Reklama

Jesteśmy zainteresowani głosowaniem raczej na konkretnych ludzi niż na partie polityczne – donosi GW

Jesteśmy zainteresowani głosowaniem raczej na konkretnych ludzi niż na partie polityczne – donosi GW. Mają świadczyć o tym wyniki sondażu, w którym lewicowi, a szczególnie centrolewicowi kandydaci z Porozumienia dla Przyszłości zajmują wysokie miejsca. Paradoks polega na tym, że w partyjnych sondażach PdP praktycznie nie istnieje, a SLD ledwo zipie. Może zresztą dlatego centrolewica (SdPl-PD-Zieloni 2004) rzuciła do eurowyborów całą swoją pierwszą ligę, postaci tak znane jak Dariusz Rosati, Marek Borowski, Janusz Onyszkiewicz, Tomasz Nałęcz czy Józef Pinior. Oczywiście takie personalne preferencje wyborców odniosłyby korzystny dla politycznych gwiazd skutek, gdyby cały kraj był jednym okręgiem wyborczym. Przy 13 okręgach, ordynacji proporcjonalnej i głosach liczonych metodą d’Hondta, sądzę, wielkich niespodzianek nie będzie. Duże i bogate partie wprowadzą najwięcej swoich ludzi do Parlamentu Europejskiego. Choć wiele zależy od frekwencji i … imponderabiliów. Takich choćby, w jakim stopniu identyfikować zechcemy realne znaczenie poszczególnych osób i partii z ich rolą w polityce krajowej. A raczej rolą, jaką chcielibyśmy żeby pełnili.

Reklama

Miejmy nadzieję, że wyborcy będą się też kierować w swoich decyzjach choćby elementarną wiedzą w temacie: po co tam idą, z kim będą współpracować dla przyszłości Unii i miejsca w niej Polski.


O Europejskiej Partii Ludowej
, która niedawno miała zgęstkę w Warszawie mówią: chadecja. Jednak polscy polityczni katolicy śmieją się z takiej etykiety. PiS opuściło tę partię w 2003 roku, uznawszy że daleka jest ona od ich ideologii. I to zarówno w walce o obecność "wartości chrześcijańskich", tak jak oni je rozumieją, w życiu i w dokumentach Unii. Jak i w nadmiernych ciągotach ku pogłębionej integracji. Co wówczas przejawiało się np. w pełnej akceptacji Traktatu Konstytucyjnego. I to bez preambuły odnoszącej się do dziedzictwa chrześcijańskiego. EPP-ED (European People’s Party – European Democrats) zrzesza eurodeputowanych z narodowych partii centrowych i centroprawicowych. Są wśród nich katolicy, konserwatyści, wszelkiej maści protestanci i prawosławni. Ale tak naprawdę najwięcej jest ateistów – kpił niedawno któryś z polskich katolickich fundamentalistów. Jest największą z siedmiu frakcji PE. Jako taka wyłoni spośród swoich członków przewodniczącego parlamentu. Który będzie sprawował tę funkcję przez pół kadencji (drugiego przewodniczącego wydelegują socjaliści). Z Polski członkami tej frakcji są deputowani z PO i PSL. Jerzy Buzek z PO ubiega się o funkcję przewodniczącego PE. Jego konkurentem jest Włoch Mario Mauro. Obecnie Włochów jest w tej grupie 24, Polaków – 15.


Socjaliści (PSE),
druga co do wielkości frakcja PE, w skład której wchodzi także polska lewica, ma nadzieję w następnej kadencji wyprzedzić pod względem liczebności EPP-ED. O liczebności poszczególnych frakcji zdecydują wyborcy we wszystkich 27 krajach członkowskich. Ale także zmianę lidera może przesądzić wyjście brytyjskich konserwatystów z EPP. Zapowiadają oni, że razem z PiS i czeską ODS stworzą nową grupę parlamentarną. Która miałaby stać się języczkiem u wagi w walce o wpływy między chadekami i socjalistami. Tyle że, jak mówią obeznani z tematem, groźba secesji to stara śpiewka Torysów pod koniec każdej parlamentarnej kadencji. O której zapominają zaraz po wyborach. W PSE obecnie jest 9 Polaków, 6 z SLD i 3 z SdPl. Podczas gdy delegacje takich "socjalistycznych potęg" jak Francja czy Hiszpania są trzy razy liczniejsze.


Liberałowie (ALDE/ADLE – Alliance of Liberals and Democrats for Europe)
są trzecią pod względem liczebności, a zatem realnych wpływów, grupą parlamentarną. W tej kadencji jest w niej aż sześcoro Polaków z PD. Szanse, aby d. UW powtórzyła ten sukces 7 czerwca są bliskie zeru.


Unia Narodów (UEN – Union for Europe of Nations)
, jak wskazuje nazwa, opowiada się przeciw ściślejszej politycznej integracji UE, jej ewolucji w stronę (kon)federacji. Polacy, z PiS i ze Stronnictwa "Piast", są w niej największą reprezentacją, liczącą 19 osób.


Zieloni (The Greens/European Free Alliance)
to zaledwie 11 deputowanych. Praktycznie nie ma szans, aby w najbliższym czasie dołączyli do nich Polacy. Żadnemu z ekologicznych komitetów ani Partii Kobiet nie udało się zarejestrować list wyborczych. Zieloni 2004, którzy wraz z SdPl i PD startują z list Porozumienia dla Przyszłości też raczej szans na mandat nie mają.


GUE/NGL (European United Left/Nordic Green Left)
, czyli unijna radykalna lewica, mimo że liczy aż 41 deputowanych, pozostaje poza zainteresowaniem polskiego politycznego mainstreamu. Zrzesza m.in. partie komunistyczne "nowej" Unii. Ciekawe, czy Polska Partia Pracy, w dużym stopniu tożsama ze związkiem zawodowym Sierpień ’80, której udało się zarejestrować listy we wszystkich 13 okręgach, dołączyłaby do tej frakcji, gdyby udalo jej się wprowadzić swoich ludzi do PE?


IND/DEM (Independence/Democracy)
wydaje się grupować tych eurosceptyków, którym z nikim innym nie jest po drodze. Spośród trojga "niezależnych-demokratycznych" Polaków Witold Tomczak będzie startował w nadchodzących wyborach z listy Prawicy Rzeczypospolitej Marka Jurka, a Urszulę Krupę i Janusza Wojciechowskiego przygarnęło Prawo i Sprawiedliwość.


Niezrzeszeni
, na czele z Maciejem Giertychem, to ci, którym żadna z siedmiu parlamentarnych frakcji nie pasuje.

Jeśli kierowalibyśmy się w swoich decyzjach wyborczych czymś więcej poza chęcią dowartościowania na arenie krajowej któryś z 13 zarejestrowanych komitetów1 wyborczych, powinniśmy wziąć pod uwagę przynajmniej następujące kryteria:

  • czy UE powinna dążyć do zacieśniania politycznej integracji – w tej kwestii dwie duże frakcje i liberałowie mówią na ogół jednym głosem; eurosceptycy, zwolennicy Europy Narodów zgrupowani są w UEN, IND/DEM lub funkcjonują jako wolne elektrony
  • czy UE powinna szczegółowo regulować kwestie obyczajów, gwarancji socjalnych itp. – w tej sprawie podział oczywiście przebiega między socjalistami a konserwatystami i liberałami;
  • czy należy uznać, że wpływy konkretnych ludzi i ich ugrupowań w poszczególnych parlamentarnych frakcjach przełożą się na znaczące stanowiska w życiu całej Unii i roli w niej Polski.

Nie będę się krygować. Tak, powyższa analiza niesie przesłanie ze wskazaniem na kogo głosować. Co nie znaczy, że w konkretnej sytuacji mojego okręgu wyborczego (Wielkopolska) nie mam zagwozdki.

Troje kandydatów PO, którzy wchodzą w grę (na tyle mandatów w okręgu liczy ta partia) nie wzbudza mojego szczególnego entuzjazmu. Na dodatek, ten na którego prawdopodobnie się zdecyduję, ma pewną skazę. Jest, mianowicie, posłem na Sejm RP. Czyli, podobnie jak inni tłumnie pchający się do PE posłowie, w pewnym sensie wystawia do wiatru swoich dotychczasowych wyborców. Niejaką pociechą jest fakt, że nie należy do partyjnych frontmenów. A więc jego ucieczka z Wiejskiej do Brukseli specjalnie klubu parlamentarnego nie osłabi.

Gdyby centrolewica przysłała do Poznania kogoś formatu Magdaleny Środy czy Marka Borowskiego miałabym poważną myślówę. Jeślibym jednak na PdP-eka nie zagłosowała to zarówno z powodów taktycznych jak i z przyczyn fundamentalnych. Obawiam się bowiem, że w skali kraju PdP nie przekroczy wymaganego 5-procentowego progu. A głosu stracić nie chcę. No i uważam, że Unia i tak jest nadmiernie zbiurokratyzowana, a jej dyrektywy przeregulowują różne aspekty ludzkiej działalności. To, po mojemu, trąci socjalizmem, i to w wersji, która po dziś dzień odbija się nam przykrą czkawką.

Względy taktyczne prawdopodobnie zdecydują, że nie oddam głosu na chyba najlepszego wielkopolskiego kandydata. Jest nim Andrzej Grzyb z PSL, człowiek który od początku swojej politycznej kariery jest blisko Unii. I to nie jedynie jako znawca jej instytucji, historii i dokonań. Ale Unii w działaniu, co wymagało wieloletniego wciągania się w procedury i zmagania z biurokratycznymi przepisami. Niestety. PSL nigdy w Wielkopolsce nie potrafiło tłumnie przyciągnąć wyborców. Tym razem nawet jeśli w skali kraju uda się ludowcom przekroczyć próg, wewnątrzpartyjna konkurencja pewnie wykosi Grzyba. Nazwiska bardziej znane, które ta partia poupychała na listach, mogą wypromować ludzi, którzy z Unią niewiele mieli wspólnego.

Na koniec przyznam, z rozbawieniem będę obserwować walkę o głosy wyborców, przede wszystkim tych posłusznych o. Tadeuszowi, naszej egzotycznej prawicy. A więc Anny Sobeckiej z Libertasu, Witolda Tomczaka z Prawicy Rzeczypospolitej oraz Konrada Szymańskiego z Prawa i Sprawiedliwości.
 

POSTSCRIPTUM: 1PKW wylosowała numerki 10 komitetów, które zarejestrowały listy we wszystkich okręgach. Trzy komitety startują jedynie w jednym okręgu. Więcej informacji o wyborach na stronach PKW.

 

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. Nigdy się nie zastanawiałem nad podziałem
    politycznym europarlamentu a jak widzę powinienem.
    Jedna refleksja mnie od razu dopadła po przczytaniu. Polaczkowie jak zwykle podzieleni tak skutecznie, ze mimo pięćdziesięciu foteli, siedzą do siebie tyłem i , jak podejrzewam, są skrajnie nieskuteczni w reprezentowaniu naszych interesów. Inne nacje wykorzystują animozje i rozgrywają Naszych jak chcą. Taki czas przedrozbiorowo-rozbiorowy – ciąg dalszy. 
    Wniosek taki, że korzystnie byłoby wybrać tylko jedną partię. Niestety mało realny. 

  2. Nigdy się nie zastanawiałem nad podziałem
    politycznym europarlamentu a jak widzę powinienem.
    Jedna refleksja mnie od razu dopadła po przczytaniu. Polaczkowie jak zwykle podzieleni tak skutecznie, ze mimo pięćdziesięciu foteli, siedzą do siebie tyłem i , jak podejrzewam, są skrajnie nieskuteczni w reprezentowaniu naszych interesów. Inne nacje wykorzystują animozje i rozgrywają Naszych jak chcą. Taki czas przedrozbiorowo-rozbiorowy – ciąg dalszy. 
    Wniosek taki, że korzystnie byłoby wybrać tylko jedną partię. Niestety mało realny.