Reklama

Jest dziewiąty dzień listopada roku, w którym Platformie Obywatelskiej nie przeszkadza, że wszyscy już wiedzą o korupcji politycznej, nepotyzmie, o całym tym syfie, jaki panuje w rządzie koalicji PO-PSL. Polska scena polityczna (cała, żeby nie było) bardziej przypomina bagno i pięć metrów mułu pod nim niż scenę, na której uprawia się politykę.
Bo jak u licha „podpiąć” pod politykę nieustanny festiwal prześcigających się afer, których jedynym fundamentem jest korupcja, a wspólną oś stanowi zmowa milczenia, którą „mafia” polityczna ubrała w słowa: dyscyplina partyjną.

Przepraszam, ale co wspólnego z dyscypliną może mieć ukrywanie dowodów korupcji, czyli tego, co w Kodeksie karnym określone jest jako przestępstwo.

Reklama

Wiceminister zdrowia, Sławomir Neumann, zapytany w Salonie politycznym „trójki” o propozycję korupcyjną, jaka miała miejsce podczas wybory szefa struktur dolnośląskiej Platformy Obywatelskiej, całość skwitował jako incydent, który nijak się ma do całości wspaniale funkcjonującego rządu i partii.
W tym miejscu nie wypada nic innego, jak tylko potwierdzić obiegowo krążące zdanie – jaki minister taka służba zdrowia.

O ile Arłukowicz posiada jakiś tam mandat uprawiający go do reprezentowania tego ministerstwa. Ot, choćby dlatego, że z wykształcenia jest lekarzem, i nie ważne już dziś jest, że został desantowany z SLD do PO, aby pilnować pewnych ustaleń, jakie zapadły przed upadkiem rządu Millera, o tyle jedynym mandatem jego zastępcy (Sławomir Neumann – PO) jest pełna partyjna dyspozycja i wierność okazywana Tuskowi, a też wykonana w terenie robota.
Za te zasługi Neumann otrzymał tekę wiceministra, jakże ważnego resortu, Ministerstwo Zdrowia.

Oczywiście, że nie jest przypadkiem, że człowiek, nie byle jaki specjalista od finansów, trafił z sektora bankowości do służby zdrowia. O specyficznych cechach, predyspozycjach i kwalifikacjach Neumanna wiedzą tylko osoby należące do ścisłego grona zaufanych ludzi premiera.
Specjalista od inżynierii finansowej i kreatywnej księgowości zanim został posłem wpierw wykazał się swymi umiejętnościami w terenie – powiat starogardzki, gdzie wpierw szefował powiatowym strukturom PO, a potem został starostą powiatu starogardzkiego, jednego z większych i bardziej znaczących powiatów w Polsce.
W okresie, kiedy przewodniczył powiatowym strukturom platformy dał się poznać jako człowiek cyniczny i bezwzględny.

Oficjalnie, taka wtedy była linia całej PO, opowiadał się, jako rzekomy antykomunista, za prawą stroną politycznej sceny. Nieoficjalnie, jako jeden z pierwszych w Polsce, negocjował z „czerwonymi” zawiązując potajemne sojusze i pakty. Dziś śmiało można powiedzieć, że był prekursorem, przetarł innym ważnym politykom platformy szlak, pokazał jak można w oczy kłamać a za plecami sojusznika działać po swojemu, układać się nawet z największym wrogiem. Najbliższe wybory będą tego jawnym potwierdzeniem.
Nie jest żadną wielką tajemnicą, że za umieszczenie na listach wyborczych pobierał opłaty; wysokość takiej opłaty zależała od miejsca na liście.
Jedną z pierwszych i ważkich decyzji, to odwołanie dyrektora szpitala miejskiego, menadżera z krwi i kości i zastąpienie go człowiekiem przywiezionego w teczce.
Od początku odwołanie dyrektora wzbudzało niedowierzanie i zdziwienie. Jak to, odwołał tak sprawnego dyrektora szpitala w czasie, kiedy inne szpitale popadały jeden za drugim w kosmiczne długi, a starogardzki szpital radził sobie bardzo dobrze, co było zasługą czytelnego zarządzania ówczesnego dyrektora.

Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze.  A jeśli o nie chodzi, to trzeba tego swoich ludzi. Na sesjach wrzało. Ale większość uchwał z góry wiadomo, że niekorzystnych dla powiatu,  została przegłosowana głosami PO i komunistów ukrytych w Stowarzyszeniu Kociewskim.

Nowy dyrektor Szpitala Miejskiego w Starogardzie Gdańskim, błyskawicznie dołączył do czołówki zadłużonych szpitali w kraju, a nawet je znacząco prześcignął. Czyżby przytrafiały się tylko same nietrafione decyzje? A może zwyczajny pech, jakaś zła passa?
Czy po prostu nowy dyrektor przywieziony w teczce nie był fachowcem takim, jakiego zapowiadał starosta Neumann dając nowemu robotę?
Nie. Nic z tych rzeczy. W tym szaleństwie była metoda. Jaka?

Pierwszy milion trzeba ukraść. Niby oklepany, niczym koński zad, banał. Może, gdyby nie namacalny fakt. Do szpitala wchodzi komornik i już za pierwszym razem „kradnie” milion z kawałkiem, dokładnie tyle, ile gwarantuje prawo: dział windykacji.
Od tamtego czasu nawet przedszkolak wie, że starogardzki szpital położył na łopatki dzisiejszy wiceminister zdrowia.
Pan starosta od samego początku nie ukrywał, że jedynym, jego zdaniem, uzdrowieniem służby zdrowia jest prywatyzacja ośrodków, przychodni i szpitala.
W ślad za słowami idą, co można sprawdzić, czyny. Okazało się, że do lekarza specjalisty, aby zrobić gastroskopię kolejka kosmicznie się wydłuża i w godzinach urzędowania lekarz obsługuje dwóch, góra trzech pacjentów dziennie. Ale ten sam lekarz w tym samym gabinecie po godzinie piętnastej nagle dostaje takiego kopa, że jest w stanie obsłużyć nawet osiem osób. I tak było, i jest, u innych specjalistów.
Cud?
Nie. Prywatna praktyka.
Tylko w ślad za tym nie poszły pieniądze za wynajem gabinetów i sprzętów.
No bo jak?
Brać od swoich nie wypada, a swoi mają innych swoich i tak dalej. A im więcej swoich tym silniejsza jest organizacja… złośliwi powiedzą: partia, która hołubi nepotyzm; partia, która nie oprze się żadnej pokusie, nawet korupcyjnej. Wystarczy zasłonić się sloganem o wysokich standardach, i git.

Donald Tusk (nie jest jeszcze premierem) kilkakrotnie odwiedza starostę Neumanna – paradują razem po starogardzkim Rynku. Lokalne dziennikarzyny na usługach powiatu: miasto ma swoich i powiat swoich dyspozycyjnych dziennikarzy – nie są to żadne tuzy, ot taki poziom gazetki szkolnej dajmy na to przeciętnego liceum – zachłystują się wielkością jaśnie panującego im starosty i jego gościa/gości.
Starosta, dzisiejszy wiceminister zdrowia – za cholerę nie mogę pojąć, dlaczego ten chory resort w nazwie ma „zdrowie”? – od samego początku jest bardzo aktywny i sprawny.
Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Od samego początku podkreśla rangę władzy powiatu. Szybko, nie certoląc się zbytnio, wyzbywa się majątku. Bez przetargów sprzedaje kilka ciekawych obiektów z działkami w ścisłym centrum miasta. Ludzie skargi piszą, idą nawet do gazet.
I co?
I nic. Starosta za sobą ma władzę: powiatowa komenda policji, prokuratura powiatowa i kilka innych z przymiotnikiem „powiatowy”. Lokalne struktury PO rosną w siłę.

I tak, jak dziś nie przeszkadza im żadna wtopa, korupcyjna propozycja, tak wtedy staroście Neumanowi nic nie było w stanie zagrozić, nawet jedna z największych afer w Polsce mająca miejsce w powiatowym urzędzie pracy, ani sprzedany za 50% wartości majątek mimo, że kupcy wystali w kolejce i dawali 100% wartości z górką.
Ówczesnemu staroście nie zaszkodził fakt wydawania pozwoleń budowlanych – wydawanych sprzecznie z prawem, co udowodnił WSA i opinię tą podzielił NSA.
Tam, gdzie miasto miało opory z wydaniem korzystnej decyzji, wkraczał Neumann ze swoimi służbami powiatowymi.
Tak, min, było przy ostatecznym wydaniu szeregu pozwoleń budowlanych pod prywatną wyższą uczelnię byłej senator Kutrzeby (SLD).

Owszem, na sesjach nieraz było gorąco, temperatura podskakiwała do stopnia wrzenia. Ścierali się ludzie starosty z ludźmi opozycji; padały liczne oskarżenia w ślad za niektórymi szły zawiadomienia do rozmaitych organów.
Opozycja zdała sobie sprawę z faktu, że działała opieszale i zachowawczo i szlag ich trafiał, że oto przyszedł chłystek (tak niektórzy prześmiewczo nazywali S. Neumanna) i zrobił deal życia, że bez żadnej krępacji odkrawał od tortu kolejne wielkie kęsy.
Nagle zdali sobie sprawę, że przespali swój czas, że prawdziwe, nowoczesne sprawowanie władzy, to robienie wielkich interesów, a jak starczy czasu i pieniędzy, to można zrobić coś dla plebsu, zwłaszcza na pięć minut przed wyborami.

Nie było tajemnicą, że starostwo odwiedzają różne służby, że niektórymi publikacjami i zawiadomieniami zostali zainteresowani agenci CBŚ, a nawet ABW. Coś się działo.
Ale chyba tylko bardzo naiwni wierzyli, że te kontrole mogą coś zmienić, że starosta straci stanowisko.

Dziś jak na dłoni widać, że od tamtego czasu polityka, po wielkiej wtopie rządów SLD, nabrała przyspieszenia i nowej jakości. Tą jakością miały być „wysokie standardy”, cokolwiek one miały znaczyć. Przyspieszeniem była szybka prywatyzacja reszty majątku wchodzącego w skład skarbu państwa.  Dziś też wiadomo, że pod pozorem kontroli, służby powołane do wykrywania nieprawidłowości i korupcji, tak naprawdę chroniły niektórych transakcji.

Kiedy patrzę na działania, słuchać już dawno przestałem, specjalistów od służby zdrowia, wiem jedno: tym interesem zawiadują wybitni specjaliści od geszeftów. To zapewne dlatego do zespołu Arłukowicza włączono Neumanna, aby pilnował przyjętej strategii. A strategia wydaje się prosta – chodzi o efekt ekonomiczny takich koncernów, jak starogardzka „Polfa” Jerzego Staraka.

Efekt działań prowadzonych w ramach reformy służby zdrowia mamy  taki: do końca tego roku świadomie zakontraktowano śmierć 5 tysięcy pacjentów onkologii! W Polsce, tylko na raka, rocznie umiera 50 tysięcy osób. Po co wojna, skoro można i tak…
Już w połowie tego roku zabrakło funduszy na rehabilitację!
Większość leków refundowanych już znikła, a z resztą, Arłukowicz z Neumannem, rozprawią się niebawem.

Tego pasma sukcesów, jakie po sukcesach rządów Millera kontynuuje Po, z Tuskiem na czele, nie jest w stanie już nic zatrzymać. Jak na dłoni widać, że mamy do czynienia z metodami rządów totalitarnych, na których usługach znajduje się cały resort siłowy.

To linia partii wyznaczyła „wysokie standardy etyczne”, których pilnują dyspozycyjni, jak za czasów słusznie minionych, ważni urzędnicy państwa.
Ten „cywilizowany” świat z całym rozmysłem idzie w kierunku totalitaryzmu taszcząc przed sobą wielki szyld: D E M O K R A C J A

No proszę, a chciałem jedynie napisać kilka słów o kampanii buraczanej w Polsce.

Reklama