Reklama

Nie ma i skończyło się na zawsze, trzeba uznać fakty, reszta jest tylko mniej lub bardziej pociesznym pocieszeniem. Tak często bywa i chyba każdy w szkole podstawowej miał okazję zaobserwować pewne zjawisko. Oto pewien rudy Maciek z VIC miał w zwyczaju na apelach szkolnych wykrzykiwać rozmaite dowcipy, brylował w tym procederze i wprowadzał w konsternację ciała pedagogiczne, ku uciesze dziatwy szkolnej. I działo się tak przez dłuższy czas póki w szkole nie zjawiła się nowa, rezolutna, pani dyrektor. Rudy Maciek jak zwykle wydał z siebie dowcipny głos, a pani dyrektor wyłowiła smarkacza z tłumu, złapała za rączkę, przyprowadziła na podest szkolnej auli i powiedziała do mikrofonu tak: „Proszę Maciusiu, powiedz nam wszystkim głośno i wyraźnie, co powiedziałeś przed chwilą, tak jakoś półgębkiem”. Jeden i drugi nie wymaga bardziej wyszukanych zabiegów, wystarczy ta prosta, stara jak szkolny świat psychologia. Lasek i Artymowicz to kompletne kłody medialne, przed kamerą są tak atrakcyjni i nośni jak relacje „Pegaza” z „Warszawskiej jesieni”. Sztywne, sparaliżowane postaci, które zostały przyprowadzone za łapkę do studia, bo coś tam pokrzykiwali wesoło wśród dziatwy. Jeśli porównać cała tą internetową sztubacką swadę Artymowicza, ten dowcip w stylu pilota zakładowych wyciek i tę obrazowość krzewienia nauki wśród ludu, z jąkaniem się przed kamerą i powtarzaniem dwóch frazesów: „absolutnie nie fizyczne”, „niestety paranaukowe”, to widać bezmiar rozpaczy lepszego towarzycha. Nikt inny, nikt lepszy się nie odważy stanąć przed ściętym już drzewem, by klepać zdrowaśki do dendrologicznego totemu.

Co by nie mówić o Hypkim, Fischerze, czy nawet paraojczymie Justyny Pochanke – Gruszczyku, to jedno nie ulega wątpliwości, oni porywali tłumy swoimi głupimi analogiami, swoim efekciarskim psychologizowaniem, swoimi głupawymi anegdotami. Artymowicz i Lasek są najgłębszą rezerwą lepszego towarzycha, trują, męczą bułę, zanudzają widza i kastrują oglądalność w niszowych stacjach i niszowych programach. Wspomniałem o Hypkim, ale z czystym sumieniem dodałbym do kolekcji Klicha, tego od „urwało, bo przywaliło”. Ba! Skala nudy i desperacji jest tak wielka, że niejaki „Łoza” Łoziński ze swoimi wieśniakami rąbiącymi polana, wydaje się medialnym przebojem, urodzonym Krzyśkiem Ibiszem. Co bardziej zdesperowani „Świadkowie Drzewa” będą się pocieszać, że przecież chodzi o naukowość nie medialność, a naukowość jest nudna, dokładnie tak nudna jak Artymowicz z Laskiem, bo bardziej się nie da. Mnie wyznanie wiary nie interesuje, wiem natomiast, że utrzymane w tym stylu pocieszenia nie mają najmniejszego sensu. Przede wszystkim od 2010 roku w mediach nie mieliśmy ani jednego poważnego, nudnego naukowca, który zrobiłby karierę i dokonał przełomu w odpowiedziach na nurtujące pytania. Wszyscy odpowiedzialni za zbiorową świadomością byli medialnymi Benny Hillami. Ci wymienieni powyżej i jeszcze wielu innych nie mówiło o tym, że F = m x a. Ich zadania były zupełnie inne, mieli porównać Lanosa z Jumbo Jetem, mieli gołębiem strącać promy kosmiczne i drewnianą ekierką rąbać stal. Innymi słowy to wszystko byli „naukowcy” medialni, zdolni przekazać prostemu ludowi, że równania z jedną niewiadomą lud nie pojmie, ale niech wierzy lud na słowo, że innego wyniku być nie może.

Reklama

Lasek i Artymowicz zanim przed kamerą otworzą usta i zaczną mlaskać monotonnym tembrem, samym swoim jestestwem wprowadzają taki nastrój, tak dynamikę i aurę, jakiej można doświadczyć na widok kasjerki KRUS widzianej przez kratowane okienko wybite w ścianę, do połowy zaciapaną orzechową lamperią. Nie ma złudzeń za starzy są i za bardzo pozbawieni talentu, aby się udało coś z tych kłód medialnych wyrzeźbić, a do tego mamy ostatni gwóźdź do jesionki, czyli ich naukowość. Lasek dopóki się nie odezwał mógł jeszcze uchodzić za jako takiego speca od awioniki i innych wskaźników odpowiadających za lot, ale problem Laska szczęśliwie polega na tym, że się odezwał w innych obszarach. Jako jeden z ostatnich został wyciągnięty do komentowania wybuchu, zamachu, procedur śledczych. Kompletnie nie miał i nie ma o tym pojęcia, dlatego sadzi kwiatki nie gorsze od Klicha: „jak wybuch był to nie było trotylu, jak był trotyl to nie było wybuchu”. Proszę zwrócić uwagę, że formułka niczego sobie, moim zdaniem nawet lepsza od Lanosa uderzającego z 300 km/h w przydrożną korę, ale kompletnie się nie sprzedał, bo się lud uodparnia i paradoksalnie szuka atrakcji po drugiej stronie, gdzie zwyczajnie jest ciekawiej i naukowo i medialnie. Jeszcze gorzej wygląda Artymowicz w naukowym garniturze a’la przedstawiciel handlowy rynku nawozów sztucznych. On jest z innej bajki, mały Książę od gwiazd, Piotruś Pan w swoim małym samolociku, który usiłuje dolecieć na sam szczyt. Strach takiego lansować na poważne, bo wystarczy uruchomić google, aby się dowiedzieć kto zacz, jak bardzo śmieszny i jak bardzo nie na temat osobnik.

Obaj panowie poznali się na zamkniętej imprezie w Kazimierzu, którą relacjonował niejaki Jan Osiecki, prowincjonalny żurnalista i jeden z tych, którzy z medialnego topu tak szybko zniknęli, jak się na nim przez chwilę znaleźli. Po ślepych strzałach znacznie większego kalibru, w końcu nikt nie chce już przychodzić albo ma zakaz wstępu do ogólnopolskiego studia, ot choćby Gruszczyk, lepsze towarzycho nie ryzykuje. Gdy się okaże, że ostania wylansowana nadzieja zostanie ośmieszona, limity się wyczerpią. Dlatego łapie się lepszego towarzycho tego co pod ręką zostało i się pcha do kamery, ale wiary i determinacji to ja w tym nie widzę. Robią, bo coś robić trzeba, ale nie ma w hurtowniach takich zapasów Laremidu, które pozwoliłby zatrzymać jelita Laska i Artmowicza na widok kamery, nie ma takiego pudru i Photo Shopa, który uczyniłby z nich naukowców poważnych lub medialnych. Lasek chociaż się stara coś tworzyć na własny użytek, Latający Czestmir Artymowicz męczy konia zaprzęgniętego trzy lata temu, powtarza w taksówce i w stacjach TV o oglądalności 45 tyś. widzów, te same umierające z głodu kawałki o samochodzikach i beczkach. Parcie, chęci i zgłaszanie przydatności jest ogromne u obu kłód medialnych i naukowych świątków, ale talentu i wiedzy tyle, że poza „Superstację” w czasie dobranocki nie wyjdą. Zmęczenie materiału i materiałoznawcy bez charyzmy przyśpieszają zmianę kierunku z kłamstwa na poszukiwanie prawdy. Coraz silniej gubią się proporcje między naukowym, nudnym pogaństwem kłamstwa, a naukowym i atrakcyjnym medialnie zespołem Macierewicza. Dochodzenie do prawdy, choćby momentami nieudolne wcześniej czy później staje się bardziej emocjonujące, niż początkowa ekscytacja wywołana kamuflowaniem łgarstw i to czynnik przesądzający o porażce świątków naukowych wystruganych z medialnej kłody.

Reklama

10 KOMENTARZE

  1. Trza czasem przypomnieć se,
    Trza czasem przypomnieć se, co się pisało w tym miejscu. Tu na blogu Kurki między 12 a 18 miesięcy temu przy rozważaniach co mogło być przyczyną tragedii, napisałem mniej więcej tak: Widzę mnóstwo nieścisłości, widzę, że coś kombinują, ale raczej zamachu nie było, bo przecież ruscy kontrolerzy nie dopuściliby swojego Iła do tak niebezpiecznego manewru jakieś 50 minut przed katastrofą tupolewa. Ryzykowali jak to oni ze swoim Iłem, to i sprowadzali polskego Tu.
    Tak się sfokusowałem na tym Ile transportowym, że także i wielokrotne obejrzenie m.in. zdjęcia lewego skrzydła z zupełnie nieposzarpaną krawędzią "natarcia" w niesłynną brzozę, z równiusieńką 'kreską' w tym miejscu skrzydła sugerującą, że brzoza ślicznie niczym cieniutka piła mechaniczna przecięla skrzydło bez spowodowania wgniecenia w miejscu "walnięcia", że tenże Ił zasłonił mi oczywisty obraz skrzydła, który obala tezę brzozową.

  2. Trza czasem przypomnieć se,
    Trza czasem przypomnieć se, co się pisało w tym miejscu. Tu na blogu Kurki między 12 a 18 miesięcy temu przy rozważaniach co mogło być przyczyną tragedii, napisałem mniej więcej tak: Widzę mnóstwo nieścisłości, widzę, że coś kombinują, ale raczej zamachu nie było, bo przecież ruscy kontrolerzy nie dopuściliby swojego Iła do tak niebezpiecznego manewru jakieś 50 minut przed katastrofą tupolewa. Ryzykowali jak to oni ze swoim Iłem, to i sprowadzali polskego Tu.
    Tak się sfokusowałem na tym Ile transportowym, że także i wielokrotne obejrzenie m.in. zdjęcia lewego skrzydła z zupełnie nieposzarpaną krawędzią "natarcia" w niesłynną brzozę, z równiusieńką 'kreską' w tym miejscu skrzydła sugerującą, że brzoza ślicznie niczym cieniutka piła mechaniczna przecięla skrzydło bez spowodowania wgniecenia w miejscu "walnięcia", że tenże Ił zasłonił mi oczywisty obraz skrzydła, który obala tezę brzozową.

  3. Mam lekki dysonans rozpoznawczy…
    Mam lekki dysonans rozpoznawczy… Dr Lasek przyjął tytuł /nota-bene doktora/ od Profesorów Polskich, ale już teraz nie będzie rozmawiał z Polskimi Naukowcami, bo to się nie mieści w Ich kompetencjach. Ciekawe, kto był Promotorem i Recenzentem dr Laska i jakie ma obecnie przemyślenia na temat poczynań dr Laska… Ciekawi mnie również, dlaczego dr Lasek – tak bardzo boi się konfrontacji ze 100 /słownie sto/ Polskimi Naukowcami, a zwłaszcza tymi Polskimi Naukowcami, którzy obecnie w Polsce nie mieszkają.

  4. Mam lekki dysonans rozpoznawczy…
    Mam lekki dysonans rozpoznawczy… Dr Lasek przyjął tytuł /nota-bene doktora/ od Profesorów Polskich, ale już teraz nie będzie rozmawiał z Polskimi Naukowcami, bo to się nie mieści w Ich kompetencjach. Ciekawe, kto był Promotorem i Recenzentem dr Laska i jakie ma obecnie przemyślenia na temat poczynań dr Laska… Ciekawi mnie również, dlaczego dr Lasek – tak bardzo boi się konfrontacji ze 100 /słownie sto/ Polskimi Naukowcami, a zwłaszcza tymi Polskimi Naukowcami, którzy obecnie w Polsce nie mieszkają.