Reklama

Odchodzi stary król, witamy nowego króla! Tak od ponad 200 lat, z krótką przerwą na wojnę secesyjną, wygląda transfer władzy w USA. Po lewej stronie szok i rozpacz, totalne zaskoczenie, morze łez, demonstracje i niezgoda. Po prawej stronie również zaskoczenie, łzy radości i wreszcie nadzieja na spełnienie postulatów zdroworozsądkowej normalności. Jeszcze na kilka godzin przed zwycięstwem Donalda J. Trumpa wydawać by się mogło, że obóz Hillary Clinton miał wygraną w kieszeni, ale jednak nie udało się ograć i ogolić z marzeń faceta z pomarańczową czupryną.

Reklama

Końcowe wyniki wskazują 306 elektorskich głosów dla Trumpa oraz 232 dla Clinton (choć jeszcze mogą być korekty). Tak więc Trump zdobył 57% elektorskich głosów, wygrywając w 31 stanach (Hillary w 19), czyli w 62% wszystkich stanów. W Senacie utrzymali nieco skromniejszą przewagę Republikanie (52 do 48 senatorów, stracili dwa miejsca), podobnie w Kongresie Republikanie 238 (-6), do 193 (+6) Demokratów.

Pamiętacie jak mainstreamowe media ostrzegały, że brutal, polityczny amator, miliarder Trump dorwał się (jak małpa do zegarka) do polityki i zniszczy Partię Republikańską i być może ją podzieli? Wszyscy inni kandydaci by wygrali, ale on przerżnie z kretesem!  Media zapowiadały oficjalną koronację Hillary i z drżeniem oczekiwały faktycznie na trzecią kadencję prezydenta Obamy…

Hillary wypadła gorzej wśród czarnych wyborców (głosowało na nią 15,6 mln) w porównaniu z Obamą z 2012 r. (otrzymał 16,7 mln czarnych głosów). Trump otrzymał  13% głosów czarnych mężczyzn i 4% kobiet, czyli lepiej niż Romney w 2012 r. (odpowiednio 11% i 3%). Przypomnijmy, że czarni stanowią 13% populacji.  Generalnie biorąc, czarni z południa kraju wspierają Demokratów, czarni z północy częściej Republikanów.

Moja znajoma powiedziała, że tylu najbliższych współpracowników Clintonów zginęło w tajemniczych okolicznościach, że ona powinna się raczej ubiegać o funkcję kierownika domu pogrzebowego, a nie prezydenta USA!    

                                                 

Wiele było plotek o tym jak to wszechmocny Putin miesza w amerykańskich wyborach przez swoich hakerów i WikiLeaks aby zniszczyć Hillary, ale to tylko dym. Ogień był gdzie indziej. Plotka niesie, że przecieki dla WikiLeaks organizowali patriotycznie zorientowani agenci FBI we współdziałaniem z amerykańskimi patriotami z innych służb (w kontakcie z Rudym Giulianim- zwolennikiem Trumpa, byłym burmistrzem Nowego Jorku). Nie chcieli pozwolić, aby ktoś tak skorumpowany objął urząd POTUS-a.

Zasłona milczenia zapadła nad osiągnięciami samego Baracka Husseina Obamy. Jego klasyczny socjalistyczny program umacniał dystrybucyjną rolę państwa, blokował rozwój świata biznesu rzucając mu pod nogi sieć regulacji. Jego reforma służby zdrowia ObamaCare podniosła koszta i dusi klasę średnią. Tak naprawdę jej celem było załamanie systemu ubezpieczeń i w konsekwencji wprowadzenie socjalistycznej powszechnej opieki medycznej. W ostatnich tygodniach Amerykanie otrzymywali w poczcie podwyżki rat medycznego ubezpieczenia, poczuli się zagrożeni.

Obama jest jak zimowe słońce: świeci, ale nie grzeje… To rzeczywiście najgorszy prezydent USA, kto nie wierzy niech spojrzy na jego “osiągnięcia”.

Kiedy obejmował władzę w styczniu 2009 r. tak Senat jak i Kongres miały większość demokratyczną.  Amerykanie przyjęli go z nadzieją, choć na kredyt, miał wygładzić, polepszyć stosunki między białymi i czarnymi, sam pochodził z biało-czarnej rodziny, wychowując się częściowo w muzułmańskiej Indonezji miał lepiej rozumieć świat. Zachodnim  (i nie tylko) elitom drżały z podniecenia nogi, gdziekolwiek się pojawił, za friko otrzymał Nagrodę Nobla. Jego mądrości oklaskiwał muzułmański uniwersytet w Kairze.

Amerykanie jednak powoli zaczęli odzyskiwać równowagę i zdrowy rozsądek. W 2010 r. idący z nim do wyborów parlamentarnych Demokraci stracili większość w Kongresie, w 2012 stracili większość w Senacie. Teraz piekło przegranych wyborów Hillary Clinton pochłonęło resztę jego dorobku. Całe szczęście! Oczywiście zło metodycznie nagromadzone przez tyle lat samo nie wyparuje, nawet choćby jego zwolennicy gorąco wierzyli w globalne ocieplenie.

Dlatego widzimy zadymy na ulicach wielu amerykańskich miast. Młodzież wykształcona w szkołach i na uniwersytetach przez lewicowych leniuchów żyjących w nierealnym świecie budżetówki, dziś walczy o demokrację i tolerancję bijąc ludzi podejrzanych o posiadanie innych poglądów politycznych. Czasem nawet zabijają ludzi jak bezdomnego weterana w Filadelfii, czy wyciągając z samochodu białego faceta w Chicago (pewnie głosował na Trumpa?), aby go pobić i okraść. Propaganda medialna lewicy nadaje, że Trump jest nowym Hitlerem. Wypada sprawdzić, czyje to bojówki palą biznesy, blokują ruch na autostradach i biją ludzi.

Wygrał Trump, kapitalista (405-y na światowej liście miliarderów Forbes’a), może nastąpić koniec znanego im świata, zamroziła ich troska, co stanie się z globalnym ociepleniem? Już nie będzie darmowych komórkowych telefonów Obamy. Co więcej Hillary obiecała bezpłatne studia dla wszystkich, co teraz będzie? Może nawet dojdzie do najgorszego i będą musieli iść do pracy? Przyszłość to horror! Dlatego następnego dnia po wyborach niektórzy nauczyciele akademiccy ogłosili, że egzaminy nie są konieczne. Jeśli studenci są w szoku z powodu wygranej Trumpa, nie muszą podchodzić do egzaminów. W szkołach dostępni są psycholodzy, a nawet czasem i terapeutyczne psy, plastelina i kredki. Wszystko byleby uratować zszokowane dzieci.

 

Nie jest tajemnicą, że dziś stosunki rasowe w Ameryce są w gorszym stanie niż 8 lat temu.  Czas ten Obama i jego ludzie przeznaczyli na budowanie wywrotowych ruchów jak MoveOn.org, czy Black Lives Matter, które sieją przemoc, polują na białych policjantów, palą lokalne biznesy, ale nie przeraża ich ilość zabójstw między czarnymi. Tak naprawdę te organizacje to najemnicy interesów miejscowych oligarchów takich jak Soros. To swoiste SA Adolfa Hitlera. Teraz uczestniczą w organizowanych zadymach i protestach przeciwko Trumpowi pod hasłem ”On nie jest moim prezydentem”, czy “F..k Trump!”. Pojawiają się ogłoszenia naganiaczy w internecie, na popularnym Craigslist oferujące “pracę protestanta” w pełnym wymiarze, albo “part-time” za np. $16,00 na godzinę, możliwe są nadgodziny. Czyli uczestniczenie w zadymach dla lewaków to stymulowanie  rynku pracy…

W Polsce mamy KOD, również sponsorowany przez podobnych ludzi, choć jego uczestnicy mają już “najlepsze” lata za sobą, więc tak mentalnie, jak i fizycznie podróżują do przeszłości. Ten sam Soros (szatan, nie kogut od rewolucji), zainstalował i  finansuje przecież Fundację Batorego, Hejtstop, W2E, czy Otwartą Rzeczpospolitą. Zwykle podejmują oni walkę z polskimi patriotami, polską tradycją, szerząc hasła genderowe i jakiekolwiek inne godzące w polski patriotyzm, rodzinę i wiarę. Soros zatrudnia Polaków naiwnych, głodnych łatwych pieniędzy i zagubionych, może pewnego dnia i oni znajdą swoją drogę do Polski.

Dumni z indywidualizmu Amerykanie mają dosyć wciskanego im socjalizmu, odrzucili rosnący w siłę aparat biurokratyczny promujący opiekuńcze  państwo.  Chcą dla siebie odzyskać, wyszarpać z pazurów państwowej biurokracji więcej wolności.  Zgodnie z amerykańską tradycją usankcjonowaną w Konstytucji i Karcie Praw Podstawowych, które są właśnie dokumentami zabezpieczającymi prawa i wolności jednostki przed zakusami państwa. Pełni pychy naganiacze i kaznodzieje medialni utracili zmysł słuchu. Medialna orkiestra grająca na elity i oligarchię była tak przekonana o własnej wartości, autorytecie i monopolu i grając nie zauważyła, że publiczność wyszła z sali…

Konserwatywni wyborcy, którzy nie poparli poprzednich republikańskich kandydatów jak McCaina i później Romney tylko dlatego, że uważali ich za członków establishmentu (i RINOS), tym razem poparli wojowniczego fajtera, który potrafił odczytać ich troski i marzenia. Mieli opory, trudno im się dziwić, w 2010 r. dostarczyli Republikanom większość w Kongresie, partyjny establishment szybko zapomniał o ich postulatach. W 2014 konserwatyści dostarczyli następne zwycięstwo, republikańską większość  w Senacie, dalej elity partyjne nie pamiętały o swoich zobowiązaniach wobec wyborców pozwalając na wszystko lewakowi Obamie. Dlatego w tych wyborach prezydenckich, aby nie powtórzyły się podobne sytuacje, konserwatyści poparli Trumpa, zdecydowanego walczyć do końca i nie związanego z partyjnym establishmentem kandydata.

Konserwatyści nie ufali partyjnemu aparatowi GOP (Partii Republikańskiej), więc jeszcze za rządów G.W. Busha (kwestia dofinansowania bankierów poprzez zapożyczanie społeczeństwa) utworzyli zdecentralizowaną Tea Party, która była przeciwna tak Demokratom jak i elitom Partii Republikańskiej. To ich zapał doprowadził do zdobycia dla GOP najpierw Kongresu, a następnie Senatu. Powyższe nie uszło uwagi rządzącym wtedy socjalistom z Obamą na czele, który zmobilizował siły i bezkarnie używając policji skarbowej (IRS) bezwzględnie ścigał liderów Tea Party i rozbijał skutecznie jej struktury zmuszając ich do zejścia do politycznego podziemia. Wygrana Trumpa to zemsta Tea Party za administracyjny lincz i niszczenie oddolnie kształtującej się reformatorskiej siły.

Inną sprawą jest poparcie udzielone przez robotników, którzy wskutek globalizacji tracą pracę. To właśnie oni zwykle głosując na Partię Demokratyczną zostali bez nadziei, a teraz uwierzyli Trumpowi. Przypomina to trochę sytuację za późnego Gierka, kiedy pozbawiona nadziei klasa robotnicza zbuntowała się przeciwko swojej reprezentacji.

Nowy POTUS nigdy nie był wybierany na żadną administracyjną, czy polityczną funkcję, to jego debiut! To prawda, jest mistrzem samopromocji, potrafi odgadnąć społeczne pragnienia, szybko się uczy nowych ról. Nie jest utrzymankiem grup interesu, wydawał na kampanię własne pieniądze, nie przyjmie prezydenckiej (rocznie ponad $400,000) pensji. To ewenement, również prezydent Herbert Hoover i J.F. Kennedy nie pobierali pensji. Zapewne będzie to interesujący czas w amerykańskiej historii.

Hasłem Trumpa było: “Oczyścić bagno w Waszyngtonie” i “America First”, pojawia się wiele pytań. Czy Trump (i w jakim stopniu) dotrzyma wyborczych obietnic? Jakim ludziom powierzy najważniejsze miejsca w swoim rządzie?

Na dziś wiemy, że Dyrektor Narodowego Komitetu Republikańskiego Reince Priebus został mianowany szefem gabinetu Prezydenta. Priebus jest sprawnym partyjnym aparatczykiem, członkiem establishmentu, przyjacielem speakera Kongresu Paula Ryana.  Pomagał Trumpowi podczas kampanii wyborczej, ale był zwolennikiem amnestii dla nielegalnych imigrantów.  Prawicowy Stephen K. Bannon szef konserwatywnego portalu Breitbart News otrzymał nominację na Głównego Stratega i Naczelnego Doradcę Białego Domu. W najbliższych dniach dowiemy się więcej, wiceprezydent-elekt Mike Pence objął kierownictwo nad zespołem przygotowującym transfer władzy do nowej administracji.

W najbliższych dniach dowiemy się jak radzi sobie Trump, a przecież wyzwania przed nim stoją ogromne. Pozostaje pytanie jak zachowają się jego przeciwnicy, wiedząc, że jego sukces stwarza poważne zagrożenie dla ich interesów i planów.  Miejmy nadzieję, że nie sięgną po wariant polski z 2010 roku…

Jacek K. Matysiak

Kalifornia, 2016/11/14

Reklama

2 KOMENTARZE