Reklama

W publicznych i prywatnych wypowiedziach dałem najnowszej aferze góra dwa tygodnie, jak widać pomyliłem się o tydzień i już jest po zabawie w „państwo totalitarne”. Przede wszystkim skończyły się nadzieje na dymisję Ziobry, która nie mogła się zdarzyć z wielu powodów, tak oczywistych, że szkoda przy niedzieli sobie i ludziom szczegółami głowę zawracać. Po aferze z Kuchcińskim, zupełnie innej i wbrew pozorom zdecydowanie bardziej czytelnej dla wyborców, opozycja i ich media poczuły krew. Gdy się przyjrzeć metodzie działania, to te dwie sprawy były rozprowadzane niemal bliźniaczo.

W pierwszym etapie rozpętano wielką „moralną rewolucję”, oczywiście na czele tej rewolucji stanęły najbardziej zdemoralizowane jednostki i grupy. Krzykiem i propagandą zrobiono z czegoś o czym wszyscy wiedzieli od lat, wielki upadek standardów i aferę, co najmniej na poziomie Amber Gold. Kuchciński poleciał ze stołka, bo ludzie takich sytuacji, w których polityk „za nasze pieniądze” korzysta z przywilejów nie cierpią i reagują alergicznie. Za falą propagandy poszły badania sondażowe, a w nich 60% domagało się dymisji Kuchcińskiego. Do nagonki w głupocie i megalomanii własnej dołączyli „nasi”, czyli „niepokorni” przerażani skalą akcji zorganizowanej przez konkurencję, ale też komentatorzy internetowi, których przecież „wysoki standard moralny”, zwłaszcza u innych, nic nie kosztuje. Los Kuchcińskiego na finiszu nagonki był przesądzony i skończyło się tak, jak się skończyło.

Reklama

Afera z „hejterką Emi” to zupełnie inna materia do obróbki i tutaj najgłupsza na świecie opozycja, z medialnym zapleczem, wyłamali sobie zęby. Scenariusz się powtórzył, najpierw seria moralnych uniesień i klepanie tematu przez kilka dni. Potem opublikowano zlecone badanie, ale takie z *, gdzie 60% domagało się dymisji Ziobro, z tym, że ten wynik dotyczył wyłącznie grupy, która o aferze słyszała. Około 30% dymisji nie chciało i to jest o tyle ciekawy wynik, że pokazuje żelazny elektorat PiS. Nic to jednak nie dało i do dymisji Ziobro nie doszło, bo i dojść nie mogło z powodów politycznych i strategicznych, a także rzeczowych. Nie jest przypadkiem, że badania na temat Ziobro oznaczono *, stało się tak z prostego powodu. Cała afera „Emi” jest aferą Internetu, a właściwie jednego portalu społecznościowego – Twittera.

Lekko licząc 70% wyborców nie ma pojęcia co to jest Twitter albo jak się nim posługiwać. Takie zbitki słowne jak „farma trolli”, czy „hejterstwo”, chociaż klepane w mediach dzień i noc, ciągle dla sporej części elektoratu są pojęciami równie abstrakcyjnymi, jak słynna pluralizacja z początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Krótko mówiąc, może nie szerokim, ale w wystarczająco dużym zakresie magiel środowiska sędziowskiego był dla ludzi nieczytelny i w żaden sposób ich nie dotykał. Nie było tu „naszych pieniędzy” ani innych rzeczy, które krzywdziłby „prostego człowieka”. Żrą się na górze, to niech się żrą, zawsze się żarli.

Ziobro uniknął dymisji z wyżej opisanego powodu, ale też obronił się politycznie, jego dymisja wiązałaby się z olbrzymim tąpnięciem w ramach prawicowej koalicji. Przypomnę, że Ziobro to nie tylko sam Ziobro, tylko cała grupa rozpoznawalnych i wpływowych polityków, dość wymienić Patryka Jakiego. Wreszcie zdymisjonowanie Ziobry, przy jednoczesnym wystawianiu oskarżonych, podejrzanych i prawdziwych „hejterów” na listach POKO, byłoby politycznym samobójstwem. Nie wspominając o tym, że dymisja Ziobry to jasny komunikat do społeczeństwa, że cała reforma wymiaru sprawiedliwości okazała się porażką. Plan był prosty, żeby nie powiedzieć prostacki, zaszczuć, zakrzyczeć, zaszantażować i w końcu wymusić dymisję Ziobry, tak jak wymuszono dymisję Kuchcińskiego.

Nic z tego nie wyszło i nie wyjdzie, również dlatego, że wielu analityków ciągle nie potrafi przyswoić podstawowej wiedzy. Takie „afery” zawsze zaczynają się od bomby, potem lecą wyłącznie odłamki, które nie robią na publice większego wrażenia. Jest po aferze, nic więcej głośnego i przełomowego nie usłyszymy. Koniec marzeń na rozbicie koalicji rządzącej, co mogłoby rzeczywiście być „gejmczendżerem”, czyli mówiąc po ludzku zwrotem akcji. Koniec tej „afery”, ale z pewnością będą kolejne, rozpisane według identycznego scenariusza, bo innej strategii na kampanię opozycja nie ma i mieć nie będzie.

Reklama

12 KOMENTARZE

  1. Kaczyński testuje swoich

    Kaczyński testuje swoich przybocznych i sprawdza jak sprawują się na stanowiskach ministerialnych, gdzie trzeba czymś zarządzać. Tylko Ziobro zdaje ten test. Brudziński poległ totalnie, a Błaszczak ledwie prześlizguje się nad poprzeczką. Dlatego utrudniają Ziobrze życie. Swoi z zawiści, a opozycja dlatego że zaczyna dostrzegać w nim następcę Kaczyńskiego.

  2. Kaczyński testuje swoich

    Kaczyński testuje swoich przybocznych i sprawdza jak sprawują się na stanowiskach ministerialnych, gdzie trzeba czymś zarządzać. Tylko Ziobro zdaje ten test. Brudziński poległ totalnie, a Błaszczak ledwie prześlizguje się nad poprzeczką. Dlatego utrudniają Ziobrze życie. Swoi z zawiści, a opozycja dlatego że zaczyna dostrzegać w nim następcę Kaczyńskiego.

  3. O hejcie słyszeli wszyscy

    O hejcie słyszeli wszyscy chociażby przy okazji zaszczuwania się  uczni w internecie więc nie przesadzaj z tą niby ignorancją u ludzi.Prawda jest gorsza.Prawnicy uważani są za pazernych krętaczy  ..i  nie ma znaczenia skąd są..Sąd,kancelaria ministerstwo…..jeden piniądz.

  4. O hejcie słyszeli wszyscy

    O hejcie słyszeli wszyscy chociażby przy okazji zaszczuwania się  uczni w internecie więc nie przesadzaj z tą niby ignorancją u ludzi.Prawda jest gorsza.Prawnicy uważani są za pazernych krętaczy  ..i  nie ma znaczenia skąd są..Sąd,kancelaria ministerstwo…..jeden piniądz.