Reklama

Ktoś, kto się zna, bo ja się nie znam, a i tak śmierdzi mi to katastrofą, zwłaszcza jeśli do tego dodać 1,1% PKB napędzanego przez eksport.

Ktoś, kto się zna, bo ja się nie znam, a i tak śmierdzi mi to katastrofą, zwłaszcza jeśli do tego dodać 1,1% PKB napędzanego przez eksport. Co się stało z założeniami rządu, którego PRIORYTETEM były oszczędności i trzymanie w ryzach finansów. Dlaczego nikt o tej zbliżającej się katastrofie nie piśnie słowem? Poczekam jeszcze parę godzin, a jak się nie doczekam, to napiszę jak się nie znam.

Reklama

5 KOMENTARZE

  1. Są dwie opcje: 1. Rostowski,
    Są dwie opcje:
    1. Rostowski, po tegorocznych doświadczeniach, postanowił tym razem przyjąć najgorszą możliwą prognozę, zamiast najlepszej. Ponieważ czarna prognoza najprawdopodobniej się nie sprawdzi, będzie można w ciągu roku mocno zmniejszyć deficyt, tak samo jak w tym roku go zwiększono. Rządowi będzie dzięki temu łatwiej planować wydatki i uniknąć bolesnych cięć.
    2. Rząd postanowił rzucić prezydentowi Obamie wyzwanie w konkurencji “kto będzie miał procentowo większy deficyt”. Obawiam się jednak, że Stany wygrają i tak, bo u nich deficyt wyniesie w tym roku 12% PKB, podczas gdy u nas te 52 miliardy dałyby “tylko” 8% z “groszami”.

    Mówiąc poważnie opcja numer jeden wydaje mi się bardziej prawdopodobna, choć nie mam pojęcia dlaczego przy spadku tempa wzrostu PKB z 1,1% do 0,7%, co zakłada minister, miałoby dojść do wzrostu deficytu o 25 miliardów złotych. Na razie jestem optymistą i nie wydaje mi się, aby faktycznie trzeba było zadłużać kraj na ponad 52 miliardy.

  2. Potwierdzałoby się to co
    Potwierdzałoby się to co pisałem – najgorsze z możliwych założenia, a z biegiem czasu znalazłyby się pieniądze na kiełbasę wyborczą. Przykładem nauczyciele, jedna podwyżka 7 % (Boni mówi, że jest minimalna szansa, że 8), ta podwyżka we wrześniu 2010 – wybory miesiąc później. Już teraz stawiam, że będzie 8.
    A przy jakim wzroście PKB ten deficyt? Miało być niby 0,5, ale “analitycy” prognozują minimum półtora proc. wzrostu w mastępnym roku w Polsce.