskiego, byle towarzycho nie miało się do czego i kogo przyczepić.

Konstruktywne wotum nieufności ma zupełnie inne zadanie polityczne niż przejęcie władzy, czego wielu publicystów i z prawa i lewa nie rozumie. Ten plan ma jasne założenia i co ważniejsze bardzo realistyczne. Kaczyński chce pokazać, że potrafi doprowadzić do szerokiego porozumienia i kompromisu, idąc w kompromisie najdalej na lewo jak się da. Tak wygląda cel numer… chyba niekoniecznie jeden, bo celem numer jeden jest demonstracja siły i alternatywy. PiS jako jedyna partia różniąca się od PO i zdolna do zaproponowania konkurencyjnej oferty. Trzecim ważnym elementem głównej układanki jest zdemaskowanie intencji partii krytykujących rządy Tuska. SLD i biłgorajska Sodoma z Gomorą straci wiarygodność, gdy się okaże, że zaczną psioczyć na konstruktywną alternatywę dla Tuska. Nazwisko jest ostatnią zagadką, która mnie intryguje, najważniejsze są dla mnie kryteria. PiS ma dobra passę, dwie akcje okazały się pełnym sukcesem, chociaż przy tej drugiej, marszowej, miałem wiele obaw. Trzecia realnie rzecz biorąc jest najłatwiejsza do przeprowadzenia, ale jak wiadomo różnie bywa z piłkami wystawionymi do pustej bramki. O ile kandydat będzie wypełniał kryteria, kolejne „expose” Tuska i następne propagandowe rozgrywki zostaną skutecznie nakryte. Ten etap politycznego zagrania zdradził sam Kaczyński, gdy mówił o zgłoszeniu wotum nieufności w STOSOWNEJ chwili.

Reklama

Niemal zewsząd padają pytania, ale czemu konkretnemu ma to służyć? Niechby nawet fajnie politycznie się działo i w ogóle niezła sztuczka, tylko co z tego wynika dla zjadaczy chleba? Otóż nic wynikać nie może, poza wszystkim możliwym do zrealizowania. Nie ma takiej siły, żeby zmieść Tuska w ramach parlamentarnego rachunku, liczby nie znają pojęcia kompromisu, litości, wyższej konieczności. Tyle da się zrobić, ile się da, a maksimum do wykonania nie sięga poza złamanie żelaznego frazesu barku alternatywy. Myślę, że pogrzebanie marudnego schematu jest warunkiem wstępnym jakichkolwiek poważniejszych zmian i nic więcej zdziałać się nie da. Będę cały szczęśliwy jeśli Kaczor wykona plan maksimum, cudów nie wymagam. Głosowanie w sejmie przebiegnie tak jak przebiegnie, PSL ma sieć stołków, PO jeszcze się trzyma, ale efekt, obojętnie jaki będzie, co trochę pobrzmiewa dziwnie, pokaże nowy układ sił. SLD i zbieranina z Biłgoraja musi wybrać, czy jest z Tuskiem, czy przeciw Tuskowi i tu tkwi „obojętność” przełomu. Wybiorą Tuska, to stanie się jasne, że PiS jest jedyną partią przeciw Tuskowi. Postawią się PO, to się okaże, że już nie PiS, ale wszyscy mają Tuska dość. Sam nie wiem, który zysk byłby większy, ale zysk jest pewny, o ile Kaczor zagryzie wargi i przedstawi kandydata, który wywoła popłoch na lewicy.

Reklama

2 KOMENTARZE

  1. To jest wielka zagadka – wielkie poparcie
    lewicy kawiorowej i tej z gołymi dupami – dla Tuska, bądź Komorowskiego.
    Poparcie mocniejsze od wewnątrzpartyjnych koterii Gowina, czy też Schetyny.
    Najciekawsza jest tutaj postawa Millera – pozbawionego władzy w wyniku śmiesznej afery rozdmuchanej  przez późniejsze tuzy PO, albo prezydenta z Puszczy Białowieskiej – Cimoszewicza, spuszczonego po brzytwie przez specjalistów z Platformy. A jego ,,najwierniejszy z wiernych" robi dzisiaj za oczy, usta i kto wie co jeszcze – u Komorowskiego.
    Czy to ,,centrala", z której płyną te same ,,przekazy dnia" – jest tym spoiwem, tym wspólnym dowództwem – dla Tuska, Millera i desygnowanego na zbawcę narodu Kwaśniewskiego Olka?
    Bo żadnej oferty wyrażonej w stołkach ani, tym bardziej, złotych polskich, nie ma Donald Tusk dla Leszka Millera i jego złaknionych ,,publicznej służby" – towarzyszy. Bo pan Waldek z mamą i zieloną mafią będą wierni do ostatniego euro unijnych dotacji, do ostatniego, okradzionego, elewatora i do ostatniej butelki wypitej w remizie. 
    Więc póki nie wiemy, co Millerowi obiecano za popieranie Tuska i jaka w tym rola całej czerwonej reszty (Polityka, Superstacja) możemy smiało przewidzieć reakcję kawiorowej ,,lewicy" na wszelkie propozycje PiS-u. Stare hasło hiszpańskich ,,rewolucjonistów" : no pasaran.

  2. To jest wielka zagadka – wielkie poparcie
    lewicy kawiorowej i tej z gołymi dupami – dla Tuska, bądź Komorowskiego.
    Poparcie mocniejsze od wewnątrzpartyjnych koterii Gowina, czy też Schetyny.
    Najciekawsza jest tutaj postawa Millera – pozbawionego władzy w wyniku śmiesznej afery rozdmuchanej  przez późniejsze tuzy PO, albo prezydenta z Puszczy Białowieskiej – Cimoszewicza, spuszczonego po brzytwie przez specjalistów z Platformy. A jego ,,najwierniejszy z wiernych" robi dzisiaj za oczy, usta i kto wie co jeszcze – u Komorowskiego.
    Czy to ,,centrala", z której płyną te same ,,przekazy dnia" – jest tym spoiwem, tym wspólnym dowództwem – dla Tuska, Millera i desygnowanego na zbawcę narodu Kwaśniewskiego Olka?
    Bo żadnej oferty wyrażonej w stołkach ani, tym bardziej, złotych polskich, nie ma Donald Tusk dla Leszka Millera i jego złaknionych ,,publicznej służby" – towarzyszy. Bo pan Waldek z mamą i zieloną mafią będą wierni do ostatniego euro unijnych dotacji, do ostatniego, okradzionego, elewatora i do ostatniej butelki wypitej w remizie. 
    Więc póki nie wiemy, co Millerowi obiecano za popieranie Tuska i jaka w tym rola całej czerwonej reszty (Polityka, Superstacja) możemy smiało przewidzieć reakcję kawiorowej ,,lewicy" na wszelkie propozycje PiS-u. Stare hasło hiszpańskich ,,rewolucjonistów" : no pasaran.