Reklama

Jarosław Kaczyński na pewno wie, że kwota jaką uda się wyrwać na europejskim plenum jest kwestią trzeciorzędną, ale politycznie rozgrywa Tuska jak na polityka przystało. Mam też nadzieję, że Kaczyński wie dlaczego 300 miliardów to raj obiecany naiwnym, ale bez względu na marne pożytki płynące z obciążonej lichwą zapomogi, trzeba korzystać z okazji, aby zbudować silną pozycję polityczną Polski. O ile tak właśnie z wiedzą Kaczyńskiego jest, to nie dziwi mnie prosty komunikat wysłany przez kamery do telewidzów. Lud przed telewizorami zapamiętał sobie, jak muł drogę do domu, obiecane 300 miliardów i trzeba ludowi 300 miliardami oczy mydlić, taka jest polityka. Z ekonomią, a raczej rachunkiem, bo to bardziej realne jest już całkiem inaczej, tutaj się z próżnego gadania do pustego łba nie nalejesz. Jedyna istotna kwota z UE, która powinna nas interesować, nazywa się: „dopłaty bezpośrednie”. Niezręcznie mi o tym pisać, ponieważ jestem beneficjentem dopłat bezpośrednich, ale nie to warunkuje moją opinię, tylko rachunek. Dopłaty bezpośrednie są jedynymi dopłatami, na których nie tracimy ani grosza i nie dostarczamy zysków najsilniejszym gospodarkom europejskim, powiększając tym samym dystans cywilizacyjny. Żywa gotówka, czysty zysk, o który warto się bić i co Tusk zupełnie odpuścił. Fundusze spójności z kolei są pułapką lichwiarską, sterowaną odgórną biurokracją UE, chociaż nie twierdzę, że przy inteligentnym zarządcy nie da się i z tej puli rozsądnie korzystać. Znając jednak polskie realia, należy trzymać kciuki, żeby się Tuskowi udało jak najmniej uzyskać, bo im więcej wypłacze, tym więcej zapłacimy lichwy i „doli” do kolesiów budujących „autostrady”.

Wielu ludzi zastanawia się nad fenomenem teflonowego Tuska i wielu zapomina o nieśmiertelnej ludzkiej podniecie – kasa. Tusk zapewnił szerokim kręgom dopływ kasy, który w normalnej rynkowej gospodarce nie miał prawa popłynąć. Żaden prywatny inwestor nie wybudowałby czegoś takiego jak pas w Modlinie, a już na pewno nie odpuściłby wykonawcy bubla. Tusk daje kasę brakorobom na tandetne usługi i wytwory usług, urzędasom na łapówy i elektoratowi europejską kiełbasę postępu. Stąd determinacja Tuska, by postawić na fundusze spójności, nie na rolników. Donald potrzebuje skredytowanej skarbonki dla swojego politycznego zaplecza, żywą kasę dla rolników ma w poważaniu, tutaj nie zbije kokosów politycznych i towarzyskich. Przez chwile chciałbym sobie pomarzyć albo chociaż pobujać w obłokach i uznać, że mamy w Polsce męża stanu, nie premiera Donka. Jaki byłby optymalny scenariusz dla Polski, z czym Polska powinna pojechać na plenum UE? Odpowiedź jest bardzo prosta, mąż stanu pojechałby do EU z następującą strategią. Pozornie cisnąć na fundusze spójności, ale grać o dopłaty bezpośrednie. Zadanie łatwe i przyjemne, ryzyka żadnego, bo nawet przy utracie lichwiarskiej i wirtualnej daniny z funduszu spójności, Polska zyskuje jako kraj, który rozgrywa europejską politykę, co więcej rozgrywa nie mając zbyt mocnej karty, z czym się akurat zgadzam, gdy słucham rozmaitych zlęknionych „ekspertów”. Planem Polski powinno być wysoka pozycja negocjacyjna, skupiona uwaga całej Europy, jak swego czasu na Irlandii, umocnienie politycznej pozycji kraju.

Reklama

Cena paru wirtualnych milionów euro, bo maksymalnie taki byłby koszt niepokornej postawy, to są grosze, które machiną lichwiarską rozrosłyby się do miliardów długu. Do tej wiktorii wystarczy dołożyć miliardy w żywej gotówce i nie obciążone kredytem, czyli dopłaty bezpośrednie. Myślę, że zrównanie dopłat nie było realne, ale taki postulat wyjściowy dający końcowe podniesienie o kilkadziesiąt procent jak najbardziej możliwy. Niestety stanie się dokładnie odwrotnie i to w każdym aspekcie. Tusk i owszem bez zająknięcia odda parę miliardów z funduszu spójności, ale nie za wysoką pozycję polityczną i negocjacyjną, tylko za zdjęcia z paroma celebrytami europejskimi. O czyściutkiej kasie nawet się nie zająknie, ze strachu przed Francją i Niemcami. I gdy już przegra wszystko, co można było przegrać, mniej więcej tej samej klasy media odtrąbią polityczny awans Donalda – narodził się EUROPEJSKI mąż stanu. Usłyszymy o myśleniu długodystansowym, o ratowaniu szlachetnej idei wspólnoty i niebywałej odwadze, która wzniosła się ponad narodowy interes. Gdyby się jakoś strasznie nie udało, zawsze znudzony Ostachowicz może odpalić temat numer jeden i jak bardzo nie musi się wysilać niech zaświadczy pierwszy przykład z brzegu. Tusk w piątek rano wraca do Polski, na korytarzu całuje Bęgowskiego vel Grodzką w niedźwiedzią łapę i o czymś takim jak budżet europejski zająkną się działy gospodarcze na ostatnich stronach, czcionką 8 pix. Koniec bujania w obłokach, schodzimy na ziemię i widzimy Donalda Tuska, biseksualnego bawidamka sterowanego marketingiem, a nie męża stanu.

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. “Będę trzymał kciuki, żeby Donald bawidamek …”
    Ja również będę trzymał kciuki.  Im mniej ten najbardziej nieudany od 1945 roku premier i  rząd dostaną, tym mniej  Z M A R N U J Ą.
    To taki Grześ co idzie przez wieś z workiem kasy…
    a długi rosną i obciążają dzieci i wnuki gojów.

  2. “Będę trzymał kciuki, żeby Donald bawidamek …”
    Ja również będę trzymał kciuki.  Im mniej ten najbardziej nieudany od 1945 roku premier i  rząd dostaną, tym mniej  Z M A R N U J Ą.
    To taki Grześ co idzie przez wieś z workiem kasy…
    a długi rosną i obciążają dzieci i wnuki gojów.

  3. ponad polskimi egoistycznymi interesami
    Serce mu dyktuje aby okazać się mężem europejskiego stanu, a to jest akurat łatwe, wystarczy podpisać wszystko bez gadania.
    Jednak koledzy cisną o zastrzyk grubego szmalu na przewały, a z dopłatami dla rolników też sprawa nie oczywista, bo aktyw PSL z nich w znacznym stopniu żyje, i marudzi o więcej. Olać całkiem nie można. Nie tylko PSL, masa wszelkich polityków siedzi na hektarach.
    Tusk musi wybrać komu może podpaść, a komu nie.
    No i interes własny, czyli ów mąż, kurde, stanu unijnego wzniesiony ponad egoistyczne polskie interesy.
    Chyba wiem co będzie, po prostu rdzenni europejczycy zrobią jak chcą.

  4. ponad polskimi egoistycznymi interesami
    Serce mu dyktuje aby okazać się mężem europejskiego stanu, a to jest akurat łatwe, wystarczy podpisać wszystko bez gadania.
    Jednak koledzy cisną o zastrzyk grubego szmalu na przewały, a z dopłatami dla rolników też sprawa nie oczywista, bo aktyw PSL z nich w znacznym stopniu żyje, i marudzi o więcej. Olać całkiem nie można. Nie tylko PSL, masa wszelkich polityków siedzi na hektarach.
    Tusk musi wybrać komu może podpaść, a komu nie.
    No i interes własny, czyli ów mąż, kurde, stanu unijnego wzniesiony ponad egoistyczne polskie interesy.
    Chyba wiem co będzie, po prostu rdzenni europejczycy zrobią jak chcą.