Reklama

Dnia 20 lipca 1969 roku, późnym wieczorem czasu polskiego, Stany Zjednoczone Ameryki Północnej wypromowały na cały świat polską kulturę. Cały świat zasiadł bowiem przed (ogromnymi wówczas) telewizorami, aby oglądać bezpośrednią transmisję z lądowania człowieka na Księżycu. Cały świat patrzył z zapartym tchem na amerykański pojazd księżycowy Lunar Excursion Module. Polskim akcentem była tu jego nazwa – na cześć polskiego pisarza Stanisława Lema.

Tak się składa, że tę promocję Polska zawdzięcza w znacznej mierze władzy komunistycznej. To dzięki niej Lem zrobił taką karierę literacką. Studiował bowiem w latach pięćdziesiątych medycynę, lecz powstrzymał się przed zdawaniem ostatnich dwóch egzaminów, ponieważ w ramach tak zwanych nakazów pracy groziła mu (niepożądana ze względów rodzinnych) zsyłka na daleką prowincję.

Reklama

Podjął pracę w Instytucie Naukoznawstwa i dorabiał pisaniem opowiadań oraz powieści w odcinkach. Wkrótce musiał jednak dorabianie uczynić swoim zawodem. Władze zlikwidowały Instytut, a młody Lem został bez środków do życia. Miał w zanadrzu niezłą powieść „Szpital przemienienia“, ale obowiązywał wtedy już socrealizm i nie chciały czegoś takiego państwowe wydawnictwa.

Wówczas prezes Wydawnictwa „Czytelnik“ dał początkującemu pisarzowi ostatnią deskę ratunku – zamówił u niego powieść science fiction. Lem wcześniej już zaczynał eksperymentować z tym gatunkiem; w „Przekroju“ drukowano w odcinkach jego „Człowieka z Marsa“. Zainkasował życiodajną zaliczkę i bardzo szybko „Astronautów“ napisał.

Z dzisiejszego punktu widzenia jest to powieść mocno „komunistyczna“, chociaż wspaniale się czyta. Autor na długie lata dał na nią zapis cenzorski, który zdjął w końcu na liczne gorące prośby wydawców i czytelników. Po ukazaniu się na rynku okazała się jednak bestsellerem na tle tych wszystkich ówczesnych produkcyjniaków o bohaterskich sekretarzach partyjnych. Wiodący gatunek literacki Lema został w ten sposób określony. Stanisław Lem wyniósł go potem na wyżyny geniuszu w ciągu trwania swojej kariery.

Pod pretekstem budowania odległych światów kosmicznych obśmiewał bez żadnych ceregieli absurdy „realnego socjalizmu“ i życia w państwie totalitarnym. Było to całkiem jawne, lecz w życiu stricte literackim nieco ograniczano ingerencje cenzury – rządzący doskonale wiedzieli, że trzeba dać jakiś „wentyl“, bo inaczej grozi rewolucja. Ale zainteresowania autorskie Stanisława Lema były o wiele głębsze i to szybko zjednało mu czytelników na całym świecie.

Lem pisał zawsze o tym samym: o tajemnicy ludzkich wyborów w życiu. By dogłębnie je analizować, tworzył kosmiczne światy i najrozmaitsze ekstremalne wydarzenia w nich. Drugim jego zainteresowaniem, któremu był wierny całe życie, był rozwój nauki i związane z tym rozwojem ludzkie problemy. Trzecim – ale tu trzeba szczególnie umieć czytać „między wierszami“ – Bóg oraz zagadnienia religijne.

Lem był zdeklarowanym ateistą; może agnostykiem według innych opinii. Absurdy myślenia wierzących obśmiewał równie niemiłosiernie, jak absurdy władzy komunistycznej. A czasami obśmiewał również i poważne prawdy wiary, których nie był w stanie zrozumieć mimo – a może z powodu – swej wybitnej inteligencji. Ale w tym uporczywym powracaniu do owych tematów było i coś innego.

Lem tęsknił. Tęsknił rozpaczliwie przez całe dorosłe życie. Doświadczywszy egzystencjalnie nieodwracalności śmierci podczas wojny i studiów medycznych, nie mógł uwierzyć w życie wieczne i ta idea odrzucała go od religii. Lecz tęsknił za Bożą Opatrznością, za Miłosiernym Ojcem Ludzkości, za pozaziemską czułą nad mieszkańcami Ziemi opieką.

W jednej z najlepszych jego powieści – z powodu trudności poruszanych tematów dość mało popularnej – „Głos Pana“ wyraźnie widać, że Lem gotów jest nawet uwierzyć w wymyślonych przez samego siebie kosmitów, byle tylko dostąpić łaski wiary. Jakoś nikt z chrześcijan go znających się tym nie przejął, zanim nie stało się za późno. Oj, będziemy się czerwienili jak buraki, gdy staniemy przed Lemem w Niebie!

A potem była „Summa technologiae“ pod wpływem słynnego dzieła Akwinaty, a po latach jeszcze dalsze jej części – „Moloch“ (pierwotnie dwie pozycje, później wydawane razem pod tym właśnie tytułem) i „Okamgnienie“. Tu dopiero obcować można z geniuszem! Lem nie mógł rzecz jasna dobrze przewidzieć rozwoju cywilizacji w szczegółach technicznych, lecz bardzo trafnie je opisał od strony filozoficznej.

To wszystko do dzisiaj jest z wypiekami na twarzach czytane przez kolejne pokolenia na całym świecie. I chociaż od smutnej wiadomości o śmierci Lema 27 marca 2006 roku nic nowego literalnie już nie przybywa, a techniczne szczegóły stają się śmieszne, to treść wciąż staje się nowa, w miarę przybywania naszych życiowych doświadczeń. Jak we wszystkich genialnych dziełach.

www.tolle.pl/pozycja/solaris?pp=1081

Reklama