Reklama

Wciąż mam w pamięci pewną bożonarodzeniową wigilię z czasów dzieciństwa dogłębnie zatrutą obawą, wręcz narastającym panicznym lękiem przed nieuchronną, jak mniemałem, wiszącą niczym miecz Damoklesa n

Wciąż mam w pamięci pewną bożonarodzeniową wigilię z czasów dzieciństwa dogłębnie zatrutą obawą, wręcz narastającym panicznym lękiem przed nieuchronną, jak mniemałem, wiszącą niczym miecz Damoklesa nad moją nieszczęsną pacholęcą głowina straszliwą wizytą.
Wewnętrznie rozdygotany nasłuchiwałem pod drzwiami, czy znów jak ubiegłego roku nie nadciągną schodami ciężkie stąpania, a po donośnym łomotaniu do drzwi nie wkroczy niwecząc całą radość i magię świąt – ON.
Wozak z sąsiedztwa, okutany czerwonym szlafrokiem, ze zmierzwioną brodą z waty, dygając parciany wór na pleczystym grzbiecie węglarza, aby rozsiewając przaśny odór piwnogorzelniany, pohukując rubasznie, strojąc groźne miny i wytrzeszczając przekrwione ślipska, uzmysłowić mi i przekonać o pełnej realności bytu Świętego Mikołaja.
Po kompromitującym zdemaskowaniu przebrania własnego ojca, a rok potem sąsiada pełniącego na zasadzie wymiany usług rolę szafarza prezentów, rodzice wszystkich okolicznych maleńtasów dogadali się i wpadli na wątpliwy koncept zaangażowania miejscowego indywiduum, które skrzepione uprzednio różnorakimi trunkami , odtwarzać miało, tę tak ważną ich zdaniem postać dobrotliwego świętego, a w praktyce przyczyniało się do zasiewania w naszych niewinnych duszyczkach pierwszych ziaren zwątpienia w prawdomówność i intencje dorosłych.
Przyznam, że wówczas już bardziej przekonywający wydawał mi się pan woźny przebrany za dziadka Mroza, a do dziś nie wiem dlaczego tak niezbędny, by na przedszkolnym wieczorku noworocznym odebrać przydziałową torebkę z szarego papieru, z cudowną zawartością : pomarańczą, rumianym jabłuszkiem i kilkoma cukierkami z ZPC im. 22 lipca d. E. Wedel.
Za jakże rozsądny i nie wystawiający na szwank dziecięcej wiary i psychiki, uznałem później zwyczaj ukradkowego podrzucania prezentów pod choinkę, czy zawieszania w oczekiwaniu na nie pełnych uroku skarpet.
Owa tajemnicza, niewidzialna, ale w pełni realna dzięki otrzymanym podarkom obecność niezwykle ważnego kulturowo i społecznie rytuału wymiany darów, podczepionego w naszej tradycji do szacownego biskupa z Myrny, jakoś i do dziś mocniej przemawia do mojej wyobraźni.
No cóż, „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” J 20:29.
Od siermiężno ponurych czasów mego pogrążonego w mrokach budowy socjalizmu dzieciństwa, Święty Mikołaj zdążył się niesamowicie rozmnożyć, spowszednieć i co tu ukrywać zlaicyzować na wzór wspomnianego dziadka Mroza, anektując w okresie długo już przedświątecznym olbrzymie połacie przestrzeni publicznej i medialnej.
Nie wspominając już o niezliczonych osobnikach w czerwonych szlafmycach, molestujących naszą uwagę na ulicach, w centrach handlowych, czy zamawianych z wizytami domowymi przez sąsiadów, upiornych lalkach tarabaniących się po drabinie w co trzecie okno, to w prawie każdym programie tv jawi się nam rumiany i pyzaty brodacz powożący zaprzęgiem reniferów, lub z basowym ho, ho, ho lądujący z komina.
Nie mogę wprost nadziwić się marazmowi, znieczulicy, a może umyślnemu zaniechaniu, jakie w kwestii tej święto mikołajowej pandemii, ogarnęło tak licznych i czujnych aktywistów i liderów protestów wszelakich.
Toć w ostatnich latach, gdy choćby wykorzystanie kolędy w reklamie, zwrócenie uwagi na zbyt głośne dzwony, nie mówiąc o uklęknięciu i ucałowaniu ziemi w podzięce za szczęśliwe lądowanie, budzi natychmiast rozkręcaną do monstrualnych rozmiarów burzę społeczną, medialną, a i często, gęsto z finałem w sądzie – nikt jakoś nie zamierza wziąć w obronę tak postponowanego, niecnie wykorzystywanego, a niejednokrotnie i ośmieszanego Mikołaja – jakby nie było, wyniesionego na liczne ołtarze świętego.
Chyba pora najwyższa dać odpór tym bezecnym poczynaniom, jakowyś komitet obrony świętego, czy choćby podwórkowe kółko zawiązując, bo jak tak dalej pójdzie, zaraza się rozprzestrzeni nie daj Bóg na innych i do tego dojdzie, że święty Franciszek będzie reklamował ustronne agroturystyki dla samotnych, a święty Florian gaśnice.
Paweł Ilecki

Reklama

6 KOMENTARZE

  1. Bo to nie Mikołaj, ale Klaus jest.
    A kto by tam Niemca bronił.
    Fakt natomiast, że Klaus, jak to emigrant, odebrał robotę miejscowemu Mikołajowi, podobnie jak tenże wcześniej wycyckał ze stanowiska chociażby Aniołka (nie w całej Polsze to prawosławny święty przynosił prezenty). Na stanowisko Mikołaja zęby sobie ostrzył świecki skądinąd niejaki Diedia Moroz, ale go wykopano tam gdzie jego miejsce. Przyszedł więc inny diedia, też z poparciem czerwonych, ale nie od towarzysza Lenina, tylko od Coca-Coli i tak już zostało. Czerwony grubas w czapce, z Coca-colą i latającymi łosiami zastąpił chudego biskupa w mitrze. Tylko kolor i broda zostały.
    Ale nie przejmuj się, rok albo dwa lata temu LPR i przystawki walczyły z obdarzonym niemieckim imieniem grubasem, bez względu na to, czy był on pod choinką, czy w reklamie telekomu. Może jeszcze się nie rozkręcili?

  2. Młodzi jesteście, albo z innych stron
    U mnie, w Galicji, to św. Mikołaj przynosi prezenty 6 grudnia.
    Dawniej był to ktoś przebrany za św. Mikołaja, w towarzystwie diabełka i aniołka. Teraz tylko prezenty w nocy z 5/6 grudnia, pod poduszką, z obowiązkową rózgą.
    Ale pod choinkę w wigilię Bożego Narodzenia przezety pod choinką zostawia aniołek, a nie św. Mikołaj.
    I protestuję przeciw zamerykanizowanej zmianie tego obyczaju.
    Moje dorosłe dzieci, a mam nadzieję że i wnuki będą zachowywać tę tradycję, na przekór temu, co się dookoła dzieje.
    Z ciekawostek historycznych, to mojemu ojcu z Kongresówki się wywodzącemu, z katolickiego domu, prezenty dawał Gwiazdor. Tata próbował wprowadzić tę tradycję u nas w domu, ale wżenił się w zatwardziałą galicyjską rodzinę i mama mu to z głowy wybiła. Ale przekaz o tym fakcie został.

  3. Genialny pomysł, pora odkurzyć katolicki panteon.
    Powinieneś co rychlej copyright zaklepać. Ja bym jeszcze dorzuciła żeby święty Krzysztof reklamował towarzystwa ubezpieczeniowe, a np. Antoni – fundusze emerytalne. Pogromca smoka Jerzy mógłby zostać patronem CBA.