Reklama

Taka jest rzeczywistość i żeby dokładnie opisać problem zacznę od prościutkiej sprawy, która dziennikarzy przerosła. Uwaga ogólna! Poziom wiedzy prawnej wśród komentatorów internetowych pogłębia się, ale w stronę dna. Podstawowe błędy są powielane i nagłaśniane w taki sposób, że potem Kowalski opowiada bzdury, co komu zasądzono i na jakiej podstawie. Ostatni wyrok, jaki zapadł w sprawie Owsiaka kolejny raz ujawnił pełną ignorancję. „Dziennikarze” piszą o skazaniu, pozwie, a nawet mandacie. Stan faktyczny i prawny jest zupełnie inny i banalny do ustalenia. Nie mógł Owsiak być skazany, ponieważ nie było aktu oskarżenia, nie mógł być pozwany, bo nie złamał prawa cywilnego i nie mógł dostać mandatu, bo stanął przed sądem.

Na wniosek policji OBWINIONY Owsiak został UZANY WINNYM i UKARANY karą nagany oraz pokryciem kosztów sądowych. Wydawać by się mogło, że to wszystko nie ma znaczenia skoro za przysłowiową „kur..ę” wyrok jest jaki jest. Otóż ma i to zasadnicze znaczenie, zwłaszcza w odniesieniu do komentarzy, które się pojawiły. Po skazaniu można iść do więzienia, po uwzględnieniu pozwu w żadnym wypadku, natomiast art. 141 kodeksu wykroczeń mówi wyraźnie:

Reklama

Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych,podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1 500 złotych albo karze nagany.

Gdyby sobie „dziennikarz” zadał trud i po prostu przeczytał przepis prawa, to jest nadzieja, że nie pisałby bzdur: „nagana, jak w szkole” i nie bredził o „skazaniu” za „kanalie”, czy „najgorszy sort”, ponieważ nie są to wulgaryzmy (słowa nieprzyzwoite). Ci sami „spece”, którzy polegli na polu wykładni prostego przepisu z kodeksu wykroczeń, biorą się za interpretację wyroku Trybunału Konstytucyjnego i opowiadają jeszcze bardziej szkodliwe bzdury. Tymczasem dzisiejszy wyrok w sprawie wyboru prezes Sądu Najwyższego, chociaż jest znacznie bardziej skomplikowaną materią prawną, to już w sentencji stawia sprawy jasno. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że wybór prezes SN proceduralnie był niekonstytucyjny, natomiast Trybunał nie może w świetle prawa uznać tego niekonstytucyjnego wyboru za nieskuteczny.

Właściwie nic więcej nie trzeba tutaj tłumaczyć, wystarczy rozumieć język polski i niekoniecznie znać prawo na poziomie choćby amatorskim. Proste jak autostrada. Trybunał jest od tego, żeby wydać orzeczenie w zakresie swoich kompetencji, a te są jasne zdefiniowanie i najogólniej mówiąc dotyczą badania zgodności z konstytucją: przepisów, procedur i działań. Mówiąc obrazowo Trybunał Konstytucyjny może stwierdzić, że ustawa X jest niekonstytucyjna, ale nie może wzruszyć (unieważnić) wyroku sądu, który na podstawie obowiązującej ustawy został wydany. Identyczna sytuacja ma miejsce w przypadku wyboru prezesa SN, gdzie TK stwierdził niekonstytucyjność, jednak nie ma żadnej podstawy i kompetencji prawnej, żeby ten wybór unieważnić.

TK w ustnym uzasadnieniu bardzo precyzyjnie wyjaśnił też, dlaczego zapadł taki i nie inny wyrok. Kluczem jest tu zatwierdzenie wyboru prezesa SN przez Prezydenta RP. I znów rzecz się rozbija o kompetencje. Prezydent nie ma żadnego wpływu na procedury SN, prezydent jedynie powołuje prezesa SN spośród dwóch kandydatów wskazanych przez SN, ponieważ taka jest prerogatywa najwyższego urzędu w państwie. Skoro prezydent podpisał się pod nominacją prezesa SN, to skorzystał z prerogatywy i żaden organ, poza Trybunałem Stanu nie może z tego wyboru prezydenta rozliczać.

Tym samym Trybunał Konstytucyjny pouczył Sąd Najwyższy, który wydał ostatnio uchwałę podważającą prawo łaski prezydenta, że uchwała została wydana z naruszeniem obowiązującego porządku prawnego i konstytucyjnego. Tylko tyle i aż tyle. W praktyce i po ludzku TK powiedział następującą rzecz. Pani Gersdorf i inni sędziwie SN, którzy wymądrzali się na temat konstytucji, rażąco złamali konstytucję wydając uchwałę niezgodne z konstytucją, ale niestety TK nie może z tym bezprawiem nic zrobić.

Reklama