Reklama

Jak to trafnie i obrazowo ujmuje Mądra Księga, czym innym jest bezmyślne gapienie się na rzeczywistość, a czym innym dostrzeganie istoty rzeczy, dającej zrozumienie otaczającej rzeczywistości.

Podobnie jest z  prowadzonymi obecnie, zarówno przez obóz rządzący, jak i przez opozycję i wszystkie w ogóle instytucje państwowe, poszukiwaniami świętego Graala, czyli demokracji. Najkrótsze studium o demokracji, jakie czytałem i było sensowne, liczy sobie ok. 650 stron – tak to już jest ze świętymi gralami – wszyscy przeczuwają, że jest gdzieś w zasięgu reki, ale nikt dokładnie nie wie, ani gdzie, ani czy na pewno, ani jak wygląda.

Reklama

W związku z tym nikt, albo prawie nikt, nigdy nie przestudiował tego zagadnienia w stopniu chociażby dostatecznym. Nieliczni specjaliści, którzy się tym interesują i pasjonują,  stanowią tak znikomy odsetek populacji, że z całkowitym spokojem można go statystykach pominąć.

Ponieważ należę do tego klubu dziwaków, postanowiłem trochę z przymrużeniem oka, jednak trzymając się twardych faktów, streścić opasłe tomiska najtęższych politologicznych głów zajmujących się tym tematem, do objętości kartki papieru, którą czyta się kilka minut.

Przedstawię kilka najważniejszych, łatwych do obserwacji zmiennych, pozwalających ująć obserwowane zagadnienia ilościowo oraz jakościowo (wartości), co pozwoli zmienne te potraktować, jako zmienne wskaźnikowe, czyli po dokonaniu pomiarów – jako wskaźniki demokracji.

Ponieważ nie jesteśmy jeszcze na etapie szacowania jakości demokracji, ale w ogóle dopiero jej poszukujemy, zastosujemy miarę dwuwartościową – najprostszą i jednocześnie najmniej zawodną . Jeżeli coś występuje w przyrodzie – mamy wartość jeden, jeżeli nie – mamy wartość zero.

Teraz kalibrujemy skalę, na której będziemy odkładali kolejno uzyskiwane wyniki pomiarów zmiennych: jeżeli coś ma wartość zerową, nie jest demokratyczne, jeżeli posiada wartość – jest.

Następnie obieramy mierzalne wskaźniki, które konstytuują systemy demokratyczne – proszę bardzo – kilka z brzegu, dla przykładu – jak wspomniałem , pełna analiza, to około 650-ciu stron drobnym maczkiem – chodzi  mi jedynie o zaprezentowanie sposobu zmieniającego patrzenie, w dostrzeganie.

—————

Demokracja, jak sama nazwa wskazuje, żeby była demokracją, musi  oddawać władzę w ręce demosu, czyli ludu, można powiedzieć, albo obywateli – też można tak to ująć. W starożytnych systemach demokratycznych, rządzili więc permanentnie wszyscy. Wielu badaczy upatruje właśnie w tym rozwiązaniu przyczyn upadku demokracji starożytnych, jako afunkcjonalnych dla społeczeństw i państw zbyt dużych – innymi słowy rozrost małego państwa demokracji bezpośredniej, nieuchronnie prowadził do dysfunkcji organów państwowych i do upadku takiego państwa, czyli zmiany systemu np. na oligarchiczny, lub despotyczny.

Nowożytnim wynalazkiem jest system demokracji pośredniej, czyli delegowanie władzy na wybranych przedstawicieli, mówiąc ogólnie – zasada ta więc stwierdza, że demokratyczne są powszechne wybory, w których większość przekazuje władzę mniejszości, która w ich imieniu rządzi.

Jednak lud, jako taki, niezmiennie pozostaje suwerenem, czyli dysponentem władzy – to on decyduje, kto będzie w jego imieniu rządził, czyli kto zajmie najwyższe stanowiska w strukturach państwa.

Jeszcze w czasach IRP, poseł, który sprzeniewierzył się instrukcjom poselskim, które przyjął do wykonania, mógł być na sejmiku zbigosowany szablami przez rozczarowanych elektorów. Jak widzimy więc, ogół obywateli, a więc suweren, nie tylko deleguje władzę w ręce swych przedstawicieli, ale również rozlicza ich z wykonania powierzonych obowiązków oraz w razie niekompetencji, sprzeniewierzenia, czy sobiepaństwa, odwołuje nieudolnego, czy też zdradzieckiego posła w trybie natychmiastowym.

Tym są właśnie prerogatywy suwerena – zdolnością do powierzenia władzy przedstawicielowi, kontroli nad jego poczynaniami oraz nadzoru związanego z możliwością odwołania z zajmowanego stanowiska.

Zbadajmy więc pierwszą zmienną, jaką są łącznie prerogatywy suwerena w odniesieniu do poszczególnych funkcji i urzędów państwowych, a będziemy mogli stwierdzić, czy w kwestii szukania demokracji, jest już dobrze i możemy iść dalej, czyli analizować kolejną zmienną, których jest ze czterdzieści, i nikt nie wie, co się w nich mieści, czy wręcz przeciwnie – jest źle – więc nie ma sensu tematu drążyć dalej.

Zatem sprawdźmy co tam słychać w polityce – parlamentarzyści.

Są wybieralni i teoretycznie są odwoływalni przez sejm, czy senat, ale nigdy się tak nie dzieje, co nie znaczy, że możliwości takiej nie ma. Jeśli więc akceptujemy system przedstawicielski, to tutaj procedury demokratyczne są zachowane.

Czy poseł musi realizować instrukcje elektorów, albo chociaż swoje własne obietnice?

Otóż nie, a nawet nie powinien – taką to mamy mądrą konstytucję – kto nie wierzy, niech sobie poczyta.  Tutaj mamy więc jawne nadużycie – suweren pozbawiony jest swoich prerogatyw  nadzorczych – nie może bigosować zbuntowanego posła, czy chociaż zabrać mu mandat – może jedynie w kolejnych wyborach na niego nie głosować, co jest resztką prerogatyw kontrolnych. Widzimy więc, że w tym zakresie – w zakresie rodzaju mandatu oraz sposobu jego realizowania, system nasz nie jest demokratyczny.

OK – teraz członkowie rządu – ci są wybierani przez posłów, których my wybieramy, czyli tworzą jakby kolejne pokolenie rządów przedstawicielskich.  Podlegają jednak ścisłej kontroli sejmu i w każdej chwili mogą być odwołani – tutajjest w porządku – procedury w pełni demokratyczne.

Z kolei członkowie rządu mogą nominować urzędników administracji centralnej i terenowej. W pełni ich kontrolują, zawsze mogą ich odwołać  – jest szansa trzymania urzędasów za mordę, choć należy to do rzadkości, jednak sam system wykazuje cechy procedur demokratycznych – łańcuszek powiązań i kolejnego delegowania i kontroli władzy, od suwerena do urzędasa nie jest zerwany.

Teraz weźmy na warsztat urząd prezydenta – wybierany, teoretycznie można go odwołać – okej – stwierdzamy występowanie demokracji.

I w końcu wyższa i niższa kasta sędziowska – ci powoływani są przez naszych przedstawicieli. Tutaj ok, lecz po zaprzysiężenie nie podlegają już ani ich kontroli, ani nadzorowi.  Ich urzędy nie są kadencyjne, więc stają się nieusuwalni. I tutaj mamy klops całkowity – tak funkcjonująca instytucja nie jest demokratyczna.

—————-

Jak Państwo widzicie, w miarę zagłębiania się w meandry naszego ustroju, pojawia się coraz więcej wątpliwości , a mamy przecież kolejne nie zbadane obszary: jakość systemu wyborczego, wolność prasy, czyli wpływ na kształtowanie opinii publicznej, kwestie równości – nieodłącznego atrybutu demokracji – równości w kształceniu, w biznesowaniu, w płaceniu podatków, wolności osobistych, np. wolności do pracy, itd. itd.

Wszystkie te wskaźniki w sumie pozwalają tworzyć indeksy demokracji opisujące jakość badanego systemu politycznego.  Jednak w przypadku systemu IIIRP, już pierwsza zmienna – prerogatywy suwerena – obnażyła fasadowy charakter naszego ustroju – mieszkamy w kraju malowanej, a nie prawdziwej demokracji, co bez trudu zostało udowodnione już wiele lat temu. Napisane traktaty i dysertacje zostały bardzo wysoko ocenione za trafność spostrzeżeń oraz zastosowaną metodologię – ale cóż z tego? Interesuje się tym zaledwie garstka zapaleńców.

Robert Dahl————–

Foto 1 – Giovanni Sartori

Foro 2 – Robert Dahl

Reklama

6 KOMENTARZE