Reklama

Repetywności życia żar, taką inwokację złożyłem u podnóża siedziby króla szczelin, na którą się przez przypadek natknąłem.

Repetywności życia żar, taką inwokację złożyłem u podnóża siedziby króla szczelin, na którą się przez przypadek natknąłem. Miałem wprawdzie w zanadrzu przygotowany zaczątek pewnej większej całości, ale zadowolony z improwizacji osiadłem na laurach, ktoś mi je wcześniej pod nosek podstawił. Hołd oddany musi być wyższy od przyjętego, pocieszyłem się pukając w czoło, nie sposób przebrać tu miarki. I tyle prawie przede mną, ile chciałbym mieć za sobą. Ha! Rozpościerać się czas zacząć, przeszło mi przez myśl i ostygło. Obejrzałem się i raz jeszcze na widok u podnóża zamarłem odświeżony, starannie złuszczając pomarszczone przeszłym.

Ja – inicjator; ja – i nic zator. Ja – i nic. Zrecenzowałem tym samym obszerne fragmenty rzeczywistości, to tak w skrócie, wewnątrz i w okolicach; ująłem ją i przekonałem swoją głową w biodrach, a spotkałem gdzieś na styku prawdy i tego, co mi się o niej wydawało. Zaskoczony, nie zaskoczyłem, nie wiedziałem, jak oddać powagę sytuacji, powiedziałem ”Świat beze mnie jest jak świat beze mnie…”, trudno o bardziej wymowną dosadność. Oby tak dalej, wiele lat później odpowiedziałem zbliżającej się śmierci zaraz po tym, jak uzmysłowiłem sobie, że zmierza ku mnie od poczęcia, jeśli to faktycznie się wtedy narodziłem. Bóg jeden wie, kiedyś może nauka. Tylko moralność ma pewność – i kurwy te chuje! – ja jestem amoralny, tyle że z pewnym takim wyczuciem piękna. Sie wię. Och, jak ja lubię potem klaskać w dłonie. Gdyby uprzedzono o tym świat, miałbym je jak uszy słonie. Plaskate i zwichrowane od blasku. Z dziurkami na prześwit słońca, odwieczny mój cel. Z powrotem do źródła, dwoma skłonami w przód, co później? Szczęściarze popatrzą, ale czy zobaczą? Zobaczymy. My zboczymy na pewno. Już dziś zamawiam dwie schłodzone gałki oczne, żeby przypadkiem nie ciekły. Płaczący facet nie zasługuje ani na deser, ani żeby kobieta się nim objadła.

Reklama

Przeszedłbym do czegoś innego, ale stawiane kroki stoją mi na przeszkodzie. Nie da się iść do przodu bez kroków, chyba że ktoś akrobata. Nie wiem, czy przypadkiem się nie przerzucę, zawsze to jakiś nowy talent. Z drugiej strony, może zaszedłem już tak daleko, że tylko powroty teraz przede mną. To szybko by mi poszło, że znów zaklaszczę w dłonie, niektórzy wloką się przez całe życie i dochodzą jedynie do śmierci. Fart. Albo traf, zależy z której strony spojrzeć. Ja spoglądam z obu stron z porządnym zachowaniem się w odbiciu w barwach trojwymiaru, pozwala to na składanie najszczerszych wyrazów, wszystko w odpowiedniej kolejności. Ja – inicjator. Ja – i nic zator. Ja i ja mi mija. W przyjemnym po chwili towarzystwie mi mija. Byle się, o ile się nie mylę, dokładnie się do siebie dopasować.

Uwaga, zamykam gałki, będę teraz mówił z głowy. Dziwne uczucie, jak przed snem. Zawsze zamykam oczy przed snem, z otwartymi bym się nie odważył zmierzyć z większością… z większością czego? Jak to nazwać? Dałbym głowę (wciąż jednak z zamkniętymi oczami), że śniły mi się rzeczy, jakich nie powstydziłaby się jawa, gdyby miała jaja. Albo macicę, nie będę wybredny. Na przykład śnił mi się kiedyś taki wymiar świata, gdzie ponad chmurami, które w naszym świecie zawsze przysłaniają całe niebo, można było dostrzec inne światy, w postaci niewielkich z naszej perspektywy punkcików, mrugających jak kolorowy cukierek z wystawy do głupszego Jasia. Mógłby to być cukierek zupełnie biały, bo przecież biel jest równie kolorowa, o czym tak często pod naszymi chmurami się zapomina. I te światy byłyby tak potwornie daleko, że można by do nich dotrzeć wyłącznie rozumem. Mieszkałyby tam różnorakie stwory, wszystkie z zadbanymi korzeniami i usprawiedliwonym widokiem na przyszłość. Prawie mi wstyd, ale taka jest… no nie wiem jak to właściwie nazwać, ale niech będzie, taka jest wyśniona prawda.

Otwieram oczy, teraz znowu mówię z kartki. Nienawidzę ich. Niczego nie można od siebie powiedzieć, wszystkie wyrazy są ze słowników, używane i zużyte. Jedyne co, to można kombinować ze znaczeniami, jak na przykład wtedy, gdy myślałem, że spolegliwy znaczy coś innego niż znaczy i używałem w pierwszym znaczeniu, które zresztą było błędne. Wszystkie reguły istniały przede mną, trzeba przyznać dość to ograniczające. A gdybym tak chciał powiedzieć do matki: ty stara ruro, a miał na myśli najcieplejszą afektację, to wtedy co? Zdążyłbym się wytłumaczyć z przyjętego (ściślej, z nieprzyjętego) kontekstu milosnego, czy stary od razu by mi walnął z byka? Język ogranicza, z przerażeniem na każdym kroku i w miejscu zauważam, że mój nigdy nie wychodzi z buzi, nawet gdy używam najbardziej niosłych wyrazów. Na marginesie tych reguł: niosłych wyrazów czy niosłe wyrazy? Musiałbym sprawdzić. Tym gorzej wszakże dla reguł i kolejny argument przeciw: istniały przede mną, ale nie zdążyliśmy się nawet dobrze poznać. Gdybym mógł odpowiednio długo żyć, co mi się chyba od dawna należy, poświęciłbym cały czas na tłumaczenie kontekstu: ja do mamy zwracałem się odrzucając reguły i stwarzając własne, jak i kiedyś mama mnie stworzyła, ostatecznie również po odrzuceniu pewnych reguł, z tym ciulem na ropę mnie stworzyła, jakby lepiej nie mogła, o tatusiu mówię i tym razem z pełnym uszanowaniem wcześniejszych tradycji.

Niewdzięczność stworzenia, dlatego już nigdy nie będę matką, poprzysięgam sobie, choć znajomi powiadają, że byłbym bardzo dobrą. Uwaga zatem, na koniec znów przykręcam gałki, ale nie, ani nie będę z głowy czy z kartki, lecz prosto z serca i z krwi do kości strzelę w wymyślonym na tę chwilę kontekście: kij nam wszystkim w zimną gałkę – i proszę przy tym nie zapominać o stworzonej przeze mnie specjalnie na takie okazje szczególnie ciepłej i wytwornej otoczce, podanej najszczerszym wyrazem i zawsze w solidnie przemyślanej kolejności.

Reklama

12 KOMENTARZE

    • Już odpowiadam
      Mądry Jan by nie zauważył, mówię z doświadczenia. Wszystkie słodycze mrugają do mnie, nie tylko z wystaw sklepowych i półek, lecz nawet gdy są już w ustach innych ludzi. Jeszcze jedno zdradzę, słodycze większe są od gwiazd, przynajmniej w smaku, a podejrzewam, że w ogóle.

      Ma też rację Emalia, że w sprawach fundamentalnych dochodzę do pewnych wniosków później niż ci dochodzący wcześniej, klęskę, że się tym publicznie dzielę biorę na siebie, ale faktem jest też, i również mówię z doświadczenia, że banan, i nie zapomnę, czy w ogóle cukierek, za pierwszym razem smakował mi jak objawienie i na nic się zdały recenzje Murzynów, że oni to od małego i im się już dawno temu przejadło.
      Musi mi więc Emalia jeszcze wybaczyć, a szanse chyba rosną, skoro się nade mną ulitowała 😉

    • Już odpowiadam
      Mądry Jan by nie zauważył, mówię z doświadczenia. Wszystkie słodycze mrugają do mnie, nie tylko z wystaw sklepowych i półek, lecz nawet gdy są już w ustach innych ludzi. Jeszcze jedno zdradzę, słodycze większe są od gwiazd, przynajmniej w smaku, a podejrzewam, że w ogóle.

      Ma też rację Emalia, że w sprawach fundamentalnych dochodzę do pewnych wniosków później niż ci dochodzący wcześniej, klęskę, że się tym publicznie dzielę biorę na siebie, ale faktem jest też, i również mówię z doświadczenia, że banan, i nie zapomnę, czy w ogóle cukierek, za pierwszym razem smakował mi jak objawienie i na nic się zdały recenzje Murzynów, że oni to od małego i im się już dawno temu przejadło.
      Musi mi więc Emalia jeszcze wybaczyć, a szanse chyba rosną, skoro się nade mną ulitowała 😉

    • Już odpowiadam
      Mądry Jan by nie zauważył, mówię z doświadczenia. Wszystkie słodycze mrugają do mnie, nie tylko z wystaw sklepowych i półek, lecz nawet gdy są już w ustach innych ludzi. Jeszcze jedno zdradzę, słodycze większe są od gwiazd, przynajmniej w smaku, a podejrzewam, że w ogóle.

      Ma też rację Emalia, że w sprawach fundamentalnych dochodzę do pewnych wniosków później niż ci dochodzący wcześniej, klęskę, że się tym publicznie dzielę biorę na siebie, ale faktem jest też, i również mówię z doświadczenia, że banan, i nie zapomnę, czy w ogóle cukierek, za pierwszym razem smakował mi jak objawienie i na nic się zdały recenzje Murzynów, że oni to od małego i im się już dawno temu przejadło.
      Musi mi więc Emalia jeszcze wybaczyć, a szanse chyba rosną, skoro się nade mną ulitowała 😉

    • Z postawioną tezą nie polemizuję i się zgadzam
      dodam tylko, że opis dotyczy wybrańców.
      Natomiast obrazoburczy zarzut, że nie ma nic do czytania… To ja się tu staram i napinam, sam Tołstoj wczoraj dzwonił do mnie zawstydzony, a Chlor tak ucina mi skrzydła? Przecież one nawet jeszcze nie wyrosły, z jajka się wykluwam.

    • Z postawioną tezą nie polemizuję i się zgadzam
      dodam tylko, że opis dotyczy wybrańców.
      Natomiast obrazoburczy zarzut, że nie ma nic do czytania… To ja się tu staram i napinam, sam Tołstoj wczoraj dzwonił do mnie zawstydzony, a Chlor tak ucina mi skrzydła? Przecież one nawet jeszcze nie wyrosły, z jajka się wykluwam.

    • Z postawioną tezą nie polemizuję i się zgadzam
      dodam tylko, że opis dotyczy wybrańców.
      Natomiast obrazoburczy zarzut, że nie ma nic do czytania… To ja się tu staram i napinam, sam Tołstoj wczoraj dzwonił do mnie zawstydzony, a Chlor tak ucina mi skrzydła? Przecież one nawet jeszcze nie wyrosły, z jajka się wykluwam.