Reklama

Ja w ogóle nie rozumiem, co się w tym Janowie dzieje. Poleciał na pysk stary dyrektor – nic takiego, zdarza się. Nastał nowy – oczywiście, a jakże inaczej. Padły ( raczej zmarły, to są szlachetne stworzenia, paść, czy zdechnąć może tygodnik Newsweek) dwie klacze już za panowania nowego dyrektora.
I ten gość oddał się do dyspozycji ministra. A właścicielka klaczy wytacza proces, zresztą słusznie.

Dyrektor może, ale nie musi się znać na koniach. Dyrektor ma się znać na zarządzaniu.
Od wiedzy specjalistycznej jest zastępca do spraw… , lub zatrudniony główny lekarz weterynarii, lub zootechnik. A na biurku dyrektora natychmiast powinny się znaleźć wszelkie procedury, kto jest za co odpowiedzialny. Podpisane, opieczętowane, zatwierdzone i potwierdzone. Wszystko w kilku jednobrzmiących egzemplarzach, z czego co najmniej jeden w sejfie a drugi w Ministerstwie. To ma być wymagane rygorystycznie.

Reklama

No i w zaistniałej sytuacji panowie zastępca, lub weterynarz, lub zootechnik do aresztu w takim trybie, ze nawet bez szczoteczki do zębów. Szczoteczkę przyniesie żona za 6 tygodni, jak już dostanie zgodę na widzenie.

Chyba, że panowie mają na piśmie podpisane, opieczętowane i zatwierdzone dyspozycje, prawidłowe pod względem merytorycznym, które wydali podwładnym, co do opieki nad zwierzętami. Podpisane, że otrzymane, zrozumiane i podpis z imienną pieczątką świadka, również odpowiedzialnego.
Pozostałoby wytłumaczyć dlaczego nie skontrolowali.

Więc teraz następny szczebel do aresztu w trybie jak wyżej, Chyba, ze mają dokumenty jak wyżej.
Pozostałoby wytłumaczyć dlaczego nie skontrolowali.

Nawet jeśli śledztwo nie da na razie rezultatu, to procedura ma być na tyle uciążliwa dla personelu, że ktoś w końcu pęknie.

Dzięki dokumentom i procedurom następuje drobiazgowe sprawdzanie, czy wszystko się zgadza, czy z magazynu pasz wydano właściwe produkty i składniki, właściwe lekarstwa, i jak się to ma do analiz pośmiertnych, zresztą po czasie, bo dawno upłynął już ten czas. No to kto kontrolował i nie dopatrzył, dlaczego nic nie zauważył i za ile.

Może powstać pytanie, czy nie mamy do czynienia z działaniem kogoś niepowołanego. Kto coś dodał, czego w dokumentach nie było i na jakim etapie to zrobił, kto wpuścił tego niepowołanego, dlaczego i za ile. Dokumenty w rękach dociekliwych śledczych mogą pomóc w rozwikłaniu.

Bo w ogóle to zaufanie jest dobre, ale kontrola lepsza

Kto dopuścił, żeby te zwierzęta cierpiały. A dla tych, którzy uważają, że to przecież tylko konie, to pytanie, kto zrobił gówno z polskiej wizytówki.

(Raport z końskiej kiszki stolcowej. Tytuł, bomba. Niemcy się posikają ze śmiechu, ten dowcip jest tak bardzo w ich guście)

Reklama

6 KOMENTARZE

    • Właśnie o tym piszę
      Dyrektor podpisuje zapotrzebowanie na spirytus do pielęgnacji ogonów po zaopiniowaniu zakupu przez weterynarza, zootechnika lub zastępce do spraw ogonów. W razie wpadki na ryj leci jeden z tych trzech, również z konsekwencjami finansowymi.

      Z całą pewnością skręt jelit to nie jest grom z jasnego nieba. Kto nie dopilnował po zauważeniu niepokojących objawów? Dlaczego nie zawiadomił przełożonych, albo dlaczego to zlekceważyli. Tym bardziej, że to nie był pierwszy przypadek.
      Podobno to byli fachowcy z wieloletnim doświadczeniem. Nie to, co nowy dyrektor

    • Właśnie o tym piszę
      Dyrektor podpisuje zapotrzebowanie na spirytus do pielęgnacji ogonów po zaopiniowaniu zakupu przez weterynarza, zootechnika lub zastępce do spraw ogonów. W razie wpadki na ryj leci jeden z tych trzech, również z konsekwencjami finansowymi.

      Z całą pewnością skręt jelit to nie jest grom z jasnego nieba. Kto nie dopilnował po zauważeniu niepokojących objawów? Dlaczego nie zawiadomił przełożonych, albo dlaczego to zlekceważyli. Tym bardziej, że to nie był pierwszy przypadek.
      Podobno to byli fachowcy z wieloletnim doświadczeniem. Nie to, co nowy dyrektor