Reklama

Stosując środki przeciwbólowe dostępne na naszym rodzimym rynku leków często nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo wpadamy w pułapkę uzależnienia. Stajemy się lekomanami!

Stosując środki przeciwbólowe dostępne na naszym rodzimym rynku leków często nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo wpadamy w pułapkę uzależnienia. Stajemy się lekomanami! Stosując długotrwale i niekontrolowanie środki, które znoszą ból, łykamy nieznane nam składniki, które zmieniają naszą świadomość. Co można przez to osiągnąć?

– uciec ( na czas ich zażywania) od dolegliwości, na którą przyszło nam cierpieć

Reklama

– umiejętnie zastąpić sobie inne używki, które dotąd były naszym uzależnieniem

– uzależnić się. Bez ich zażywania funkcjonować nie da się ani rusz.

  Spora część społeczeństwa uzależniona jest mniej lub bardziej od środków przeciwbólowych. Wystarczy sięgnąć do wyników finansowych firm farmaceutycznych; handel lekami za granicą liczony jest w miliardach złotych i wciąż rośnie. Jak wygląda w kraju?

Nie bez wpływu na wielkości sprzedaży ma reklama.  To ona nam „uświadamia” , że właśnie teraz boli mnie głowa, stawy, że cierpię na niestrawność… Z reklamy dowiadujemy się że cierpimy na bezsenność i wiele innych przypadłości. Reklama rozbudza w nas nowe nadzieje to ona przywraca nam wiarę w życie, usuwa zmęczenie, ból i przywraca sprawność seksualną. Powoduje iż za każdym razem kiedy sięgniemy po reklamowany środek czujemy się zdrowsi…czasem jak nowo narodzeni. 

Wieczorem sięgając po środek, który ma uśmierzyć ból głowy nie przewidujemy, że już rano sięgniemy po następny. Tym razem na ból żołądka, który jest akurat uczulony na któryś ze składników środka od bólu głowy. Ból mija, ale za chwilę pojawia się zgaga. W niespełna kilka, kilkanaście godzin sięgamy już po kolejny środek- przeciw zgadze. Po drodze w wlekącym się w nieskończoność dniu mamy jeszcze kilka innych dolegliwości; trudności w trawieniu, ból zęba, strzykanie w kolanie …

Zbliża się wieczór. Mamy wszystkiego kompletnie dość. Brak koncentracji- red bul dodaje ci skrzydeł. Już prawie fruniesz gdyby nie to, że zbliża się właśnie kolejny wieczór a z nim – ból głowy, bezsenność, ból żołądka, niestrawność!

Rano powtarza się wszystko od nowa. Mija drugi, trzeci i kolejny dzień. Wpadamy w rutynę i po lekarstwa sięgamy –nie patrząc na zegarek- z regularnością przedwojennej kolei.

Mija tydzień za tygodniem, a dolegliwości nie ustępują, na szczęście są te złote środki, które reklamują media. Och gdyby nie one…

Mija miesiąc, mijają dwa. Mija rok. Stare dolegliwości nie mijają, ale do nich już żeśmy zdążyli się przyzwyczaić – regularnie sięgając po zalecane w reklamie środki przeciwbólowe na to i na tamto. Pojawia się nowy problem, nowa dolegliwość, wszak człowiek jak maszyna – też się czasem psuje. Ale od czego jest w końcu ta wszystko wiedząca reklama? Na naszą nową dolegliwość pojawia się właśnie kolejny złoty środek. I wcale nie jest taki drogi, a co najważniejsze można go kupić bez recepty!

Zaglądamy do lodówki i pojawia się pytanie, po co ona właściwie jest nam potrzebna, skoro w zasadzie plaster sera (tego z reklamy) i jogurt ( również z reklamy) to wszystko, co jest nam potrzebne do życia? Ale niech tam, przyzwyczailiśmy się do niej. Pasuje w tym miejscu, bez niej byłoby jakoś pusto. Przed wyjściem do pracy rutynowa kontrola zawartości torebki (kieszeni marynarki- w przypadku mężczyzn), czy aby na pewno jest wszystko. O! Właśnie kończy się nurofen forte, po drodze jest apteka więc wszystko gra.

Koleżankom i kolegom w pracy polecamy sprawdzone środki, które nam pomagają na to i na tamto. – I pamiętaj, gdyby cię bolał żołądek po tym od bólu głowy, to nie zapomnij wziąć ranigastu- doradzamy na odchodnym…

A wszystko przez tę Goździkową i te inne, wszystkowiedzące kobitki, które zamiast powiedzieć – a idź że człowieku do lekarza – nakłaniają przeciętnego Kowalskiego do wcielania się w rolę osobistego doktora. A jak, bo kto jak nie my sami znamy siebie najlepiej? A to czego akurat nie wiemy doczytamy (lub dopytamy u innych) w ulotce. Och żeby tak jeszcze mieć pojęcie co oznaczają te symbole przy oznaczeniach składniki ukrytych w tych malutkich kolorach pigułkach…

Praktyki samoleczenia są niebezpieczne dla nas samych. Nasza świadomość i zdroworozsądkowe myślenie zostaje zagłuszane przez agresywną, wszędobylską reklamę. W tym reklamowym przedsięwzięciu (procederze) najwięcej zyskują firmy farmaceutyczne i usługodawcy świadczący reklamę na rzecz tych pierwszych. Jedni i drudzy wprowadzają nas na niebezpieczną drogę samozniszczenia. Traci – ufne reklamie społeczeństwo.

Nasza „wiedza” i nasze zachowania są bacznie obserwowane przez dzieciaki, które nie wiadomo czemu zaczynają odczuwać podobne objawy co my. Powtarzanie i naśladownictwo! A stąd już tylko krok od dramatu – u z a l e ż n i e n i e.

Copyright © 2009 marekpl
 

Reklama

12 KOMENTARZE

  1. Jak nowo narodzony 🙁
    Cześć, Marko

    Ja wiem, że Ty napisałeś o szkodliwości reklamy, ale podrzuciłeś okazję do poruszenia pewnej kwestii.

    Ludzie często mówią, że czują się tak dobrze, jak by byli nowo narodzeni.

    Mówią tak, bo nie pamiętają, jak się po narodzinach czuli. Poród jest dla dziecka wielką traumą. Noworodek krzyczy – owszem, płuca musi upowietrznić, ale krzyczy również dlatego, że jest totalnie sponiewierany tym wielogodzinnym procesem pozycjonowania, przesuwania i uciskania. Jest cały obolały i często w siniakach. Dość powiedzieć, że niektóre noworodki w trakcie porodu rozwijają stresowe owrzodzenie żołądka. Takie nagłe owrzodzenie zdarza się dorosłym ludziom rannym w wyniku ciężkich wypadków.
    Bardzo, choć przewlekle zestresowany dorosły potrzebuje na to tygodni lub dni, czyli o wiele więcej czasu.

    Dobrze, że nie czuję się jak nowo narodzona 🙂 Czego i Tobie życzę!

    • Cześć Solano
      nie, nie czuję się jak nowo narodzony – choć aż tak głęboko w swych rozważaniach nie sięgnąłem 🙂 Tobie się udało. Fajnie.
      Dokładnie chodzi o szkodliwość reklamy.
      Pokaż mi, proszę, w którym zagranicznym państwie (cholera! już prawie wszyscy jesteśmy pod jednym dachem Unii, no to mamy już tylko mały kroczek do czasów wspólnoty pierwotnej, jeszcze tylko troszkę, naprawdę, czasu zostało aby od nowa budować swoje tłukąc się na maczugi i obrzucając kamieniami) zamiast lekarza doradza sąsiadka lub koleżanka z pracy?

      Miłego dnia

      PS
      Lubię to Twoje “Marko” 🙂
      Tak do mnie zwraca się tylko jeden człowiek, nazywa mnie swoim przyjacielem. I wyobraź sobie, że ten stary piernik chce być prezydentem, i proponuje mi abym zajął się jego kampanią.
      No. Teraz szukam odpowiedniej tabletki, aby zapomnieć o tej jego propozycji.
      No bo jak? – czy ja mógłbym być takim drugim Mieciem W?
      Co prawda też jestem dobrym szoferem i takie tam, ale aby zaraz Mieciem zostać?
      Nieee!

      • Re. PS. Stary Piernik
        Marko,

        Czytam to jako komplement. Tylko ja i stary piernik tak Cię nazywamy 🙂

        Jeśli masz czas, to sie w to zaangażuj. To może być doświadczenie, jakiego nigdy więcej życie Ci nie zaoferuje. Wygrana pewnie jest w sferze mrzonek, ale o tym nie myśl – rób, co możesz najlepszego myśląc o zwycięstwie.

        Nie mam pigułki na zapomnienie do zaproponowania. Może lampka winka? Ja lubię sauvignon blanc.

      • Zawsze sąsiadki doradzały i dzieliły się swoimi tabletkami
        Znam takie przypadki. Zwłaszcza dzielenia się lekami na serce i nadciśnienie. I znam konsekwencje.

        Źle się pani czuje? To pewnie ma pani to samo, co ja! A doktor mi pigułki przepisał, takie małe, białe, okrągłe, i ja się po nich dobrze czuję. Niech pani spróbuje, bo to dobry doktor, mówię pani!

        No i kicha, ludzie sobie pigułkami ciśnienia spuszczają do blisko zera, serducha im nie wytrzymują od leków na serce, gdy choroby serca nie ma. Pogotowie na sygnale jedzie, nie każdego zdąży dowieźć.

        Te reklamowane to choć nie mają takich skutków. Reklamy nie znoszę, ale w niektórych przypadkach jest to informacja. Co innego, gdy mówimy, kto i w jaki sposób tę informację rozumie.

        Dobrego!

  2. Jedna z moich ulubionych reklam
    Czasem, rzadko bo rzadko, włączam ten szatański wynalazek – radio w samochodzie. No i lecą reklamy. Jedna z moich ulubionych to ta o “moim exie”. Nie wiem dokładnie czego dotyczy, ale głos jest miły i uroczy, pani ciepło wyprowadza pana z błędu i coś tłumaczy, słucham dźwięków, sens do mnie gorzej dociera. Widocznie mam kiepskie radio.
    Jeszcze jest jakaś dziarska reklama środka na erekcje, tu z kolei urzekają mnie optymistyczne słowa, że wystarczy zażyć i zaraz rozerwie ci spodnie. No nie dosłownie tak to leci, ale padają dziarskie bojowe czasowniki czy przymiotniki określające szybkie i skuteczne działanie leku, żywcem wzięte z odprawy plutonu przed atakiem na wzgórze numer 728 czy jakoś tak.

  3. Zdaje się, że jestem jedną z
    Zdaje się, że jestem jedną z nielicznych znanych mi osób odpornych na reklamy. Z tych najbardziej niebezpiecznych, dotyczących leków, nigdy nie skorzystałam. Z czasów gdy chorowałam została mi wiedza, że nie koniecznie to, co pomaga Goździkowej, dla mnie będzie równie dobre. Lekomania mi raczej nie grozi. Łykam BARDZO rzadko. Przy lekkich niedyspozycjach korzystam z medycyny naturalnej. W sytuacjach gdy muszę, udaję się do lekarza.
    Może gdybym była nałogową telewidzką lub radiosłuchaczką, coś by się zmieniło. Nie wiem. W necie reklam nie widzę. Najlepszą, sprawdzoną formą reklamy jest dla mnie “Jedna baba drugiej babie.” Dotyczy to tylko i wyłącznie środków czystości. W razie gdyby, tracę tylko pieniądze, nie zdrowie.

    PS: Może kiedyś zasłużę na zwracanie się do Ciebie Marko, Marku.;)

    • Jasmine
      a co to jak jakiś tam paw abyś musiała zasłużyć 😉
      Masz ochotę tak się do mnie zwracać, proszę 🙂
      Pozdrowienia
      PS
      Twoje podejście do samoleczenia bardzo mi się podoba 🙂
      Twoją metodę polecam innym, zwłaszcza tym dla których pani Goździkowa jest au torytem najświętszym ze świętych 😉

  4. Dzieciaki otrzymujące te same
    Dzieciaki otrzymujące te same cudowne środki, co ich cierpiące na globusa mamusie to niestety smutny fakt. Mamusie, które tygodniami “leczą” swoje dzieci tabletkami bez recepty to też nie wymysł. Za to odporność młodego pokolenia na reklamy napawa optymizmem. Lekcje na temat mediów i reklam zawsze wywołują u mnie refleksję, że strasznie cwane te moje maluchy, a rola nauczyciela sprowadza się wtedy do uporządkowania ich bogatej wiedzy i doświadczeń.