Reklama

Jeśli Amerykanie nie przystąpią do uzdrowienia swojej ekonomii i ograniczenia zadłużenia, wkrótce poznają tę samą prawdę, którą poznali już Rosjanie.  Supermocarstwo to nie jest kraj z największą ilością głowic broni nuklearnej i najpotężniejszą armią.  Supermocarstwo to kraj z najsilniejszą ekonomią, która może pokryć koszty mniej lub bardziej przemyślanych przedsięwzięć jego liderów.

Ameryka nie jest już od dawna krajem kapitalistycznym, w którym ekonomią rządzi wolny rynek popytu i podaży.  Łatwo to było zaobserwować szczególnie podczas kryzysowego planu ratunkowego TARP („too big to fail”), interwencyjnego wspomagania wybranych przez rząd banków i biznesów i obciążenia jego kosztami przyszłych pokoleń.

Reklama

Demokracja, jak wiemy, jest najgorszą formą systemu rządzenia, oczywiście z wyjątkiem wszystkich innych znanych systemów rządzenia…  W dzisiejszej polityce nie ma mężów stanu, tak jak wśród świecznikowych dziennikarzy nie ma mężów pióra.  Całą tę pożądliwą bandę pożeraczy sukcesu sponsorują grube portfele interesownych oligarchów i ich lobbistów.

Dziennikarze śledczy występują najczęściej już tylko w dobrych filmach, w życiu pozostają zwykle tylko stenografami i najchętniej idą w rozrywkę czy sport, chociaż i tu mogą niechcący wkroczyć na pole minowe korupcyjnych układów.

Czy to w USA, czy w Polsce politycy zmagają się z problemem pozyskania jak największej liczby wyborców w sposób, który pozbawi zwycięstwa ich konkurentów z innej partii, walczących o tych samych wyborców.  Uwodzenie, zaczarowywanie  i próba utrzymania poparcia wyborcy podporządkowane jest zasadom współzawodnictwa wypracowanym jeszcze w demokracji starożytnej Grecji.  Celem jest tu ustawiczne podkreślanie własnych zdolności do przeprowadzenia korzystnych dla wyborcy zmian (bądź zachowania status quo), a wszystko to w trosce o dobro wyborcy.
 
W obydwu krajach rządzące partie, w zasadzie gardzą tradycjami i przywiązaniem do historii swoich wyborców i posiłkując się ofensywą podporządkowanych mainstreamowych mediów oraz systemem edukacji, próbują wychować nowego człowieka przez projektowanie jego potrzeb, zainteresowań, wartości i dążeń.

Tak w USA zmagania między Demokratami, a Republikanami i podobnie w Polsce, między PO, a PiS-em, przypominają rodzinę, w której każdy z rodziców jest zdecydowany wygrać bezwzględnie swój argument, nie myśląc wiele o przyszłości rodziny, którą razem przecież tworzą…

Współpraca sił politycznych kraju, jest fundamentalną cechą demokracji.  Oznacza to, że każda orientacja obywateli państwa, ma miejsce przy stole i publicznej przestrzeni, gdzie może zabierać głos, który następnie będzie oceniony przez wyborców.

Współpraca, czy to w biznesie, czy to w polityce zaczyna się od zaufania i wspólnego dążenia (może innymi drogami) do jednego celu, jeśli tego brak, nie ma współpracy.
Posłowie, czy kongresmeni szybko orientują się, że aby utrzymać się na następną kadencję potrzebują nie tylko wyborców, ale i bogatych sponsorów.  Pracowici lobbiści potrafią dobrze odwdzięczyć się posłom, jeśli ci bedą sprzyjali interesom zainteresowanych oligarchów.  W USA funkcjonuje wiele takich grup interesu jak Big Pharma, Wall Street, Big Oil, związki zawodowe, przemysł filmowy, przemysł zbrojeniowy, bankierzy, czy Big Agriculture.

Jednak jeśli chcemy porównać sytuację i zasady działające w polityce i w biznesie, to zauważymy, że to porównanie nie jest uprawnione.  W danym okręgu wyborczym, w którym walczy o zwolenników polityk, walczą też o swojego klienta np. producenci programów komputerowych.  Jednak zadowolony klient może używać programów konkurujących ze sobą firm (np. Apple i Microsoft) i dalej posiadać o nich dobre zdanie. Biznes więc zaspokaja ludzkie potrzeby, które są w zasadzie podobne.

Natomiast poglady polityczne ludzi reprezentują ich różne wyznawane opinie i wartości (Bóg, aborcja, podatki, moralność ect.).  Inne więc zasady rządzą w polityce.  Zwycięzca zabiera wszystko, a przegrany odchodzi ze sceny zmagań z niesmakiem, a z nim odchodzą jego zwolennicy też niechętnie nastawieni do zwycięzcy i jego wyborców.   To zwycięzca otrzymuje do dyspozycji wpływ na cały aparat administracyjny w terenie do podziału między swoimi najwartościowszymi zwolennikami.  Dla przegranych zaczyna się kilkuletni post…

Biznesem kierują proste zasady wypracowania zysku, jak i misja jak najlepszego zaspokojenia potrzeb klienta, w polityce jednak działają nieco inne mechanizmy.   Politycy w celu uzyskania lepszych wyników, nie mogą pozbyć się zjadających budżet ludzi starszych, niepełnosprawnych, chorych, czy biednych i gorzej wykształconych.  Społeczeństwo zorganizowane w państwo ma zobowiązania konstytucyjne i moralne wobec tych ludzi.  Co innego biznes, tu jeśli ktoś zawala, jest niewydolny, lub kradnie, w ramach lepszej organizacji pracy zostanie zwolniony.

Już z pierwszego spojrzenia pojawia się konkluzja, że trzeba by wprowadzić limit jednej (czy dwóch)  kadencji, z jednej strony aby politycy tak łatwo nie popadali w korupcję, a z drugiej aby rozszerzyć obywatelski eksperyment udziału w rządzeniu.
Ktoś powiedział, że kiedy upadł berliński mur, całe czerwone plugawstwo przelało się na zachód.  Oczywiście lewica od dziesięcioleci pracuje  nad rewolucją w Ameryce infiltrując jej szkoły i kulturę, w celu złamania podstawowych tradycyjnych zasad moralnych, nadając zmianą „postępowy” kierunek, który ma doprowadzić do jej zniszczenia.

Czy możemy spodziewać się polepszenia sytuacji na tym odcinku? Problemem wydaje się zwyrodnienie elit w obydwu krajach.  W Polsce, rząd niejako chce uciec od Polski i wylądować gdzieś jako prowincja unii europejskiej zarządzanej przez Niemcy.  W USA rząd, chce zadłużając nadmiernie państwo i następnie doprowadzając kraj do kryzysu, gruntownie go przebudować tak, aby lepiej służył w planach globalizacji świata…

Reklama

4 KOMENTARZE

    • @cmss
      Witam, wiesz, że masz rację z elitami, działają w paskudnej branży, stąd ta choroba. 

      Leszka miło wspominam, siedziałem z nim w Kwidzyniu, choć znałem go wcześniej. Misja prof. Baltazara Gabki w poszukiwaniu trójpana w historii…

      Pamiętam, 4 XII 1982 r., siedziałem akurat w celi Profesora, z innymi, na jego wykładzie.  Wtem wszedł klawisz i odczytał moje imię i nazwisko.  Wstałem zniecierpliwiony (bo wywód Leszka mnie zainteresował), klawisz zaś: "Jest Pan WOLNY".  Resztką przytomności zdobyłem się na dowcip, ku uciesze obecnych internowanych: "Skoro jestem WOLNY, to zostanę do końca wykładu".  Odpowiedziała salwa (śmiechu).

       Tak to jest jak pociągnie Pan za  cyngiel pamięci.  Pozdrawiam.
      Jacek

    • @cmss
      Witam, wiesz, że masz rację z elitami, działają w paskudnej branży, stąd ta choroba. 

      Leszka miło wspominam, siedziałem z nim w Kwidzyniu, choć znałem go wcześniej. Misja prof. Baltazara Gabki w poszukiwaniu trójpana w historii…

      Pamiętam, 4 XII 1982 r., siedziałem akurat w celi Profesora, z innymi, na jego wykładzie.  Wtem wszedł klawisz i odczytał moje imię i nazwisko.  Wstałem zniecierpliwiony (bo wywód Leszka mnie zainteresował), klawisz zaś: "Jest Pan WOLNY".  Resztką przytomności zdobyłem się na dowcip, ku uciesze obecnych internowanych: "Skoro jestem WOLNY, to zostanę do końca wykładu".  Odpowiedziała salwa (śmiechu).

       Tak to jest jak pociągnie Pan za  cyngiel pamięci.  Pozdrawiam.
      Jacek