Reklama

Same ludowe przysłowia przychodzą do

Same ludowe przysłowia przychodzą do głowy na widok Jegomości Profesora, a ta z wilkiem i noszeniem, aż brzdęka po więzadłach głosowych, błędnie kojarzonymi ze strunami. Pan Profesor poczuł na skórze, tegoż samego wilka, jakież to są uroki dyskusji przez autorytet. Takiego Balcerowicza nie widziałem nigdy, takiego ugotowanego i bezradnego. Co tu dużo mówić, Profesor zorganizował chyba najbardziej żałosną konferencję w swojej dotychczasowej karierze. Nawet gdy, dość zabawnie, ścigał go niejaki Zawisza i nie rycerz, tylko nierozgarnięty poseł, nie było podobnego upokorzenia i bezsilności tym bardziej. Tylko, że wówczas nie było czegoś jeszcze, a dokładnie rzecz ujmując było i nie odchodziło poparcie zacnych ludzi, sław, gwiazd, wszelakiego autoramentu i proweniencji. Teraz Balcerowicz zbiera od równych sobie, chociaż się wydawało, że nie masz nad Balcerowicza ekonomicznego boga. Inne bogi przed Balcerowiczem biły pokłony, aż do OFE. Nawiasem mówiąc Profesor chyba wyrwał się przed szereg, bo coś mi tu z tym OFE nieludzko śmierdzi. Niby była zadyma i nawet w zachodniej prasie, ale od jakiegoś czasu cisza niepokojąca, nie mam pojęcia co kto komu obiecał za tę ciszę, jednak fakt istnieje i ma się dobrze. Ani na zachodzie, ani lokalnie na sprawie już się nie drze koszuli i choćby samo to, że tuz Balcerowicz gdzieś się po kątach wydziera i na nikim ważnym nie robi wrażenia, daje do myślenia. Ale to nawiasem, w treści centralnej coś zupełnie innego. Gdybym był z Balcerowiczem w jakiejś zażyłości, to może powiedziałbym łagodniej, ale dla mnie ta gwiazda medialna od dłuższego czasu nie jest żadną personą, dlatego powiem brutalnie. Jak słyszę po 20 latach dobrobytu, który Profesor zapewnił nad Wisłą, że on znów ma dla Polaków dwie ewangelie: według świętej wyprzedaży dojnych krów i kastrowania biedoty z głodowej jałmużny bezczelnie nazywanej emeryturą albo pensją, to utrwala się moje przekonanie, że ktoś nam i temu człowiekowi zrobił krzywdę. Tak to jest jak się w kraju, nie potrafiącym otrząsnąć z przeszłości, na siłę modeluje po jednym fachowcu do każdej dziedziny. Gdybyśmy mieli kiedykolwiek, to za czym teraz łka Balcerowicz, to przynajmniej połowy błędów dałoby się uniknąć.

Za czym to tak tęskni Profesor? Według Profesora za „jakością debaty”, jakżeby inaczej równie zabawnie brzmi, jak zgrane profesorskie „reformy”, z których nauczyciel Jeffrey już się dawno wycofał, a samego ucznia zrugał za ośli upór. Tyle według Profesora. Według mnie tęskni za tym co stracił, a stracił to co teraz krytykuje. Nie było w „debacie ekonomicznej” większego knebla niż Balcerowicz. Balcerowiczem kneblowało się każdego oszołoma i w końcu Bieleckim i Rostowskim zakneblowało Balcerowicza. Każdy, tam na samym szczycie środowisk, i po sam dół, jeśli podważał spektakularnie ośmieszoną doktrynę Balcerowicza, najbardziej spektakularnie w czasie „kryzysu”, nie miał prawa nazywać się poważnym. Ten pogląd, ten argument przez autorytet funkcjonuje zresztą do dziś, tylko wraz z Balcerowiczem nieco oklapł. Trzeba powiedzieć, że Balcerowicz infantylnie się uniósł, on poczuł się dotknięty naprawdę niewinny stwierdzeniem: „Balcerowicz jest gotów zawrzeć pakt z diabłem, żeby bronić OFE”, tylko tyle lub bardzo podobnie powiedział Bielecki. Trzeba mieć nieźle rozhuśtane ego, a czuję się ekspertem w tej dziedzinie, żeby po czymś takim tak zbladnąć, potem poczerwienieć, by w końcu ledwie słowa z siebie wydobywać. Mniej więcej taki przebieg miała „merytoryczna” konferencja Balcerowicza, który się zachował jak onetowskie szczenię, wytykając bliźniemu „ad personam” i samemu niczego innego nie czyniąc. Niczego o OFE na tej konferencji nie było. Przecież nie to słodkie powiedzonko tak zagotowała mistrza, tutaj zadziałały inne mechanizmy. Oto przemówił bóg, a wierni zamiast paść na kolana, bluźnią i ziewają. Na coś takiego żaden wyhodowany na niepodważalnego speca nie jest przygotowany.

Reklama

Żale Profesora nie robią na mnie najmniejszego wrażenia, co więcej, i teraz UWAGA, z dwojga beznadziejnych „złów”, to ja już wolę speca Bieleckiego, który chociaż tyle zrozumiał, że jest ważne czy bank jest polski i nawet państwowy, czy może prywatnie „indiański” i przerzuca swoje złodziejstwa z rodzonej matki na polską córkę. Profesor przełknie każdą śmieszność, byle obronić swoją skompromitowaną doktrynę, takie ma nieomylnie rozbujane ego. Nikt tyle razy co on nie zamykał ust i to rozsądnym ludziom, nie jakimś pajacującym Tuskom, którzy usiłują gawiedzi wpompować do głowy, że oni nie kradną pieniędzy by łatać dziurę jaką leniwymi zadkami wydłubali, tylko reformę produkują. Balcerowicz zamykał usta ludziom zwracającym uwagę, na oczywiste głupoty jakie popełniał i robił to identycznymi, jeszcze bardziej lekceważącymi powiedzonkami, z jeszcze większej pozycji siły. Siły partyjnej, politycznej, autorytetu, który nadęto do nieludzkich wymiarów. W całej tej debacie nikomu nie chodzi o okradzionych, to jest pyskówka między złodziejami i zdaje się, że Balcerowicz po prostu na złego pasera postawił.

Pożytek z tego wszystkiego taki, że być może ugną się kolanka innym specom monopolistom, mimo wszystko w tym pokaleczonym kraju jest nieco więcej zbuntowanych i wyrywnych niż w nadwołżańskim imperium. Kiedyś poniosą wilka nadwiślańskiej Komsomolskiej Prawdy i to tak mi się skojarzyło jak odczytałem identyczne treści w firmie matce i „polskiej” Córce. Takie treści, że już nawet najgłupszy z profesorów doradców się opamiętał, tylko dozorca niemieckiej daczy okazał się abonentem. Niechby nawet tak wolno kruszało, ale niech się sypie, bo ja mam jeszcze nadzieję, że jeden od drugiego będzie się powalał. Ani wieszać, ani kamienować Balcerowicza i innych nietykalnych, po prostu zdjąć immunitety i wtedy widać jak na dłoni, że można się nazywać i Pan Bóg Ekonomi i drzeć się wniebogłosy na niemal codziennych konferencjach, a władza argumentem, przez autorytet, pstryknie sobie jeden głupi dowcip i pozamiatane wszelkie żale. Niemal przez dwadzieścia lat nie słyszałem ile jest dwa plus dwa, ale co o tym sądzi Balcerowicz i tak w każdej dyscyplinie. Nie słyszałem jakąż to zbrodnię popełnił Domosławski na Kapuścińskim, tylko jak bardzo obraził się Bratkowski. Nie usłyszałem kto był kapusiem, a komu odbito nery, tylko co na to “opozycyjny” recydywista Michnik. Dobry początek i jakaś pozytywna zmiana, bo pierwszy raz słyszę, że wprawdzie Bóg jeden wie co z tym OFE, ale przynajmniej gówno kogo obchodzi, co Balcerowicz na to.

Reklama

165 KOMENTARZE

  1. Już myślałam, że przeoczyłam nawrócenie Jeffrey’a Sachsa
    Niedawno, ze dwa tygodnie temu, wspomniałam o tej wpływowej osobie twierdząc, że się nie nawrócił mimo wielu szans ku temu, efektów swej działalności zweryfikowanej przez czas.

    Natknęłam się dziś na wpis blogowy Daniela Passenta, w którym Passent ogłasza zmianę frontu najważniejszego noeliberała na świecie.

    Poszukałam dalej. Znalazłam, i posłuchałam płomiennego przemówienia Jeffrey’a Sachsa na konwencie europejskich partii socjalistycznych, które się odbyło kilka tygodni przed konferencją klimatyczną w Kopenhadze w ubiegłym roku.

    Trzeba przyznać, że mówił jak Lenin stojący na skrzynce w fabryce.

    Powiedział to, po co był zaproszony i za co mógł zebrać oklaski. Oraz zapewne, honorarium.
    Jak się go słucha, to sielanka w uszy się wlewa. Ale pytanie jest: po co i za ile to powiedział? O co tu chodzi – afrykański głód i jego rozwiązanie są mu drogie, bo jest związany z Monsanto.

    Balcerowicz wie, że guru zdania generalnie nie zmienił, zatem sam nie zmienił. Passent zapędził się w interpretacji tego wystąpienia. Cieszy jednak, że Balcerowicz traci wpływy w Polsce.
    .
    .

  2. Już myślałam, że przeoczyłam nawrócenie Jeffrey’a Sachsa
    Niedawno, ze dwa tygodnie temu, wspomniałam o tej wpływowej osobie twierdząc, że się nie nawrócił mimo wielu szans ku temu, efektów swej działalności zweryfikowanej przez czas.

    Natknęłam się dziś na wpis blogowy Daniela Passenta, w którym Passent ogłasza zmianę frontu najważniejszego noeliberała na świecie.

    Poszukałam dalej. Znalazłam, i posłuchałam płomiennego przemówienia Jeffrey’a Sachsa na konwencie europejskich partii socjalistycznych, które się odbyło kilka tygodni przed konferencją klimatyczną w Kopenhadze w ubiegłym roku.

    Trzeba przyznać, że mówił jak Lenin stojący na skrzynce w fabryce.

    Powiedział to, po co był zaproszony i za co mógł zebrać oklaski. Oraz zapewne, honorarium.
    Jak się go słucha, to sielanka w uszy się wlewa. Ale pytanie jest: po co i za ile to powiedział? O co tu chodzi – afrykański głód i jego rozwiązanie są mu drogie, bo jest związany z Monsanto.

    Balcerowicz wie, że guru zdania generalnie nie zmienił, zatem sam nie zmienił. Passent zapędził się w interpretacji tego wystąpienia. Cieszy jednak, że Balcerowicz traci wpływy w Polsce.
    .
    .

  3. Już myślałam, że przeoczyłam nawrócenie Jeffrey’a Sachsa
    Niedawno, ze dwa tygodnie temu, wspomniałam o tej wpływowej osobie twierdząc, że się nie nawrócił mimo wielu szans ku temu, efektów swej działalności zweryfikowanej przez czas.

    Natknęłam się dziś na wpis blogowy Daniela Passenta, w którym Passent ogłasza zmianę frontu najważniejszego noeliberała na świecie.

    Poszukałam dalej. Znalazłam, i posłuchałam płomiennego przemówienia Jeffrey’a Sachsa na konwencie europejskich partii socjalistycznych, które się odbyło kilka tygodni przed konferencją klimatyczną w Kopenhadze w ubiegłym roku.

    Trzeba przyznać, że mówił jak Lenin stojący na skrzynce w fabryce.

    Powiedział to, po co był zaproszony i za co mógł zebrać oklaski. Oraz zapewne, honorarium.
    Jak się go słucha, to sielanka w uszy się wlewa. Ale pytanie jest: po co i za ile to powiedział? O co tu chodzi – afrykański głód i jego rozwiązanie są mu drogie, bo jest związany z Monsanto.

    Balcerowicz wie, że guru zdania generalnie nie zmienił, zatem sam nie zmienił. Passent zapędził się w interpretacji tego wystąpienia. Cieszy jednak, że Balcerowicz traci wpływy w Polsce.
    .
    .

  4. Jestem zaskoczony
    Zaskoczony tym, że nie zauważyłeś skuteczności Balcerowicza w ostatnich dniach. Nie widziałem konferencji, może masz rację, że był w słabej formie, ale:
    Ten wróg publiczny nr 1, który od 20 lat notował wraz z Lepperem najniższe wskaźniki zaufania ostatnio wskoczył do …pierwszej piątki polityków o najwyższym zaufaniu społecznym – arcyboleśnie prosty ma 65 proc., potem Sikorski, Tusk, Napieralski i Balcerowicz po ok. 50 proc. Człowiek z 16 – 18 procentowego poparcia wywindował się niemal na szczyt rankingu i radziłbym tego przesunięcia tak całkowicie nie lekceważyć.
    Dzisiejszy sondaż gadzinówki z Czerskiej – efekt? PO 16 procent w dół w ciągu 2 tygodni! Kurka, może i masz sporo racji, ale na dziś grasz z Balcerowiczem w jednej drużynie wykańczania PO – dla obydwu Was ukłony ode mnie, bo robicie dobrą robotę, każdy w inny sposób, ale robicie to dobrze.
    Wczoraj w “Forum” o 20.10 w TVP Info, a więc telewizji kontrolowanej przez PO i SLD – 20 proc. popiera rząd w sprawie OFE, 56 proc. krytykuje. Tak katastrofalnych sondaży nie było dla i tak przeszacowanej PO od 2006 roku.

  5. Jestem zaskoczony
    Zaskoczony tym, że nie zauważyłeś skuteczności Balcerowicza w ostatnich dniach. Nie widziałem konferencji, może masz rację, że był w słabej formie, ale:
    Ten wróg publiczny nr 1, który od 20 lat notował wraz z Lepperem najniższe wskaźniki zaufania ostatnio wskoczył do …pierwszej piątki polityków o najwyższym zaufaniu społecznym – arcyboleśnie prosty ma 65 proc., potem Sikorski, Tusk, Napieralski i Balcerowicz po ok. 50 proc. Człowiek z 16 – 18 procentowego poparcia wywindował się niemal na szczyt rankingu i radziłbym tego przesunięcia tak całkowicie nie lekceważyć.
    Dzisiejszy sondaż gadzinówki z Czerskiej – efekt? PO 16 procent w dół w ciągu 2 tygodni! Kurka, może i masz sporo racji, ale na dziś grasz z Balcerowiczem w jednej drużynie wykańczania PO – dla obydwu Was ukłony ode mnie, bo robicie dobrą robotę, każdy w inny sposób, ale robicie to dobrze.
    Wczoraj w “Forum” o 20.10 w TVP Info, a więc telewizji kontrolowanej przez PO i SLD – 20 proc. popiera rząd w sprawie OFE, 56 proc. krytykuje. Tak katastrofalnych sondaży nie było dla i tak przeszacowanej PO od 2006 roku.

  6. Jestem zaskoczony
    Zaskoczony tym, że nie zauważyłeś skuteczności Balcerowicza w ostatnich dniach. Nie widziałem konferencji, może masz rację, że był w słabej formie, ale:
    Ten wróg publiczny nr 1, który od 20 lat notował wraz z Lepperem najniższe wskaźniki zaufania ostatnio wskoczył do …pierwszej piątki polityków o najwyższym zaufaniu społecznym – arcyboleśnie prosty ma 65 proc., potem Sikorski, Tusk, Napieralski i Balcerowicz po ok. 50 proc. Człowiek z 16 – 18 procentowego poparcia wywindował się niemal na szczyt rankingu i radziłbym tego przesunięcia tak całkowicie nie lekceważyć.
    Dzisiejszy sondaż gadzinówki z Czerskiej – efekt? PO 16 procent w dół w ciągu 2 tygodni! Kurka, może i masz sporo racji, ale na dziś grasz z Balcerowiczem w jednej drużynie wykańczania PO – dla obydwu Was ukłony ode mnie, bo robicie dobrą robotę, każdy w inny sposób, ale robicie to dobrze.
    Wczoraj w “Forum” o 20.10 w TVP Info, a więc telewizji kontrolowanej przez PO i SLD – 20 proc. popiera rząd w sprawie OFE, 56 proc. krytykuje. Tak katastrofalnych sondaży nie było dla i tak przeszacowanej PO od 2006 roku.

  7. samotny jeździec bez konia
    Jedyne co rozumiem z doktryny Balcerowicza to dwie zasady: “można wydać tylko tyle pieniędzy ile się zarobiło” oraz: “prywatne jest lepsze niż państwowe”.
    Pech tego ekonomisty polega na tym że został w swoim poglądzie kompletnie osamotniony, gdyż cały postępowy świat polityki i finansów już wie że wydać można dwa razy tyle ile się pożyczy.
    Wieczne balcerowiczowskie powtarzanie mantry o tym jak 20 latach zaciskania pasa nastąpi niechybnie dobrobyt istotnie jest irytujące, ale rzecz w tym że nigdy prawdziwy zacisk nie nastąpił, to tylko plebs musiał sobie prywatnie zaciskać aby państwo mogło pohulać.

    • Gdyby to tak było, ale nic
      Gdyby to tak było, ale nic podobnego. Główne tezy Balcerowicza brzmią:

      1) Sprzedać co się da, byle komu, za byle co, żeby połatać rozdymane biurokracje i zadowolić profesorskich notabli, wcielaniem w życie utopii i bynajmniej nie o liberalizm chodzi, tylko neo, a to tyle znaczy co demokracja ludowa.
      2) Pierwszy milion trzeba ukraść frajerom, najlepiej tym co po 40 lat zapierdalali na prywatne uwłaszczenia.

      Nie wiem jak chciałbyś zacisnąć pasa babince co ma 900 netto, chyba że na szyi, bo jako żywo tylko w tych obszarach było zaciskanie pasa. No i tak nawiasem mówiąc ile lat ten miłośnik własności prywatnej i twardego kapitalizmu, przepracował na swoim, czyli prywatnym? Odkąd go znam żyje na krzywy ryj, czy jak kto woli z “naszych pieniędzy”.

  8. samotny jeździec bez konia
    Jedyne co rozumiem z doktryny Balcerowicza to dwie zasady: “można wydać tylko tyle pieniędzy ile się zarobiło” oraz: “prywatne jest lepsze niż państwowe”.
    Pech tego ekonomisty polega na tym że został w swoim poglądzie kompletnie osamotniony, gdyż cały postępowy świat polityki i finansów już wie że wydać można dwa razy tyle ile się pożyczy.
    Wieczne balcerowiczowskie powtarzanie mantry o tym jak 20 latach zaciskania pasa nastąpi niechybnie dobrobyt istotnie jest irytujące, ale rzecz w tym że nigdy prawdziwy zacisk nie nastąpił, to tylko plebs musiał sobie prywatnie zaciskać aby państwo mogło pohulać.

    • Gdyby to tak było, ale nic
      Gdyby to tak było, ale nic podobnego. Główne tezy Balcerowicza brzmią:

      1) Sprzedać co się da, byle komu, za byle co, żeby połatać rozdymane biurokracje i zadowolić profesorskich notabli, wcielaniem w życie utopii i bynajmniej nie o liberalizm chodzi, tylko neo, a to tyle znaczy co demokracja ludowa.
      2) Pierwszy milion trzeba ukraść frajerom, najlepiej tym co po 40 lat zapierdalali na prywatne uwłaszczenia.

      Nie wiem jak chciałbyś zacisnąć pasa babince co ma 900 netto, chyba że na szyi, bo jako żywo tylko w tych obszarach było zaciskanie pasa. No i tak nawiasem mówiąc ile lat ten miłośnik własności prywatnej i twardego kapitalizmu, przepracował na swoim, czyli prywatnym? Odkąd go znam żyje na krzywy ryj, czy jak kto woli z “naszych pieniędzy”.

  9. samotny jeździec bez konia
    Jedyne co rozumiem z doktryny Balcerowicza to dwie zasady: “można wydać tylko tyle pieniędzy ile się zarobiło” oraz: “prywatne jest lepsze niż państwowe”.
    Pech tego ekonomisty polega na tym że został w swoim poglądzie kompletnie osamotniony, gdyż cały postępowy świat polityki i finansów już wie że wydać można dwa razy tyle ile się pożyczy.
    Wieczne balcerowiczowskie powtarzanie mantry o tym jak 20 latach zaciskania pasa nastąpi niechybnie dobrobyt istotnie jest irytujące, ale rzecz w tym że nigdy prawdziwy zacisk nie nastąpił, to tylko plebs musiał sobie prywatnie zaciskać aby państwo mogło pohulać.

    • Gdyby to tak było, ale nic
      Gdyby to tak było, ale nic podobnego. Główne tezy Balcerowicza brzmią:

      1) Sprzedać co się da, byle komu, za byle co, żeby połatać rozdymane biurokracje i zadowolić profesorskich notabli, wcielaniem w życie utopii i bynajmniej nie o liberalizm chodzi, tylko neo, a to tyle znaczy co demokracja ludowa.
      2) Pierwszy milion trzeba ukraść frajerom, najlepiej tym co po 40 lat zapierdalali na prywatne uwłaszczenia.

      Nie wiem jak chciałbyś zacisnąć pasa babince co ma 900 netto, chyba że na szyi, bo jako żywo tylko w tych obszarach było zaciskanie pasa. No i tak nawiasem mówiąc ile lat ten miłośnik własności prywatnej i twardego kapitalizmu, przepracował na swoim, czyli prywatnym? Odkąd go znam żyje na krzywy ryj, czy jak kto woli z “naszych pieniędzy”.

  10. Balcerowicz znowu musi odjeść?
    Problem z Balcerowiczem to nie problem człowieka, tylko debaty ekonomicznej, której w tym kraju nie ma.

    W krajach zachodnich poglądy ekonomiczne uznaje się za równoprawne pod warunkiem, że nie zaprzeczają elementarnym, obiektywnym prawom ekonomii, czyli to co robili komuniści z naszą gospodarką przez 50 lat. Bez żadnej obrazy dla kogokolwiek od kilkudziesięciu lat funkcjonują obok siebie rozmaite szkoły ekonomii, od zwolenników gospodarki planowej (nie mylić z nakazowo-rozdzielczym potworkiem bloku radzieckiego), przez neokeynsistów, szkołę chicagowską i monetarystów, po zwolenników ekonomii podaży.
    Nikomu tam do głowy nie przychodzi ogłaszać kogokolwiek bogiem, jak to się dzieje w Polsce lub odsądzać od czci i rozumu – jak to się także spotyka w Polsce. Problem debaty ekonomicznej w Polsce to tak naprawdę problem mentalny. Przez 50 lat komunizmu politycy i media nabrali obrzydliwego przyzwyczajenia popierania swoich i niszczenia nieswoich. Pół biedy z politykami, gorzej, że tę metodę stosują media, a i uczelnie wyższe pełne są klakierów i pożytecznych idiotów na rozkaz publicznie oburzających się na bezpardonowo polemizujących z “autorytetami” .

    Za nim weźmiemy się za krytykę tego lub innego poglądu na mikro czy makroekonomię warto sobie zdać sprawę z tego, że w ekonomii nie ma i nie będzie nigdy jednego słusznego i prawdziwego poglądu na gospodarkę . Tak to jest z naukami pozostającymi na granicy nauk ścisłych, przyrodniczych i humanistycznych. Choćby ten czy ów z wysiłku posrał się w gacie, nie da się udowodnić, że lekiem na całe zło jest sterowanie podażą pieniądza lub z drugiej strony szeroko zakrojony interwencjonizm. Zastosowanie każdej z tych doktryn może przynieść mniej lub bardziej nieoczekiwane skutki, bo taka jest istota procesów gospodarowania. Gospodarka to nie maszyna, którą można zaprogramować – to ludzie, nieprzewidywalni, pełni fobii, skłonni do paniki, nieracjonalni w mniejszym lub większym stopniu. Modele ekonometryczne są fajne do wyjaśnienia prostych zależności, ale ich zastosowanie do złożonych zjawisk jest obarczone błędem „genetycznym” modelu (tzw. krytyka Lucasa).

    Sukces w polityce ekonomicznej polega – moim zdaniem- na zastosowaniu właściwych narzędzi w odpowiednim czasie i ich zmianie – też w odpowiednim czasie. Problem polega na tym, że nie wiadomo na 100%, które narzędzia są odpowiednie w danej sytuacji i kiedy nadchodzi czas na zmianę instrumentów.

    Oceniając politykę Balcerowicza, śmiem twierdzić, że dla podjętych działań w okresie 1989-1991 nie było dobrej alternatywy. Tyle, że Balcerowicz nie powinien zostać min. finansów. Powinien być doradcą, jak każdy przedstawiciel określonej szkoły myśli ekonomicznej. Rządzić powinni politycy, na tyle sprawni umysłowo, żeby pod wpływem otwartej dyskusji przedstawicieli różnych szkół przeczuwać, kiedy przychodzi pora na zmianę. Ale to dzisiaj jestem taki mądry.
    Tymczasem u nas poszło to wg starego wzorca – jest jeden bóg i jeden słuszny pogląd. I tak to leci do dzisiaj. Właśnie trwają poszukiwania nowego boga i nowych prawd wiary. Tyle, że nie ma to nic wspólnego z ekonomią.

    P.S Wolę zdecydowanie Balcerowicza z jego doktrynerstwem sterowania podażą pieniądza niż tego fiutka Sachsa, który obsrywa siebie samego sprzed 20 lat bez mrugnięcia okiem. I robi to nie dlatego, że poszedł po rozum do głowy, tylko dlatego, że taki jest aktualnie trynd. Straszna dziwka.

    • Większość tych słów, to są
      Większość tych słów, to są oczywiście słuszne uogólnienia w formie kierunków działań, problem w tym, że z jednej choćby zależności można wyciągnąć generalny wniosek. Sachs to był i jest kawał sukinsyna, który robił i robi kasę na takich frajerach jak Balcerowicz i kraj Balcerowicza. Sachs przygotował grunt pod zachodnich inwestorów przy pomocy najprostszych środków. Z Balcerowicza zrobił boga, załatwił kilka zachodnich laurek i honoris causa, ciemnemu ludowi sprzedał kolorowe opakowania i parę lotnych hasełek; “tyle warte ile coś tam coś tam”. Mnie jest niezwykle trudno między tym socjalistycznym młotem i liberalnym kowadłem, dostaję zewsząd, ale nie jestem wrogiem liberalizmu, zdecydowanie bardziej szkodliwy jest socjalizm. Wszędzie tam gdzie mechanizmy rynkowe i wolnościowe, aż się proszą o użycie, należy ich użyć, ale są obszary, gdzie doktryna jak każda po prostu się kompromituje. Wystarczy spojrzeć na prywatne szkoły, to fabryki idiotów dla butikowych jedynaków. I pora się w końcu odpierdolić od emerytów, nauczycieli, sprzątaczek, roboli, bo te całe mrzonki o elitarnym społeczeństwie sprawdzają się w takich enklawach jak Liechtenstein i Watykan. Gdy coś jest z rozumem to żyjesz jak człowiek w anarchistycznej Kanadzie, socjalistycznej Szwecji i dziewiętnastowiecznym szwajcarskim kapitalizmie. Nie jestem wrogiem liberalizmu, nie trafię doktrynerstwa. Balcerowicz mi nie przeszkadza jako wielobóstwo, ale w boga jedynego przez 20 lat wierzono.

      • Doktrynerstwo samo w sobie nie jest złe
        dopóki uprawiane jest w teorii a nie praktyce. Po prostu pokazuje w czystej formie skrajne rozwiązania. Dopóki uprawiają je naukowcy i dostają za to Noble wszystko jest ok. Gorzej, gdy politycy zastępują rozum i zdrowy rozsądek doktrynami.Wtedy zaczyna się dramat.Wszystko jedno czy doktryna dotyczy ekonomii, rasy czy przodującej klasy społecznej.

        W ekonomii pozostanę liberałem śpiewającym, że nie ma doskonalszej Pani od Konkurencji, a kto ma inne zdanie tego wyzywam na ubitą ziemię.Co nie przeszkadza mi w praktyce gospodarczej stosować interwencjonizm i regulować konkurencję tam, gdzie wymagają tego rozwiązania systemowe.

          • U nas był taki sklepik
            na skraju osiedla, pod lasem. Latami ledwie wegetował. Sukcesywnie jednak w lesie budowały się nowe wille (kto im dał pozwolenie budowy w otulinie parku krajobrazowego, to inna sprawa)
            Dość powiedzieć, że sklepik teraz kwitnie. Jest wszystko w dobrym gatunku. Mankamentem jest kolejka do kasy, zakupy, jakie tam robią mieszkańcy “lasu” są imponujące.
            I nie jest to Żabka, ani Biedronka.

          • wolna gospodarka centralnie sterowana
            Tutaj nie ma wolnego rynku bo wszystko zależy od tego jaki trend uchwali państwo socjalistyczne.
            Jeśli zacznie się”stawianie na firmy rodzinne” to wielkie sklepy staną się nieopłacalne, jeśli zaś Plenum uchwali że duże jest piękne, to ulgi i dotacje popłynął w przeciwnym kierunku.
            W każdym wariancie w dupę dostanie klient.

          • Wzruszająca historia, ale
            Wzruszająca historia, ale jeszcze nigdy nie widziałem miasteczka, w którym pojawienie się supermarketu, czy dyskontu zniszczyłoby całkowicie drobne sklepiki i doprowadziło w dłuższej perspektywie do wzrostu cen. Za to widziałem bardzo wiele miasteczek, w których sklepy dużych sieci współistnieją od kilku lat z osiedlowymi warzywniakami, piekarniami, kioskami, targowiskami i “wszystkim po 4,50”, wymuszając konkurencję cenową i jakościową, która wcześniej bywała mniej lub bardziej ograniczona. Ale OK, załóżmy, że twoja wizja jest oparta na doświadczeniu, a nie tylko na fobiach i życzeniach. Jak w takim razie zapobiegać takim problemom? Wprowadzić całkowity zakaz istnienia sieci posiadających więcej niż jeden sklep? Cóż, obawiam się, że zrobisz wtedy krzywdę wielu emerytom i innym mało i średnio zamożnym ludziom, którzy często kupują w dyskontach, bo są tanie. Wprowadzić regulacje ograniczające rozmiary “sklepów wielkopowierzchniowych”? Uderzysz w ten sposób w nowe ( na lokalnym rynku ) sieci dużych sklepów i pomożesz tym, które już istnieją i mają ugruntowaną pozycję. Tak to już bywa, że próby ratowania konkurencji za pomocą jej “profilaktycznego” zwalczania nie są zbyt udane. Być może dlatego, że przypominają one wyrywanie człowiekowi zdrowych zębów, by uchronić go przed próchnicą.

          • Nie żartuj. W moim
            Nie żartuj. W moim “piździajowie” są większe jaja, na jednym hektarze postawili 3 dyskonty i trzech muszkieterów z Netto wykończyło Biedronkę. Wszystkie powstały w ciągu roku. Obok zdechło wszystko, albo zdycha. Znam te teorie, ale zobacz jakie to są “sklepiki”. Albo jakieś gofry, albo góralskie skóry, albo baba czosnek sprzedaje, oczywiście z Biedronki lansowany jako z działki. Nie mówmy o dziadostwie, czyli wiązaniu końca z końcem, nie znam nikogo kto by się dorobił przy hipermarkecie, owszem są tacy co wolą zarobić swoje 2 tysiące i nie słyszeć, że na ich miejsce 10 przyjdzie, ale to wegetacja nie biznes. Pokaż mi jednego co zaczynał przy hipermarkecie i zbudował hipermarket, to są legendy pomnażające dziadostwo.

          • Nie mówię, że takich sytuacji
            Nie mówię, że takich sytuacji nie ma, mówię, że się z nimi osobiście nie spotkałem. Oczywiście jest możliwe, że duży sklep wykończy mniejsze, ale to, że jakaś firma wypiera z rynku inne nie jest samo w sobie złe ( jeśli robi to uczciwymi metodami takimi jak niższe ceny, czy lepszy towar, a nie zawieraniem zmów cenowych, czy kupowaniem przywilejów od władz ). Wręcz przeciwnie, to dobrze, bo bez tego gospodarka by się nie rozwijała. Kto zaczynał przy supermarkecie i zbudował supermarket? Nie wiem kto, ale niektórym się to udawało, bo nie ma jednej wielkiej sieci handlowej, jest dużo sieci wielkich i mniejszych sklepów. W najmniejszych miasteczkach, takich liczących po 5-10 tysięcy mieszkańców może faktycznie nie jest z tym dobrze ( choć zdarza się, że i tam funkcjonuje parę większych sklepów, a nie tylko jeden ), głównie dlatego, że ludzi jest tam mało, więc popyt też jest mały, a jeśli w pobliżu jest jakaś większa miejscowość, w której jest dużo sklepów, to inwestowanie w handel w miasteczku obok traci sens. Jednak w średnich i dużych miastach na brak konkurencji nie można raczej narzekać. A co do “baby z czosnkiem” i budki z goframi, to czy przez pojawieniem się konkurencji ze strony Biedronki, Netto i Muszkieterów, miały one szanse na rozwinięcie się w hipermarket? Nie sądzę.

          • mam problem
            z wilekimi sklepami minusy to wykańczanie konkurencji tej małej i syficzne jedzenie a plusy to jednak utrzymywanie w ryzach producentów aby ci nie za bardzo szaleli z cenami na swoje produkty. jestem ciekaw ja się akcja rozwinie w niedalekeij miejscowości – 5000 ludzi tak na oko i pięć supermarketów wubudowano w promieniu 500metrów. powalczą oj zdrowo powalczą aż pod dumping pewnie. a że sklepy z dużych sieci to walka będzie bez pardonu. chyba.

    • “gospodarki planowej (nie
      “gospodarki planowej (nie mylić z nakazowo-rozdzielczym potworkiem bloku radzieckiego)”

      Co rozumiesz przez “gospodarkę planową”? Bo jeśli centralne planowanie, to nie widzę powodu, by nie utożsamiać go z gospodarkami krajów “demokracji” ludowej. Gospodarka planowa opiera się na zastąpieniu rynkowego mechanizmu kształtowania cen ustalaniem ich przez urzędników i z tym mieliśmy do czynienia w PRL, czy w Związku Sowieckim. Ciągłe niedobory i próby zapobiegania im poprzez wprowadzenie kartek na prawie wszystko były całkowicie normalnym efektem tej polityki, a nie jakimś wynaturzeniem słusznej idei.

      • walka o równe żołądki
        Państwo skomuszałe gospodarczo nie musi nawet samo ustalać cen, wystarcza jeśli steruje rozdzielaniem koncesji, przydziałem dotacji i “odpowiednio” różnicuje politykę podatkową. W ten sposób dowolnie absurdalna ekonomicznie działalność może stać się opłacalna tylko dzięki decyzjom urzędników.
        Efekt będzie taki sam jak w klasycznej, starej komunie.

        • Bez przesady. Koncesjonowanie
          Bez przesady. Koncesjonowanie działalności gospodarczej oraz dotacje i ulgi podatkowe dla wybranych, przy jednoczesnym gnębieniu wysokością stawek i/lub komplikowaniem przepisów wszystkich innych oczywiście szkodzą gospodarce i deformują działanie mechanizmu rynkowego, ale go nie likwidują. Komuna to zdecydowanie nie jest, w komunie ceny rynkowe po prostu nie istnieją. Zamiast nich są ceny ustalane przez centralnych planistów, którzy nawet przy najlepszych chęciach nie są w stanie “zaprogramować” ich tak, by ich zmiany odzwierciedlały ciągle zmieniające się relacje między popytem a podażą. Tak więc nasz obecny system jest o niebo lepszy od realnego socjalizmu, choć oczywiście nie idealny. Utrudnianie ludziom podejmowania działalności może rodzić problemy i to nie tylko gospodarcze, czego dowodem jest Tunezja, gdzie zamieszki ( które teraz rozlały się na Egipt ) rozpoczęły się, gdy pewien człowiek popełnił samobójstwo, po tym, gdy został ukarany za sprzedaż warzyw i owoców bez zezwolenia.

  11. Balcerowicz znowu musi odjeść?
    Problem z Balcerowiczem to nie problem człowieka, tylko debaty ekonomicznej, której w tym kraju nie ma.

    W krajach zachodnich poglądy ekonomiczne uznaje się za równoprawne pod warunkiem, że nie zaprzeczają elementarnym, obiektywnym prawom ekonomii, czyli to co robili komuniści z naszą gospodarką przez 50 lat. Bez żadnej obrazy dla kogokolwiek od kilkudziesięciu lat funkcjonują obok siebie rozmaite szkoły ekonomii, od zwolenników gospodarki planowej (nie mylić z nakazowo-rozdzielczym potworkiem bloku radzieckiego), przez neokeynsistów, szkołę chicagowską i monetarystów, po zwolenników ekonomii podaży.
    Nikomu tam do głowy nie przychodzi ogłaszać kogokolwiek bogiem, jak to się dzieje w Polsce lub odsądzać od czci i rozumu – jak to się także spotyka w Polsce. Problem debaty ekonomicznej w Polsce to tak naprawdę problem mentalny. Przez 50 lat komunizmu politycy i media nabrali obrzydliwego przyzwyczajenia popierania swoich i niszczenia nieswoich. Pół biedy z politykami, gorzej, że tę metodę stosują media, a i uczelnie wyższe pełne są klakierów i pożytecznych idiotów na rozkaz publicznie oburzających się na bezpardonowo polemizujących z “autorytetami” .

    Za nim weźmiemy się za krytykę tego lub innego poglądu na mikro czy makroekonomię warto sobie zdać sprawę z tego, że w ekonomii nie ma i nie będzie nigdy jednego słusznego i prawdziwego poglądu na gospodarkę . Tak to jest z naukami pozostającymi na granicy nauk ścisłych, przyrodniczych i humanistycznych. Choćby ten czy ów z wysiłku posrał się w gacie, nie da się udowodnić, że lekiem na całe zło jest sterowanie podażą pieniądza lub z drugiej strony szeroko zakrojony interwencjonizm. Zastosowanie każdej z tych doktryn może przynieść mniej lub bardziej nieoczekiwane skutki, bo taka jest istota procesów gospodarowania. Gospodarka to nie maszyna, którą można zaprogramować – to ludzie, nieprzewidywalni, pełni fobii, skłonni do paniki, nieracjonalni w mniejszym lub większym stopniu. Modele ekonometryczne są fajne do wyjaśnienia prostych zależności, ale ich zastosowanie do złożonych zjawisk jest obarczone błędem „genetycznym” modelu (tzw. krytyka Lucasa).

    Sukces w polityce ekonomicznej polega – moim zdaniem- na zastosowaniu właściwych narzędzi w odpowiednim czasie i ich zmianie – też w odpowiednim czasie. Problem polega na tym, że nie wiadomo na 100%, które narzędzia są odpowiednie w danej sytuacji i kiedy nadchodzi czas na zmianę instrumentów.

    Oceniając politykę Balcerowicza, śmiem twierdzić, że dla podjętych działań w okresie 1989-1991 nie było dobrej alternatywy. Tyle, że Balcerowicz nie powinien zostać min. finansów. Powinien być doradcą, jak każdy przedstawiciel określonej szkoły myśli ekonomicznej. Rządzić powinni politycy, na tyle sprawni umysłowo, żeby pod wpływem otwartej dyskusji przedstawicieli różnych szkół przeczuwać, kiedy przychodzi pora na zmianę. Ale to dzisiaj jestem taki mądry.
    Tymczasem u nas poszło to wg starego wzorca – jest jeden bóg i jeden słuszny pogląd. I tak to leci do dzisiaj. Właśnie trwają poszukiwania nowego boga i nowych prawd wiary. Tyle, że nie ma to nic wspólnego z ekonomią.

    P.S Wolę zdecydowanie Balcerowicza z jego doktrynerstwem sterowania podażą pieniądza niż tego fiutka Sachsa, który obsrywa siebie samego sprzed 20 lat bez mrugnięcia okiem. I robi to nie dlatego, że poszedł po rozum do głowy, tylko dlatego, że taki jest aktualnie trynd. Straszna dziwka.

    • Większość tych słów, to są
      Większość tych słów, to są oczywiście słuszne uogólnienia w formie kierunków działań, problem w tym, że z jednej choćby zależności można wyciągnąć generalny wniosek. Sachs to był i jest kawał sukinsyna, który robił i robi kasę na takich frajerach jak Balcerowicz i kraj Balcerowicza. Sachs przygotował grunt pod zachodnich inwestorów przy pomocy najprostszych środków. Z Balcerowicza zrobił boga, załatwił kilka zachodnich laurek i honoris causa, ciemnemu ludowi sprzedał kolorowe opakowania i parę lotnych hasełek; “tyle warte ile coś tam coś tam”. Mnie jest niezwykle trudno między tym socjalistycznym młotem i liberalnym kowadłem, dostaję zewsząd, ale nie jestem wrogiem liberalizmu, zdecydowanie bardziej szkodliwy jest socjalizm. Wszędzie tam gdzie mechanizmy rynkowe i wolnościowe, aż się proszą o użycie, należy ich użyć, ale są obszary, gdzie doktryna jak każda po prostu się kompromituje. Wystarczy spojrzeć na prywatne szkoły, to fabryki idiotów dla butikowych jedynaków. I pora się w końcu odpierdolić od emerytów, nauczycieli, sprzątaczek, roboli, bo te całe mrzonki o elitarnym społeczeństwie sprawdzają się w takich enklawach jak Liechtenstein i Watykan. Gdy coś jest z rozumem to żyjesz jak człowiek w anarchistycznej Kanadzie, socjalistycznej Szwecji i dziewiętnastowiecznym szwajcarskim kapitalizmie. Nie jestem wrogiem liberalizmu, nie trafię doktrynerstwa. Balcerowicz mi nie przeszkadza jako wielobóstwo, ale w boga jedynego przez 20 lat wierzono.

      • Doktrynerstwo samo w sobie nie jest złe
        dopóki uprawiane jest w teorii a nie praktyce. Po prostu pokazuje w czystej formie skrajne rozwiązania. Dopóki uprawiają je naukowcy i dostają za to Noble wszystko jest ok. Gorzej, gdy politycy zastępują rozum i zdrowy rozsądek doktrynami.Wtedy zaczyna się dramat.Wszystko jedno czy doktryna dotyczy ekonomii, rasy czy przodującej klasy społecznej.

        W ekonomii pozostanę liberałem śpiewającym, że nie ma doskonalszej Pani od Konkurencji, a kto ma inne zdanie tego wyzywam na ubitą ziemię.Co nie przeszkadza mi w praktyce gospodarczej stosować interwencjonizm i regulować konkurencję tam, gdzie wymagają tego rozwiązania systemowe.

          • U nas był taki sklepik
            na skraju osiedla, pod lasem. Latami ledwie wegetował. Sukcesywnie jednak w lesie budowały się nowe wille (kto im dał pozwolenie budowy w otulinie parku krajobrazowego, to inna sprawa)
            Dość powiedzieć, że sklepik teraz kwitnie. Jest wszystko w dobrym gatunku. Mankamentem jest kolejka do kasy, zakupy, jakie tam robią mieszkańcy “lasu” są imponujące.
            I nie jest to Żabka, ani Biedronka.

          • wolna gospodarka centralnie sterowana
            Tutaj nie ma wolnego rynku bo wszystko zależy od tego jaki trend uchwali państwo socjalistyczne.
            Jeśli zacznie się”stawianie na firmy rodzinne” to wielkie sklepy staną się nieopłacalne, jeśli zaś Plenum uchwali że duże jest piękne, to ulgi i dotacje popłynął w przeciwnym kierunku.
            W każdym wariancie w dupę dostanie klient.

          • Wzruszająca historia, ale
            Wzruszająca historia, ale jeszcze nigdy nie widziałem miasteczka, w którym pojawienie się supermarketu, czy dyskontu zniszczyłoby całkowicie drobne sklepiki i doprowadziło w dłuższej perspektywie do wzrostu cen. Za to widziałem bardzo wiele miasteczek, w których sklepy dużych sieci współistnieją od kilku lat z osiedlowymi warzywniakami, piekarniami, kioskami, targowiskami i “wszystkim po 4,50”, wymuszając konkurencję cenową i jakościową, która wcześniej bywała mniej lub bardziej ograniczona. Ale OK, załóżmy, że twoja wizja jest oparta na doświadczeniu, a nie tylko na fobiach i życzeniach. Jak w takim razie zapobiegać takim problemom? Wprowadzić całkowity zakaz istnienia sieci posiadających więcej niż jeden sklep? Cóż, obawiam się, że zrobisz wtedy krzywdę wielu emerytom i innym mało i średnio zamożnym ludziom, którzy często kupują w dyskontach, bo są tanie. Wprowadzić regulacje ograniczające rozmiary “sklepów wielkopowierzchniowych”? Uderzysz w ten sposób w nowe ( na lokalnym rynku ) sieci dużych sklepów i pomożesz tym, które już istnieją i mają ugruntowaną pozycję. Tak to już bywa, że próby ratowania konkurencji za pomocą jej “profilaktycznego” zwalczania nie są zbyt udane. Być może dlatego, że przypominają one wyrywanie człowiekowi zdrowych zębów, by uchronić go przed próchnicą.

          • Nie żartuj. W moim
            Nie żartuj. W moim “piździajowie” są większe jaja, na jednym hektarze postawili 3 dyskonty i trzech muszkieterów z Netto wykończyło Biedronkę. Wszystkie powstały w ciągu roku. Obok zdechło wszystko, albo zdycha. Znam te teorie, ale zobacz jakie to są “sklepiki”. Albo jakieś gofry, albo góralskie skóry, albo baba czosnek sprzedaje, oczywiście z Biedronki lansowany jako z działki. Nie mówmy o dziadostwie, czyli wiązaniu końca z końcem, nie znam nikogo kto by się dorobił przy hipermarkecie, owszem są tacy co wolą zarobić swoje 2 tysiące i nie słyszeć, że na ich miejsce 10 przyjdzie, ale to wegetacja nie biznes. Pokaż mi jednego co zaczynał przy hipermarkecie i zbudował hipermarket, to są legendy pomnażające dziadostwo.

          • Nie mówię, że takich sytuacji
            Nie mówię, że takich sytuacji nie ma, mówię, że się z nimi osobiście nie spotkałem. Oczywiście jest możliwe, że duży sklep wykończy mniejsze, ale to, że jakaś firma wypiera z rynku inne nie jest samo w sobie złe ( jeśli robi to uczciwymi metodami takimi jak niższe ceny, czy lepszy towar, a nie zawieraniem zmów cenowych, czy kupowaniem przywilejów od władz ). Wręcz przeciwnie, to dobrze, bo bez tego gospodarka by się nie rozwijała. Kto zaczynał przy supermarkecie i zbudował supermarket? Nie wiem kto, ale niektórym się to udawało, bo nie ma jednej wielkiej sieci handlowej, jest dużo sieci wielkich i mniejszych sklepów. W najmniejszych miasteczkach, takich liczących po 5-10 tysięcy mieszkańców może faktycznie nie jest z tym dobrze ( choć zdarza się, że i tam funkcjonuje parę większych sklepów, a nie tylko jeden ), głównie dlatego, że ludzi jest tam mało, więc popyt też jest mały, a jeśli w pobliżu jest jakaś większa miejscowość, w której jest dużo sklepów, to inwestowanie w handel w miasteczku obok traci sens. Jednak w średnich i dużych miastach na brak konkurencji nie można raczej narzekać. A co do “baby z czosnkiem” i budki z goframi, to czy przez pojawieniem się konkurencji ze strony Biedronki, Netto i Muszkieterów, miały one szanse na rozwinięcie się w hipermarket? Nie sądzę.

          • mam problem
            z wilekimi sklepami minusy to wykańczanie konkurencji tej małej i syficzne jedzenie a plusy to jednak utrzymywanie w ryzach producentów aby ci nie za bardzo szaleli z cenami na swoje produkty. jestem ciekaw ja się akcja rozwinie w niedalekeij miejscowości – 5000 ludzi tak na oko i pięć supermarketów wubudowano w promieniu 500metrów. powalczą oj zdrowo powalczą aż pod dumping pewnie. a że sklepy z dużych sieci to walka będzie bez pardonu. chyba.

    • “gospodarki planowej (nie
      “gospodarki planowej (nie mylić z nakazowo-rozdzielczym potworkiem bloku radzieckiego)”

      Co rozumiesz przez “gospodarkę planową”? Bo jeśli centralne planowanie, to nie widzę powodu, by nie utożsamiać go z gospodarkami krajów “demokracji” ludowej. Gospodarka planowa opiera się na zastąpieniu rynkowego mechanizmu kształtowania cen ustalaniem ich przez urzędników i z tym mieliśmy do czynienia w PRL, czy w Związku Sowieckim. Ciągłe niedobory i próby zapobiegania im poprzez wprowadzenie kartek na prawie wszystko były całkowicie normalnym efektem tej polityki, a nie jakimś wynaturzeniem słusznej idei.

      • walka o równe żołądki
        Państwo skomuszałe gospodarczo nie musi nawet samo ustalać cen, wystarcza jeśli steruje rozdzielaniem koncesji, przydziałem dotacji i “odpowiednio” różnicuje politykę podatkową. W ten sposób dowolnie absurdalna ekonomicznie działalność może stać się opłacalna tylko dzięki decyzjom urzędników.
        Efekt będzie taki sam jak w klasycznej, starej komunie.

        • Bez przesady. Koncesjonowanie
          Bez przesady. Koncesjonowanie działalności gospodarczej oraz dotacje i ulgi podatkowe dla wybranych, przy jednoczesnym gnębieniu wysokością stawek i/lub komplikowaniem przepisów wszystkich innych oczywiście szkodzą gospodarce i deformują działanie mechanizmu rynkowego, ale go nie likwidują. Komuna to zdecydowanie nie jest, w komunie ceny rynkowe po prostu nie istnieją. Zamiast nich są ceny ustalane przez centralnych planistów, którzy nawet przy najlepszych chęciach nie są w stanie “zaprogramować” ich tak, by ich zmiany odzwierciedlały ciągle zmieniające się relacje między popytem a podażą. Tak więc nasz obecny system jest o niebo lepszy od realnego socjalizmu, choć oczywiście nie idealny. Utrudnianie ludziom podejmowania działalności może rodzić problemy i to nie tylko gospodarcze, czego dowodem jest Tunezja, gdzie zamieszki ( które teraz rozlały się na Egipt ) rozpoczęły się, gdy pewien człowiek popełnił samobójstwo, po tym, gdy został ukarany za sprzedaż warzyw i owoców bez zezwolenia.

  12. Balcerowicz znowu musi odjeść?
    Problem z Balcerowiczem to nie problem człowieka, tylko debaty ekonomicznej, której w tym kraju nie ma.

    W krajach zachodnich poglądy ekonomiczne uznaje się za równoprawne pod warunkiem, że nie zaprzeczają elementarnym, obiektywnym prawom ekonomii, czyli to co robili komuniści z naszą gospodarką przez 50 lat. Bez żadnej obrazy dla kogokolwiek od kilkudziesięciu lat funkcjonują obok siebie rozmaite szkoły ekonomii, od zwolenników gospodarki planowej (nie mylić z nakazowo-rozdzielczym potworkiem bloku radzieckiego), przez neokeynsistów, szkołę chicagowską i monetarystów, po zwolenników ekonomii podaży.
    Nikomu tam do głowy nie przychodzi ogłaszać kogokolwiek bogiem, jak to się dzieje w Polsce lub odsądzać od czci i rozumu – jak to się także spotyka w Polsce. Problem debaty ekonomicznej w Polsce to tak naprawdę problem mentalny. Przez 50 lat komunizmu politycy i media nabrali obrzydliwego przyzwyczajenia popierania swoich i niszczenia nieswoich. Pół biedy z politykami, gorzej, że tę metodę stosują media, a i uczelnie wyższe pełne są klakierów i pożytecznych idiotów na rozkaz publicznie oburzających się na bezpardonowo polemizujących z “autorytetami” .

    Za nim weźmiemy się za krytykę tego lub innego poglądu na mikro czy makroekonomię warto sobie zdać sprawę z tego, że w ekonomii nie ma i nie będzie nigdy jednego słusznego i prawdziwego poglądu na gospodarkę . Tak to jest z naukami pozostającymi na granicy nauk ścisłych, przyrodniczych i humanistycznych. Choćby ten czy ów z wysiłku posrał się w gacie, nie da się udowodnić, że lekiem na całe zło jest sterowanie podażą pieniądza lub z drugiej strony szeroko zakrojony interwencjonizm. Zastosowanie każdej z tych doktryn może przynieść mniej lub bardziej nieoczekiwane skutki, bo taka jest istota procesów gospodarowania. Gospodarka to nie maszyna, którą można zaprogramować – to ludzie, nieprzewidywalni, pełni fobii, skłonni do paniki, nieracjonalni w mniejszym lub większym stopniu. Modele ekonometryczne są fajne do wyjaśnienia prostych zależności, ale ich zastosowanie do złożonych zjawisk jest obarczone błędem „genetycznym” modelu (tzw. krytyka Lucasa).

    Sukces w polityce ekonomicznej polega – moim zdaniem- na zastosowaniu właściwych narzędzi w odpowiednim czasie i ich zmianie – też w odpowiednim czasie. Problem polega na tym, że nie wiadomo na 100%, które narzędzia są odpowiednie w danej sytuacji i kiedy nadchodzi czas na zmianę instrumentów.

    Oceniając politykę Balcerowicza, śmiem twierdzić, że dla podjętych działań w okresie 1989-1991 nie było dobrej alternatywy. Tyle, że Balcerowicz nie powinien zostać min. finansów. Powinien być doradcą, jak każdy przedstawiciel określonej szkoły myśli ekonomicznej. Rządzić powinni politycy, na tyle sprawni umysłowo, żeby pod wpływem otwartej dyskusji przedstawicieli różnych szkół przeczuwać, kiedy przychodzi pora na zmianę. Ale to dzisiaj jestem taki mądry.
    Tymczasem u nas poszło to wg starego wzorca – jest jeden bóg i jeden słuszny pogląd. I tak to leci do dzisiaj. Właśnie trwają poszukiwania nowego boga i nowych prawd wiary. Tyle, że nie ma to nic wspólnego z ekonomią.

    P.S Wolę zdecydowanie Balcerowicza z jego doktrynerstwem sterowania podażą pieniądza niż tego fiutka Sachsa, który obsrywa siebie samego sprzed 20 lat bez mrugnięcia okiem. I robi to nie dlatego, że poszedł po rozum do głowy, tylko dlatego, że taki jest aktualnie trynd. Straszna dziwka.

    • Większość tych słów, to są
      Większość tych słów, to są oczywiście słuszne uogólnienia w formie kierunków działań, problem w tym, że z jednej choćby zależności można wyciągnąć generalny wniosek. Sachs to był i jest kawał sukinsyna, który robił i robi kasę na takich frajerach jak Balcerowicz i kraj Balcerowicza. Sachs przygotował grunt pod zachodnich inwestorów przy pomocy najprostszych środków. Z Balcerowicza zrobił boga, załatwił kilka zachodnich laurek i honoris causa, ciemnemu ludowi sprzedał kolorowe opakowania i parę lotnych hasełek; “tyle warte ile coś tam coś tam”. Mnie jest niezwykle trudno między tym socjalistycznym młotem i liberalnym kowadłem, dostaję zewsząd, ale nie jestem wrogiem liberalizmu, zdecydowanie bardziej szkodliwy jest socjalizm. Wszędzie tam gdzie mechanizmy rynkowe i wolnościowe, aż się proszą o użycie, należy ich użyć, ale są obszary, gdzie doktryna jak każda po prostu się kompromituje. Wystarczy spojrzeć na prywatne szkoły, to fabryki idiotów dla butikowych jedynaków. I pora się w końcu odpierdolić od emerytów, nauczycieli, sprzątaczek, roboli, bo te całe mrzonki o elitarnym społeczeństwie sprawdzają się w takich enklawach jak Liechtenstein i Watykan. Gdy coś jest z rozumem to żyjesz jak człowiek w anarchistycznej Kanadzie, socjalistycznej Szwecji i dziewiętnastowiecznym szwajcarskim kapitalizmie. Nie jestem wrogiem liberalizmu, nie trafię doktrynerstwa. Balcerowicz mi nie przeszkadza jako wielobóstwo, ale w boga jedynego przez 20 lat wierzono.

      • Doktrynerstwo samo w sobie nie jest złe
        dopóki uprawiane jest w teorii a nie praktyce. Po prostu pokazuje w czystej formie skrajne rozwiązania. Dopóki uprawiają je naukowcy i dostają za to Noble wszystko jest ok. Gorzej, gdy politycy zastępują rozum i zdrowy rozsądek doktrynami.Wtedy zaczyna się dramat.Wszystko jedno czy doktryna dotyczy ekonomii, rasy czy przodującej klasy społecznej.

        W ekonomii pozostanę liberałem śpiewającym, że nie ma doskonalszej Pani od Konkurencji, a kto ma inne zdanie tego wyzywam na ubitą ziemię.Co nie przeszkadza mi w praktyce gospodarczej stosować interwencjonizm i regulować konkurencję tam, gdzie wymagają tego rozwiązania systemowe.

          • U nas był taki sklepik
            na skraju osiedla, pod lasem. Latami ledwie wegetował. Sukcesywnie jednak w lesie budowały się nowe wille (kto im dał pozwolenie budowy w otulinie parku krajobrazowego, to inna sprawa)
            Dość powiedzieć, że sklepik teraz kwitnie. Jest wszystko w dobrym gatunku. Mankamentem jest kolejka do kasy, zakupy, jakie tam robią mieszkańcy “lasu” są imponujące.
            I nie jest to Żabka, ani Biedronka.

          • wolna gospodarka centralnie sterowana
            Tutaj nie ma wolnego rynku bo wszystko zależy od tego jaki trend uchwali państwo socjalistyczne.
            Jeśli zacznie się”stawianie na firmy rodzinne” to wielkie sklepy staną się nieopłacalne, jeśli zaś Plenum uchwali że duże jest piękne, to ulgi i dotacje popłynął w przeciwnym kierunku.
            W każdym wariancie w dupę dostanie klient.

          • Wzruszająca historia, ale
            Wzruszająca historia, ale jeszcze nigdy nie widziałem miasteczka, w którym pojawienie się supermarketu, czy dyskontu zniszczyłoby całkowicie drobne sklepiki i doprowadziło w dłuższej perspektywie do wzrostu cen. Za to widziałem bardzo wiele miasteczek, w których sklepy dużych sieci współistnieją od kilku lat z osiedlowymi warzywniakami, piekarniami, kioskami, targowiskami i “wszystkim po 4,50”, wymuszając konkurencję cenową i jakościową, która wcześniej bywała mniej lub bardziej ograniczona. Ale OK, załóżmy, że twoja wizja jest oparta na doświadczeniu, a nie tylko na fobiach i życzeniach. Jak w takim razie zapobiegać takim problemom? Wprowadzić całkowity zakaz istnienia sieci posiadających więcej niż jeden sklep? Cóż, obawiam się, że zrobisz wtedy krzywdę wielu emerytom i innym mało i średnio zamożnym ludziom, którzy często kupują w dyskontach, bo są tanie. Wprowadzić regulacje ograniczające rozmiary “sklepów wielkopowierzchniowych”? Uderzysz w ten sposób w nowe ( na lokalnym rynku ) sieci dużych sklepów i pomożesz tym, które już istnieją i mają ugruntowaną pozycję. Tak to już bywa, że próby ratowania konkurencji za pomocą jej “profilaktycznego” zwalczania nie są zbyt udane. Być może dlatego, że przypominają one wyrywanie człowiekowi zdrowych zębów, by uchronić go przed próchnicą.

          • Nie żartuj. W moim
            Nie żartuj. W moim “piździajowie” są większe jaja, na jednym hektarze postawili 3 dyskonty i trzech muszkieterów z Netto wykończyło Biedronkę. Wszystkie powstały w ciągu roku. Obok zdechło wszystko, albo zdycha. Znam te teorie, ale zobacz jakie to są “sklepiki”. Albo jakieś gofry, albo góralskie skóry, albo baba czosnek sprzedaje, oczywiście z Biedronki lansowany jako z działki. Nie mówmy o dziadostwie, czyli wiązaniu końca z końcem, nie znam nikogo kto by się dorobił przy hipermarkecie, owszem są tacy co wolą zarobić swoje 2 tysiące i nie słyszeć, że na ich miejsce 10 przyjdzie, ale to wegetacja nie biznes. Pokaż mi jednego co zaczynał przy hipermarkecie i zbudował hipermarket, to są legendy pomnażające dziadostwo.

          • Nie mówię, że takich sytuacji
            Nie mówię, że takich sytuacji nie ma, mówię, że się z nimi osobiście nie spotkałem. Oczywiście jest możliwe, że duży sklep wykończy mniejsze, ale to, że jakaś firma wypiera z rynku inne nie jest samo w sobie złe ( jeśli robi to uczciwymi metodami takimi jak niższe ceny, czy lepszy towar, a nie zawieraniem zmów cenowych, czy kupowaniem przywilejów od władz ). Wręcz przeciwnie, to dobrze, bo bez tego gospodarka by się nie rozwijała. Kto zaczynał przy supermarkecie i zbudował supermarket? Nie wiem kto, ale niektórym się to udawało, bo nie ma jednej wielkiej sieci handlowej, jest dużo sieci wielkich i mniejszych sklepów. W najmniejszych miasteczkach, takich liczących po 5-10 tysięcy mieszkańców może faktycznie nie jest z tym dobrze ( choć zdarza się, że i tam funkcjonuje parę większych sklepów, a nie tylko jeden ), głównie dlatego, że ludzi jest tam mało, więc popyt też jest mały, a jeśli w pobliżu jest jakaś większa miejscowość, w której jest dużo sklepów, to inwestowanie w handel w miasteczku obok traci sens. Jednak w średnich i dużych miastach na brak konkurencji nie można raczej narzekać. A co do “baby z czosnkiem” i budki z goframi, to czy przez pojawieniem się konkurencji ze strony Biedronki, Netto i Muszkieterów, miały one szanse na rozwinięcie się w hipermarket? Nie sądzę.

          • mam problem
            z wilekimi sklepami minusy to wykańczanie konkurencji tej małej i syficzne jedzenie a plusy to jednak utrzymywanie w ryzach producentów aby ci nie za bardzo szaleli z cenami na swoje produkty. jestem ciekaw ja się akcja rozwinie w niedalekeij miejscowości – 5000 ludzi tak na oko i pięć supermarketów wubudowano w promieniu 500metrów. powalczą oj zdrowo powalczą aż pod dumping pewnie. a że sklepy z dużych sieci to walka będzie bez pardonu. chyba.

    • “gospodarki planowej (nie
      “gospodarki planowej (nie mylić z nakazowo-rozdzielczym potworkiem bloku radzieckiego)”

      Co rozumiesz przez “gospodarkę planową”? Bo jeśli centralne planowanie, to nie widzę powodu, by nie utożsamiać go z gospodarkami krajów “demokracji” ludowej. Gospodarka planowa opiera się na zastąpieniu rynkowego mechanizmu kształtowania cen ustalaniem ich przez urzędników i z tym mieliśmy do czynienia w PRL, czy w Związku Sowieckim. Ciągłe niedobory i próby zapobiegania im poprzez wprowadzenie kartek na prawie wszystko były całkowicie normalnym efektem tej polityki, a nie jakimś wynaturzeniem słusznej idei.

      • walka o równe żołądki
        Państwo skomuszałe gospodarczo nie musi nawet samo ustalać cen, wystarcza jeśli steruje rozdzielaniem koncesji, przydziałem dotacji i “odpowiednio” różnicuje politykę podatkową. W ten sposób dowolnie absurdalna ekonomicznie działalność może stać się opłacalna tylko dzięki decyzjom urzędników.
        Efekt będzie taki sam jak w klasycznej, starej komunie.

        • Bez przesady. Koncesjonowanie
          Bez przesady. Koncesjonowanie działalności gospodarczej oraz dotacje i ulgi podatkowe dla wybranych, przy jednoczesnym gnębieniu wysokością stawek i/lub komplikowaniem przepisów wszystkich innych oczywiście szkodzą gospodarce i deformują działanie mechanizmu rynkowego, ale go nie likwidują. Komuna to zdecydowanie nie jest, w komunie ceny rynkowe po prostu nie istnieją. Zamiast nich są ceny ustalane przez centralnych planistów, którzy nawet przy najlepszych chęciach nie są w stanie “zaprogramować” ich tak, by ich zmiany odzwierciedlały ciągle zmieniające się relacje między popytem a podażą. Tak więc nasz obecny system jest o niebo lepszy od realnego socjalizmu, choć oczywiście nie idealny. Utrudnianie ludziom podejmowania działalności może rodzić problemy i to nie tylko gospodarcze, czego dowodem jest Tunezja, gdzie zamieszki ( które teraz rozlały się na Egipt ) rozpoczęły się, gdy pewien człowiek popełnił samobójstwo, po tym, gdy został ukarany za sprzedaż warzyw i owoców bez zezwolenia.

  13. Odpowiedziałem c.h, musiałbym
    Odpowiedziałem c.h, musiałbym powtórzyć to samo. Korporacjonizm to nic innego jak wynaturzony socjalizm pomieszany z patologią liberalizmu. Czym jest korporacja jak nie kołchozem ideologicznym, który powstał w wyniku darwinizmu kapitalistycznego?

  14. Odpowiedziałem c.h, musiałbym
    Odpowiedziałem c.h, musiałbym powtórzyć to samo. Korporacjonizm to nic innego jak wynaturzony socjalizm pomieszany z patologią liberalizmu. Czym jest korporacja jak nie kołchozem ideologicznym, który powstał w wyniku darwinizmu kapitalistycznego?

  15. Odpowiedziałem c.h, musiałbym
    Odpowiedziałem c.h, musiałbym powtórzyć to samo. Korporacjonizm to nic innego jak wynaturzony socjalizm pomieszany z patologią liberalizmu. Czym jest korporacja jak nie kołchozem ideologicznym, który powstał w wyniku darwinizmu kapitalistycznego?

  16. Musisz poczytać -dorola – panią Jakubiak z PJN
    ona mówi takie coś ( do obrzydliwego kapitalisty):
    swoją pensję wypracowuje ….. wydając panu zaświadczenia, by mógł pan prowadzić działalność gospodarczą, przygotowując działkę do inwestycji i tak dalej. W sumie to ja panu pozwalam pracować.
    I dalej : Beze mnie ( państwowego urzędnika) byłby pan bez numeru , bez dowodu osbistego, bez zameldowania….

      • A tak w ogóle, to tyle tu
        A tak w ogóle, to tyle tu mądrali ze mną na czele, a ja właśnie jestem po wstępnej lekturze podręcznika “Klik Plik”, pewnie coś tam skrobnę większego, bo za coś takiego po prostu ktoś powinien iść siedzieć, ale póki co pytanko. Co to jest plik docx i proszę nie biegać po Wiki i google, bo byłem, chyba, że gdzieś pod koniec drugiej setki są informacje, które można przystępnie podać dziesięciolatce, bo moje prawie 40 uważa za skandal zaśmiecanie dzieciom głowy, podobnymi idiotyzmami. Rozszerzenie docx??? Komu to poza Microsoftem potrzebne?

        • Rozszerzenie docx
          to jest nowy Word, już nie pamiętam od jakiej wersji, 2007 wzwyż?

          A potrzebne oczywiście po to, żebyś kupił nowy edytor. “Dający nowe, oszałamiające możliwości, jakich nie było w poprzednim”.

          Można znaleźć w sieci wtyczkę do starszych Wordów, która konwertuje docxa i pozwala go potem zapisać jako zwykłego doca, czy co tam potrzeba.

          • Tyle już ustaliłem. Ale jest
            Tyle już ustaliłem. Ale jest fantastycznie z tym “emłejowskim” podręcznikiem. Plik tam się tłumaczy jako ubranko w szafie (folder), a potem co to jest docx? Niezła jazda, nie chcę psuć zabawy, bo to jest naprawdę pryszcz w porównaniu z tym co się w tym “podręczniku” dzieje.

          • Zupełnie poważnie powiem Ci,
            Zupełnie poważnie powiem Ci, że mnie ścięło, nie jako interentowego oszołoma, ale ojca. Mała jest oczywiście moim oczkiem w głowie, rok wcześniej w szkole i średnia powyżej 5. I się nagle żali, ze informatyka na granicy 4+, -5. W swoim stylu pytam: Nie wstyd Ci, tata taki “miszcz?” Patrzę, a tam po prostu miazga i wiem z czym problem. Dziecko musiałoby te idiotyzmy bez zrozumienia na pamięć zakuć, a wie, że tego nie wolno robić i rozumie, że nie ma sensu. Kanał, naprawdę kanał. Nie miałem pojęcia, że to tak daleko zaszło, “to” czyli chamski marketing na granicy sekty. Ten docx, to jest nic, tam są takie kwiatki, że jak nie zobaczysz i to trzy razy, to nie uwierzysz.

          • Która to klasa?
            I gimnazjum? To czekaj, może to jest odpowiedź, dlaczego starszy Junior jedyną czwórkę ma z informatyki!

            Edit: nie, to nie to. Młody się uczy z książki “Informatyka Europejczyka”. O systemie plików i takich tam rzeczach wygląda dość rozsądnie, ale za to patrzę w spis treści i widzę język LOGO, z żółwiem. Pamiętam, że nas też tego uczyli, po czym nie przydało mi się to DO NICZEGO w życiu. Dość sprawnie za to programowałem w Basicu, którego w szkole NIE uczyli.

          • Aaa, zapewne jest tysiąc mądrych podstaw,
            dlaczego tak, a nie inaczej. “Język, dostosowany do percepcyjnych możliwości dziecka w wieku 10 lat”, “Siatka pojęć, charakterystyczna dla klasy IV”, co tam jeszcze można wymyślić.

            To będę musiał zerknąć w książki młodszego, ale nie dzisiaj, nie będę go budził.

          • Przejrzyj podręcznik do
            Przejrzyj podręcznik do przyrody, tak na wszelki wypadek, zanim. Też bywają oszałamiające.

          • Widziałem. Jest tam goła
            Widziałem. Jest tam goła baba, CAŁA. Nie czepiałbym się przyrody, chociaż mnie uczono, że atlas to geografia, kryształki z soli to chemia, a prąd stały to fizyka.

  17. Musisz poczytać -dorola – panią Jakubiak z PJN
    ona mówi takie coś ( do obrzydliwego kapitalisty):
    swoją pensję wypracowuje ….. wydając panu zaświadczenia, by mógł pan prowadzić działalność gospodarczą, przygotowując działkę do inwestycji i tak dalej. W sumie to ja panu pozwalam pracować.
    I dalej : Beze mnie ( państwowego urzędnika) byłby pan bez numeru , bez dowodu osbistego, bez zameldowania….

      • A tak w ogóle, to tyle tu
        A tak w ogóle, to tyle tu mądrali ze mną na czele, a ja właśnie jestem po wstępnej lekturze podręcznika “Klik Plik”, pewnie coś tam skrobnę większego, bo za coś takiego po prostu ktoś powinien iść siedzieć, ale póki co pytanko. Co to jest plik docx i proszę nie biegać po Wiki i google, bo byłem, chyba, że gdzieś pod koniec drugiej setki są informacje, które można przystępnie podać dziesięciolatce, bo moje prawie 40 uważa za skandal zaśmiecanie dzieciom głowy, podobnymi idiotyzmami. Rozszerzenie docx??? Komu to poza Microsoftem potrzebne?

        • Rozszerzenie docx
          to jest nowy Word, już nie pamiętam od jakiej wersji, 2007 wzwyż?

          A potrzebne oczywiście po to, żebyś kupił nowy edytor. “Dający nowe, oszałamiające możliwości, jakich nie było w poprzednim”.

          Można znaleźć w sieci wtyczkę do starszych Wordów, która konwertuje docxa i pozwala go potem zapisać jako zwykłego doca, czy co tam potrzeba.

          • Tyle już ustaliłem. Ale jest
            Tyle już ustaliłem. Ale jest fantastycznie z tym “emłejowskim” podręcznikiem. Plik tam się tłumaczy jako ubranko w szafie (folder), a potem co to jest docx? Niezła jazda, nie chcę psuć zabawy, bo to jest naprawdę pryszcz w porównaniu z tym co się w tym “podręczniku” dzieje.

          • Zupełnie poważnie powiem Ci,
            Zupełnie poważnie powiem Ci, że mnie ścięło, nie jako interentowego oszołoma, ale ojca. Mała jest oczywiście moim oczkiem w głowie, rok wcześniej w szkole i średnia powyżej 5. I się nagle żali, ze informatyka na granicy 4+, -5. W swoim stylu pytam: Nie wstyd Ci, tata taki “miszcz?” Patrzę, a tam po prostu miazga i wiem z czym problem. Dziecko musiałoby te idiotyzmy bez zrozumienia na pamięć zakuć, a wie, że tego nie wolno robić i rozumie, że nie ma sensu. Kanał, naprawdę kanał. Nie miałem pojęcia, że to tak daleko zaszło, “to” czyli chamski marketing na granicy sekty. Ten docx, to jest nic, tam są takie kwiatki, że jak nie zobaczysz i to trzy razy, to nie uwierzysz.

          • Która to klasa?
            I gimnazjum? To czekaj, może to jest odpowiedź, dlaczego starszy Junior jedyną czwórkę ma z informatyki!

            Edit: nie, to nie to. Młody się uczy z książki “Informatyka Europejczyka”. O systemie plików i takich tam rzeczach wygląda dość rozsądnie, ale za to patrzę w spis treści i widzę język LOGO, z żółwiem. Pamiętam, że nas też tego uczyli, po czym nie przydało mi się to DO NICZEGO w życiu. Dość sprawnie za to programowałem w Basicu, którego w szkole NIE uczyli.

          • Aaa, zapewne jest tysiąc mądrych podstaw,
            dlaczego tak, a nie inaczej. “Język, dostosowany do percepcyjnych możliwości dziecka w wieku 10 lat”, “Siatka pojęć, charakterystyczna dla klasy IV”, co tam jeszcze można wymyślić.

            To będę musiał zerknąć w książki młodszego, ale nie dzisiaj, nie będę go budził.

          • Przejrzyj podręcznik do
            Przejrzyj podręcznik do przyrody, tak na wszelki wypadek, zanim. Też bywają oszałamiające.

          • Widziałem. Jest tam goła
            Widziałem. Jest tam goła baba, CAŁA. Nie czepiałbym się przyrody, chociaż mnie uczono, że atlas to geografia, kryształki z soli to chemia, a prąd stały to fizyka.

  18. Musisz poczytać -dorola – panią Jakubiak z PJN
    ona mówi takie coś ( do obrzydliwego kapitalisty):
    swoją pensję wypracowuje ….. wydając panu zaświadczenia, by mógł pan prowadzić działalność gospodarczą, przygotowując działkę do inwestycji i tak dalej. W sumie to ja panu pozwalam pracować.
    I dalej : Beze mnie ( państwowego urzędnika) byłby pan bez numeru , bez dowodu osbistego, bez zameldowania….

      • A tak w ogóle, to tyle tu
        A tak w ogóle, to tyle tu mądrali ze mną na czele, a ja właśnie jestem po wstępnej lekturze podręcznika “Klik Plik”, pewnie coś tam skrobnę większego, bo za coś takiego po prostu ktoś powinien iść siedzieć, ale póki co pytanko. Co to jest plik docx i proszę nie biegać po Wiki i google, bo byłem, chyba, że gdzieś pod koniec drugiej setki są informacje, które można przystępnie podać dziesięciolatce, bo moje prawie 40 uważa za skandal zaśmiecanie dzieciom głowy, podobnymi idiotyzmami. Rozszerzenie docx??? Komu to poza Microsoftem potrzebne?

        • Rozszerzenie docx
          to jest nowy Word, już nie pamiętam od jakiej wersji, 2007 wzwyż?

          A potrzebne oczywiście po to, żebyś kupił nowy edytor. “Dający nowe, oszałamiające możliwości, jakich nie było w poprzednim”.

          Można znaleźć w sieci wtyczkę do starszych Wordów, która konwertuje docxa i pozwala go potem zapisać jako zwykłego doca, czy co tam potrzeba.

          • Tyle już ustaliłem. Ale jest
            Tyle już ustaliłem. Ale jest fantastycznie z tym “emłejowskim” podręcznikiem. Plik tam się tłumaczy jako ubranko w szafie (folder), a potem co to jest docx? Niezła jazda, nie chcę psuć zabawy, bo to jest naprawdę pryszcz w porównaniu z tym co się w tym “podręczniku” dzieje.

          • Zupełnie poważnie powiem Ci,
            Zupełnie poważnie powiem Ci, że mnie ścięło, nie jako interentowego oszołoma, ale ojca. Mała jest oczywiście moim oczkiem w głowie, rok wcześniej w szkole i średnia powyżej 5. I się nagle żali, ze informatyka na granicy 4+, -5. W swoim stylu pytam: Nie wstyd Ci, tata taki “miszcz?” Patrzę, a tam po prostu miazga i wiem z czym problem. Dziecko musiałoby te idiotyzmy bez zrozumienia na pamięć zakuć, a wie, że tego nie wolno robić i rozumie, że nie ma sensu. Kanał, naprawdę kanał. Nie miałem pojęcia, że to tak daleko zaszło, “to” czyli chamski marketing na granicy sekty. Ten docx, to jest nic, tam są takie kwiatki, że jak nie zobaczysz i to trzy razy, to nie uwierzysz.

          • Która to klasa?
            I gimnazjum? To czekaj, może to jest odpowiedź, dlaczego starszy Junior jedyną czwórkę ma z informatyki!

            Edit: nie, to nie to. Młody się uczy z książki “Informatyka Europejczyka”. O systemie plików i takich tam rzeczach wygląda dość rozsądnie, ale za to patrzę w spis treści i widzę język LOGO, z żółwiem. Pamiętam, że nas też tego uczyli, po czym nie przydało mi się to DO NICZEGO w życiu. Dość sprawnie za to programowałem w Basicu, którego w szkole NIE uczyli.

          • Aaa, zapewne jest tysiąc mądrych podstaw,
            dlaczego tak, a nie inaczej. “Język, dostosowany do percepcyjnych możliwości dziecka w wieku 10 lat”, “Siatka pojęć, charakterystyczna dla klasy IV”, co tam jeszcze można wymyślić.

            To będę musiał zerknąć w książki młodszego, ale nie dzisiaj, nie będę go budził.

          • Przejrzyj podręcznik do
            Przejrzyj podręcznik do przyrody, tak na wszelki wypadek, zanim. Też bywają oszałamiające.

          • Widziałem. Jest tam goła
            Widziałem. Jest tam goła baba, CAŁA. Nie czepiałbym się przyrody, chociaż mnie uczono, że atlas to geografia, kryształki z soli to chemia, a prąd stały to fizyka.

  19. w praktyce czy w teorii?
    Co prawda i w jednymi w drugim przypadku prywatne uważa się za efektywniejsze na rynku, ale cele polityki gospodarczej można sobie tak ustawić, że wyjdzie na to że najlepszy jest monopol. Pozostanie pytanie tylko dla kogo? Z reguły dla tzw. niezdefinowanego interesu państwa, bo na pewno nie dla klientów (odbiorców).

    Pracuję w sferze usług publicznych. Tu publiczni konkurują z prywatnymi. Jakość usług jest podobna, ale prywatni są tańsi. Poza tym władze publiczne (są regulatorem rynkowym) zapewniły swoim spółkom określony udział w rynku, tak że konkurencja jest ograniczona. Gdyby uwolnić mechanizmy rynkowe, pewnie połowa spółek komunalnych zbankrutowałaby. Tyle w dużym skrócie.

  20. w praktyce czy w teorii?
    Co prawda i w jednymi w drugim przypadku prywatne uważa się za efektywniejsze na rynku, ale cele polityki gospodarczej można sobie tak ustawić, że wyjdzie na to że najlepszy jest monopol. Pozostanie pytanie tylko dla kogo? Z reguły dla tzw. niezdefinowanego interesu państwa, bo na pewno nie dla klientów (odbiorców).

    Pracuję w sferze usług publicznych. Tu publiczni konkurują z prywatnymi. Jakość usług jest podobna, ale prywatni są tańsi. Poza tym władze publiczne (są regulatorem rynkowym) zapewniły swoim spółkom określony udział w rynku, tak że konkurencja jest ograniczona. Gdyby uwolnić mechanizmy rynkowe, pewnie połowa spółek komunalnych zbankrutowałaby. Tyle w dużym skrócie.

  21. w praktyce czy w teorii?
    Co prawda i w jednymi w drugim przypadku prywatne uważa się za efektywniejsze na rynku, ale cele polityki gospodarczej można sobie tak ustawić, że wyjdzie na to że najlepszy jest monopol. Pozostanie pytanie tylko dla kogo? Z reguły dla tzw. niezdefinowanego interesu państwa, bo na pewno nie dla klientów (odbiorców).

    Pracuję w sferze usług publicznych. Tu publiczni konkurują z prywatnymi. Jakość usług jest podobna, ale prywatni są tańsi. Poza tym władze publiczne (są regulatorem rynkowym) zapewniły swoim spółkom określony udział w rynku, tak że konkurencja jest ograniczona. Gdyby uwolnić mechanizmy rynkowe, pewnie połowa spółek komunalnych zbankrutowałaby. Tyle w dużym skrócie.

  22. Raz,że nie zadaję ciosów poniżej pasa
    a już kobietom – to nawet w najczarniejszych marzeniach, nie. Dlatego marzenia i do tego czarne, bo jak zapewne nie wiesz, 99,99% urzędniczek UM,US i ZUS to kobiety. Tyle dygresji.
    Ad Jakubiak : ona nie jest głupia, wiele rzeczy ogarnia szczegółowo, jest miła i pracowita.I lojalna. Tylko czasami …..

  23. Raz,że nie zadaję ciosów poniżej pasa
    a już kobietom – to nawet w najczarniejszych marzeniach, nie. Dlatego marzenia i do tego czarne, bo jak zapewne nie wiesz, 99,99% urzędniczek UM,US i ZUS to kobiety. Tyle dygresji.
    Ad Jakubiak : ona nie jest głupia, wiele rzeczy ogarnia szczegółowo, jest miła i pracowita.I lojalna. Tylko czasami …..

  24. Raz,że nie zadaję ciosów poniżej pasa
    a już kobietom – to nawet w najczarniejszych marzeniach, nie. Dlatego marzenia i do tego czarne, bo jak zapewne nie wiesz, 99,99% urzędniczek UM,US i ZUS to kobiety. Tyle dygresji.
    Ad Jakubiak : ona nie jest głupia, wiele rzeczy ogarnia szczegółowo, jest miła i pracowita.I lojalna. Tylko czasami …..

  25. No nie wariujmy
    Przeca pisałem,że doktrynerstwo jest dobre w teorii. Prywatna armia,prywatna policja, prywatne sądy kontra publiczne? Bez jaj. Granicę wyznacza zdrowy rozsadek, no chyba,że ktoś ma ochotę bawić się teorię- polecam Stiglitza na początek.
    Napisałem,że konkurencja jest najlepszym mechanizmem, ale nie napisałem, że w każdym aspekcie życia człowieka. Równie dobrze mogłaś dać przykład konkurencji w religii.

  26. No nie wariujmy
    Przeca pisałem,że doktrynerstwo jest dobre w teorii. Prywatna armia,prywatna policja, prywatne sądy kontra publiczne? Bez jaj. Granicę wyznacza zdrowy rozsadek, no chyba,że ktoś ma ochotę bawić się teorię- polecam Stiglitza na początek.
    Napisałem,że konkurencja jest najlepszym mechanizmem, ale nie napisałem, że w każdym aspekcie życia człowieka. Równie dobrze mogłaś dać przykład konkurencji w religii.

  27. No nie wariujmy
    Przeca pisałem,że doktrynerstwo jest dobre w teorii. Prywatna armia,prywatna policja, prywatne sądy kontra publiczne? Bez jaj. Granicę wyznacza zdrowy rozsadek, no chyba,że ktoś ma ochotę bawić się teorię- polecam Stiglitza na początek.
    Napisałem,że konkurencja jest najlepszym mechanizmem, ale nie napisałem, że w każdym aspekcie życia człowieka. Równie dobrze mogłaś dać przykład konkurencji w religii.

  28. Przykład – dorolu – trochę z innej, beczki nie pasuje
    ale butelki wypitej po…
    Każdy żołnierz, ,,państwowy-zawodowy” czy ten całkiem ,,prywatny” jeden ma cel – wrócić do domu( nawet jeżeli ten dom iluzoryczny jak ,,ojczyzna”), najlepiej całym i sprawnym(bo kobieta…). Więc nie próbuj tanich bajek przemycać, że żołnierze kochają wojny bardziej od swoich kobiet.
    Obama wpuszcza pedałów do armii – może to jest pole nowych dywagacji…

  29. Przykład – dorolu – trochę z innej, beczki nie pasuje
    ale butelki wypitej po…
    Każdy żołnierz, ,,państwowy-zawodowy” czy ten całkiem ,,prywatny” jeden ma cel – wrócić do domu( nawet jeżeli ten dom iluzoryczny jak ,,ojczyzna”), najlepiej całym i sprawnym(bo kobieta…). Więc nie próbuj tanich bajek przemycać, że żołnierze kochają wojny bardziej od swoich kobiet.
    Obama wpuszcza pedałów do armii – może to jest pole nowych dywagacji…

  30. Przykład – dorolu – trochę z innej, beczki nie pasuje
    ale butelki wypitej po…
    Każdy żołnierz, ,,państwowy-zawodowy” czy ten całkiem ,,prywatny” jeden ma cel – wrócić do domu( nawet jeżeli ten dom iluzoryczny jak ,,ojczyzna”), najlepiej całym i sprawnym(bo kobieta…). Więc nie próbuj tanich bajek przemycać, że żołnierze kochają wojny bardziej od swoich kobiet.
    Obama wpuszcza pedałów do armii – może to jest pole nowych dywagacji…

  31. Powiedzmy, że przestawiając
    Powiedzmy, że przestawiając jedną rzymską laseczkę jesteśmy w XXI wieku i co wtedy? Chłopak, który poszedł na wojnę, chce wrócić cały do swojego partnera? Czy może w imię wyzwań wieku woli, żeby mu flaki wypruło? Jakoś jestem dziwnie przekonany, że w XXI wieku większość kobiet czeka na swoich wojaków i odwrotnie, chyba że coś się na przestrzeni wieków zmieniło w takich stałych jak miłość, seks, ulubiony fotel i najlepsze pierogi u mamy.

  32. Powiedzmy, że przestawiając
    Powiedzmy, że przestawiając jedną rzymską laseczkę jesteśmy w XXI wieku i co wtedy? Chłopak, który poszedł na wojnę, chce wrócić cały do swojego partnera? Czy może w imię wyzwań wieku woli, żeby mu flaki wypruło? Jakoś jestem dziwnie przekonany, że w XXI wieku większość kobiet czeka na swoich wojaków i odwrotnie, chyba że coś się na przestrzeni wieków zmieniło w takich stałych jak miłość, seks, ulubiony fotel i najlepsze pierogi u mamy.

  33. Powiedzmy, że przestawiając
    Powiedzmy, że przestawiając jedną rzymską laseczkę jesteśmy w XXI wieku i co wtedy? Chłopak, który poszedł na wojnę, chce wrócić cały do swojego partnera? Czy może w imię wyzwań wieku woli, żeby mu flaki wypruło? Jakoś jestem dziwnie przekonany, że w XXI wieku większość kobiet czeka na swoich wojaków i odwrotnie, chyba że coś się na przestrzeni wieków zmieniło w takich stałych jak miłość, seks, ulubiony fotel i najlepsze pierogi u mamy.

  34. Niech bendzi pochwalony…
    Widzy żesi byli Wy trocha rospisali o Markientach i produktach zdrowotnych.Naj i ja wtemaci swoji 3 kapiejki drzucy.
    U nas w Zadupiu Wielkim od  wieków, gieesowskij Giper-Markient funkcjonuji bies żadnych zmian od wieki wieków za wyjontkim tegoż że sklepowy Michał Gałek każe na sibi tera gadać Michaell.

    Co sityczy sortymentów to możeci tutaj pakupić:

    śledzi beczkowy solony w rdzawyj marynaci
    marmelady z krzynki dżewnianyj dżazgami nadziewną
    prześwietlany aparatowo bies-zbukowe jajca kurzenci
    zalceson w naturalnym kapciuchu moczowym
    dorsza wendzonegu ,na putora łokcia długiego
    martadele pieprzonom,sól warzoną ,ekrakowsky
    i ekrakowską parzonom
    lepy na muchi i azotox na mendy ,sznurek do Bindy,
    babke do kosy,gwoździ calowe,nafte ,kaprony,podkowy uhnale ocyle i toby byłło na tyle.

    Byłła byja zapomniałła o jednej nowoczesności GieeSowskij ,od zeszłegu roku jest dostępowy papir taki byly jak nakrencony ,taki do dupy.

  35. Niech bendzi pochwalony…
    Widzy żesi byli Wy trocha rospisali o Markientach i produktach zdrowotnych.Naj i ja wtemaci swoji 3 kapiejki drzucy.
    U nas w Zadupiu Wielkim od  wieków, gieesowskij Giper-Markient funkcjonuji bies żadnych zmian od wieki wieków za wyjontkim tegoż że sklepowy Michał Gałek każe na sibi tera gadać Michaell.

    Co sityczy sortymentów to możeci tutaj pakupić:

    śledzi beczkowy solony w rdzawyj marynaci
    marmelady z krzynki dżewnianyj dżazgami nadziewną
    prześwietlany aparatowo bies-zbukowe jajca kurzenci
    zalceson w naturalnym kapciuchu moczowym
    dorsza wendzonegu ,na putora łokcia długiego
    martadele pieprzonom,sól warzoną ,ekrakowsky
    i ekrakowską parzonom
    lepy na muchi i azotox na mendy ,sznurek do Bindy,
    babke do kosy,gwoździ calowe,nafte ,kaprony,podkowy uhnale ocyle i toby byłło na tyle.

    Byłła byja zapomniałła o jednej nowoczesności GieeSowskij ,od zeszłegu roku jest dostępowy papir taki byly jak nakrencony ,taki do dupy.

  36. Niech bendzi pochwalony…
    Widzy żesi byli Wy trocha rospisali o Markientach i produktach zdrowotnych.Naj i ja wtemaci swoji 3 kapiejki drzucy.
    U nas w Zadupiu Wielkim od  wieków, gieesowskij Giper-Markient funkcjonuji bies żadnych zmian od wieki wieków za wyjontkim tegoż że sklepowy Michał Gałek każe na sibi tera gadać Michaell.

    Co sityczy sortymentów to możeci tutaj pakupić:

    śledzi beczkowy solony w rdzawyj marynaci
    marmelady z krzynki dżewnianyj dżazgami nadziewną
    prześwietlany aparatowo bies-zbukowe jajca kurzenci
    zalceson w naturalnym kapciuchu moczowym
    dorsza wendzonegu ,na putora łokcia długiego
    martadele pieprzonom,sól warzoną ,ekrakowsky
    i ekrakowską parzonom
    lepy na muchi i azotox na mendy ,sznurek do Bindy,
    babke do kosy,gwoździ calowe,nafte ,kaprony,podkowy uhnale ocyle i toby byłło na tyle.

    Byłła byja zapomniałła o jednej nowoczesności GieeSowskij ,od zeszłegu roku jest dostępowy papir taki byly jak nakrencony ,taki do dupy.

  37. Staram się jak mogę. A żenującym najbardziej.
    Nie być. W żadnym miejscu, sytuacji.
    Przeczytaj swój tekst jeszcze raz. To jest mniej więcej tak, jakbyś mnie chciała namówić na dyskusję, albo zaledwie wymianę słów na temat bieżącej mody damskiej. Niestety, nie nadążam.
    Popełniłaś ,,rażący błąd”. Firmy ZBROJENIOWE a firmy ochroniarskie to dwa światy.
    Podobnie jak regularna armia z hierarchią okopaną na rok,dwa lub pięć a prywatnym komandem – zakontraktowanym na konkretny cel lub czas.
    I co teraz wymyślisz – cwaniaro?

  38. Staram się jak mogę. A żenującym najbardziej.
    Nie być. W żadnym miejscu, sytuacji.
    Przeczytaj swój tekst jeszcze raz. To jest mniej więcej tak, jakbyś mnie chciała namówić na dyskusję, albo zaledwie wymianę słów na temat bieżącej mody damskiej. Niestety, nie nadążam.
    Popełniłaś ,,rażący błąd”. Firmy ZBROJENIOWE a firmy ochroniarskie to dwa światy.
    Podobnie jak regularna armia z hierarchią okopaną na rok,dwa lub pięć a prywatnym komandem – zakontraktowanym na konkretny cel lub czas.
    I co teraz wymyślisz – cwaniaro?

  39. Staram się jak mogę. A żenującym najbardziej.
    Nie być. W żadnym miejscu, sytuacji.
    Przeczytaj swój tekst jeszcze raz. To jest mniej więcej tak, jakbyś mnie chciała namówić na dyskusję, albo zaledwie wymianę słów na temat bieżącej mody damskiej. Niestety, nie nadążam.
    Popełniłaś ,,rażący błąd”. Firmy ZBROJENIOWE a firmy ochroniarskie to dwa światy.
    Podobnie jak regularna armia z hierarchią okopaną na rok,dwa lub pięć a prywatnym komandem – zakontraktowanym na konkretny cel lub czas.
    I co teraz wymyślisz – cwaniaro?

  40. To się nazywa ,,samonakręcająca spirala” albo
    zwyczajnie – dyskusja zeszła na manowce. Usiłowałaś bowiem przekonać, że armia prywatna jest gorsza od ,,państwowej” (dobrym przykładem Legia Cudzoziemska) oraz, ŻE PRYWATNA JEDNOSTKA W SILE BATALIONU JEST W STANIE PRZEDŁUŻYĆ WOJNĘ. Bo nie ma żadnych ,,prywatnych armii” ani nawet dywizji. Wojny wywołują politycy i tylko oni odpowiadają za czas jej trwania. W naszym przypadku : Tusk, Komorowski i psychiczny Klich. Cała reszta to mniej lub bardziej nieudolni – wykonawcy.
    Ostatnim, który ,,prywatną armią” najemników wywołał wojnę był Frederic Forsyth (albo tylko wyłożył kasę) w Republice Zangaro(Gwinea Równikowa). Skończyło się skandalem, ale mamy za to ,,Psy wojny”.

  41. To się nazywa ,,samonakręcająca spirala” albo
    zwyczajnie – dyskusja zeszła na manowce. Usiłowałaś bowiem przekonać, że armia prywatna jest gorsza od ,,państwowej” (dobrym przykładem Legia Cudzoziemska) oraz, ŻE PRYWATNA JEDNOSTKA W SILE BATALIONU JEST W STANIE PRZEDŁUŻYĆ WOJNĘ. Bo nie ma żadnych ,,prywatnych armii” ani nawet dywizji. Wojny wywołują politycy i tylko oni odpowiadają za czas jej trwania. W naszym przypadku : Tusk, Komorowski i psychiczny Klich. Cała reszta to mniej lub bardziej nieudolni – wykonawcy.
    Ostatnim, który ,,prywatną armią” najemników wywołał wojnę był Frederic Forsyth (albo tylko wyłożył kasę) w Republice Zangaro(Gwinea Równikowa). Skończyło się skandalem, ale mamy za to ,,Psy wojny”.

  42. To się nazywa ,,samonakręcająca spirala” albo
    zwyczajnie – dyskusja zeszła na manowce. Usiłowałaś bowiem przekonać, że armia prywatna jest gorsza od ,,państwowej” (dobrym przykładem Legia Cudzoziemska) oraz, ŻE PRYWATNA JEDNOSTKA W SILE BATALIONU JEST W STANIE PRZEDŁUŻYĆ WOJNĘ. Bo nie ma żadnych ,,prywatnych armii” ani nawet dywizji. Wojny wywołują politycy i tylko oni odpowiadają za czas jej trwania. W naszym przypadku : Tusk, Komorowski i psychiczny Klich. Cała reszta to mniej lub bardziej nieudolni – wykonawcy.
    Ostatnim, który ,,prywatną armią” najemników wywołał wojnę był Frederic Forsyth (albo tylko wyłożył kasę) w Republice Zangaro(Gwinea Równikowa). Skończyło się skandalem, ale mamy za to ,,Psy wojny”.

  43. Piszesz Dorolu coś, o czym nie masz pojęcia
    Wojna i polityka to, ze wszystkich znanym mi kobiet, tylko Margaret Thatcher ogarniała. Szczególnie w słodkim Buenos ją pamiętają:-)
    Nie przypadkiem – dorolu – podałem Tobie nazwisko autora ,,Psów wojny”, bo wikipedia dyskretnie milczy na temat jego życiorysu(poza słodkim bla bla). Więc czerpanie CAŁEJ wiedzy z sieci niesie mnóstwo pułapek. Albo z gazet krajowych ,,ekspertów” od wojen, co to z psychiatrą Klichem odbyli lot do Afganistanu. Drugim samolotem, razem z teczką pana ministra.

  44. Piszesz Dorolu coś, o czym nie masz pojęcia
    Wojna i polityka to, ze wszystkich znanym mi kobiet, tylko Margaret Thatcher ogarniała. Szczególnie w słodkim Buenos ją pamiętają:-)
    Nie przypadkiem – dorolu – podałem Tobie nazwisko autora ,,Psów wojny”, bo wikipedia dyskretnie milczy na temat jego życiorysu(poza słodkim bla bla). Więc czerpanie CAŁEJ wiedzy z sieci niesie mnóstwo pułapek. Albo z gazet krajowych ,,ekspertów” od wojen, co to z psychiatrą Klichem odbyli lot do Afganistanu. Drugim samolotem, razem z teczką pana ministra.

  45. Piszesz Dorolu coś, o czym nie masz pojęcia
    Wojna i polityka to, ze wszystkich znanym mi kobiet, tylko Margaret Thatcher ogarniała. Szczególnie w słodkim Buenos ją pamiętają:-)
    Nie przypadkiem – dorolu – podałem Tobie nazwisko autora ,,Psów wojny”, bo wikipedia dyskretnie milczy na temat jego życiorysu(poza słodkim bla bla). Więc czerpanie CAŁEJ wiedzy z sieci niesie mnóstwo pułapek. Albo z gazet krajowych ,,ekspertów” od wojen, co to z psychiatrą Klichem odbyli lot do Afganistanu. Drugim samolotem, razem z teczką pana ministra.

  46. Nie tylko jednego argumentu, ale krzty nawet.
    Falklandy – przemiła kobieto – to był majstersztyk, który obrócił w gruzy wyobrażenia starych idiotów o przyszłej wojnie.
    Fajnie się obrażasz – jak mała dziewczynka:-)
    Mały rebus(albo hasło do krzyżówki): ilu więźniów uciekło z PRYWATNYCH więzień w USA?
    To tak a propos tych ,,złych, prywatnych ,,armii”.
    Pozdro. Bez urazy.

  47. Nie tylko jednego argumentu, ale krzty nawet.
    Falklandy – przemiła kobieto – to był majstersztyk, który obrócił w gruzy wyobrażenia starych idiotów o przyszłej wojnie.
    Fajnie się obrażasz – jak mała dziewczynka:-)
    Mały rebus(albo hasło do krzyżówki): ilu więźniów uciekło z PRYWATNYCH więzień w USA?
    To tak a propos tych ,,złych, prywatnych ,,armii”.
    Pozdro. Bez urazy.

  48. Nie tylko jednego argumentu, ale krzty nawet.
    Falklandy – przemiła kobieto – to był majstersztyk, który obrócił w gruzy wyobrażenia starych idiotów o przyszłej wojnie.
    Fajnie się obrażasz – jak mała dziewczynka:-)
    Mały rebus(albo hasło do krzyżówki): ilu więźniów uciekło z PRYWATNYCH więzień w USA?
    To tak a propos tych ,,złych, prywatnych ,,armii”.
    Pozdro. Bez urazy.

  49. Nie jestem złośliwy. O Falklandach – Malwinach
    tylko I WYŁĄCZNIE jako wojskowej operacji. Weź łaskawie – mój Ty strategu – porównaj drogi zaopatrzenia brytyjskiej armady ( 8tys. mil) i argentyńskiej armii – 300 mil. Skutkiem tej wojny był upadek wojskowej junty (w Buenos Aires, ale to pewnie Cię zmartwiło)Poza tym ,,żelazna dama” pozostała dla mnie wzorcem po dziś dzień. Czyż nie powinnaś być dumna? Też kobieto….

  50. Nie jestem złośliwy. O Falklandach – Malwinach
    tylko I WYŁĄCZNIE jako wojskowej operacji. Weź łaskawie – mój Ty strategu – porównaj drogi zaopatrzenia brytyjskiej armady ( 8tys. mil) i argentyńskiej armii – 300 mil. Skutkiem tej wojny był upadek wojskowej junty (w Buenos Aires, ale to pewnie Cię zmartwiło)Poza tym ,,żelazna dama” pozostała dla mnie wzorcem po dziś dzień. Czyż nie powinnaś być dumna? Też kobieto….

  51. Nie jestem złośliwy. O Falklandach – Malwinach
    tylko I WYŁĄCZNIE jako wojskowej operacji. Weź łaskawie – mój Ty strategu – porównaj drogi zaopatrzenia brytyjskiej armady ( 8tys. mil) i argentyńskiej armii – 300 mil. Skutkiem tej wojny był upadek wojskowej junty (w Buenos Aires, ale to pewnie Cię zmartwiło)Poza tym ,,żelazna dama” pozostała dla mnie wzorcem po dziś dzień. Czyż nie powinnaś być dumna? Też kobieto….