Reklama

Pytania w stylu „co dalej i jak” powtarzają się coraz częściej.

Pytania w stylu „co dalej i jak” powtarzają się coraz częściej. Ktoś nie tak dawno zadał pytanie w komentarzach do któregoś z tekstów – Jaki wariant wybrać by wyjść z obecnego szamba w jakim się znaleźliśmy? Bo nie arabski i nie norweski.
Podpowiadam – wariant czeski. A teraz dlaczego…
Patrząc na dokonania mafii rządzącej, mafii próbującej ją wygryźć i mafii czekającej aż te dwie pierwsze się wykończą, na zaczadzenie owieczek zwanych obywatelami, bezsens rzucania grochem o ścianę – nie widać szansy by w najbliższych latach coś zmieniło się w korzystną stronę.
To może ten parszywy okres trzeba przeczekać, tak jak robią to bracia Czesi od ponad 400 lat. Oni cały czas czekają na dogodną chwilę i według historii kilkuset ostatnich lat ta chwila jeszcze im nie nadeszła. Nie buntują się, czekają. Zawsze ciągną się gdzieś na końcu i jakoś dojeżdżają do mety.
Nie tak dawno odniosłem wrażenie, że taka chwila podeszła do Czechów, ale oni widząc, że Kaczor coś podpisał, mimo że pióro nie chciało – odpuścili sobie i znowu czekają. Klaus czekał co zrobi Kaczor, a teraz… na pytanie zgłoszone do Czeskiego Banku Centralnego czy wyasygnuje 3,5 mld swoich rezerw walutowych dla MFW na pomoc dla Eurostrefy, prezes Banku Miroslav Singer powiedział – że to rozważy.
Patrzcie Państwo jacy sprytni – dojeżdżają do mety bez zadyszki i lepiej wychodzą na tym niż my. Nawet węgiel nam sprzedają, nam potędze /byłej/ węglowej zagasłej.
Bracia Czesi walną se dva kufle plznenskeho, do toho smażeny syr nebo knedlik i niech tam… wojna im nie straszna. Wojna, okupacja, wasalizacja i co tam jeszcze chcecie. – Nam to ne vadi – mówią.
Pamiętacie jak Szwejk, który dworował sobie z całej nadętej rzeczywistości wykreowanej przez system Najjaśniejszego Pana, radził sobie w tej codzienności?
W jaki piękny sposób obchodził wszechobecną cenzurę opowiadając: „jak to w jednej z knajpek zdjęto portret najjaśniejszego pana, by go muchy nie obsrały…”
Nam niby podobnego humoru i podejścia nie brakuje, co też po wielekroć pokazywaliśmy i pokazujemy.
Mam jednak pewien problem z ostatecznym zaleceniem wariantu czeskiego, bo jest tu pewna subtelna różnica w traktowaniu problemu, każdego problemu.
Polak na wszystko co go wkurzy, poirytuje, czy na co się wścieknie, reaguje prostym dosadnym zdaniem: mam to wszystko w dupie.
I tu jest ta subtelność – Czech mówi: vylezi me na zadek.
Znaczy się – nie dopuszcza, w przeciwieństwie do nas… my się godzimy.
Wróćmy jednak do nas. Oto co o Polakach pisali obcy obywatele:
Austriak…
W liście z 24.12.1773 r. gubernator Galicji, hr. Pergen, pisze do swego zwierzchnika ks. Kaunitza, o działaniach podjętych w związku z zaplanowanym na 29.12.1773 r. przyjęciem wiernopoddańczego hołdu od Polaków we Lwowie. Jak pisze Wł. Łoziński /”Galicjana. Kilka obrazków z pierwszych lat historyi Galicyjskiej”, Lwów 1872/:
„Pan gubernator dotrzymał słowa najzupełniej. „Ohne dabei personlich zu erscheinen”, umiał usunąć zręcznie wszystkie żądania, któreby mogły być rządowi niewygodne. – Jak już wspomnieliśmy u góry, hr. Pergen posiadał wiele zręczności, a miał do czynienia z szlachtą, nieznającą się na wartości ładnych słówek i grzecznych perswazji. Przez zręczne wyzyskanie złych i dobrych stron szlachty, Pergen znalazł wśród niej wielu zwolenników, którzy sami przeprowadzali jego zamiary. Mówimy przez wyzyskanie złych i d o b r y c h stron, gdyż istotnie pod politycznym względem grzeszono u nas jeszcze więcej może zaletami niż wadami charakteru. Takiemi szkodliwemi zaletami bywały dobroduszna pochopność do zaufania, naiwność wrodzona charakteru, nie przypuszczająca w drugim przewrotności, bo sama jej nie znająca, i poczciwy posłuch dla namów, maskowanych dobrem publicznem. Przymioty te pod względem ściśle moralnym są zaletami, ale w polityce która osobną posiada moralność, i której błędy są zbrodniami, wiele nam narobiło szkody. Przyznać jednakże należy, iże w niemałej mierze pomagała panu gubernatorowi lekkomyślność i próżność niektórych magnatów”.
Francuz…
Słowa majora de Baret /Francuz z pochodzenia/, oficera w Galicji, pod koniec życia w 1815 r. w liście do swych zwierzchników, zawarł charakterystykę polskiej szlachty i prostego ludu /J.B.Chołodecki, „Patrjotyzm dziadów naszych z przed stu laty w oświetleniu akt austrjackich…”, str.5, Lwów 1923/.
„Inaczej ma się rzecz z prostym ludem. Ten pozbawiony osobistej godności, niepewny losu, przytem o matołkowatym umyśle, jest obojętnym, apatycznym na każdą zmianę władzy państwowej, wrażliwym jedynie na zmianę właścicieli dóbr, z którymi w najbliższej pozostaje styczności i w najdotkliwszych dla niego stosunkach”
Po przeszło 200 latach, jesteśmy w tym samym miejscu…
Pomimo powszechnego wykształcenia…
A może jednak wsłuchać się w czeski doping? Do toho, do toho…
Wystarczy się, Premieru, nie wychylać!

Reklama

6 KOMENTARZE

  1. Dawno dawno temu
    kiedyśmy przejeżdżali przez, gościnne wtedy, Czechy, z tysiącem czystych i uczciwych knajp, patrząc na pracujących (w niedzielę) ludzi na budowie, wieszczyłem, że dogonią nas i wkrótce przegonią. Było to w czasach, kiedy pracownik Skody zarabiał 8 tys. koron, a koszula kosztowała tysiąc, zaś całe pogranicze Polski zawalone było czeskimi autokarami pełnych poszukiwaczy tańszych produktów.
    Dzisiaj dostrzegam w Czechach silne fobie antypolskie. Nie znam jej korzeni, a nie podejrzewam, że jedynym powodem jest lawinowy wzrost zamożności Czechów.
    Więc przyjaciół z Hradu – mamy z głowy. Jedynych, prawdziwych, z Budapesztu – olewamy. Zostajemy osamotnieni z niczym. Bo Vincent wróci do swoich kamienic a pan Radek – do teściów.

  2. Dawno dawno temu
    kiedyśmy przejeżdżali przez, gościnne wtedy, Czechy, z tysiącem czystych i uczciwych knajp, patrząc na pracujących (w niedzielę) ludzi na budowie, wieszczyłem, że dogonią nas i wkrótce przegonią. Było to w czasach, kiedy pracownik Skody zarabiał 8 tys. koron, a koszula kosztowała tysiąc, zaś całe pogranicze Polski zawalone było czeskimi autokarami pełnych poszukiwaczy tańszych produktów.
    Dzisiaj dostrzegam w Czechach silne fobie antypolskie. Nie znam jej korzeni, a nie podejrzewam, że jedynym powodem jest lawinowy wzrost zamożności Czechów.
    Więc przyjaciół z Hradu – mamy z głowy. Jedynych, prawdziwych, z Budapesztu – olewamy. Zostajemy osamotnieni z niczym. Bo Vincent wróci do swoich kamienic a pan Radek – do teściów.

  3. Dawno dawno temu
    kiedyśmy przejeżdżali przez, gościnne wtedy, Czechy, z tysiącem czystych i uczciwych knajp, patrząc na pracujących (w niedzielę) ludzi na budowie, wieszczyłem, że dogonią nas i wkrótce przegonią. Było to w czasach, kiedy pracownik Skody zarabiał 8 tys. koron, a koszula kosztowała tysiąc, zaś całe pogranicze Polski zawalone było czeskimi autokarami pełnych poszukiwaczy tańszych produktów.
    Dzisiaj dostrzegam w Czechach silne fobie antypolskie. Nie znam jej korzeni, a nie podejrzewam, że jedynym powodem jest lawinowy wzrost zamożności Czechów.
    Więc przyjaciół z Hradu – mamy z głowy. Jedynych, prawdziwych, z Budapesztu – olewamy. Zostajemy osamotnieni z niczym. Bo Vincent wróci do swoich kamienic a pan Radek – do teściów.