Reklama

Słowo się rzekło, czytelnik cierpi.


Słowo się rzekło, czytelnik cierpi.

Reklama

Po opisanych wcześniej próbach fotograficznych, celem pogłaskania własnego Ego i zgodnie z obiektywnie występującą koniecznością poradzenia sobie z dysonansem poznawczym postanowiłem co następuje.
Fotografem nadal jestem doskonałym, aparat jak i powiększalnik zmieniłem na lepsze. Ciemnia „łazienkowa’ uległa zmianie na stałą – troszku było dyskusji nad wyłączeniem jednego pokoju z życia domowego ale jakoś się udało. (Czego to zakochane kobiety nie są w stanie dla siebie zrobić aby we własnych oczach dowartościować tego jedynego?)
Tylko wytłumaczyłem sobie zgrabnie, iż po prostu nie mogę fotografować aktów. Że wymaga to podejścia osobistego do obiektu, a z modelkami to nie możliwe itd. Itp. Ogólnie pierdoły ale jakże grunt na nie podatny się okazał.

Postanowiłem połączyć dwie pasje, fotografię i żeglarstwo. Rezultatem miały być rewelacyjne zdjęcia, a dodatkiem do nich kalendarz żeglarski.
Zapakowałem, (jak z piosenki) w plecak kompas z igłą zardzewiałą, stare postrzępione dżinsy na dupę, sprzęt i kilogramy filmów do torby i na morze.

Cóż powiedzieć – rewelacja. Żaglówka na fali, drzewa na wyspach. Chmury, bezkres morza – wymieniać można w nieskończoność. A wszystko piękne.

Celem pochwalenia się i uzyskania potwierdzenia własnej wielkości, uzbrojony w foty i w nowy sprzęt wybrałem się do WUJA.
A Wuj to nie taki zwykły wujek. Wuj, mistrz starego typu, kulturalny, z brodą, geolog, plastyk, były wykładowca fotografii na ASP. Uznany autorytet renowacji zabytkowego drewna. Jednym słowem prawdziwy, a nie oszukiwany MISTRZ.
Po nieodzownej herbacie podanej, a jakże, w zabytkowej porcelanie  nastąpiła część zasadnicza.
I na wstępie leciutki zgrzyt. Po prezentacji doskonałego sprzętu, mojego znaczy się, Wuj sięgnął do walizeczki i wyjął CUDO – nikona 801 s., nowiutkiego. No cóż pomyślałem, Wuja stać, mnie nie, a jednak to chyba fotograf zdjęcia robi, nie aparat (szybciutko zmieniłem zdanie w porównaniu do poprzednich przemyśleń –dysonans poznawczy to je ono).
Później już było znacznie gorzej. Wuj przejrzał zdjęcia, powiedział, że fakt, „ładnie tam było” szkoda tylko, że ze zdjęć trzeba się tego bardziej domyślać, niż to widać. Zadał PYTANIE (z dużych liter, ponieważ w kolejnych latach przewijało się jak mantra) – co chciał autor pokazać, lub co chciał autor powiedzieć gdy robił daną fotkę?

A autor cóż. Bronił się jak lew. Sugerował lekką nieznajomość tematu (żeglarskiego oczywiście) Zaczął zwalać na różne takie. Z braku znaczących „różnych takich” autor posunął się nawet do oskarżenia własnego sprzętu o niedoskonałości, a nawet do negatywne oceny wrześniowego światła na Bałtyku, które to oświetlenie to w ogóle nie pozwalało zrobić zdjęć takich jak należy. Niestety argumenty nie spotkały się ze zrozumieniem.
W końcu, aby autorowi uniemożliwić dalsze pogrążanie się we własnej głupocie, Wuj zadał coupe de grace. Wyjął kilka własnych zdjęć, robionych w czasach przeszłych starym Zenitem z „rewelacyjnym” obiektywem Helios, robionych w domu przy świetle wpadającym z okna.
I cóż, autor czyli ja, zdechł.
I wtedy właśnie Wuj przedstawił przemyślenia dotyczące Janka Muzykanta, a ja je przyjąłem jako swoje.

Pozdrawiam
rzl

c.d.n.

Reklama

16 KOMENTARZE

  1. Drogi Kolego !!
    Tekst (kolejny) bardzo mi się podoba.
    Mam jedno malutkie zastrzeżenie.
    Kolega był łaskaw użyć dwóch pojęć, które mogą być niezrozumiałe dla przeciętnego odbiorcy:
    – dysonans poznawczy
    – coupe de grace

    Proszę pamiętać, że tu jednak nie tylko geniusze czytają, ale i sporo debili (w tym niżej podpisany).

    Pozdrawiam serdecznie 🙂

  2. męki twórcze
    Mam nagminnie taką sytuację: widzę cudny krajobraz lub inny obiekt do fotografowania, patrzę na ekranik, no i niestety wszystkie te cudowności znikają.
    Taki sobie przeciętny widoczek dostrzegam. Zwalam to na zbyt wąski kąt widzenia obiektywu. Na coś zwalić trzeba.

  3. Zenity dobrze się sprzedawały
    Zenity dobrze się sprzedawały w Grecji w osiemdziesiątych – rarytas w tamtych czasach.

    Najlepsze zdjęcia można zrobić jednomegapikselową komórą jeśli ma się refleks i trochę rozumu aby wiedzieć co nacisnąć i a najpierw gdzie skierować …

    Narracja bezbolesna świadczy o talencie albo ciężkiej pracy.

    Ostatnio widziałem na stercie śmieci w lesie porzucone rybaczki koloru ciemnozielonego i tak mi się swobodnie skojarzyło z pięknem natury czekającym na sfotografowanie i uwiecznienie.

    Pozdrawiam.

  4. “W końcu, aby autorowi uniemożliwić dalsze
    pogrążanie się we własnej głupocie, Wuj zadał coupe de grace. Wyjął kilka własnych zdjęć, robionych w czasach przeszłych starym Zenitem z „rewelacyjnym” obiektywem Helios, robionych w domu przy świetle wpadającym z okna.
    I cóż, autor czyli ja, zdechł."

    Co autor zdjęcia chciał pokazać?
    Trzymając się swojej zasady, Wuj chciał Cię zabić. Ponieważ jednak żyjesz i piszesz, zdjęcia nie były doskonałe.

  5. hmmm ;-))))
    No wszak już tu pisałem, że Zenith to dobry aparacik a “helios” to świetne szkło, że o jupiterze nie wspomnę
    A pana wuj zakasował sprzęcikiem na “N” ja to zakasowany byłem czymś na “C” co to F1 było i tak długo zakasowany byłem aż zdobyłem, drogo jak zaraza było ale warte każdego dolara
    A “zenitha” mam do dziś, już nie “E’ ale “12xp” ;-)))
    i o zgrozo, i nie wiem czym to idzie ale żagle też od lat 70 były mim drugim wielkim zainteresowaniem (bo góry to zupełnie inna sprawa)

  6. kólko każdego powino przyjąć 🙂
    a szczególnie takich po traumie.
    Moja wyglądała tak. W czasach “łazienkowych” ciemni włącznik światła był na zewnątrz. Rodzina uprzedzona o działalności miała zakaz tykania onegoż. Jeno Babcia nie została poinformowana. I nadszedł ten moment – słyszę szur, szur, szur – Babcia się zbliża. Błyskawiczna ocena sytuacji i rzut ciała na wyciągnięty właśnie z aparatu film. I ryyyyk z gardła. Tyle, że Babcia taka bardziej słysząca inaczej była. 5 minut ryku ściągnęło słyszącego członka rodziny na pomoc. Niestety, z filmu tylko sztuka nowoczesna pozostała.

    pozdrawiam
    rzl