Reklama

 Kilka dni temu ( nie pamiętam dokładnie kiedy ) minęły dwa lata od czasu, gdy zasnęliśmy w Czwartej Rzeczpospolitej, a następnego dnia obudziliśmy się już w Drugiej Irlandii.

 Kilka dni temu ( nie pamiętam dokładnie kiedy ) minęły dwa lata od czasu, gdy zasnęliśmy w Czwartej Rzeczpospolitej, a następnego dnia obudziliśmy się już w Drugiej Irlandii. No, może nie tak całkiem następnego dnia, ale widzieliśmy przecież niedawno, że Polska stała się zieloną wyspą na morzu gospodarczej recesji. Wprawdzie z powodu światowego kryzysu nie mieliśmy "Wirtshcaftwunder" takiego, który przeżywała Irlandia przez dwadzieścia lat i jakiego doświadczyły zachodnie Niemcy po II wojnie światowej, ale bądź co bądź wydarzył się pewien cud – cudem uniknęliśmy recesji, podobnej do tej w USA i w wielu krajach Europy. Jakim cudem? To już trudniej wyjaśnić, choć niektórzy próbują.

Reklama

Wyjaśnienia są niestety w większości polityczne i zależne od stosunku ich autora do obecnego rządu. Jak stosunek jest pozytywny, to usłyszymy, że przed katastrofą uratowała nas rozsądna polityka rządu Tuska, a jak stosunki się nie układają, to dowiemy się, że osiągnęliśmy wzrost m. in. dlatego, że kanclerz Merkel dopłacała do niemieckich samochodów i nam też coś przy okazji skapnęło, a poza tym, gdyby leniwy rząd coś zrobił, PKB urósł by bardziej. A jak jest naprawdę? Ano tak, że kryzysy nie biorą się znikąd i każdy kryzys ma swoją przyczynę. Jeśli więc w Polsce kryzys jest łagodniejszy niż za granicą, to znaczy, że te przyczyny wystąpiły u nas w mniejszym stopniu niż gdzie indziej. Proste. Nie mieliśmy sztucznego boomu na rynku nieruchomości ( przynajmniej nie tak wielkiego jak w USA i wielu innych krajach ), nie mieliśmy też polityki banku centralnego, polegającej najpierw na nadmiernym ułatwieniu dostępu do pieniądza, co wywołało i przedłużyło boom, a potem na jego spóźnionym utrudnieniu, które "przekłuło bańkę". Poza tym wzrost gospodarczy w Polsce nie jest uzależniony od koniunktury w krajach, do których eksportujemy, w tak dużym stopniu jak np. w Japonii. Krótko mówiąc siła kryzysu tkwi w jego przyczynach: jak przyczyny są, to jest recesja, jak ich nie ma, to nie ma recesji. Czy to znaczy, że polityka rządu nie ma żadnego wpływu na "cudowne ocalenie" i w ogóle na całą sytuację? Oczywiście, że ma i mają rację ci, którzy chwalą rząd za to, że rok temu nie uległ presji, by zadłużyć kraj i pompować puste pieniądze na "rynki finansowe" ( przy okazji polecam tekst pana Cezarego Kaźmierczaka z Centrum Adama Smitha: http://blog.smith.org.pl/?p=1036 ). Ale tak samo mają rację przeciwnicy rządu, którzy krytykują go za brak działań.

Dwa lata temu obiecywano nam nie cuda, tylko właśnie realne działania, choćby takie jak uwolnienie przedsiębiorczości. Co zrobiono w tym celu? Niewiele, przynajmniej ja pamiętam tylko odrolnienie gruntów w miastach i parę zmian w przepisach o VAT ( będę tak dobry i o piętnastominutowym okienku zapomnę ). Co poza tym? No właśnie nic, pustka, nic mi nie przychodzi do głowy, a przecież można i trzeba było zrobić dużo więcej. Weźmy choćby pierwsze z brzegu składki na ZUS. Czy obniżono je w jakiś znaczący sposób, albo czy dano przedsiębiorcom możliwość wyboru między opłacaniem ich jako stałej kwoty, a odprowadzaniem w formie procentu od dochodów? Nie, ale za to pozwolono im szybko zawiesić działalność jeśli składki byłyby dla nich zbyt dużym kosztem. Pewnie zrobiono to w ramach "stwarzania korzystnych warunków" dla rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw, zapisanego zresztą w tej samej ustawie, która wprowadziła "jedno okienko". W przypadku ZUS można było zrobić wiele, można było uprościć cały system likwidując małe składki na Fundusz Pracy i FGŚP, łącząc składkę rentową ze składką emerytalną, czy likwidując składkę zdrowotną ( i przy okazji NFZ ), która jest zupełnie niepotrzebna, bo i tak odlicza się ją od PITu. Czy zrobiono w tej sprawie cokolwiek? Nie i niech nikt mi nie wmawia, że to przez kryzys, bo to bardzo proste i mało kosztowne reformy, które można przeprowadzić nawet w czasie apokalipsy i które w czasie spowolnienia gospodarczego mogą tylko pomóc. Skoro jednak nie uwolniono przedsiębiorczości, to może chociaż odchudzono administrację i w ramach "taniego państwa" zlikwidowano kilka niepotrzebnych funduszy i agencji? Chyba też nie, w każdym razie nic o tym nie słyszałem, a szkoda, bo mogłoby to pomóc budżetowi.

Właśnie – budżet. Miał być zadaniowy, miała być reforma finansów publicznych i co? I nic. Wiem, że dobrego projektu nie da się przygotować w dwa dni, ale o reformie finansów mówi się już od sześciu, czy siedmiu lat, jeśli nie dłużej i mówi o tym już chyba piąty rząd z rzędu. Czy przez ten czas nie można było uchwalić kilku ustaw? Pewnie, że było można: w Nowej Zelandii zrobiono nie tyle reformę, co rewolucję i to w znacznie krótszym czasie niż kilka lat. Nikt na tym nie ucierpiał ( poza zbędnymi urzędnikami, których zastąpiono menedżerami na kontraktach ), za to przestano marnotrawić pieniądze podatników, a dług publiczny w stosunku do PKB w krótkim czasie zmniejszył się trzykrotnie. Czyli jak widać można, zwłaszcza, że Nowozelandczycy startowali 25 lat temu ze znacznie gorszego poziomu niż my. Czy musimy wpaść w takie same kłopoty jak oni wtedy, albo w jeszcze gorsze, żeby któryś rząd wziął się w końcu do roboty i naprawił system wydatków państwa? Czy trzeba będzie przekroczenia wszystkich "progów ostrożnościowych" i zadłużenia na poziomie 100% PKB? Chyba tak, bo na razie nikomu nie spieszy się do poważnych zmian, chyba, że chodzi o zmiany w systemie emerytalnym, polegające na tym, że przesuniemy część składki z jednej instytucji do drugiej, co i tak niczego nie zmieni. Tu też potrzebna jest reforma, co widać coraz wyraźniej i co niektórzy przewidywali już 10 lat temu, gdy ten system startował.

Przede wszystkim trzeba znieść przymus oszczędzania w OFE. Najlepiej byłoby gdyby zniesiono przymus oszczędzania w ogóle, ale na to raczej nie ma szans, bo politycy bardzo troszczą się o los obywateli i boją się, że dobrowolnie nie zadbają oni o swoją przyszłość i niczego nie odłożą na starość ( może by odłożyli, gdyby rząd spełnił inną zapomnianą obietnicę wyborczą i zlikwidował podatek Belki ). W tej sytuacji niech obywatele mają przynajmniej prawo decydować, czy wolą odkładać pieniądze w OFE, czy może raczej na koncie emerytalnym w banku i ile chcą odkładać. Wtedy można byłoby znieść ograniczenia inwestycyjne dla OFE i zarobiłyby one dużo więcej niż dotychczas – przy okazji dobrze byłoby też zmienić przepisy w ten sposób, by swoją prowizję towarzystwa emerytalne pobierały od wypracowanych zysków, a nie od przekazanych im przez ZUS składek. Inną ważną zmianą powinno być zniesienie przywilejów emerytalnych, co być może uda się Rzecznikowi Praw Obywatelskich, panu Kochanowskiemu, który skierował niedawno wniosek do TK w tej sprawie ( parę miesięcy wcześniej zaskarżył tam progresję podatkową, czyli wyręczył polityków w próbie wprowadzenia podatku liniowego ). A jeśli się nie uda? Cóż, wtedy chyba nikt inny tego nie zrobi, bo będziemy mieli rok wyborczy. A później?

Później mamy następny rok wyborczy, a jak już wszystkie wybory się skończą będziemy mieli nowy ( albo stary ) rząd. Nie wiadomo jeszcze z jakim premierem, z jaką większością, z jakimi koalicjantami i z jakim prezydentem, a w związku z tym nie wiadomo także czy będzie on próbował coś naprawić. Jeśli nie będzie, to w dłuższym okresie czasu budżet i system emerytalny naprawią się same, ale nikt nie będzie w stanie tego kontrolować i gospodarczy "cud" zamieni się w koszmar. I nie liczyłbym na to, że "w dłuższym okresie czasu wszyscy będziemy martwi", więc dziś możemy zająć się poważnymi sprawami, takimi jak hazardowa prohibicja, czy wybór prezydenta UE. Nie w tym wypadku.

 

Reklama

34 KOMENTARZE

  1. Nic się nie da zrobić bo..
    jak nie urok to sraczka czyli: albo mamy wybory , albo stary rząd skłócony z prezydentem, albo nieokrzepły rząd, albo…No właśnie szarpanina i bezsilność to cechuje nasze rządy, zawsze jest coś co przeszkadza być konsekwentnym.

    • A jak już coś robią, to w
      A jak już coś robią, to w taki sposób, że szkoda słów. Wprowadzili ustawę, która pozwala zawieszać działalność gospodarczą, a przecież mogli w tym samym czasie zrobić coś, by nikt działalności zawieszać nie musiał. Przecież takie zmiany w składkach na ZUS ani nie są skomplikowane, ani niczego nie kosztują. Nikt na nich nie traci, za to wiele osób może zyskać, w tym państwo. Ja tego nie rozumiem, może ktoś mnie oświeci.

      • Witaj, Ja
        Nie oświecę Cię, co gorsza – sama chciałbym, żeby mnie ktoś oświecił, dlaczego sędziowie i chyba prokuratorzy są zwolnienie z obowiązku płacenia składek ZUS? I jestem bardzo ciekawa, kiedy i który polityk odważy się powiedzieć, że w naszym karju powinna obowiązywać równość podatkowa wszystkich obywateli.
        Pozdrawiam

          • No co Ty?
            A kto płaci innym urzędnikom państwowym? Zresztą czort ich wie, może żaden z nich nie płaci składek. Tylko emerytury nie mają takiej wysokiej jak sędziowie. Coś mi się widzi, że za jakieś pięć lat ZUS się rozleci i już nie pozbiera.

          • Inni pracownicy państwowi też
            Inni pracownicy państwowi też nie powinni płacić podatków dochodowych, ani składek, bo to, że ktoś najpierw dostaje pieniądze od państwa, a potem część tych pieniędzy oddaje jest absurdalne i rodzi tylko niepotrzebne koszty.

          • Zgoda, ale jeden warunek:
            niech na swoje emerytury odkładają w PKO BP albo w materacu. Odnoszę wrażenie, że pomijasz niebezpiecznym milczeniem podstawy naszego systemu emerytalnego. Jakiś defetysta się z Ciebie robi, drogi Ja… Co tam, i tak Cię lubię 🙂
            Kreślę się z zawijasem

          • Nie pomijam podstaw Gracjo,
            Nie pomijam podstaw Gracjo, za to Ty zapominasz, że większość naszych “składek”, to nie są pieniądze, które odkładamy na nasze emerytury, tylko pieniądze, które są od razu, w ramach I filara, wypłacane dzisiejszym emerytom. My odkładamy tyle co w II filarze, w którym sami wypracowujemy sobie większość zysków, najpierw finansując zakup obligacji Skarbu Państwa przez OFE, a potem wykup tych obligacji z odsetkami przez państwo. Masz szczęście, że mnie przynajmniej lubisz, choć to “i tak” było szokujące.

  2. Nic się nie da zrobić bo..
    jak nie urok to sraczka czyli: albo mamy wybory , albo stary rząd skłócony z prezydentem, albo nieokrzepły rząd, albo…No właśnie szarpanina i bezsilność to cechuje nasze rządy, zawsze jest coś co przeszkadza być konsekwentnym.

    • A jak już coś robią, to w
      A jak już coś robią, to w taki sposób, że szkoda słów. Wprowadzili ustawę, która pozwala zawieszać działalność gospodarczą, a przecież mogli w tym samym czasie zrobić coś, by nikt działalności zawieszać nie musiał. Przecież takie zmiany w składkach na ZUS ani nie są skomplikowane, ani niczego nie kosztują. Nikt na nich nie traci, za to wiele osób może zyskać, w tym państwo. Ja tego nie rozumiem, może ktoś mnie oświeci.

      • Witaj, Ja
        Nie oświecę Cię, co gorsza – sama chciałbym, żeby mnie ktoś oświecił, dlaczego sędziowie i chyba prokuratorzy są zwolnienie z obowiązku płacenia składek ZUS? I jestem bardzo ciekawa, kiedy i który polityk odważy się powiedzieć, że w naszym karju powinna obowiązywać równość podatkowa wszystkich obywateli.
        Pozdrawiam

          • No co Ty?
            A kto płaci innym urzędnikom państwowym? Zresztą czort ich wie, może żaden z nich nie płaci składek. Tylko emerytury nie mają takiej wysokiej jak sędziowie. Coś mi się widzi, że za jakieś pięć lat ZUS się rozleci i już nie pozbiera.

          • Inni pracownicy państwowi też
            Inni pracownicy państwowi też nie powinni płacić podatków dochodowych, ani składek, bo to, że ktoś najpierw dostaje pieniądze od państwa, a potem część tych pieniędzy oddaje jest absurdalne i rodzi tylko niepotrzebne koszty.

          • Zgoda, ale jeden warunek:
            niech na swoje emerytury odkładają w PKO BP albo w materacu. Odnoszę wrażenie, że pomijasz niebezpiecznym milczeniem podstawy naszego systemu emerytalnego. Jakiś defetysta się z Ciebie robi, drogi Ja… Co tam, i tak Cię lubię 🙂
            Kreślę się z zawijasem

          • Nie pomijam podstaw Gracjo,
            Nie pomijam podstaw Gracjo, za to Ty zapominasz, że większość naszych “składek”, to nie są pieniądze, które odkładamy na nasze emerytury, tylko pieniądze, które są od razu, w ramach I filara, wypłacane dzisiejszym emerytom. My odkładamy tyle co w II filarze, w którym sami wypracowujemy sobie większość zysków, najpierw finansując zakup obligacji Skarbu Państwa przez OFE, a potem wykup tych obligacji z odsetkami przez państwo. Masz szczęście, że mnie przynajmniej lubisz, choć to “i tak” było szokujące.

          • O masz, obraził się wziął! Żartowałam!
            Jasne, że lubię bez “i tak”, OK? Cenię, OK? Podziwiam talenty polemiczne, OK? I jestem wdzięczna za dokształt, OK?
            Dokładnie ten system miałam na myśli – solidarność pokoleń. Gdyby jednak z tej solidarności wyłączyć urzędników, jak proponujesz, system runąłby natychmiast. OFE i składki urzędników to kwadratowe pieniądze (tak mówimy w rodzinie), przepisywane z jednego konta na drugie. Ideałem byłoby, gdyby każdy o swoją emeryturę troszczył się sam, oszczędzając lub inwestując według własnego uznania. Problem w tym, że nie jestem pewna, czy ludziom można zaufać. Politycy uważają, że nie, boją się, że oszczędzać nie będą, a potem wyjdą na ulice. I tak wyjdą, bo że cała ta piramida niedługo runie, jestem pewna.
            Kłaniam się pięknym dziewczęcym dygiem (o nawet mi wyszedł, bardzo piękny)

          • No już dobrze, nie gniewam
            No już dobrze, nie gniewam się. Ale pamiętaj, że sympatia, docenienie, podziw i wdzięczność to absolutne minimum, na przyszłość lepiej popracuj nad bezgranicznym uwielbieniem i ślepą miłością. Jeśli chodzi o mniej ważną część Twojego komentarza, to masz oczywiście rację i mi chodziło właśnie o te “kwadratowe pieniądze” ( swoją drogą ładne określenie, prawie tak ładne jak Twój dyg ), które wędrują od podatników do budżetu, z budżetu do budżetówki, z budżetówki z powrotem do budżetu i do ZUS, a stamtąd do emerytów. Zastanawiałem się tylko, czy nie da się tego jakoś uprościć. Co do oszczędzania na własną ( a nie cudzą ) emeryturę, to niech już nawet będzie obowiązkowe, ale niech każdy sam decyduje ile oszczędza ( czyli ile płaci składki ), gdzie oszczędza ( w OFE, w programie pracowniczym, czy po prostu na koncie emerytalnym w banku ) i niech zaoszczędzone pieniądze będą naszą własnością ( czyli niech będą dziedziczone ), a nie “środkami publicznymi”.

          • Dobry wieczór, Ja
            Emerytury – pełna zgoda, tylko ja już się nie załapię na ten system, gdyby był. Co do obecnego, nie mam złudzeń i sama sobie składam. Zresztą słowo “emerytura” mnie mierzi, więc dopóki mózg pozwoli, będę pracowała.
            Z bezgranicznym uwielbieniem i miłością niedowidzącą (na razie) pozdrawiam

          • ech, emerytura…
            Obserwuję koleżanki, rozkwitające po odejściu z pracy, z niejaką zazdrością (te które nie rozkwitają, zapewne nas nie odwiedzają). Niemniej dla siebie widzę zastosowanie prostego hasła, które niniejszym upubliczniam:
            W dzisiejszych czasach dożyć do emerytury jest dużą nieostrożnością!
            Z uśmiechem…

          • Dobry wieczór, tetryku
            Ja więdnę na słowo “emerytura”, więc hasło popieram z całych sił. Powiem więcej, emerytura w dzisiejszych czasach to obciach.
            Ukłony

  3. Akurat w przypadku składek na
    Akurat w przypadku składek na ZUS, reformy emerytalnej, czy budżetu zadaniowego rozwiązania unijne nie mają nic do rzeczy i każdy kraj może tu prowadzić taką politykę, jaką zechce. A te księżniczki to chyba były chińskie i stopy im bandażowano, a nie zalewano metalem.

  4. Akurat w przypadku składek na
    Akurat w przypadku składek na ZUS, reformy emerytalnej, czy budżetu zadaniowego rozwiązania unijne nie mają nic do rzeczy i każdy kraj może tu prowadzić taką politykę, jaką zechce. A te księżniczki to chyba były chińskie i stopy im bandażowano, a nie zalewano metalem.

  5. podatnik wymaga bata
    Wszelkie reformy które cokolwiek upraszczają są niezwykle niebezpieczne, w rezultacie ludność zamiast wczytywać się w przepisy i należycie dygotać przed obliczem władzy, po prostu robi coś zgodnie ze swoim planem, a kto wie co w tych głowach podatników może się zalęgnąć?
    Co gorsza spada też niezbędność administracji państwowej, a to armia ludzi którzy muszą żyć godnie.

    • Ha, racja, ale akurat sposób
      Ha, racja, ale akurat sposób opłacania składek ZUSowskich i ich wysokość nie mają wpływu na liczebność administracji, za to zmiany w tym zakresie mogłyby uwolnić przedsiębiorczość i dać jej niezłego “kopa”. Reforma finansów publicznych to co innego, tu administracja może zostać mocno zmniejszona, ale ta reforma to tylko kwestia czasu. Jak nie zdecyduje się na nią żaden rząd, to nadejdzie po prostu dzień, w którym już nikt nie będzie chciał nam pożyczać pieniędzy na pokrycie deficytu, a od NBP pożyczyć ( czyli dodrukować ) nie wolno, bo zabrania tego konstytucja. Zresztą nawet gdyby było można, to po paru latach mielibyśmy hiperinflację, jak pod koniec PRL i bankructwo stałoby się faktem i tak. A jak zbankrutujemy to problem finansów publicznych sam się rozwiąże i nie będzie już nadmiernych wydatków, bo nie będzie ich komu sponsorować. Nie będzie na socjal, nie będzie na przywileje emerytalne, nie będzie na administrację. Oczywiście lepiej byłoby gdyby wcześniej jakiś rząd zdecydował się na łagodniejsze i kontrolowane cięcia, uniknęlibyśmy wtedy tych problemów. Ale jak się nie zdecyduje to trudno, bankructwo to też rozwiązanie.

  6. podatnik wymaga bata
    Wszelkie reformy które cokolwiek upraszczają są niezwykle niebezpieczne, w rezultacie ludność zamiast wczytywać się w przepisy i należycie dygotać przed obliczem władzy, po prostu robi coś zgodnie ze swoim planem, a kto wie co w tych głowach podatników może się zalęgnąć?
    Co gorsza spada też niezbędność administracji państwowej, a to armia ludzi którzy muszą żyć godnie.

    • Ha, racja, ale akurat sposób
      Ha, racja, ale akurat sposób opłacania składek ZUSowskich i ich wysokość nie mają wpływu na liczebność administracji, za to zmiany w tym zakresie mogłyby uwolnić przedsiębiorczość i dać jej niezłego “kopa”. Reforma finansów publicznych to co innego, tu administracja może zostać mocno zmniejszona, ale ta reforma to tylko kwestia czasu. Jak nie zdecyduje się na nią żaden rząd, to nadejdzie po prostu dzień, w którym już nikt nie będzie chciał nam pożyczać pieniędzy na pokrycie deficytu, a od NBP pożyczyć ( czyli dodrukować ) nie wolno, bo zabrania tego konstytucja. Zresztą nawet gdyby było można, to po paru latach mielibyśmy hiperinflację, jak pod koniec PRL i bankructwo stałoby się faktem i tak. A jak zbankrutujemy to problem finansów publicznych sam się rozwiąże i nie będzie już nadmiernych wydatków, bo nie będzie ich komu sponsorować. Nie będzie na socjal, nie będzie na przywileje emerytalne, nie będzie na administrację. Oczywiście lepiej byłoby gdyby wcześniej jakiś rząd zdecydował się na łagodniejsze i kontrolowane cięcia, uniknęlibyśmy wtedy tych problemów. Ale jak się nie zdecyduje to trudno, bankructwo to też rozwiązanie.

  7. Cu…cuuuud, niepamięci
    ZUS jest instytucją zapewniającą jedynie solidaryzm społecznego i składki nań płacone są w całości wypłacane (niestety często nie wystarczają na całość) na świadczenia dla osób, których składki wpłacane wcześniej poszły nie na rachunek inwestycyjny, ale na inne ważne, wg ówczesnych polityków, cele społeczne. Jak te transfery w sposób sensowny załatwić? Nie wiem, gdyż elektorat, który z tych transferów korzysta stanowi olbrzymią siłę polityczną.Tusk próbował coś z tymn zrobić ograniczając pomostówki. Czy mógł więcej? Spora część powie, że mógł, ale chyba nie ci co potrafią liczyć do 460-ciu.
    PS
    Sześć stawiam za szturchnięcie Tuska, gdyż ostatnie ruchy tego Rządu jakoś średnio mi się podobają.

    • Ja też powiem, że mógł, bo
      Ja też powiem, że mógł, bo dokonanie paru zmian w opłacaniu składek przez przedsiębiorców to reforma, która wielu osobom pomaga, nikogo nie krzywdzi, nie tworzy dużych kosztów i nie sądzę, by trafiła na jakikolwiek większy sprzeciw u prezydenta, czy opozycji. Mógł zrobić choć tyle. Druga kwestia to reforma finansów publicznych, tu sprawa jest trudniejsza, ale jak mówiłem rząd Tuska jest chyba piątym z rzędu, który o niej mówi. Dzisiejsza opozycja też chyba coś o niej wspominała, tak więc nie rozumiem problemu – politycy wszystkich partii powinni się już dawno dogadać i stworzyć przynajmniej zarys tej reformy. Chyba, że nie potrafią, albo nie chcą, tylko po co wtedy w ogóle poruszać ten temat. Względy wyborców, mówisz? No racja, jeśli reforma finansów, czy emerytalna wymagałyby odebrania komuś przywilejów, czy cięć jakichś sztywnych wydatków, to z pewnością sporej części wyborców się to nie spodoba. Problem w tym, że jeśli reform nie będzie, to nadejdzie dzień, w którym cięcia, dużo większe i bardziej bolesne, wymuszą się same z siebie. To wyborcom nie spodoba się jeszcze bardziej.

      • Ja, przecież się z Tobą zgadzam,
        że reformy są konieczne i nawet coś na ten temat napisałem. Niestety moja empatia zmusza mnie do zrozumienia także politylków i wtedy jestem bardziej wyrozumiały. Politycy niestety częściej liczą głosy niż pieniądze i nie ma im się co dziwić – taka praca. Reforma mundurowa to dla nich raczej ponad milion głosów (uprawnieni plus rodzina), a nie ponad dziesięć miliardów złotych. Głosy są ich, a miliardy nasze.

          • Co oczywiście nie oznacza,
            że nie należy mu wytykać jego egoistycznego działania. Pytanie tylko, czy nasz głos tutaj dociera do polityka? Jeżeli nie to raczej powinniśmy analizować problemy, gdyż apele pozostaną bezskuteczne.
            PS
            Powinienem coś napisać na temat obecnej sytuacji ekonomicznej, gdyż mam trochę czasu … ale mi się nie chce.