Reklama

 

Gdybym żył w PRL zapisałbym się do PZPR. Dla wygodnego życia, dla kariery, dla dóbr doczesnych. Taki już jestem, że chcę się cieszyć życiem, a nie umartwiać. Nie byłbym bohaterem walki o wolność jak Lech Wałęsa, Adam Michnik, Bronisław Geremek czy Jacek Kuroń. Po prostu żyłbym w PRL miło i wygodnie, starając się nie szkodzić nikomu. Potępiacie mnie? A czym byli szeregowi członkowie PZPR różnią się od dzisiejszych szczurów korporacyjnych, którzy w pędzie do kariery, konformizmie i braku moralnych zahamowań często niechlubnie przewyższają to co robili członkowie PZPR? Łatwo jest potępiać kogoś za to, że kiedyś należał do PZPR. Ale w czym dzisiejszy przeciętny człowiek jest lepszy od byłych działaczy PZPR? Nie potępiajmy ich zatem i uznajmy ich zachowania za normalne zachowania przeciętnego człowieka.

Reklama

 

Zacznijmy od początku. Czasy tzw. realnego socjalizmu pamiętam słabo. Byłem za młody, aby należeć do jakiejś organizacji politycznej, zastanawiać się jak robić karierę czy jak zarabiać na życie. Dylematy moralne związane przynależnością partyjną, współpracą ze służbami bezpieczeństwa itd. były mi, jako małoletniemu, obce. Najłatwiej więc byłoby mi krytykować ten okres i z oburzeniem patrzeć na tych, którzy należeli do PZPR. 

Ja jednak zdobędę się na szczerość (na którą zapewne nie jest w stanie zdobyć się wielu młodych ludzi) i powiem otwarcie:

 

„Gdybym żył w PRL zapisałbym się do PZPR”

 

Dlaczego? Proste. Dla czerpania radości z życia, wygodnego życia, dla kariery, dla dóbr doczesnych. Dla łatwiejszego awansu w pracy, dla możliwości szybszego dostania mieszkania, łatwiejszego otrzymania talonu na samochód, dla wczasów nad Balatonem, w Bułgarii czy wyjazdu do egzotycznej Soczi itd.

 

I co w tym znowu takiego złego. PZPR była partią masową, mającą ok. 3 mln członków. Po co się męczyć, wyrzekać się czegoś skoro można żyć łatwiej i przyjemniej. Życie jest krótkie. Trzeba z niego korzystać. Po co sobie rzucać kłody pod nogi i na siłę utrudniać robienie kariery. Po co wyrzeczenia, skoro można cieszyć się życiem.

 

Powiecie o mnie – karierowicz, konformista, człowiek bez moralnego kręgosłupa.

 

Czy jednak nie za ostro z tą krytyką? Przecież ja jestem zwykłym szarym obywatelem, który chce pracować i żyć wygodnie. Nie różnię się od milionów/miliardów ludzi na całym świecie, którzy chcą zarabiać godziwe pieniądze i cieszyć się życiem.

 

Cóż takiego złego bym robił w tym PZPR? Cóż takiego gorszego od tego co dziś we współczesnym kapitalizmie robią ludzie uczestniczący w wyścigu szczurów?

 

Otóż było niczym złym, jakimś szczególnie niegodnym zapisanie się do PZPR i korzystanie z życia.

 

Oczywiście byli tacy którzy walczyli z systemem. Byli ludzie wielcy tacy jak Lech Wałęsa, Bronisław Geremek, Adam Michnik czy Jacek Kuroń. I chwała im za to, że się poświęcali. I chwała wielka wszystkim tym, którzy uczestniczyli w rozmontowaniu tego systemu. Ale pamiętajmy, że gdyby nie było dobrej woli części ludzi ze środowisk PZPR nie doszłoby do transformacji. A więc także w PZPR było wielu rozsądnych i pozytywnie myślących ludzi, także troszczących się o losy Polski.

 

Poza tym, tacy ludzie jak Lech Wałęsa czy Bronisław Geremek są/byli bohaterami. Ale czy każdy szary człowiek, taki jak ja, ma obowiązek być bohaterem? Ja chcę tylko żyć w miarę uczciwie i cieszyć się życiem. Nie każdy musi być bohaterem walczącym o tolerancyjne i demokratyczne społeczeństwo. Nie wszyscy są tak odważni jak Jacek Kuroń i Adam Michnik. Czy znaczy to, że tych szarych ludzi należy od razu zakwalifikować do sił ciemności? Cóż ci ludzie znowu takiego złego zrobili, aby ich potępiać? Zapisali się do PZPR?

 

Najśmieszniejsze jest to, że o moralności byłych członków PZPR często z pogardą mówią dzisiejsi młodzi ludzie (zwłaszcza ludzie o poglądach prawicowych), którzy sami na co dzień biorą udział w korporacyjnym wyścigu szczurów.

Dzisiejsi młodzi z pogardą mówią o ludziach, będących członkami PZPR podczas gdy sami są takimi samymi konformistami i karierowiczami jak byli członkowie PZPR. Co więcej śmiem twierdzić, że dzisiejsze szczury korporacyjne w pędzie do kariery, konformizmie i braku moralnych zahamowań często niechlubnie przewyższają to co robili członkowie PZPR.

 

Przykładów można podać mnóstwo:

– do PZPR wielu ludzi zapisywało się dla kariery jednocześnie gardząc tą partią. We współczesnych korporacjach także wielu ludzi pracuje wyłącznie dla pieniędzy i dla kariery, po cichu gardząc firmami, w których pracują

– będąc w PZPR człowiek musiał uczestniczyć w szopkach typu obowiązkowe pochody itd. Dziś też w korporacjach wielu ludzi uczestniczy w szopkach typu zebrania, integracje, wspólne wyjścia na piwo ze współpracownikami udając, że świetnie się bawią mimo, że nie mają na to wszystko ochoty

– w PZPR wielbiło się wodzów, po cichu się z nich naśmiewając, w korporacjach wielbi się szefów, po cichu ich krytykując czy śmiejąc się z nich

– w PZPR pod groźbą sankcji nie mówiło się tego co się myśli, w korporacja także pod groźbą sankcji prawdomówność najczęściej nie jest mile widziana

– w PZPR istniała nowomowa wychwalająca partię wbrew wszelkiej logice. W korporacjach istnieje nowomowa (np. jacy jesteśmy wspaniali, jakie mamy świetne wyniki), człowiekowi z zewnątrz wydająca się kłamliwą i śmieszną, jednak obowiązkowo przyswajaną przez pracowników i powtarzaną dla dobra własnej kariery

– w PZPR manipulacja informacją i przyzwolenie na tą manipulację wśród członków partii była powszechna. Wśród dzisiejszych członków korporacji jest dokładnie tak samo. Wielu z członków korporacji prezentacje zaciemniające prawdziwy stan rzeczy w firmie ma opanowane do perfekcji (czego dowodem jest ostatni kryzys finansowy) a czas spędzany nad manipulacją informacją i tworzeniu tzw. dupokryjek przewyższa czas spędzany nad rzetelna pracą

– wreszcie w PZPR, jak również poza PZPR w całym PRL, donosy były częstą praktyką, a niektórzy ludzie współpracowali z SB donosząc na kolegów. W dzisiejszych korporacjach podłożenie świni koledze, czy doniesienie na niego szefowi (najlepiej w takiej formie, aby nie było to donos wprost, ale informacja powiedziana niby przypadkiem) to normalna praktyka.

 

A więc, moi drodzy – a szczególnie ci często sądzący byłych członków PZPR – zastanówcie się czy sami nie jesteście w swoim zawodowym życiu karierowiczami i konformistami. Zastanówcie się, Wy sami dziś często uczestnicząc w wyścigu szczurów, w czym Wy niby jesteście lepsi od ludzi zapisujących się do PZPR. I dlaczego tak łatwo ich osądzacie. Osadzacie za to, że chcieli po prostu korzystać z życia, mieć pieniądze. Czyli za to, że mieli takie same potrzeby jak Wy i realizowali je w taki sam sposób jak Wy.

 

Ja nie osądzam. Rozumiem, że ludzie chcą korzystać z życia. I taka jest mentalność człowieka czy to w PRL czy w III RP, czy w ZSRR czy USA.

Dlatego też wydaje się, że najlepszym sposobem na życie jest ten, który proponuje nam Unia Europejska. A więc socjaldemokracja, tolerancja i wrażliwość społeczna. Z jednej strony demokracja i częściowo wolny rynek co zapewni nam wolność i stabilny wzrost (ale celem powinna być jakość życia wszystkich obywateli a nie amerykański kult wzrostu PKB) – z drugiej strony kontrola państwa nad sprawami gospodarczymi i społecznymi, tak aby wolny rynek nie przybrał kształtu drapieżnego kapitalizmu oraz aktywna działalność państwa w zakresie opieki nad słabszymi oraz mniejszościami.

 

Podsumowując, cieszmy się że mieliśmy Lecha Wałęsę, Bronisława Geremka, Adama Michnika czy Jacka Kuronia. Cieszmy się, że mamy demokrację, że dołączyliśmy do struktur Unii Europejskiej. Ale równocześnie nie wymagajmy od każdego szarego obywatela aby był bohaterem i nie potępiajmy tych, którzy dla kariery i wygodnego życia zapisywali się do PZPR. Bo często sami w dzisiejszym życiu, goniąc za karierą i podgryzając kolegów z pracy nie różnimy się od ludzi z PZPR których tak krytykujemy.

 

Reklama

64 KOMENTARZE

        • hmmm ;-))))
          hi, hi, hi
          4 klasa liceum i genialny sposób na zdanie matury, bo jakoś tak czuliśmy że będzie nie halo, w cztery osoby, wykoncypowaliśmy że się zapiszemy i tym samy matura pójdzie jak z płatka.
          Poszliśmy do sekretarza POP w szkole i na jego ręce złożyć chcieliśmy nasze akty strzeliste a gość mało co nas śmiechem nie zabił.
          Usłyszałem wtedy, że partia nie potrzebuje takich jak ja, no w sumie się jej tej partii nie dziwie.
          troje z nas dostało czarna polewkę a jak się potem okazało jeden jakby nie.
          mniej więcej rok później dostał zawiadomienie że skończył się jego okres kandydacki i powinien zapisać się do odpowiedniego koła czy czegoś takiego – do dziś widzę jego przerażone oczy jak nam to opowiadał
          a maturę jednak zdałem sam z siebie poza matematyka którą odpisałem na wszelki wypadek

        • hmmm ;-))))
          hi, hi, hi
          4 klasa liceum i genialny sposób na zdanie matury, bo jakoś tak czuliśmy że będzie nie halo, w cztery osoby, wykoncypowaliśmy że się zapiszemy i tym samy matura pójdzie jak z płatka.
          Poszliśmy do sekretarza POP w szkole i na jego ręce złożyć chcieliśmy nasze akty strzeliste a gość mało co nas śmiechem nie zabił.
          Usłyszałem wtedy, że partia nie potrzebuje takich jak ja, no w sumie się jej tej partii nie dziwie.
          troje z nas dostało czarna polewkę a jak się potem okazało jeden jakby nie.
          mniej więcej rok później dostał zawiadomienie że skończył się jego okres kandydacki i powinien zapisać się do odpowiedniego koła czy czegoś takiego – do dziś widzę jego przerażone oczy jak nam to opowiadał
          a maturę jednak zdałem sam z siebie poza matematyka którą odpisałem na wszelki wypadek

        • hmmm ;-))))
          hi, hi, hi
          4 klasa liceum i genialny sposób na zdanie matury, bo jakoś tak czuliśmy że będzie nie halo, w cztery osoby, wykoncypowaliśmy że się zapiszemy i tym samy matura pójdzie jak z płatka.
          Poszliśmy do sekretarza POP w szkole i na jego ręce złożyć chcieliśmy nasze akty strzeliste a gość mało co nas śmiechem nie zabił.
          Usłyszałem wtedy, że partia nie potrzebuje takich jak ja, no w sumie się jej tej partii nie dziwie.
          troje z nas dostało czarna polewkę a jak się potem okazało jeden jakby nie.
          mniej więcej rok później dostał zawiadomienie że skończył się jego okres kandydacki i powinien zapisać się do odpowiedniego koła czy czegoś takiego – do dziś widzę jego przerażone oczy jak nam to opowiadał
          a maturę jednak zdałem sam z siebie poza matematyka którą odpisałem na wszelki wypadek

        • hmmm ;-))))
          hi, hi, hi
          4 klasa liceum i genialny sposób na zdanie matury, bo jakoś tak czuliśmy że będzie nie halo, w cztery osoby, wykoncypowaliśmy że się zapiszemy i tym samy matura pójdzie jak z płatka.
          Poszliśmy do sekretarza POP w szkole i na jego ręce złożyć chcieliśmy nasze akty strzeliste a gość mało co nas śmiechem nie zabił.
          Usłyszałem wtedy, że partia nie potrzebuje takich jak ja, no w sumie się jej tej partii nie dziwie.
          troje z nas dostało czarna polewkę a jak się potem okazało jeden jakby nie.
          mniej więcej rok później dostał zawiadomienie że skończył się jego okres kandydacki i powinien zapisać się do odpowiedniego koła czy czegoś takiego – do dziś widzę jego przerażone oczy jak nam to opowiadał
          a maturę jednak zdałem sam z siebie poza matematyka którą odpisałem na wszelki wypadek

  1. PZPR a korporacje, to zupełnie co innego
    Korporacje, w których panuje wyścig szczurów, tak w ogóle robią coś dobrego: to one tworzą gospodarkę, dzięki której jakoś się żyje.

    To nie znaczy, że każda praca jest moralnie dobra. Można niszczyć kolegów-szczury intrygami zamiast pracować. Można pracować szkodliwie, np. nieuczciwie reklamować. Ale co do zasady, praca w korporacjach złem nie jest.

    PZPR, to była partia otwarcie popierająca zniewolenie Polski, system polityczny oparty na zbrodni. Przynależność do PZPR była zdradą Polski i uczciwości. To nie znaczy, że każdy PZPRowiec czynił zło: przynależność do PZPR była aktem abstrakcyjnym, ale samo wzięcie legitymacji nie czyniło żadnego konkretnego zła. Dlatego świetnie rozumiem, że ktoś mógł być “porządnym partyjnym” (wielu miało taką opinię): porządni partyjni mieli legitymacje PZPR, a więc oficjalnie stali po stronie zła, ale jednocześnie czynili raczej konkretne dobro niż konkretne zło.

    Nie sądzą, żeby w ostatnich latach ludzie zasadniczo się zmienili moralnie. Ludzi gotowych skurwić się czy zrobić coś złego jest zapewne z grubsza tyle samo dziś co w PRL. I dlatego wielu kurwi się np. podkładając świnie w pracy żeby pozbawić kolegę awansu, a dawniej kurwili się wstępując do PZPR (co nie zmienia faktu, że w PRL świnie też podkładano).

    • Podziwiam twoją łatwość podziału na dobro i zło
      Podobnie jak proste spojrzenie Ala na powody pracy w korporacjach i przyłączania się do jakichkolwiek partii politycznych – zwłaszcza tych które mają władzę absolutną (w wyniku “bratniej interwencji” lub wybryków demokracji – w końcu do NSDAP też należeli czasem “porządni ludzie”).

      Ja mam z tym problemy, pomimo tego że od jakiegoś czasu wykreśliło żem pojęcia “dobro” i “zło” jako niedefiniowalne, pomijając związki frazeologiczne jak “zły dzień”.
      Ale jednak się czepię:
      Po pierwsze primo: włazidupstwo, kopanie dołków itp widywało żem częściej w małych firmach – ot tak mi się życiorys pechowo ułożył. O włazidupstwo konkretnie w małej firmie łatwiej, bo kontakt z szefem bywa bardziej bezpośredni, wielu szefów uważa że pracownicy pracują tylko gdy się na nich patrzy (kolejny relikt PRL) więc patrzą, bo w końcu kto by chciał płacić darmozjadom. Co do kopania dołków, widywało żem je wszędzie, najwięcej na uczelni na wydziale gdzie było sporo dzieci z “dobrych domów” i w pewnej organizacji “młodzieżowej”, krzewiącej ponoć między innymi “wartości chrześcijańskie”.

      Po drugie primo: obydwaj zapomnieliście jeszcze o jednym przypadku – ludzi którzy byli w “Partii” bo nie mieli wyboru. To znaczy owszem, mieli wybór, zawsze jest jakiś wybór. Ale dla niektórych pewne opcje są nie do przyjęcia. Ja na przykład nie naraziłobym swoich dzieci i reszty rodziny na problemy z powodu “ideałów”, choć nie ukrywam, że szukałobym jakiejś trzeciej drogi. Niestety nie zawsze ona jest.

      Po trzecie primo: Nie wiem czy PZPR to taka diaboliczna organizacja. Mnie się ona jawi raczej jako kolejna ofiara systemu – głównie dlatego, że nie rozpatruję “góry” partii jako tego samego bytu co “dółów”. Dziś teoretycznie młody ambitny działacz partii Z z województwa suwalskiego (wybrało żem bo daleko od stolicy) może teoretyczne dopchać się do stołka w sejmie, albo nawet w (nie)rządzie. W PRL góra była dobrze zdefiniowana i wchodziło się do niej nie za zasługi (chyba że czasami, dla celów propagandowych), tylko za właściwego tatusia lub mamusię. Najważniejsze stołki obsadzała ta sama gerontokracja zdefiniowana już w ’44 i złośliwie można powiedzieć, że bez Solidarności ustrój też by padł, tyle że jakieś 30 lat później, bo by stare pierdziele powymierały (a w swej paranoi i żądzy władzy nie dokooptowały nikogo młodszego). Dzisiaj też widać pokłosie tego systemu, odkąd w czasach młodości oglądało żem obrady pierwszego “prawdziwego” sejmu, a potem “Polskie Zoo”, widze te same mordy wy moje, tylko w innych konfiguracjach, jedynie Wałęsa odszedł na emeryturę, ale nadal roi sobie że w każdej chwili może wrócić.

      CZyli nie jest to takie proste i jasne jakby się wydawało. A twój nick Alu jużem gdzieś widziało.

      • Od WGA
        Oczywiście rzeczywistość nie jest czarno-biała.
        Są korporacje, które mają zdrowe podejście do prowadzenia swojej działaności, które szanują swoich klientów, pracowników i jeszcze są w stanie uzyskać solidny zysk dla właścicieli. Są korporacje gdzie menedżerowie są odpowiedzialni i czują że także pracownikami a nie właścicielami firmy, są korporacje gdzie nie prowadzi się indoktrynacji ideologicznej, nie mówi się na czarne białe, a głównymi działaniami menedżerów nie jest obrona własnych stołków tylko twórcze działanie.

        Ale z rozmów z moimi kolegami gdzie mówimy sobie jak naprawdę jest wynika że takich korporacji jest coraz mniej, że menedżerowie wielkich korporacji czują się jak absolutni władcy państw (ciekawe skąd to nedete ego, przecież nie są właścicielami a jedynie pracownikami) i nie interesuje ich ani interes właścicieli (akcjonariuszy) ani dobro klientów czy pracowników a jedynie własne premie i utrzymanie posadek, a po nich to i potop może przyjść.

        Skąd się niby wziął ten wielki kryzys jak nie z tego że taka mentalność w korporacjach zaczęła przeważać.
        W korporacjach bardzo często wymaga się skrajnego konformizmu i w tym są one bardzo podobne do PZPR.
        Ludzie oczywiscie chcą zyć i zarabiać. Dlatego jak nie potepiam ani tych co się zapisali do PZPR jak i tych co są konformistami nie mówiącymi własnego zdania, udającymi że czarne jest białe w korporacjach.

        Zresztą przykład na podobieństwo korporacji do PZPR przyszedł wczoraj:
        http://wyborcza.pl/1,76842,6886629,Agenta_Stasi_pilnie_zatrudnie.html

        Szefowie Deutche Bank wynajeli agentów aby śledzili jednego z właścicieli (akcjonariuszy) tej firmy bo zadawał Radzie Nadzorczej niewygodne pytania. Dodatkowo wynajęli kobietę aby go uwiodła.

        Ja myślałem że w kapitalizmie to właściciel kontroluje pracownika, a okazało się że teraz to pracownicy (menedżerowie) szpiegoują właściciela aby im nie przeszkadzał w przyznawaniu sobie premii i zachowaniu stołków z milionowymi pensjami.

        Przeczytajcie ten tekst i sami zobaczcie że kapitalizm sam z siebie przeszedł ewolucję do systemu zupełnie nieefektywnego.

        Niby kluczem, podstawą efektywności kapitalizmu miała być kontrola właściciela nad pracownikami. Że prywatny właściciel lepiej kontroluje pracowników niż państwo.

        I proszę kapitalizm doprowadził do tego że korporacje tak się rozrosły, właściciele stali się tak rozdrobnieni i słabi że już nie kontrolują menedżerów wielkich firm.

        Drugi przykład w tym artykule Deutche Telecom wykorzystuje agentów Stasi do podsłuchowania pracowników i dziennikarzy piszacych źle o tej firmie.

        A wiec analogia korporacji do PRL czy NRD jest tu jak na dłoni.

        Wydaje się że są tu potrzebne regulacje unijne które ukrócą takie praktyki.

        Zresztą to są tylko ujawnione przykłady z UE, w USA gdzie przepisy wobec korporacji są łagodniejsze podejrzewam że proceder podsłuchiwania jest być może nawet bardziej rozpowszechniony.

        I dlatego śmieszą mnie ci, którzy tak potępiają ludzi którzy wstąpili do PZPR.
        Przecież dziś na świecie są miliony/miliardy ludzi którzy nie są wcale bardziej moralni od tych co wstapili do PZPR

      • Od WGA2
        “Podobnie jak proste spojrzenie Ala na powody pracy w korporacjach i przyłączania się do jakichkolwiek partii politycznych – zwłaszcza tych które mają władzę absolutną ”

        Oczywiście nie należy uogólniać, ale często powody są czysto konformistyczne.
        Ja tego nie potepiam – dla wygodnego życia sam czasem jestem konformistą.

        Co do partii politycznych myślę że nawet teraz w Polsce nie mamy demokratycznych partii politycznych.
        W PO zawsze rządzi Tusk jakichby porażek nie odniósł, w PiS zawsze rządzi Kaczyński niezależnie od wyników.

        Wychodzi, że tak naprawdę jedyną demokratyczną partią w Polsce, w której zmieniają się szefowie w zależności od uzyskiwanych wyników, jest SLD.

        • Ech, bo ja mam takie garbate szczęście
          Ani diabolicznej korporacji żem nie spotkało, ani mnie do sekty nie usiłowali zwerbować…

          A tak poważnie, to w korporacjach na ogół problemem nie są managerowie. Tak gwoli wyjaśnienia – manager to osobnik mniej więcej w połowie porządku dziobania, czasem nawet niżej (McDonalds i inne sieci tego typu czy supermarkety). Czasem jest to rzeczywiście prawdziwy… członek że tak się kolokwialnie wyrażę, ale nierzadko wynika to z tego, że na stanowisko dostała się osoba nieprzygotowana psychicznie. Owszem, ma władzę (której chciała, bo zgłosiła się na managera), ale jednocześnie ma nad sobą całkiem sporo ludzi. Ci ludzie traktują managera… powiedzmy że nie wszędzie, ale na ogół jako bardziej wymyślnie nazwaną odmianę ciecia. W firmach konsultingowych i finansowych taki manager jest dla odmiany mieszanką kierownika, speca od reklamy i zwykłego komiwojażera, tyle że zamiast suszarki do włosów próbuje spylić milionowy kontrakt. Ludzie pod nim tego nie robią – oni tylko odwalają całą czarną robotę – zbierają dane, przygotowują osławione slajdy w pałerpojncie, ale to manager te slajdy musi pokazać tak, by sprzedać. A jak nie sprzeda, to nikogo z góry nie obchodzi że pani Basia pałerpojnta nie umi. Manager dał d. i trzeba go w d. kopnąć.
          Jak manager ma specyficzny typ osobowości, niestety wcale nie taki rzadki w Polsze, to za każdego kopa od zarządu czy uber-managera rozda 10 kopów podwładnym, bo w sumie jego d. jest 10x cenniejsza (z jego punktu widzenia). Czasem doda drugie 10 za niepowetowane straty moralne, bo przecież nie po to zostawał managerem żeby go w d. kopali.
          Czyli znów problem nie jest prosty

          A co do upadku korporacji, to ktoś kiedyś udzielił odpowiedzi dość prostej i pomimo swojej prostoty dość trafnej. Otóż, problemem korporacji jest właśnie to… że na ogół nie ma ona właściciela. Właścicielem Tesco już dawno nie jest pan o tym nazwisku, nawet w Polsze rodzinna firma Kruk przekonała się, że może łatwo przestać być rodzinna. Oczywiście, trudniej wykazać winnych tego stanu rzeczy, w końcu nikt ani Tesco ani Krukowi akcji na giełdę nie kazał puszczać. Problem urasta do poziomu absurdalnego, gdy firma staje się własnością funduszu, nie dajcie bogowie hedżingowego (w “Dilbercie” kiedyś była lista niemoralnych zajęć. Prowadzenie funduszu hedge’owego było poniżej czerpania zysku z cudzej prostytucji). Jak wtedy wygląda porządek dziobania? No więc mamy różne stadia robola, od stażysty przynieś-wynieś-pozamiataj, jak miał szczęście to mu za to płacą, poprzez specjalistów coraz bardziej wyspecjalizowanych. Potem managerowie, ale też z własną drabiną, są starsi i młodsi, ci pierwsi częściej kopią, a ci drudzy nastawiają tyłek. Potem partnerzy, rady nadzorcze, centralni oficerowie wykonawczy (to nie to samo co prezes). Wszyscy łącznie z prezesem są na etacie i to nie oni są właścicielami firmy. To znaczy, jest coś takiego jak akcje pracownicze i ci na górze posiadają ich solidną porcję, ale programy są tak pomyślane, że nigdy nie mogą mieć ich tyle, by cokolwiek znaczyć. Bo inaczej będzie magiczne słowo “konflikt interesów” – znaczy się jak będziesz miał za dużo udziałów, możesz zachcieć siebie zwolnić i co wtedy? Więc firmy chronią swoich decydentów przed schizofrenią zakazując im tego typu nabytków.
          Pakiety kontrolne zwykle z resztą nie są na sprzedaż, a dokładniej, nie na sprzedaż dla zwykłych śmiertelników, nawet takich ubermenshen jak CEO. Jak firma ma właściciela, to on pieści pakiet kontrolny w rodzinnym sejfie, ale czasem okazuje się, że musi go wypuścić z rąk. Ale nie kupują ich ludzie, tylko firmy. Mamy paradoks – firma ma firmę, ta ma inną firmę, a czasem sytuacja jest tak poplątana że kółko się zamyka. Fundusz inwestycyjny to też firma – firma kupująca i sprzedająca firmy. Fundusz ma udziałowców – te najważniejsze zwykle mają ich niewielu, a by w ogóle cie zaproszono, musisz mieć zarobki conajmniej takiego CEO, a najlepiej to jednak szejka naftowego z rodziny Saudów. Ale nawet wtedy szejk nie jest właścicielem ani funduszu, ani kupionych firm. Z resztą, po co mu one. Jakby chciał, to by kupił se Tesco, a nie bawił w fundusze. On ma udziały w funduszu, po czym spyla je jak urosną. Reszta go nie obchodzi.
          I tu właśnie jest pies pogrzebany. Udziały rosną od tego, że firmie rośnie wartość. Firmie rośnie wartość od wyników, ale zwykle chodzi o rośnięcie i wyniki na względnie krótkim przedziale czasu – magiczną liczbą jest tu tzw. rok finansowy. Bierzemy wyniki z tego roku i porównujemy z poprzednim i albo jest dobrze, albo managerom tyłki puchną.
          Jeszcze gorzej jest z wspomnianym hedgingiem, gdyż to co jest ubocznym efektem działania “normalnego” funduszu, tu jest podstawą działania, gdyż tego typu fundusz jest nastawiony na szybki zysk. Kupuje więc on “coś” (firmy, nieruchomości, ropę, żywność, cokolwiek) po czym dąży do “napompowania” ceny nabytku. Sposobów jest multum i zależą one od tworzywa, ale kluczem jest słowo “pompowanie” – znaczy się pod spodem jest jedynie balon a nie jakakolwiek wartość.
          Owszem, taki fundusz też ma swoich managerów i to oni dmuchają te balony, wraz z pracownikami od prezentacji w pałerpojncie, bo przecież nie szejk naftowy, który nie po to płaci by musiał babrać się w tym wynalazku Szejtana zwanym pałerpojntem, od amerykańskiego diabła Bila Gejtsa. Jedni dmuchają drugich i kończy się jak z nadmuchaną żabą, co widzimy ostatnio wszyscy.

          Tak więc to wszystko nie jest prostą winą kogokolwiek. Najgorsi ci arabscy szejkowie, oby im wielbłądy przestały się mnożyć, a żony mieli szkaradne jak teściowa na kacu.

        • Bajdełejem, to kapitalizm nie jest nieefektwyny
          Jest efektywny do bólu – dla tych którzy na nim zarabiają. Szejkowie mimo braku wielbłądów i żon oszpeconych klątwą Jiimy, mają się całkiem dobrze.
          Najwyżej się wojenkę wywoła, jak to zrobił pewien wice prezydent pewnego dużego kraju, któremu nie na darmo rodzice nadali imię na polski brzmiące “Fiut”.

  2. PZPR a korporacje, to zupełnie co innego
    Korporacje, w których panuje wyścig szczurów, tak w ogóle robią coś dobrego: to one tworzą gospodarkę, dzięki której jakoś się żyje.

    To nie znaczy, że każda praca jest moralnie dobra. Można niszczyć kolegów-szczury intrygami zamiast pracować. Można pracować szkodliwie, np. nieuczciwie reklamować. Ale co do zasady, praca w korporacjach złem nie jest.

    PZPR, to była partia otwarcie popierająca zniewolenie Polski, system polityczny oparty na zbrodni. Przynależność do PZPR była zdradą Polski i uczciwości. To nie znaczy, że każdy PZPRowiec czynił zło: przynależność do PZPR była aktem abstrakcyjnym, ale samo wzięcie legitymacji nie czyniło żadnego konkretnego zła. Dlatego świetnie rozumiem, że ktoś mógł być “porządnym partyjnym” (wielu miało taką opinię): porządni partyjni mieli legitymacje PZPR, a więc oficjalnie stali po stronie zła, ale jednocześnie czynili raczej konkretne dobro niż konkretne zło.

    Nie sądzą, żeby w ostatnich latach ludzie zasadniczo się zmienili moralnie. Ludzi gotowych skurwić się czy zrobić coś złego jest zapewne z grubsza tyle samo dziś co w PRL. I dlatego wielu kurwi się np. podkładając świnie w pracy żeby pozbawić kolegę awansu, a dawniej kurwili się wstępując do PZPR (co nie zmienia faktu, że w PRL świnie też podkładano).

    • Podziwiam twoją łatwość podziału na dobro i zło
      Podobnie jak proste spojrzenie Ala na powody pracy w korporacjach i przyłączania się do jakichkolwiek partii politycznych – zwłaszcza tych które mają władzę absolutną (w wyniku “bratniej interwencji” lub wybryków demokracji – w końcu do NSDAP też należeli czasem “porządni ludzie”).

      Ja mam z tym problemy, pomimo tego że od jakiegoś czasu wykreśliło żem pojęcia “dobro” i “zło” jako niedefiniowalne, pomijając związki frazeologiczne jak “zły dzień”.
      Ale jednak się czepię:
      Po pierwsze primo: włazidupstwo, kopanie dołków itp widywało żem częściej w małych firmach – ot tak mi się życiorys pechowo ułożył. O włazidupstwo konkretnie w małej firmie łatwiej, bo kontakt z szefem bywa bardziej bezpośredni, wielu szefów uważa że pracownicy pracują tylko gdy się na nich patrzy (kolejny relikt PRL) więc patrzą, bo w końcu kto by chciał płacić darmozjadom. Co do kopania dołków, widywało żem je wszędzie, najwięcej na uczelni na wydziale gdzie było sporo dzieci z “dobrych domów” i w pewnej organizacji “młodzieżowej”, krzewiącej ponoć między innymi “wartości chrześcijańskie”.

      Po drugie primo: obydwaj zapomnieliście jeszcze o jednym przypadku – ludzi którzy byli w “Partii” bo nie mieli wyboru. To znaczy owszem, mieli wybór, zawsze jest jakiś wybór. Ale dla niektórych pewne opcje są nie do przyjęcia. Ja na przykład nie naraziłobym swoich dzieci i reszty rodziny na problemy z powodu “ideałów”, choć nie ukrywam, że szukałobym jakiejś trzeciej drogi. Niestety nie zawsze ona jest.

      Po trzecie primo: Nie wiem czy PZPR to taka diaboliczna organizacja. Mnie się ona jawi raczej jako kolejna ofiara systemu – głównie dlatego, że nie rozpatruję “góry” partii jako tego samego bytu co “dółów”. Dziś teoretycznie młody ambitny działacz partii Z z województwa suwalskiego (wybrało żem bo daleko od stolicy) może teoretyczne dopchać się do stołka w sejmie, albo nawet w (nie)rządzie. W PRL góra była dobrze zdefiniowana i wchodziło się do niej nie za zasługi (chyba że czasami, dla celów propagandowych), tylko za właściwego tatusia lub mamusię. Najważniejsze stołki obsadzała ta sama gerontokracja zdefiniowana już w ’44 i złośliwie można powiedzieć, że bez Solidarności ustrój też by padł, tyle że jakieś 30 lat później, bo by stare pierdziele powymierały (a w swej paranoi i żądzy władzy nie dokooptowały nikogo młodszego). Dzisiaj też widać pokłosie tego systemu, odkąd w czasach młodości oglądało żem obrady pierwszego “prawdziwego” sejmu, a potem “Polskie Zoo”, widze te same mordy wy moje, tylko w innych konfiguracjach, jedynie Wałęsa odszedł na emeryturę, ale nadal roi sobie że w każdej chwili może wrócić.

      CZyli nie jest to takie proste i jasne jakby się wydawało. A twój nick Alu jużem gdzieś widziało.

      • Od WGA
        Oczywiście rzeczywistość nie jest czarno-biała.
        Są korporacje, które mają zdrowe podejście do prowadzenia swojej działaności, które szanują swoich klientów, pracowników i jeszcze są w stanie uzyskać solidny zysk dla właścicieli. Są korporacje gdzie menedżerowie są odpowiedzialni i czują że także pracownikami a nie właścicielami firmy, są korporacje gdzie nie prowadzi się indoktrynacji ideologicznej, nie mówi się na czarne białe, a głównymi działaniami menedżerów nie jest obrona własnych stołków tylko twórcze działanie.

        Ale z rozmów z moimi kolegami gdzie mówimy sobie jak naprawdę jest wynika że takich korporacji jest coraz mniej, że menedżerowie wielkich korporacji czują się jak absolutni władcy państw (ciekawe skąd to nedete ego, przecież nie są właścicielami a jedynie pracownikami) i nie interesuje ich ani interes właścicieli (akcjonariuszy) ani dobro klientów czy pracowników a jedynie własne premie i utrzymanie posadek, a po nich to i potop może przyjść.

        Skąd się niby wziął ten wielki kryzys jak nie z tego że taka mentalność w korporacjach zaczęła przeważać.
        W korporacjach bardzo często wymaga się skrajnego konformizmu i w tym są one bardzo podobne do PZPR.
        Ludzie oczywiscie chcą zyć i zarabiać. Dlatego jak nie potepiam ani tych co się zapisali do PZPR jak i tych co są konformistami nie mówiącymi własnego zdania, udającymi że czarne jest białe w korporacjach.

        Zresztą przykład na podobieństwo korporacji do PZPR przyszedł wczoraj:
        http://wyborcza.pl/1,76842,6886629,Agenta_Stasi_pilnie_zatrudnie.html

        Szefowie Deutche Bank wynajeli agentów aby śledzili jednego z właścicieli (akcjonariuszy) tej firmy bo zadawał Radzie Nadzorczej niewygodne pytania. Dodatkowo wynajęli kobietę aby go uwiodła.

        Ja myślałem że w kapitalizmie to właściciel kontroluje pracownika, a okazało się że teraz to pracownicy (menedżerowie) szpiegoują właściciela aby im nie przeszkadzał w przyznawaniu sobie premii i zachowaniu stołków z milionowymi pensjami.

        Przeczytajcie ten tekst i sami zobaczcie że kapitalizm sam z siebie przeszedł ewolucję do systemu zupełnie nieefektywnego.

        Niby kluczem, podstawą efektywności kapitalizmu miała być kontrola właściciela nad pracownikami. Że prywatny właściciel lepiej kontroluje pracowników niż państwo.

        I proszę kapitalizm doprowadził do tego że korporacje tak się rozrosły, właściciele stali się tak rozdrobnieni i słabi że już nie kontrolują menedżerów wielkich firm.

        Drugi przykład w tym artykule Deutche Telecom wykorzystuje agentów Stasi do podsłuchowania pracowników i dziennikarzy piszacych źle o tej firmie.

        A wiec analogia korporacji do PRL czy NRD jest tu jak na dłoni.

        Wydaje się że są tu potrzebne regulacje unijne które ukrócą takie praktyki.

        Zresztą to są tylko ujawnione przykłady z UE, w USA gdzie przepisy wobec korporacji są łagodniejsze podejrzewam że proceder podsłuchiwania jest być może nawet bardziej rozpowszechniony.

        I dlatego śmieszą mnie ci, którzy tak potępiają ludzi którzy wstąpili do PZPR.
        Przecież dziś na świecie są miliony/miliardy ludzi którzy nie są wcale bardziej moralni od tych co wstapili do PZPR

      • Od WGA2
        “Podobnie jak proste spojrzenie Ala na powody pracy w korporacjach i przyłączania się do jakichkolwiek partii politycznych – zwłaszcza tych które mają władzę absolutną ”

        Oczywiście nie należy uogólniać, ale często powody są czysto konformistyczne.
        Ja tego nie potepiam – dla wygodnego życia sam czasem jestem konformistą.

        Co do partii politycznych myślę że nawet teraz w Polsce nie mamy demokratycznych partii politycznych.
        W PO zawsze rządzi Tusk jakichby porażek nie odniósł, w PiS zawsze rządzi Kaczyński niezależnie od wyników.

        Wychodzi, że tak naprawdę jedyną demokratyczną partią w Polsce, w której zmieniają się szefowie w zależności od uzyskiwanych wyników, jest SLD.

        • Ech, bo ja mam takie garbate szczęście
          Ani diabolicznej korporacji żem nie spotkało, ani mnie do sekty nie usiłowali zwerbować…

          A tak poważnie, to w korporacjach na ogół problemem nie są managerowie. Tak gwoli wyjaśnienia – manager to osobnik mniej więcej w połowie porządku dziobania, czasem nawet niżej (McDonalds i inne sieci tego typu czy supermarkety). Czasem jest to rzeczywiście prawdziwy… członek że tak się kolokwialnie wyrażę, ale nierzadko wynika to z tego, że na stanowisko dostała się osoba nieprzygotowana psychicznie. Owszem, ma władzę (której chciała, bo zgłosiła się na managera), ale jednocześnie ma nad sobą całkiem sporo ludzi. Ci ludzie traktują managera… powiedzmy że nie wszędzie, ale na ogół jako bardziej wymyślnie nazwaną odmianę ciecia. W firmach konsultingowych i finansowych taki manager jest dla odmiany mieszanką kierownika, speca od reklamy i zwykłego komiwojażera, tyle że zamiast suszarki do włosów próbuje spylić milionowy kontrakt. Ludzie pod nim tego nie robią – oni tylko odwalają całą czarną robotę – zbierają dane, przygotowują osławione slajdy w pałerpojncie, ale to manager te slajdy musi pokazać tak, by sprzedać. A jak nie sprzeda, to nikogo z góry nie obchodzi że pani Basia pałerpojnta nie umi. Manager dał d. i trzeba go w d. kopnąć.
          Jak manager ma specyficzny typ osobowości, niestety wcale nie taki rzadki w Polsze, to za każdego kopa od zarządu czy uber-managera rozda 10 kopów podwładnym, bo w sumie jego d. jest 10x cenniejsza (z jego punktu widzenia). Czasem doda drugie 10 za niepowetowane straty moralne, bo przecież nie po to zostawał managerem żeby go w d. kopali.
          Czyli znów problem nie jest prosty

          A co do upadku korporacji, to ktoś kiedyś udzielił odpowiedzi dość prostej i pomimo swojej prostoty dość trafnej. Otóż, problemem korporacji jest właśnie to… że na ogół nie ma ona właściciela. Właścicielem Tesco już dawno nie jest pan o tym nazwisku, nawet w Polsze rodzinna firma Kruk przekonała się, że może łatwo przestać być rodzinna. Oczywiście, trudniej wykazać winnych tego stanu rzeczy, w końcu nikt ani Tesco ani Krukowi akcji na giełdę nie kazał puszczać. Problem urasta do poziomu absurdalnego, gdy firma staje się własnością funduszu, nie dajcie bogowie hedżingowego (w “Dilbercie” kiedyś była lista niemoralnych zajęć. Prowadzenie funduszu hedge’owego było poniżej czerpania zysku z cudzej prostytucji). Jak wtedy wygląda porządek dziobania? No więc mamy różne stadia robola, od stażysty przynieś-wynieś-pozamiataj, jak miał szczęście to mu za to płacą, poprzez specjalistów coraz bardziej wyspecjalizowanych. Potem managerowie, ale też z własną drabiną, są starsi i młodsi, ci pierwsi częściej kopią, a ci drudzy nastawiają tyłek. Potem partnerzy, rady nadzorcze, centralni oficerowie wykonawczy (to nie to samo co prezes). Wszyscy łącznie z prezesem są na etacie i to nie oni są właścicielami firmy. To znaczy, jest coś takiego jak akcje pracownicze i ci na górze posiadają ich solidną porcję, ale programy są tak pomyślane, że nigdy nie mogą mieć ich tyle, by cokolwiek znaczyć. Bo inaczej będzie magiczne słowo “konflikt interesów” – znaczy się jak będziesz miał za dużo udziałów, możesz zachcieć siebie zwolnić i co wtedy? Więc firmy chronią swoich decydentów przed schizofrenią zakazując im tego typu nabytków.
          Pakiety kontrolne zwykle z resztą nie są na sprzedaż, a dokładniej, nie na sprzedaż dla zwykłych śmiertelników, nawet takich ubermenshen jak CEO. Jak firma ma właściciela, to on pieści pakiet kontrolny w rodzinnym sejfie, ale czasem okazuje się, że musi go wypuścić z rąk. Ale nie kupują ich ludzie, tylko firmy. Mamy paradoks – firma ma firmę, ta ma inną firmę, a czasem sytuacja jest tak poplątana że kółko się zamyka. Fundusz inwestycyjny to też firma – firma kupująca i sprzedająca firmy. Fundusz ma udziałowców – te najważniejsze zwykle mają ich niewielu, a by w ogóle cie zaproszono, musisz mieć zarobki conajmniej takiego CEO, a najlepiej to jednak szejka naftowego z rodziny Saudów. Ale nawet wtedy szejk nie jest właścicielem ani funduszu, ani kupionych firm. Z resztą, po co mu one. Jakby chciał, to by kupił se Tesco, a nie bawił w fundusze. On ma udziały w funduszu, po czym spyla je jak urosną. Reszta go nie obchodzi.
          I tu właśnie jest pies pogrzebany. Udziały rosną od tego, że firmie rośnie wartość. Firmie rośnie wartość od wyników, ale zwykle chodzi o rośnięcie i wyniki na względnie krótkim przedziale czasu – magiczną liczbą jest tu tzw. rok finansowy. Bierzemy wyniki z tego roku i porównujemy z poprzednim i albo jest dobrze, albo managerom tyłki puchną.
          Jeszcze gorzej jest z wspomnianym hedgingiem, gdyż to co jest ubocznym efektem działania “normalnego” funduszu, tu jest podstawą działania, gdyż tego typu fundusz jest nastawiony na szybki zysk. Kupuje więc on “coś” (firmy, nieruchomości, ropę, żywność, cokolwiek) po czym dąży do “napompowania” ceny nabytku. Sposobów jest multum i zależą one od tworzywa, ale kluczem jest słowo “pompowanie” – znaczy się pod spodem jest jedynie balon a nie jakakolwiek wartość.
          Owszem, taki fundusz też ma swoich managerów i to oni dmuchają te balony, wraz z pracownikami od prezentacji w pałerpojncie, bo przecież nie szejk naftowy, który nie po to płaci by musiał babrać się w tym wynalazku Szejtana zwanym pałerpojntem, od amerykańskiego diabła Bila Gejtsa. Jedni dmuchają drugich i kończy się jak z nadmuchaną żabą, co widzimy ostatnio wszyscy.

          Tak więc to wszystko nie jest prostą winą kogokolwiek. Najgorsi ci arabscy szejkowie, oby im wielbłądy przestały się mnożyć, a żony mieli szkaradne jak teściowa na kacu.

        • Bajdełejem, to kapitalizm nie jest nieefektwyny
          Jest efektywny do bólu – dla tych którzy na nim zarabiają. Szejkowie mimo braku wielbłądów i żon oszpeconych klątwą Jiimy, mają się całkiem dobrze.
          Najwyżej się wojenkę wywoła, jak to zrobił pewien wice prezydent pewnego dużego kraju, któremu nie na darmo rodzice nadali imię na polski brzmiące “Fiut”.

  3. PZPR a korporacje, to zupełnie co innego
    Korporacje, w których panuje wyścig szczurów, tak w ogóle robią coś dobrego: to one tworzą gospodarkę, dzięki której jakoś się żyje.

    To nie znaczy, że każda praca jest moralnie dobra. Można niszczyć kolegów-szczury intrygami zamiast pracować. Można pracować szkodliwie, np. nieuczciwie reklamować. Ale co do zasady, praca w korporacjach złem nie jest.

    PZPR, to była partia otwarcie popierająca zniewolenie Polski, system polityczny oparty na zbrodni. Przynależność do PZPR była zdradą Polski i uczciwości. To nie znaczy, że każdy PZPRowiec czynił zło: przynależność do PZPR była aktem abstrakcyjnym, ale samo wzięcie legitymacji nie czyniło żadnego konkretnego zła. Dlatego świetnie rozumiem, że ktoś mógł być “porządnym partyjnym” (wielu miało taką opinię): porządni partyjni mieli legitymacje PZPR, a więc oficjalnie stali po stronie zła, ale jednocześnie czynili raczej konkretne dobro niż konkretne zło.

    Nie sądzą, żeby w ostatnich latach ludzie zasadniczo się zmienili moralnie. Ludzi gotowych skurwić się czy zrobić coś złego jest zapewne z grubsza tyle samo dziś co w PRL. I dlatego wielu kurwi się np. podkładając świnie w pracy żeby pozbawić kolegę awansu, a dawniej kurwili się wstępując do PZPR (co nie zmienia faktu, że w PRL świnie też podkładano).

    • Podziwiam twoją łatwość podziału na dobro i zło
      Podobnie jak proste spojrzenie Ala na powody pracy w korporacjach i przyłączania się do jakichkolwiek partii politycznych – zwłaszcza tych które mają władzę absolutną (w wyniku “bratniej interwencji” lub wybryków demokracji – w końcu do NSDAP też należeli czasem “porządni ludzie”).

      Ja mam z tym problemy, pomimo tego że od jakiegoś czasu wykreśliło żem pojęcia “dobro” i “zło” jako niedefiniowalne, pomijając związki frazeologiczne jak “zły dzień”.
      Ale jednak się czepię:
      Po pierwsze primo: włazidupstwo, kopanie dołków itp widywało żem częściej w małych firmach – ot tak mi się życiorys pechowo ułożył. O włazidupstwo konkretnie w małej firmie łatwiej, bo kontakt z szefem bywa bardziej bezpośredni, wielu szefów uważa że pracownicy pracują tylko gdy się na nich patrzy (kolejny relikt PRL) więc patrzą, bo w końcu kto by chciał płacić darmozjadom. Co do kopania dołków, widywało żem je wszędzie, najwięcej na uczelni na wydziale gdzie było sporo dzieci z “dobrych domów” i w pewnej organizacji “młodzieżowej”, krzewiącej ponoć między innymi “wartości chrześcijańskie”.

      Po drugie primo: obydwaj zapomnieliście jeszcze o jednym przypadku – ludzi którzy byli w “Partii” bo nie mieli wyboru. To znaczy owszem, mieli wybór, zawsze jest jakiś wybór. Ale dla niektórych pewne opcje są nie do przyjęcia. Ja na przykład nie naraziłobym swoich dzieci i reszty rodziny na problemy z powodu “ideałów”, choć nie ukrywam, że szukałobym jakiejś trzeciej drogi. Niestety nie zawsze ona jest.

      Po trzecie primo: Nie wiem czy PZPR to taka diaboliczna organizacja. Mnie się ona jawi raczej jako kolejna ofiara systemu – głównie dlatego, że nie rozpatruję “góry” partii jako tego samego bytu co “dółów”. Dziś teoretycznie młody ambitny działacz partii Z z województwa suwalskiego (wybrało żem bo daleko od stolicy) może teoretyczne dopchać się do stołka w sejmie, albo nawet w (nie)rządzie. W PRL góra była dobrze zdefiniowana i wchodziło się do niej nie za zasługi (chyba że czasami, dla celów propagandowych), tylko za właściwego tatusia lub mamusię. Najważniejsze stołki obsadzała ta sama gerontokracja zdefiniowana już w ’44 i złośliwie można powiedzieć, że bez Solidarności ustrój też by padł, tyle że jakieś 30 lat później, bo by stare pierdziele powymierały (a w swej paranoi i żądzy władzy nie dokooptowały nikogo młodszego). Dzisiaj też widać pokłosie tego systemu, odkąd w czasach młodości oglądało żem obrady pierwszego “prawdziwego” sejmu, a potem “Polskie Zoo”, widze te same mordy wy moje, tylko w innych konfiguracjach, jedynie Wałęsa odszedł na emeryturę, ale nadal roi sobie że w każdej chwili może wrócić.

      CZyli nie jest to takie proste i jasne jakby się wydawało. A twój nick Alu jużem gdzieś widziało.

      • Od WGA
        Oczywiście rzeczywistość nie jest czarno-biała.
        Są korporacje, które mają zdrowe podejście do prowadzenia swojej działaności, które szanują swoich klientów, pracowników i jeszcze są w stanie uzyskać solidny zysk dla właścicieli. Są korporacje gdzie menedżerowie są odpowiedzialni i czują że także pracownikami a nie właścicielami firmy, są korporacje gdzie nie prowadzi się indoktrynacji ideologicznej, nie mówi się na czarne białe, a głównymi działaniami menedżerów nie jest obrona własnych stołków tylko twórcze działanie.

        Ale z rozmów z moimi kolegami gdzie mówimy sobie jak naprawdę jest wynika że takich korporacji jest coraz mniej, że menedżerowie wielkich korporacji czują się jak absolutni władcy państw (ciekawe skąd to nedete ego, przecież nie są właścicielami a jedynie pracownikami) i nie interesuje ich ani interes właścicieli (akcjonariuszy) ani dobro klientów czy pracowników a jedynie własne premie i utrzymanie posadek, a po nich to i potop może przyjść.

        Skąd się niby wziął ten wielki kryzys jak nie z tego że taka mentalność w korporacjach zaczęła przeważać.
        W korporacjach bardzo często wymaga się skrajnego konformizmu i w tym są one bardzo podobne do PZPR.
        Ludzie oczywiscie chcą zyć i zarabiać. Dlatego jak nie potepiam ani tych co się zapisali do PZPR jak i tych co są konformistami nie mówiącymi własnego zdania, udającymi że czarne jest białe w korporacjach.

        Zresztą przykład na podobieństwo korporacji do PZPR przyszedł wczoraj:
        http://wyborcza.pl/1,76842,6886629,Agenta_Stasi_pilnie_zatrudnie.html

        Szefowie Deutche Bank wynajeli agentów aby śledzili jednego z właścicieli (akcjonariuszy) tej firmy bo zadawał Radzie Nadzorczej niewygodne pytania. Dodatkowo wynajęli kobietę aby go uwiodła.

        Ja myślałem że w kapitalizmie to właściciel kontroluje pracownika, a okazało się że teraz to pracownicy (menedżerowie) szpiegoują właściciela aby im nie przeszkadzał w przyznawaniu sobie premii i zachowaniu stołków z milionowymi pensjami.

        Przeczytajcie ten tekst i sami zobaczcie że kapitalizm sam z siebie przeszedł ewolucję do systemu zupełnie nieefektywnego.

        Niby kluczem, podstawą efektywności kapitalizmu miała być kontrola właściciela nad pracownikami. Że prywatny właściciel lepiej kontroluje pracowników niż państwo.

        I proszę kapitalizm doprowadził do tego że korporacje tak się rozrosły, właściciele stali się tak rozdrobnieni i słabi że już nie kontrolują menedżerów wielkich firm.

        Drugi przykład w tym artykule Deutche Telecom wykorzystuje agentów Stasi do podsłuchowania pracowników i dziennikarzy piszacych źle o tej firmie.

        A wiec analogia korporacji do PRL czy NRD jest tu jak na dłoni.

        Wydaje się że są tu potrzebne regulacje unijne które ukrócą takie praktyki.

        Zresztą to są tylko ujawnione przykłady z UE, w USA gdzie przepisy wobec korporacji są łagodniejsze podejrzewam że proceder podsłuchiwania jest być może nawet bardziej rozpowszechniony.

        I dlatego śmieszą mnie ci, którzy tak potępiają ludzi którzy wstąpili do PZPR.
        Przecież dziś na świecie są miliony/miliardy ludzi którzy nie są wcale bardziej moralni od tych co wstapili do PZPR

      • Od WGA2
        “Podobnie jak proste spojrzenie Ala na powody pracy w korporacjach i przyłączania się do jakichkolwiek partii politycznych – zwłaszcza tych które mają władzę absolutną ”

        Oczywiście nie należy uogólniać, ale często powody są czysto konformistyczne.
        Ja tego nie potepiam – dla wygodnego życia sam czasem jestem konformistą.

        Co do partii politycznych myślę że nawet teraz w Polsce nie mamy demokratycznych partii politycznych.
        W PO zawsze rządzi Tusk jakichby porażek nie odniósł, w PiS zawsze rządzi Kaczyński niezależnie od wyników.

        Wychodzi, że tak naprawdę jedyną demokratyczną partią w Polsce, w której zmieniają się szefowie w zależności od uzyskiwanych wyników, jest SLD.

        • Ech, bo ja mam takie garbate szczęście
          Ani diabolicznej korporacji żem nie spotkało, ani mnie do sekty nie usiłowali zwerbować…

          A tak poważnie, to w korporacjach na ogół problemem nie są managerowie. Tak gwoli wyjaśnienia – manager to osobnik mniej więcej w połowie porządku dziobania, czasem nawet niżej (McDonalds i inne sieci tego typu czy supermarkety). Czasem jest to rzeczywiście prawdziwy… członek że tak się kolokwialnie wyrażę, ale nierzadko wynika to z tego, że na stanowisko dostała się osoba nieprzygotowana psychicznie. Owszem, ma władzę (której chciała, bo zgłosiła się na managera), ale jednocześnie ma nad sobą całkiem sporo ludzi. Ci ludzie traktują managera… powiedzmy że nie wszędzie, ale na ogół jako bardziej wymyślnie nazwaną odmianę ciecia. W firmach konsultingowych i finansowych taki manager jest dla odmiany mieszanką kierownika, speca od reklamy i zwykłego komiwojażera, tyle że zamiast suszarki do włosów próbuje spylić milionowy kontrakt. Ludzie pod nim tego nie robią – oni tylko odwalają całą czarną robotę – zbierają dane, przygotowują osławione slajdy w pałerpojncie, ale to manager te slajdy musi pokazać tak, by sprzedać. A jak nie sprzeda, to nikogo z góry nie obchodzi że pani Basia pałerpojnta nie umi. Manager dał d. i trzeba go w d. kopnąć.
          Jak manager ma specyficzny typ osobowości, niestety wcale nie taki rzadki w Polsze, to za każdego kopa od zarządu czy uber-managera rozda 10 kopów podwładnym, bo w sumie jego d. jest 10x cenniejsza (z jego punktu widzenia). Czasem doda drugie 10 za niepowetowane straty moralne, bo przecież nie po to zostawał managerem żeby go w d. kopali.
          Czyli znów problem nie jest prosty

          A co do upadku korporacji, to ktoś kiedyś udzielił odpowiedzi dość prostej i pomimo swojej prostoty dość trafnej. Otóż, problemem korporacji jest właśnie to… że na ogół nie ma ona właściciela. Właścicielem Tesco już dawno nie jest pan o tym nazwisku, nawet w Polsze rodzinna firma Kruk przekonała się, że może łatwo przestać być rodzinna. Oczywiście, trudniej wykazać winnych tego stanu rzeczy, w końcu nikt ani Tesco ani Krukowi akcji na giełdę nie kazał puszczać. Problem urasta do poziomu absurdalnego, gdy firma staje się własnością funduszu, nie dajcie bogowie hedżingowego (w “Dilbercie” kiedyś była lista niemoralnych zajęć. Prowadzenie funduszu hedge’owego było poniżej czerpania zysku z cudzej prostytucji). Jak wtedy wygląda porządek dziobania? No więc mamy różne stadia robola, od stażysty przynieś-wynieś-pozamiataj, jak miał szczęście to mu za to płacą, poprzez specjalistów coraz bardziej wyspecjalizowanych. Potem managerowie, ale też z własną drabiną, są starsi i młodsi, ci pierwsi częściej kopią, a ci drudzy nastawiają tyłek. Potem partnerzy, rady nadzorcze, centralni oficerowie wykonawczy (to nie to samo co prezes). Wszyscy łącznie z prezesem są na etacie i to nie oni są właścicielami firmy. To znaczy, jest coś takiego jak akcje pracownicze i ci na górze posiadają ich solidną porcję, ale programy są tak pomyślane, że nigdy nie mogą mieć ich tyle, by cokolwiek znaczyć. Bo inaczej będzie magiczne słowo “konflikt interesów” – znaczy się jak będziesz miał za dużo udziałów, możesz zachcieć siebie zwolnić i co wtedy? Więc firmy chronią swoich decydentów przed schizofrenią zakazując im tego typu nabytków.
          Pakiety kontrolne zwykle z resztą nie są na sprzedaż, a dokładniej, nie na sprzedaż dla zwykłych śmiertelników, nawet takich ubermenshen jak CEO. Jak firma ma właściciela, to on pieści pakiet kontrolny w rodzinnym sejfie, ale czasem okazuje się, że musi go wypuścić z rąk. Ale nie kupują ich ludzie, tylko firmy. Mamy paradoks – firma ma firmę, ta ma inną firmę, a czasem sytuacja jest tak poplątana że kółko się zamyka. Fundusz inwestycyjny to też firma – firma kupująca i sprzedająca firmy. Fundusz ma udziałowców – te najważniejsze zwykle mają ich niewielu, a by w ogóle cie zaproszono, musisz mieć zarobki conajmniej takiego CEO, a najlepiej to jednak szejka naftowego z rodziny Saudów. Ale nawet wtedy szejk nie jest właścicielem ani funduszu, ani kupionych firm. Z resztą, po co mu one. Jakby chciał, to by kupił se Tesco, a nie bawił w fundusze. On ma udziały w funduszu, po czym spyla je jak urosną. Reszta go nie obchodzi.
          I tu właśnie jest pies pogrzebany. Udziały rosną od tego, że firmie rośnie wartość. Firmie rośnie wartość od wyników, ale zwykle chodzi o rośnięcie i wyniki na względnie krótkim przedziale czasu – magiczną liczbą jest tu tzw. rok finansowy. Bierzemy wyniki z tego roku i porównujemy z poprzednim i albo jest dobrze, albo managerom tyłki puchną.
          Jeszcze gorzej jest z wspomnianym hedgingiem, gdyż to co jest ubocznym efektem działania “normalnego” funduszu, tu jest podstawą działania, gdyż tego typu fundusz jest nastawiony na szybki zysk. Kupuje więc on “coś” (firmy, nieruchomości, ropę, żywność, cokolwiek) po czym dąży do “napompowania” ceny nabytku. Sposobów jest multum i zależą one od tworzywa, ale kluczem jest słowo “pompowanie” – znaczy się pod spodem jest jedynie balon a nie jakakolwiek wartość.
          Owszem, taki fundusz też ma swoich managerów i to oni dmuchają te balony, wraz z pracownikami od prezentacji w pałerpojncie, bo przecież nie szejk naftowy, który nie po to płaci by musiał babrać się w tym wynalazku Szejtana zwanym pałerpojntem, od amerykańskiego diabła Bila Gejtsa. Jedni dmuchają drugich i kończy się jak z nadmuchaną żabą, co widzimy ostatnio wszyscy.

          Tak więc to wszystko nie jest prostą winą kogokolwiek. Najgorsi ci arabscy szejkowie, oby im wielbłądy przestały się mnożyć, a żony mieli szkaradne jak teściowa na kacu.

        • Bajdełejem, to kapitalizm nie jest nieefektwyny
          Jest efektywny do bólu – dla tych którzy na nim zarabiają. Szejkowie mimo braku wielbłądów i żon oszpeconych klątwą Jiimy, mają się całkiem dobrze.
          Najwyżej się wojenkę wywoła, jak to zrobił pewien wice prezydent pewnego dużego kraju, któremu nie na darmo rodzice nadali imię na polski brzmiące “Fiut”.

  4. PZPR a korporacje, to zupełnie co innego
    Korporacje, w których panuje wyścig szczurów, tak w ogóle robią coś dobrego: to one tworzą gospodarkę, dzięki której jakoś się żyje.

    To nie znaczy, że każda praca jest moralnie dobra. Można niszczyć kolegów-szczury intrygami zamiast pracować. Można pracować szkodliwie, np. nieuczciwie reklamować. Ale co do zasady, praca w korporacjach złem nie jest.

    PZPR, to była partia otwarcie popierająca zniewolenie Polski, system polityczny oparty na zbrodni. Przynależność do PZPR była zdradą Polski i uczciwości. To nie znaczy, że każdy PZPRowiec czynił zło: przynależność do PZPR była aktem abstrakcyjnym, ale samo wzięcie legitymacji nie czyniło żadnego konkretnego zła. Dlatego świetnie rozumiem, że ktoś mógł być “porządnym partyjnym” (wielu miało taką opinię): porządni partyjni mieli legitymacje PZPR, a więc oficjalnie stali po stronie zła, ale jednocześnie czynili raczej konkretne dobro niż konkretne zło.

    Nie sądzą, żeby w ostatnich latach ludzie zasadniczo się zmienili moralnie. Ludzi gotowych skurwić się czy zrobić coś złego jest zapewne z grubsza tyle samo dziś co w PRL. I dlatego wielu kurwi się np. podkładając świnie w pracy żeby pozbawić kolegę awansu, a dawniej kurwili się wstępując do PZPR (co nie zmienia faktu, że w PRL świnie też podkładano).

    • Podziwiam twoją łatwość podziału na dobro i zło
      Podobnie jak proste spojrzenie Ala na powody pracy w korporacjach i przyłączania się do jakichkolwiek partii politycznych – zwłaszcza tych które mają władzę absolutną (w wyniku “bratniej interwencji” lub wybryków demokracji – w końcu do NSDAP też należeli czasem “porządni ludzie”).

      Ja mam z tym problemy, pomimo tego że od jakiegoś czasu wykreśliło żem pojęcia “dobro” i “zło” jako niedefiniowalne, pomijając związki frazeologiczne jak “zły dzień”.
      Ale jednak się czepię:
      Po pierwsze primo: włazidupstwo, kopanie dołków itp widywało żem częściej w małych firmach – ot tak mi się życiorys pechowo ułożył. O włazidupstwo konkretnie w małej firmie łatwiej, bo kontakt z szefem bywa bardziej bezpośredni, wielu szefów uważa że pracownicy pracują tylko gdy się na nich patrzy (kolejny relikt PRL) więc patrzą, bo w końcu kto by chciał płacić darmozjadom. Co do kopania dołków, widywało żem je wszędzie, najwięcej na uczelni na wydziale gdzie było sporo dzieci z “dobrych domów” i w pewnej organizacji “młodzieżowej”, krzewiącej ponoć między innymi “wartości chrześcijańskie”.

      Po drugie primo: obydwaj zapomnieliście jeszcze o jednym przypadku – ludzi którzy byli w “Partii” bo nie mieli wyboru. To znaczy owszem, mieli wybór, zawsze jest jakiś wybór. Ale dla niektórych pewne opcje są nie do przyjęcia. Ja na przykład nie naraziłobym swoich dzieci i reszty rodziny na problemy z powodu “ideałów”, choć nie ukrywam, że szukałobym jakiejś trzeciej drogi. Niestety nie zawsze ona jest.

      Po trzecie primo: Nie wiem czy PZPR to taka diaboliczna organizacja. Mnie się ona jawi raczej jako kolejna ofiara systemu – głównie dlatego, że nie rozpatruję “góry” partii jako tego samego bytu co “dółów”. Dziś teoretycznie młody ambitny działacz partii Z z województwa suwalskiego (wybrało żem bo daleko od stolicy) może teoretyczne dopchać się do stołka w sejmie, albo nawet w (nie)rządzie. W PRL góra była dobrze zdefiniowana i wchodziło się do niej nie za zasługi (chyba że czasami, dla celów propagandowych), tylko za właściwego tatusia lub mamusię. Najważniejsze stołki obsadzała ta sama gerontokracja zdefiniowana już w ’44 i złośliwie można powiedzieć, że bez Solidarności ustrój też by padł, tyle że jakieś 30 lat później, bo by stare pierdziele powymierały (a w swej paranoi i żądzy władzy nie dokooptowały nikogo młodszego). Dzisiaj też widać pokłosie tego systemu, odkąd w czasach młodości oglądało żem obrady pierwszego “prawdziwego” sejmu, a potem “Polskie Zoo”, widze te same mordy wy moje, tylko w innych konfiguracjach, jedynie Wałęsa odszedł na emeryturę, ale nadal roi sobie że w każdej chwili może wrócić.

      CZyli nie jest to takie proste i jasne jakby się wydawało. A twój nick Alu jużem gdzieś widziało.

      • Od WGA
        Oczywiście rzeczywistość nie jest czarno-biała.
        Są korporacje, które mają zdrowe podejście do prowadzenia swojej działaności, które szanują swoich klientów, pracowników i jeszcze są w stanie uzyskać solidny zysk dla właścicieli. Są korporacje gdzie menedżerowie są odpowiedzialni i czują że także pracownikami a nie właścicielami firmy, są korporacje gdzie nie prowadzi się indoktrynacji ideologicznej, nie mówi się na czarne białe, a głównymi działaniami menedżerów nie jest obrona własnych stołków tylko twórcze działanie.

        Ale z rozmów z moimi kolegami gdzie mówimy sobie jak naprawdę jest wynika że takich korporacji jest coraz mniej, że menedżerowie wielkich korporacji czują się jak absolutni władcy państw (ciekawe skąd to nedete ego, przecież nie są właścicielami a jedynie pracownikami) i nie interesuje ich ani interes właścicieli (akcjonariuszy) ani dobro klientów czy pracowników a jedynie własne premie i utrzymanie posadek, a po nich to i potop może przyjść.

        Skąd się niby wziął ten wielki kryzys jak nie z tego że taka mentalność w korporacjach zaczęła przeważać.
        W korporacjach bardzo często wymaga się skrajnego konformizmu i w tym są one bardzo podobne do PZPR.
        Ludzie oczywiscie chcą zyć i zarabiać. Dlatego jak nie potepiam ani tych co się zapisali do PZPR jak i tych co są konformistami nie mówiącymi własnego zdania, udającymi że czarne jest białe w korporacjach.

        Zresztą przykład na podobieństwo korporacji do PZPR przyszedł wczoraj:
        http://wyborcza.pl/1,76842,6886629,Agenta_Stasi_pilnie_zatrudnie.html

        Szefowie Deutche Bank wynajeli agentów aby śledzili jednego z właścicieli (akcjonariuszy) tej firmy bo zadawał Radzie Nadzorczej niewygodne pytania. Dodatkowo wynajęli kobietę aby go uwiodła.

        Ja myślałem że w kapitalizmie to właściciel kontroluje pracownika, a okazało się że teraz to pracownicy (menedżerowie) szpiegoują właściciela aby im nie przeszkadzał w przyznawaniu sobie premii i zachowaniu stołków z milionowymi pensjami.

        Przeczytajcie ten tekst i sami zobaczcie że kapitalizm sam z siebie przeszedł ewolucję do systemu zupełnie nieefektywnego.

        Niby kluczem, podstawą efektywności kapitalizmu miała być kontrola właściciela nad pracownikami. Że prywatny właściciel lepiej kontroluje pracowników niż państwo.

        I proszę kapitalizm doprowadził do tego że korporacje tak się rozrosły, właściciele stali się tak rozdrobnieni i słabi że już nie kontrolują menedżerów wielkich firm.

        Drugi przykład w tym artykule Deutche Telecom wykorzystuje agentów Stasi do podsłuchowania pracowników i dziennikarzy piszacych źle o tej firmie.

        A wiec analogia korporacji do PRL czy NRD jest tu jak na dłoni.

        Wydaje się że są tu potrzebne regulacje unijne które ukrócą takie praktyki.

        Zresztą to są tylko ujawnione przykłady z UE, w USA gdzie przepisy wobec korporacji są łagodniejsze podejrzewam że proceder podsłuchiwania jest być może nawet bardziej rozpowszechniony.

        I dlatego śmieszą mnie ci, którzy tak potępiają ludzi którzy wstąpili do PZPR.
        Przecież dziś na świecie są miliony/miliardy ludzi którzy nie są wcale bardziej moralni od tych co wstapili do PZPR

      • Od WGA2
        “Podobnie jak proste spojrzenie Ala na powody pracy w korporacjach i przyłączania się do jakichkolwiek partii politycznych – zwłaszcza tych które mają władzę absolutną ”

        Oczywiście nie należy uogólniać, ale często powody są czysto konformistyczne.
        Ja tego nie potepiam – dla wygodnego życia sam czasem jestem konformistą.

        Co do partii politycznych myślę że nawet teraz w Polsce nie mamy demokratycznych partii politycznych.
        W PO zawsze rządzi Tusk jakichby porażek nie odniósł, w PiS zawsze rządzi Kaczyński niezależnie od wyników.

        Wychodzi, że tak naprawdę jedyną demokratyczną partią w Polsce, w której zmieniają się szefowie w zależności od uzyskiwanych wyników, jest SLD.

        • Ech, bo ja mam takie garbate szczęście
          Ani diabolicznej korporacji żem nie spotkało, ani mnie do sekty nie usiłowali zwerbować…

          A tak poważnie, to w korporacjach na ogół problemem nie są managerowie. Tak gwoli wyjaśnienia – manager to osobnik mniej więcej w połowie porządku dziobania, czasem nawet niżej (McDonalds i inne sieci tego typu czy supermarkety). Czasem jest to rzeczywiście prawdziwy… członek że tak się kolokwialnie wyrażę, ale nierzadko wynika to z tego, że na stanowisko dostała się osoba nieprzygotowana psychicznie. Owszem, ma władzę (której chciała, bo zgłosiła się na managera), ale jednocześnie ma nad sobą całkiem sporo ludzi. Ci ludzie traktują managera… powiedzmy że nie wszędzie, ale na ogół jako bardziej wymyślnie nazwaną odmianę ciecia. W firmach konsultingowych i finansowych taki manager jest dla odmiany mieszanką kierownika, speca od reklamy i zwykłego komiwojażera, tyle że zamiast suszarki do włosów próbuje spylić milionowy kontrakt. Ludzie pod nim tego nie robią – oni tylko odwalają całą czarną robotę – zbierają dane, przygotowują osławione slajdy w pałerpojncie, ale to manager te slajdy musi pokazać tak, by sprzedać. A jak nie sprzeda, to nikogo z góry nie obchodzi że pani Basia pałerpojnta nie umi. Manager dał d. i trzeba go w d. kopnąć.
          Jak manager ma specyficzny typ osobowości, niestety wcale nie taki rzadki w Polsze, to za każdego kopa od zarządu czy uber-managera rozda 10 kopów podwładnym, bo w sumie jego d. jest 10x cenniejsza (z jego punktu widzenia). Czasem doda drugie 10 za niepowetowane straty moralne, bo przecież nie po to zostawał managerem żeby go w d. kopali.
          Czyli znów problem nie jest prosty

          A co do upadku korporacji, to ktoś kiedyś udzielił odpowiedzi dość prostej i pomimo swojej prostoty dość trafnej. Otóż, problemem korporacji jest właśnie to… że na ogół nie ma ona właściciela. Właścicielem Tesco już dawno nie jest pan o tym nazwisku, nawet w Polsze rodzinna firma Kruk przekonała się, że może łatwo przestać być rodzinna. Oczywiście, trudniej wykazać winnych tego stanu rzeczy, w końcu nikt ani Tesco ani Krukowi akcji na giełdę nie kazał puszczać. Problem urasta do poziomu absurdalnego, gdy firma staje się własnością funduszu, nie dajcie bogowie hedżingowego (w “Dilbercie” kiedyś była lista niemoralnych zajęć. Prowadzenie funduszu hedge’owego było poniżej czerpania zysku z cudzej prostytucji). Jak wtedy wygląda porządek dziobania? No więc mamy różne stadia robola, od stażysty przynieś-wynieś-pozamiataj, jak miał szczęście to mu za to płacą, poprzez specjalistów coraz bardziej wyspecjalizowanych. Potem managerowie, ale też z własną drabiną, są starsi i młodsi, ci pierwsi częściej kopią, a ci drudzy nastawiają tyłek. Potem partnerzy, rady nadzorcze, centralni oficerowie wykonawczy (to nie to samo co prezes). Wszyscy łącznie z prezesem są na etacie i to nie oni są właścicielami firmy. To znaczy, jest coś takiego jak akcje pracownicze i ci na górze posiadają ich solidną porcję, ale programy są tak pomyślane, że nigdy nie mogą mieć ich tyle, by cokolwiek znaczyć. Bo inaczej będzie magiczne słowo “konflikt interesów” – znaczy się jak będziesz miał za dużo udziałów, możesz zachcieć siebie zwolnić i co wtedy? Więc firmy chronią swoich decydentów przed schizofrenią zakazując im tego typu nabytków.
          Pakiety kontrolne zwykle z resztą nie są na sprzedaż, a dokładniej, nie na sprzedaż dla zwykłych śmiertelników, nawet takich ubermenshen jak CEO. Jak firma ma właściciela, to on pieści pakiet kontrolny w rodzinnym sejfie, ale czasem okazuje się, że musi go wypuścić z rąk. Ale nie kupują ich ludzie, tylko firmy. Mamy paradoks – firma ma firmę, ta ma inną firmę, a czasem sytuacja jest tak poplątana że kółko się zamyka. Fundusz inwestycyjny to też firma – firma kupująca i sprzedająca firmy. Fundusz ma udziałowców – te najważniejsze zwykle mają ich niewielu, a by w ogóle cie zaproszono, musisz mieć zarobki conajmniej takiego CEO, a najlepiej to jednak szejka naftowego z rodziny Saudów. Ale nawet wtedy szejk nie jest właścicielem ani funduszu, ani kupionych firm. Z resztą, po co mu one. Jakby chciał, to by kupił se Tesco, a nie bawił w fundusze. On ma udziały w funduszu, po czym spyla je jak urosną. Reszta go nie obchodzi.
          I tu właśnie jest pies pogrzebany. Udziały rosną od tego, że firmie rośnie wartość. Firmie rośnie wartość od wyników, ale zwykle chodzi o rośnięcie i wyniki na względnie krótkim przedziale czasu – magiczną liczbą jest tu tzw. rok finansowy. Bierzemy wyniki z tego roku i porównujemy z poprzednim i albo jest dobrze, albo managerom tyłki puchną.
          Jeszcze gorzej jest z wspomnianym hedgingiem, gdyż to co jest ubocznym efektem działania “normalnego” funduszu, tu jest podstawą działania, gdyż tego typu fundusz jest nastawiony na szybki zysk. Kupuje więc on “coś” (firmy, nieruchomości, ropę, żywność, cokolwiek) po czym dąży do “napompowania” ceny nabytku. Sposobów jest multum i zależą one od tworzywa, ale kluczem jest słowo “pompowanie” – znaczy się pod spodem jest jedynie balon a nie jakakolwiek wartość.
          Owszem, taki fundusz też ma swoich managerów i to oni dmuchają te balony, wraz z pracownikami od prezentacji w pałerpojncie, bo przecież nie szejk naftowy, który nie po to płaci by musiał babrać się w tym wynalazku Szejtana zwanym pałerpojntem, od amerykańskiego diabła Bila Gejtsa. Jedni dmuchają drugich i kończy się jak z nadmuchaną żabą, co widzimy ostatnio wszyscy.

          Tak więc to wszystko nie jest prostą winą kogokolwiek. Najgorsi ci arabscy szejkowie, oby im wielbłądy przestały się mnożyć, a żony mieli szkaradne jak teściowa na kacu.

        • Bajdełejem, to kapitalizm nie jest nieefektwyny
          Jest efektywny do bólu – dla tych którzy na nim zarabiają. Szejkowie mimo braku wielbłądów i żon oszpeconych klątwą Jiimy, mają się całkiem dobrze.
          Najwyżej się wojenkę wywoła, jak to zrobił pewien wice prezydent pewnego dużego kraju, któremu nie na darmo rodzice nadali imię na polski brzmiące “Fiut”.

  5. Czy sodomitów cytat też dotyczy?
    Tych facetów nikt nie nauczył, że mężczyzną jest się nie wtedy, gdy się jest geniuszem, laureatem, ogierem seksualnym, kulturystą, rekordzistą świata i wojennym herosem, lecz tylko wówczas, gdy nie jest się k… I że nie da się tego obejść z żadnej strony.

  6. Czy sodomitów cytat też dotyczy?
    Tych facetów nikt nie nauczył, że mężczyzną jest się nie wtedy, gdy się jest geniuszem, laureatem, ogierem seksualnym, kulturystą, rekordzistą świata i wojennym herosem, lecz tylko wówczas, gdy nie jest się k… I że nie da się tego obejść z żadnej strony.

  7. Czy sodomitów cytat też dotyczy?
    Tych facetów nikt nie nauczył, że mężczyzną jest się nie wtedy, gdy się jest geniuszem, laureatem, ogierem seksualnym, kulturystą, rekordzistą świata i wojennym herosem, lecz tylko wówczas, gdy nie jest się k… I że nie da się tego obejść z żadnej strony.

  8. Czy sodomitów cytat też dotyczy?
    Tych facetów nikt nie nauczył, że mężczyzną jest się nie wtedy, gdy się jest geniuszem, laureatem, ogierem seksualnym, kulturystą, rekordzistą świata i wojennym herosem, lecz tylko wówczas, gdy nie jest się k… I że nie da się tego obejść z żadnej strony.