Reklama

Wczoraj odbyła

Wczoraj odbyła się konferencja w obcej ziemi. Nie wiem czy Wy też tak macie, że jak widzicie jakiś wyjątkowo żenujący obraz, to przełączacie na inny kanał, by za chwilę wrócić i sprawdzić czy już koniec? Jeśli nie to spróbójcie; pomaga. Wczoraj musiałam klikać pilotem kilkanaście razy, jak dwaj panowie mężowie stanu zaczęli gadać o tym co w UE wywalczyliśmy. Nie chciałbym się znów narażać i budować barykad sympatii politycznych, dlatego powiem, że zarówno Kaczyński tym razem Lech, jak i Tusk, niezmienianie Donald, dali popis na równym, beznadziejnym poziomie. Wszystko rozumiem, mnie jak ktoś na odcisk nadepnie, to też potrafię dotąd biegać, aż nie podstawię haka, ale jak każde dziecko robotniczo-chłopskie we krwi mam drobnomieszczańską cechę, która brudy nakazuje prać w domu.

Reklama

Ci dwaj do Europy pojechali z polskimi brudami i prali się na przemian. Patrzyłem na tę konferencję i widziałem dwóch wściekle nienawidzących się Polaków, o dziwo jeśli za kryterium okazywania nienawiści wziąć mimikę, to zdecydowanie kolega Donald wybijał się na miłującego inaczej. Już nawet nie o wilcze oczy chodzi i zaciśnięte wargi, ale mało wychowane odwracanie głowy i gapienie się w sufit kiedy perorował Lech. Potem w troszkę mniejszej skali Lech gapił się w sufit, a perorował Donald. Nie podejmę się słownej wizualizacji tej imprezy medialnej, nie to żebym nie potrafił, nie takie rzeczy robiło się ze szwagrem we wojsku, w którym się nie było. Nie podejmę się, bo sam siebie musiałbym przełączać pilotem, po każdym zdaniu wyduszonym z samego siebie. Podejmę się natomiast krótkiego opisu dialogów i zachowań.

Najpierw Polskę obiegła informacja z gatunku małpy w czerwonym tyle, że rzecz dotyczyła naćpanej i na dodatek niemieckiej małpy. Ponoć było tak:

– Widzisz jak Angela cię kocha – powiedział Donald do Lecha.
– Co ona jakaś naćpana/”dziurdziany”? – odpowiedział Lech Donaldowi.

I tak cały dzień mieliśmy na topie „międzynarodowy skandal”, z którego obaj panowie postanowili dla dobra Polski wyjść, teoretycznie jednym głosem. Pyta dziennikarka Donalda czy to prawda, a Donald „przekonująco” dopowiada:

– Słucham??? No co też pani? Nie, nic podobnego, absolutnie, gdzieżby tam, zresztą trzeba pytać prezydenta, ale ja nie, ja nie słyszałem….

Parę razy zdarzało mi się ratować tyłek paru ludziom oraz odwrotnie i że tak powiem, trochę więcej serca w to wkładałem i bardziej było widać, że mi zależy. A należało wybrnąć z tej sytuacji – nawet jeśli Kaczyński palnął to co palnął, chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie podejrzewa, że podobnych uwag politycy sobie na zapleczu oszczędzają. Rozlewanie takich informacji po polskim korpusie dyplomatycznym, to jak wyciskanie pryszcza zanim dojrzał, można tylko rozbabrać krostę do wielkości wrzodu. Potem padło drugie kluczowe dla polskiej delegacji pytanie. Czy Tusk na „prośbę” Jarosława Kaczyńskiego zrezygnuje przynajmniej z jednego meczu w tygodniu, bo faktem jest, że nawet MU i Barca, nie rozgrywają trzech spotkań w tygodniu, jak to ma w zwyczaju Donald. Lech zaraz po pytaniu szepcze: „nie daj się sprowokować” i nawet wyglądał na autentycznego w tej prośbie, ale chyba za cicho, albo za późno szeptał, bo Donald już jechał po Jarosławie. Zakomunikował Donald coś w stylu takim, że jak Jarosław da szansę Donaldowi dokopać mu na boisku, to on Donald odpuści Puchar Polski i skupi się na Lidze Mistrzów.

Nieco zawiedziony Lech odparł, że to nie jest uczciwe, w domyśle zapewne chodziło o to, że Jarosław wychowany poza podwórkiem nie ma szans na boisku. Dalej Donald opowiadał, że dopiero on pokazał Europie jak się negocjuje, czego Jarosław nie potrafił, gdyż Jarosław pyskował, zamiast negocjować. Takie opinie nie mogły się podobać Lechowi, wszak brata mu na europejskich salonach Donald obrobił i jakoś tam, nawet nie tak bardzo ostro, Lech się odburknął. I chyba byłoby na tyle, poza jeszcze paroma wstawkami typu wielki sukces ripostowany średnim sukcesem, dużo kasy ripostowane taką sobie kasą. Wiem, że część z Was kontestuje media i chciałoby wiedzieć, co tak naprawdę w tej UE nasza delegacja załatwiła. Bo chyba coś załatwiła? Hmm. Powiem prawdę, nie wiem. Może jak przełączałem na inne kanały, w momencie szczytowej żenady padały słowa istotne, ale nawet jeśli tak, to nie mogło tych profitów być za wiele, ponieważ przełączałem na parę sekund i znów wracałem. Wnoszę z tego, że jeśli coś w UE załatwiła nasza delegacja, to było tego wszystkiego na parę sekund.

Powiem też, że dwa smuteczki mnie dopadły po tych obrazkach zafundowanych mi przez dwóch mężów stanu. Wiem, że to pewna łatwizna i sam tego unikam, nawet tępię wrzucanie do jednego wora, ale naprawdę nie dostrzegłem różnicy w żenującym zachowaniu obu panów, to był ten sam poziom, ta sama nienawiść do siebie, której nie potrafili opanować. Jeśli już doszukiwać się niuansów, to wydaje mi się, że bardziej nieporadny w okazywaniu nienawiści i złośliwości był Kaczyński i to przemawia w niewielkim stopniu na jego korzyść. Ale to nie zmienia obrazu jaki roztaczała sobą polska delegacja. To pierwszy smuteczek. A drugi smuteczek jest taki, że dotąd za rubieżami nawet nienawidzący się jak przysłowiowe psy Miller z Kwaśniewskim poza jedną bitwą o flagę, nie robili wiochy sobie i nam wszystkim. Przykro patrzeć, na tych dwóch i coraz trudniej ich odróżnić, może dlatego, że teraz wszyscy zajęli się polityką miłości. Gdzieś tam z boku delegacji siedział Rostowski, odezwał się parę razy, a raczej przebijał przez głosy tych dwóch naparzających się w tle wypowiedzi ministra i tyle wszystkiego, co nie przełączyłem na inny kanał. Żal „d” ściska jak się patrzy na politykę miłości i tak zaciśniętą proponuje zachować, bo to jedno wielkie „miłowanie” wyborcy jest.

wtyczka dla firefoxa

http://port25.technet.com/pages/windows-media-player-firefox-plugin-download.aspx
 

Reklama

8 KOMENTARZE