Reklama

Miałem szerzej napisać o Polańskim i „pedofilii”, która w ostatnich dniach nabrała nowego znaczenia i generalnie sprowadza się do tego, że w oczach nieskażonych rozumem wyuzdana Lolita i krzywdzone dziecko to jedna „bajka”. Dałem sobie jednak spokój, bo znam te wszystkie pożal się Boże argumenty „to znaczy, że się prosiła, tak?”, „że można gwałcić tak?”. Tak, można, wszystko można, zwłaszcza można mieszać dwie patologie w jeden wygodny ideologiczny koktajl i na resztę położyć lagę. Napiszę wąsko i pozostanę przy swojej oryginalnej myśli, że Polański ma tyle wspólnego z pedofilią, co ksiądz, którego niegdyś chciano zabić pianką do golenia, z sadomasochizmem. Z kolei „ofiara” Polańskiego jest tak niewinna, jak „Mama Madzi” galopująca w bikini na koniu po wszystkich brukowcach. U nas w Polsce to się od jakiegoś czasu „galerianki” nazywa, w USA były i są „groupies”, jedno i drugie oznacza to samo – puste, chętne, łatwe, napalone na gwiazdy lub/i kasę nastoletnie cichodajki. Przykre zjawisko, równie przykre, jak pedofilia, ale potrzeba odrobiny odwagi i rozumu, żeby odróżnić wręcz przeciwstawne sobie patologie. Po co kiedy łatwiej w stadzie? Ci po prawej rzucili hasło „bij pedofila”, ci po lewej „artyście wolno więcej” i jak zwykle zabrakło miejsca dla środka. No i a propos stada, haseł i bijatyk. Siedzę od dłuższego czasu na „Tłiterze” i co raz częściej mam ochotę wysiąść. Wielki wirtualny magiel, w który najmądrzejszy człowiek da się wciągnąć i zatracić w lawinie plot. Ma jednak swoje zalety, kilka razy znalazłem tam ciekawe odnośniki, różne źródła, które mi umknęły i parę polecanych tekstów godnych uwagi. Tak, czy siak istnieje coś takiego jak temat dyżurny na „Tłiterze”, po amerykańsku „tajmlajn”. Od wczoraj prócz Polańskiego dyskutuje się na temat „Masy Krytycznej”. Od razu powiem, że nie mam pojęcia, ki diabeł, jedynie szczątkowe informacje posiadam. Ponoć chodzi o to, że lewicujący peleton rowerzystów blokuje warszawskie ulice. Jedni są zachwyceni, drudzy wku..i maksymalnie. Taka sytuacja.

Reklama

Dobrze, ale jak niby inaczej ma wyglądać zagospodarowanie przestrzeni publicznej. Za chwilę będzie 11 listopada i ci po lewej będą krzyczeć nie tylko o blokowaniu ulic, ale o faszyzacji europejskiego narodu. Ci po prawej zapominając o „Masie Krytycznej”, będą biadolić nad upadkiem wolności słowa i prawa do demonstracji. Gdy Komorowski zgłosił ze wszech miar głupią ustawę o zgromadzeniach, to się oburzali wszyscy, słusznie w moim przekonaniu. Gdy każdy sobie jedzie i chodzi kiedy chce, też do dupy. Trzeba coś wybrać, jeśli się układa regulamin funkcjonowania społecznego. Albo rybka albo akwarium. Godzimy się na parady, przemarsze, lewicujące rowery i prawicowe pochodnie, kosztem spokoju mieszkańców albo wprowadzamy zaostrzoną ustawę Komorowskiego. Od tego jest przestrzeń publiczna, żeby z niej korzystać, jeśli świętym oburzeniem traktuje się lewicujących kolarzy i nazywa ich terrorystami, to odzew za dwa tygodnie jest pewny – faszystowscy terroryści z pochodniami. Gdyby mnie ktoś spytał o zdanie opowiedziałbym się za wariantem drugim, prawo do marszów, biegów, zgromadzeń na równych zasadach. Jeśli się zrobi irracjonalnie gęsto, to trzeba ciąć, ale nie po linii ideologicznej, tylko w interesie częstowanych atrakcjami mieszkańców. Na drugim miejscu potrzebna jest jeszcze jedna umowa społeczna. Nie wiem jak inni, ale ja sobie lubię „pojechać” po jakichś kretyńskich „marszach zdzir”, „czy innych tęczowych instalacjach”. Prócz prawa do zagospodarowania przestrzeni publicznej niezbędnym jest prawo do krytyki.

Terroryści na rowerach? Byłbym Warszawiakiem o prawicowych poglądach, mieszkającym na trasie peletonu, napisałbym to samo. Faszyści z pochodniami? Odwrotna sytuacja, według podanego schematu. Szanowni Państwo ten koloryt, ten magiel, czy inny „Tłiter”, to jest zabawa w gonienie króliczka. Wszyscy wiemy, że jest fajnie kiedy coś się dzieje, zatem nie bądźmy hipokrytami i nie róbmy z pierdół imponderabiliów. Obyśmy tylko takie problemy mieli, kto komu rowerem podnosi ciśnienie i Lolitką moralne morale. Problem niestety jest gdzie indziej, problem leży w proporcjach i dlatego samotny jak palec ciągle wspieram słabszych i zaszczuwanych. Nie to jest nie do zniesienia, że raz lewicowi, raz prawicowi robią swoje przedstawienie, nieznośne jest to, że największy lewacki idiotyzm w telewizji ogłaszają świętością, a największą tradycyjną świętość idiotyzmem. Nie chce się szczególnie nad sobą użalać, ale tak po cichu powiem, że bardziej boję się fanatyzmu lewaków, chociaż ostatnimi czasy druga strona też mnie odrobinę straszy. Porządek będzie wtedy, gdy zbudujemy proporcje, mnie się marzy delikatna, chociaż bezpieczna przewaga tradycyjnego widzenia świata porządku i staram się swoją cegłę pod ten fundament położyć, ale walenia kamieniami na oślep nie znoszę.

Reklama

12 KOMENTARZE

  1. masa
    Proszę do jednego wora nie wpychać "Masy" i Marszu Niepodległości. Naprawdę trzeba dużej złośliwości ze strony organizatorów Masy, że wyznaczyli termin piątek 17.00, dzień przed 1 listopada. Marsz nie stanowi takiego problemu – wolny dzień, popołudnie w listopadzie kiedy wiekszośc juz wróciła ze spacerów, obiadów itp. Masa w sposób tak nieszanujący czasu i zobowiązań innych dopomina sie o ścieżki rowerowe. Tylko, że one powstają w W-wie jak grzyby po deszczu. Mając od czasu do czasu okazję obserwowac ruch na nich zauważyłem, że przez 10 min potrafi przejechać jeden rowerzysta. Pod ściezki są zwężane kolejne ulice. Marsz nie terroryzuje mieszkańców, domagając się Bóg wie czego. Drobne awantury odbywają się na obrzeżach, nie odbiegają od wydarzeń towarzyszącym meczom czy innym masowym imprezom. Oczywiście prawo do zgromadzeń jest wazniejsze niż chamstwo jaikiś łepków od masy. Ocena ich jest jednak konieczna. Osobiście uważam ich za bydlaków.

    • barth
      Bardzo celna uwaga z tą lewacką złośliwością. Jako "praktykujący" rowerzysta używający bardzo często 2 kółek zamiast samochodu i to nawet zimą chcę powiedzieć z całą stanowczością – głupki od Masy Krytycznej to są jacyś przebierańcy. Kilka razy widziałem tych cwaniaków i moim zdaniem jedno co ich łączy z rowerzystami to miłosć do pedałów. Po samym sprzęcie i ubiorze widać,że to jakieś niedzielne łajzy są. Nie wszyscy, ale tak 80%. Jeśli ktoś by miał mi ochotę zarzucić,że oceniam książkę po okładce powiem tak – w tym przypadku to działa. Jeśli widzę rower który zostawia dwa ślady albo jakiś złom typu Carrefour albo Tesco to ja po prostu wiem,ze takim sprzętem nie da się robić 100 km tygodniowo. 50 km też nie. Przerzutki złapią luzy, łożyska zaczną "strzelać", a hamulce są w zasadzie od nowości jedynie spowalniaczami. Z tego czym jadą wynika też to jak jadą – szybciej jeżdżą ludzie na deskorolkach. 

      Całe to towarzystwo wkurzało mnie jeszcze zanim się dowiedziałem że w ogóle to jakieś lewackie prowokacje. Jak demonstrujesz swoje "eko" przywiązanie do roweru to rób to w sposób przekonujący. Jak pierwszy raz musiałem kluczyć objazdami bo jakieś łajzy zatarasowały drogę a w ogóle nie umiały jeździć na rowerach to szlagh mnie trafił, a wcale nie byłem negatywnie nastawiony do tej koncepcji.  Pierwsze co pomyślałem to że to jakaś ściema i lanserka, a ci co naprawdę jeżdżą rowerami mają z tego mega bekę. Potem jak się dowiedziałem,ze to środowiska lewicowe takie mądre to w zasadzie mam pewność, że chodziw tym wyłącznie o jakieś bzdury. Coś jak "dzień bez samochodu". Totalny bezsens, ja i tak kiedy mam możliwośćto wybieram rower, ale jak w ten jeden dzien pojadę samochodem bo muszę, bo nie mam innej opcji (a transport publiczny nie jest żadnym rozwiązaniem w tym kraju) to zostaję napiętnowany przez jakichś dziennikarskich łachmaniarzy,że się zachowuje antyekologicznie i antyspołecznie. Przesłanie tej całej masy krytycznej jest podobne, promują w jeden dzień "zdrowe" zachowania a przez pozostałe dni w roku jeżdzą samochodami. Wszystko jestem w stanie zrozumieć ale nie hipokryzję. Ustalenie terminu w bezpośrednim sąsiedztwie katolickiego święta to już taka sama chamówa jak organizacja parady takzwanej równości w Boże Ciało. 

      Reasumując – byłoby mi to znacznie łatwiej strawić, gdyby po pierwsze ci ludzie rzeczywiście na codzień praktykowali zachowania które tak usilnie promują, a po drugie nie była to ewidentna prowokacja z ich strony. 

  2. masa
    Proszę do jednego wora nie wpychać "Masy" i Marszu Niepodległości. Naprawdę trzeba dużej złośliwości ze strony organizatorów Masy, że wyznaczyli termin piątek 17.00, dzień przed 1 listopada. Marsz nie stanowi takiego problemu – wolny dzień, popołudnie w listopadzie kiedy wiekszośc juz wróciła ze spacerów, obiadów itp. Masa w sposób tak nieszanujący czasu i zobowiązań innych dopomina sie o ścieżki rowerowe. Tylko, że one powstają w W-wie jak grzyby po deszczu. Mając od czasu do czasu okazję obserwowac ruch na nich zauważyłem, że przez 10 min potrafi przejechać jeden rowerzysta. Pod ściezki są zwężane kolejne ulice. Marsz nie terroryzuje mieszkańców, domagając się Bóg wie czego. Drobne awantury odbywają się na obrzeżach, nie odbiegają od wydarzeń towarzyszącym meczom czy innym masowym imprezom. Oczywiście prawo do zgromadzeń jest wazniejsze niż chamstwo jaikiś łepków od masy. Ocena ich jest jednak konieczna. Osobiście uważam ich za bydlaków.

    • barth
      Bardzo celna uwaga z tą lewacką złośliwością. Jako "praktykujący" rowerzysta używający bardzo często 2 kółek zamiast samochodu i to nawet zimą chcę powiedzieć z całą stanowczością – głupki od Masy Krytycznej to są jacyś przebierańcy. Kilka razy widziałem tych cwaniaków i moim zdaniem jedno co ich łączy z rowerzystami to miłosć do pedałów. Po samym sprzęcie i ubiorze widać,że to jakieś niedzielne łajzy są. Nie wszyscy, ale tak 80%. Jeśli ktoś by miał mi ochotę zarzucić,że oceniam książkę po okładce powiem tak – w tym przypadku to działa. Jeśli widzę rower który zostawia dwa ślady albo jakiś złom typu Carrefour albo Tesco to ja po prostu wiem,ze takim sprzętem nie da się robić 100 km tygodniowo. 50 km też nie. Przerzutki złapią luzy, łożyska zaczną "strzelać", a hamulce są w zasadzie od nowości jedynie spowalniaczami. Z tego czym jadą wynika też to jak jadą – szybciej jeżdżą ludzie na deskorolkach. 

      Całe to towarzystwo wkurzało mnie jeszcze zanim się dowiedziałem że w ogóle to jakieś lewackie prowokacje. Jak demonstrujesz swoje "eko" przywiązanie do roweru to rób to w sposób przekonujący. Jak pierwszy raz musiałem kluczyć objazdami bo jakieś łajzy zatarasowały drogę a w ogóle nie umiały jeździć na rowerach to szlagh mnie trafił, a wcale nie byłem negatywnie nastawiony do tej koncepcji.  Pierwsze co pomyślałem to że to jakaś ściema i lanserka, a ci co naprawdę jeżdżą rowerami mają z tego mega bekę. Potem jak się dowiedziałem,ze to środowiska lewicowe takie mądre to w zasadzie mam pewność, że chodziw tym wyłącznie o jakieś bzdury. Coś jak "dzień bez samochodu". Totalny bezsens, ja i tak kiedy mam możliwośćto wybieram rower, ale jak w ten jeden dzien pojadę samochodem bo muszę, bo nie mam innej opcji (a transport publiczny nie jest żadnym rozwiązaniem w tym kraju) to zostaję napiętnowany przez jakichś dziennikarskich łachmaniarzy,że się zachowuje antyekologicznie i antyspołecznie. Przesłanie tej całej masy krytycznej jest podobne, promują w jeden dzień "zdrowe" zachowania a przez pozostałe dni w roku jeżdzą samochodami. Wszystko jestem w stanie zrozumieć ale nie hipokryzję. Ustalenie terminu w bezpośrednim sąsiedztwie katolickiego święta to już taka sama chamówa jak organizacja parady takzwanej równości w Boże Ciało. 

      Reasumując – byłoby mi to znacznie łatwiej strawić, gdyby po pierwsze ci ludzie rzeczywiście na codzień praktykowali zachowania które tak usilnie promują, a po drugie nie była to ewidentna prowokacja z ich strony. 

  3. liczebna przewaga wrogów ludu
    Nam jest trudno pojąć prawo amerykańskie czy brytyjskie (kanadyjskie, itp) bo ono nie jest oparte na prawie rzymskim, europejskim, a na Talmudzie. Nie w tym sensie że kopiuje z tego źródła paragrafy, ale polega na talmudycznej logice, dla nas absurdalnej, surrealistycznej, “piurnonsensowej”. Wystarczy przypomnieć sobie amerykańskie filmy o tematyce sądowej by załapać o co idzie.
    U nas też widać postępującą talmudyzację prawa, zwaną wcześniej falandyzacją (np sprawa fotomandatów raz legalnych a raz nie, czy legalności niektórych łapówek), jednak w Polsce ten proces zabawnie zderza się z tradycją prawa komuszego polegającego na zasadzie: “obywatelom zakazane jest wszystko co nie jest wyraźnie im dozwolone” rodząc niesamowite potworki, takie jak opisałeś.

  4. liczebna przewaga wrogów ludu
    Nam jest trudno pojąć prawo amerykańskie czy brytyjskie (kanadyjskie, itp) bo ono nie jest oparte na prawie rzymskim, europejskim, a na Talmudzie. Nie w tym sensie że kopiuje z tego źródła paragrafy, ale polega na talmudycznej logice, dla nas absurdalnej, surrealistycznej, “piurnonsensowej”. Wystarczy przypomnieć sobie amerykańskie filmy o tematyce sądowej by załapać o co idzie.
    U nas też widać postępującą talmudyzację prawa, zwaną wcześniej falandyzacją (np sprawa fotomandatów raz legalnych a raz nie, czy legalności niektórych łapówek), jednak w Polsce ten proces zabawnie zderza się z tradycją prawa komuszego polegającego na zasadzie: “obywatelom zakazane jest wszystko co nie jest wyraźnie im dozwolone” rodząc niesamowite potworki, takie jak opisałeś.

  5. Problem z Polańskim,
    moim zdaniem, ma władza -,chciałaby zjeść ciastko i je mieć. Nie stać jej na twarde: odwalcie sie od Romana, bo to wielki artysta i Polak jest!. Nasz ci ten Żyd jest i go wam nie wydamy.  Zamiast tego cieszą się, niczym dzieci, że hamerykański wniosek ma "luki prawne". Jakoś Szwajcarom luki prawne nie przeszkadzały. Oczywiście, że go nie wydali, ale sprawiali wrażenie, że się zastanawiają. Naszej wadzuni nie stać na takie koronkowe akcje, wniosek nie jest napisany w języku polskim, to go nie uwzględniamy. Przypuszczam, że kowboje mają cichy układ z naszą wadzunią – my nie piszemy po polsku, wy nie kumacie po hamerykańsku, Żydek sobie na krakowskim rynku robi słit focie i wszyscy zadowoleni.

  6. Problem z Polańskim,
    moim zdaniem, ma władza -,chciałaby zjeść ciastko i je mieć. Nie stać jej na twarde: odwalcie sie od Romana, bo to wielki artysta i Polak jest!. Nasz ci ten Żyd jest i go wam nie wydamy.  Zamiast tego cieszą się, niczym dzieci, że hamerykański wniosek ma "luki prawne". Jakoś Szwajcarom luki prawne nie przeszkadzały. Oczywiście, że go nie wydali, ale sprawiali wrażenie, że się zastanawiają. Naszej wadzuni nie stać na takie koronkowe akcje, wniosek nie jest napisany w języku polskim, to go nie uwzględniamy. Przypuszczam, że kowboje mają cichy układ z naszą wadzunią – my nie piszemy po polsku, wy nie kumacie po hamerykańsku, Żydek sobie na krakowskim rynku robi słit focie i wszyscy zadowoleni.

  7. Awantura pedofilska
    Miała też miejsce w Szwecji za Olofa Palme. U nas nic nie wspominano, bo Palme był czczony jako sprawiedliwy wśród narodów Zachodu. A jak go ukatrupili, to się stał świętym. Teraz można obejrzeć film  „Call girls” Nakręcony w 2012, a pięknie oddający tamte realia (rok 1970). Oczywiście nieco ubarwiony, ale niezły.

     

  8. Awantura pedofilska
    Miała też miejsce w Szwecji za Olofa Palme. U nas nic nie wspominano, bo Palme był czczony jako sprawiedliwy wśród narodów Zachodu. A jak go ukatrupili, to się stał świętym. Teraz można obejrzeć film  „Call girls” Nakręcony w 2012, a pięknie oddający tamte realia (rok 1970). Oczywiście nieco ubarwiony, ale niezły.