Reklama

Wbrew tytułowi o naszym „niesfornym” wojskowym będzie niewiele. Nie minęły nawet trzy tygodnie od jego pamiętnej wypowiedzi, która przykryła nieco problemy z katarem, i nie ostygły dobrze zwłoki kapitana Ambrozińskiego, a już szykuje się kolejna „uroczystość” z biało-czerwoną i pośmiertnymi orderami w tle. Tym razem mamy „pierwszego, który zginął w Rosomaku” (nie wiem co to oznacza, czy mamy się cieszyć że dopiero pierwszy, czy może teraz będziemy numerować ginących w Rosomakach). Gdy wczoraj usłyszałam, że na „żółtym pasku” jest taka informacja, od razu przypomniała mi się jedna z ostatnich scen w Kornblumenblau, gdy jeden z więźniów w chwili wyzwolenia obozu „wiesza się” rękoma i nogami na szubienicy krzycząc „zes***o się, zes***o!”.  W filmie był to wyraz radości, jednak, że od śmiechu do łez często jeden (i to niewielki) krok, to te same słowa idealnie obrazują naszą obecność w Afganistanie. Nie, żebym uważała, że to dziwne, że na wojnie giną ludzie. W przeciwieństwie do naszych polityków nie mam złudzeń, że to całkiem normalna sytuacja, szczególnie w przypadku konfliktu w tak trudnym terenie i przy tak skomplikowanej sytuacji etnicznej.

Reklama

Teraz czytam wypowiedzi ekspertów w stylu: „możliwość zwycięstwa nad partyzantami staje się coraz bardziej wątpliwa”, a ja się chciałabym zapytać czy taka możliwość kiedykolwiek istniała? Czy doświadczenia ZSRR w tym temacie nie były dostateczną przestrogą? Czy USA kiedykolwiek militarnie (bo to, że ekonomicznie to całkiem intratna polityka to oczywiste, najpierw przychodzi ekipa, która daje się wyszaleć „zbrojeniówce”, potem gdy przestaje się to opłacać są wybory i zmienia się administracja, która stwierdza, że się wycofują/oddają władzę nad niestabilnym terytorium jego mieszkańcom i/lub podrzucają kukułcze jajo NATO albo innemu ONZ-etowi) wygrało jakąkolwiek (mowa o tych nieco większych konfliktach) rozpętaną przez siebie „wojnę prewencyjną”? Jak okiem sięgnąć, od Korei poprzez Wietnam, po ten nieszczęsny Irak, gdy oddali władzę Saddamowi, żeby kilkanaście lat później uznać go za wroga ludzkości, zbierali baty. No fakt, pod płaszczykiem NATO ze złamaniem prawa międzynarodowego udało się uczynić integralną część Serbii autonomiczną a w praktyce przyłączyć ją do Albanii, ale czy można to nazwać zwycięstwem na miarę mocarstwa?

Ostatnio dostrzegam, że postępowanie USA nawet niegłupie jest, najpierw szkolimy sobie oddziały przeciwko komuś tam (np. ZSRR w Afganistanie), potem wymyślamy jakiś pretekst (większy lub mniejszy), że zagrażają one bezpieczeństwu światowemu, nakręcamy koniunkturę dla przemysłu zbrojeniowego, kupie baranów wciskamy jakiś kit o wprowadzaniu demokracji, w kulturze której obce jest to pojęcie. Mamy pretekst do utrzymywania armii w stałej gotowości, złom wciskamy sojusznikom (cz. jeleniom) powiedzmy z Polski (oczywiście za odpowiednią opłatą), do tego nasze koncerny zbijają kokosy niosąc „powiew zachodu” i „jutrzenkę wolności” na okupowanych terytoriach i gra muzyka. Nie, to niegłupie, rzekłabym, że całkiem racjonalne. Głupim jest ciągłe łapanie się na ten lep w imię honoru i „zobowiązań sojuszniczych”, podbijanie bębenka, że Polak to zawsze, do ostatniej kropli krwi wypełnia nawet najgłupsze umowy. Zastanawiam się, kiedy się nauczymy, że w polityce liczy się przede wszystkim pragmatyzm, że czyjś interes jest ważny o tyle o ile jest zbieżny z naszym. Owszem można się nieco poświęcić, ale z naciskiem na „nieco” a nie rżnąć jedynych sprawiedliwych ustami polityków, którzy w życiu prochu nie powąchali. Życiem czyjegoś syna łatwo kupczyć prawda?

Na zakończenie wszystkim naszym politykom dedykuję piosenkę:

PS. To jak to tam jest z tym sprzętem (o który pytał Skrzypczak, niejako potwierdzając słowa samego premiera, który twierdził, że w Afganistanie, wbrew opinii Klicha, nie trzeba wcale dodatkowych żołnierzy, tylko sprzętu)? Wszystko ok, czy jednak coś jest “na rzeczy”?

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. Stawiam tezę, która idzie
    Stawiam tezę, która idzie dalej, w tej i innych amerykańskich wojnach w ostatnim czasie, nigdy nie chodziło o zwycięstwo, ale przegrywanie, żeby dostarczać kolejnego potencjału militarnego za ciężki szmal. Jak to możliwe, że taki grajdół jak Afganistan, broniony przez partyzantów, a atakowany przez cały świat, przetrwał i co więcej wygra? Złapanie króliczka, to zakręcenie kurka. Będzie się gonić tego i będą następne.

    • Jak to możliwe?
      Hmmm…kiedyś słyszałam historię, nie wiem czy prawdziwą, ale w zamierzchłych czasach radzieckiej interwencji w Afganistanie, ZSRR nie za bardzo mógł sobie poradzić, wszystkie metody zawodziły, więc wyszkolili doborowy oddział, nie tylko swoimi metodami, ale także szkolili ich gdzieś na zachodzie za ciężką kasę. Oddział ten ruszył w swoją pierwszą akcję, mijał jakieś przewężenie, wąwozik, czy kij wie co. Traf chciał, że w tym samym czasie przebudził się jakiś chłop afgański, przeciągnął się, wyszedł przed chałupę (czy w czym tam oni mieszkają) i patrzy, że mu się jacyś ludzie skradają. Niewiele myśląc wlazł do środka, wyjął kałacha i wszystkich skosił. Tym sposobem wszystkie pieniądze poszły się walić.

      Patrząc realnie, Mamy do czynienia z terenem górzystym i nieurodzajnym, mnóstwo plemion. Każdy tam ma broń, przez góry wiedzie wiele szlaków które nie sposób kontrolować. Żeby sobie poradzić trzeba by przeprowadzić okupację mniej więcej taką jaką Hitler zrobił w Polsce (a na to świat by się nie zgodził), a i tak nie wiadomo czy by to poskutkowało, bo to typy, że jak się nie da inaczej, to się wysadzą.

      Okupanci zachodni obalili władzę Talibów, na początku wszystko ok, fotografujemy się z wyzwolonymi afgańskimi dziećmi, ale nie dali nic w zamian. Z czego ma żyć taki chłop? Trochę z hodowli, w niewielkim stopniu z uprawy, bardziej opłaca mu się obsadzić pole makiem (co z kolei nie podoba się zachodowi) niż posadzić tych “pińć” ziaren kukurydzy czy co oni im tam dawali. Po odsunięciu Talibów od władzy nikt nie był w stanie tego faktycznie kontrolować, więc upraw się namnożyło (Afganistan zdaje się pokrywał 80% światowego zapotrzebowania na ten produkt), zaczęto je niszczyć, chłopi jeszcze bardziej zbiednieli a w tym samym czasie Talibowie, którzy pochowali się w “jaskiniach” zaczęli rosnąć w siłę i odzyskiwać wpływy. W efekcie teraz napieprzają w nas nie tylko Talibowie, ale wszystko co tam żyje, rusza się a na drzewa nie ucieka i jest zdolne by nosić broń. Wysunę tu przypuszczenie graniczące z pewnością, że sytuacja będzie się jeszcze pogarszać.

      Co do tezy, że być może chodzi o to, by przegrywać, to jestem skłonna się zgodzić. Tylko dlaczego my, polskie jelenie dajemy się znowu wycyckać, mamy gęby pełne frazesów i nic z tego nie wynika. Skoro już tam się wpieprzyliśmy, pasowałoby zrobić jakiś geschaft, a nie tak za dziękuję (zresztą Amerykanie chętnie dziękują, bo to nic nie kosztuje) w imię “przyjaźni”.