Reklama

Do dyżurnej debaty na temat legalizacji „zioła” nie zamierzam się włączać, bo drgawek dostaję na samą myśl o wymianie argumentów, które słyszałem z 1000 razy. Co innego kwestia ziołolecznictwa, którego jestem gorącym zwolennikiem. Rzecz wbrew wszystkim pozorom i ideologicznym paranojom jest niezmiernie prosta. Pośród rozmaitych medykamentów mamy w tej chwili całą grupę psychotropów i substancji, które z powodzeniem mogą zastąpić używki. Zaczynając od najprostszego spirytusu, przez eter, aż po morfinę (pochodna opium), znany „afrodyzjak” z przełomu XIX i XX wieku. Z tego jednego powodu argument, że marihuana jest narkotykiem i w związku z tym, nie powinna być uznana za lek, jest najzwyczajniej w świecie głupi. Medycyna klasyczna i ludowa korzystały od lat ze substancji rozweselających i usypiających. Ze starych wiejskich opowieści pamiętam, że dawniej babki usypiały dzieci jakimiś naparami makowymi i takich wynalazków jest całe mnóstwo. Gdyby dobrze się rozejrzeć z całą pewnością dałoby się przy odpowiednich dawkach leczyć depresję amfetaminą albo meteopatię kokainą. Problem jednak w tym, że to dopiero połowa zagadnienia i to ta łatwiejsza połowa. Dziwnym trafem na topie wylądowała marihuana i temat natychmiast został podjęty przez największych dziwolągów. Tak czy owak, nie mnie to rozstrzygać, od tego są kliniki laboratoria i lekarze. Nie widzę absolutnie żadnych przeciwwskazań, by do morfiny, kodeiny i prozacu dołączyła marihuana. I przyczyna jest naprawdę tylko i wyłącznie jedna, a nazywa się logika.

W medycynie środki tego rodzaju nie są niczym nowym, a obawa, że marihuana tylnymi drzwiami wejdzie do legalnego obiegu jest niedorzeczna. Jakoś nie weszła do obiegu morfina i pozostałe „otępiacze” w skali porównywalnej z amfetaminą na przykład. Lek z definicji jest czymś droższym i trudniej osiągalnym niż powszechnie dostępne „suplementy”. Istnieje natomiast inne niebezpieczeństwo i to rzeczywiście warto wziąć pod uwagę. Czytając i wysłuchując rozmaitych mędrców bardzo łatwo sobie wyobrazić nową „narrację”. Skoro marihuana zostaje uznana za środek leczniczy, to jest czymś nienormalnym, że nie można jej kupić jako używki. Tak pewnie wszystko by się potoczyło, ale to jeszcze nie powód, żeby rezygnować z badań klinicznych. Jak świat światem ludzie gadali straszne bzdury przy każdej nowości, zbijać miała elektryczność, czy lokomotywa, takie czarne wizje zbliżającego się końca świata snuły się zawsze. Ze swojej strony oczekuję tylko jednego. Żadnych panów „światłych” profesorów, którzy działają w tej lub innej organizacji na rzecz. Całkowicie sterylne badania kliniczne, testujące to rzekome arcydzieło farmakologii i sprawdzające jego skuteczność, ale też skutki uboczne. Słowem bez kombinacji i głupot płynących z telewizora, cała filozofia. Któregoś dnia wszyscy razem dostaniemy na głowę, jeśli nie nauczymy się myślenie dopuszczającego wyjątki do każdej reguły.

Reklama

Zdecydowanie nie życzę sobie, żeby do wszystkich atrakcji współczesności dołączać legalne sklepy „zielarskie” na modłę holenderską. Wystarczy popytać Holendrów, jak na tym wyszli i jakie ograniczenia byli zmuszeni wprowadzić. Całkowicie odrębną rzeczą jest testowanie specyfiku chociażby pod katem łagodzenia objawów padaczki lekoopornej. Wysłuchałem kilku wypowiedzi normalnych matek, które bynajmniej nie chcą zmieniać swoim dzieciom płci, ani też zdejmować krzyży ze szkolnych ścian. Mówiły konkretnie o poprawie stanu zdrowia dzieci i to w skali, która robi wrażenie, bo spadek ataków w skrajnych przypadkach sięgał 90%. Takie pojedyncze wypowiedzi równie dobrze mogą się mieścić w efekcie placebo, ale tym niech się zajmą fachowcy nie doktor Środa i Marzena Wróbel. Mnie nie paraliżuje żadne słowo i nie wyznacza automatycznego toru myślenia. Gdy słyszę marihuana, nie krzyczę nie bo nie, ale mówię kiedy nie, a kiedy „czemu nie?”. Najważniejszym argumentem dla każdej decyzji jest zracjonalizowanie problemu. O marihuanie w kontekście medycznym jak najbardziej można i trzeba poważnie rozmawiać, ale przede wszystkim wykonać poważne badania kliniczne. Tekst może się wydać zbiorem banałów i taki rzeczywiście jest tylko, że te banały nie wiedzieć czemu stają się amunicją dla ideologicznej nawalanki, dlatego też pozwoliłem sobie na najprostsze uporządkowanie rzeczy.

Reklama

78 KOMENTARZE

  1. Ależ tak!
    Jako człowiek, który walczy permanentnie z bólem jestem za badaniami klinicznymi. Być może uda się wynaleźć specyfika na bazie "zioła", który będzie skuteczny i zarazem nie będzie powodował uzależnień, a przede wszystkim nie spowoduje tego, że po paru dniach organizm się przyzwyczai. Czym innym jest lewackie wspieranie owsiakowego "róbta co chceta", a czym innym wykorzystanie różnych specyfików jako lekarstw. 

    Pzdr.

  2. Ależ tak!
    Jako człowiek, który walczy permanentnie z bólem jestem za badaniami klinicznymi. Być może uda się wynaleźć specyfika na bazie "zioła", który będzie skuteczny i zarazem nie będzie powodował uzależnień, a przede wszystkim nie spowoduje tego, że po paru dniach organizm się przyzwyczai. Czym innym jest lewackie wspieranie owsiakowego "róbta co chceta", a czym innym wykorzystanie różnych specyfików jako lekarstw. 

    Pzdr.

  3. Wokół marychy
    narosło wiele mitów i legend. Znam osobiście działanie zioła, swego czasu jarałem trawkę i hasz. Na pewno rozwesela. Chociaż nie każdego. Mam kolegę, który lubi wypić i kiedyś z ciekawości namówił mnie na skręta, pewnie liczył na jakieś ekstra wodotryski. Na drugi dzień wyznał, że nic nie czuł, nie miał żadnych wizji (;-P) i w ogóle, że to jest do dupy. Oczekiwanie na to, że sam specyfik zmieni komuś świadomość jest złudne i fałszywe.
    Jak mówią: wszystko może być lekiem, ale w ilości ustalonej w sposób laboratoryjny. Np. taki lek przeciwbólowy Traumal, to nic innego, niż syntetyczna morfina i uzależnia każdego, kto przekroczył próg tolerancji.
    Jestem jak najbardziej za dopuszczeniem do obrotu lekami z grupy cannabis i to tych dopuszczonych już za granicą np. w USA. Wydaje mi się, że technologia wytwarzania leku na bazie oleju z konopii ma przeciwników w samym lobby farmaceutycznym, bo produkcja wydaje się tania i nie musi być objęta prawem patentowym pozwalającym zbijać kokosy grupie cwaniaków.

    • Otóż to.
      " Wydaje mi się, że technologia wytwarzania leku na bazie oleju z konopii ma przeciwników w samym lobby farmaceutycznym, bo produkcja wydaje się tania i nie musi być objęta prawem patentowym pozwalającym zbijać kokosy grupie cwaniaków."

      Tym oto zdaniem, wg mnie, trafił Pan dokładnie w punkt – mamy tu do czynienia z najzwyczajniejszym w świecie konfliktem interesów. Z jednej strony potężne i wpływowe koncerny farmaceutyczne, które mają interes w tym, by sprzedawać jak najwięcej swoich genialnych "lekarstw" (przy czym ich genialności nie należy utożsamiać ze skutecznością, a wręcz przeciwnie – jej brakiem, dzięki czemu można ich sprzedawac wciąż więcej i więcej ), a z drugiej – biedni, schorowani ludzie, którzy marzą o powrocie do zdrowia lub chociaż o uśmierzeniu bólu.

      Jeżeli natura sama wytwarza lek – w tym przypadku roślinę – to jak Pan słusznie wspomnial, nie można tego opatentowac i zawłaszczyć dla siebie korzyści jakie mogłaby dawać jego sprzedaż. A skoro nie można na tym zarobić, no to co trzeba zrobić z tym fantem ? – ano trzeba pod byle jakim pretekstem zakazać jego stosowania. Proste i smutne zarazem.

      Ja bym dodał tylko jeszcze jeden powód, dla ktorego prawdopodobnie robi się ludziom takie trudności w tym temacie. Otóż wiele wskazuje na to, iż to po prostu faktycznie działa, czyli leczy ! Ale jak to tak – żeby umożliwić ludziom stosowanie substancji, która na prawdę leczy? Kto to widział w XXI wieku Panie ?! Toż sie przeciez wezmą jeden z drugim i wyleczą i nie będzie komu kupować tych wszystkich "genialnych" lekarstw i suplementów, na reklamy których idzie gigantyczna kasa, a z nachalnego wciskania ich biednym ludziskom jeszcze wieksza kasa wedruje do kieszeni koncernów. Tak być nie może przecież, bo to zamach jest i skandal Panie !

      Pozdrawiam 🙂

  4. Wokół marychy
    narosło wiele mitów i legend. Znam osobiście działanie zioła, swego czasu jarałem trawkę i hasz. Na pewno rozwesela. Chociaż nie każdego. Mam kolegę, który lubi wypić i kiedyś z ciekawości namówił mnie na skręta, pewnie liczył na jakieś ekstra wodotryski. Na drugi dzień wyznał, że nic nie czuł, nie miał żadnych wizji (;-P) i w ogóle, że to jest do dupy. Oczekiwanie na to, że sam specyfik zmieni komuś świadomość jest złudne i fałszywe.
    Jak mówią: wszystko może być lekiem, ale w ilości ustalonej w sposób laboratoryjny. Np. taki lek przeciwbólowy Traumal, to nic innego, niż syntetyczna morfina i uzależnia każdego, kto przekroczył próg tolerancji.
    Jestem jak najbardziej za dopuszczeniem do obrotu lekami z grupy cannabis i to tych dopuszczonych już za granicą np. w USA. Wydaje mi się, że technologia wytwarzania leku na bazie oleju z konopii ma przeciwników w samym lobby farmaceutycznym, bo produkcja wydaje się tania i nie musi być objęta prawem patentowym pozwalającym zbijać kokosy grupie cwaniaków.

    • Otóż to.
      " Wydaje mi się, że technologia wytwarzania leku na bazie oleju z konopii ma przeciwników w samym lobby farmaceutycznym, bo produkcja wydaje się tania i nie musi być objęta prawem patentowym pozwalającym zbijać kokosy grupie cwaniaków."

      Tym oto zdaniem, wg mnie, trafił Pan dokładnie w punkt – mamy tu do czynienia z najzwyczajniejszym w świecie konfliktem interesów. Z jednej strony potężne i wpływowe koncerny farmaceutyczne, które mają interes w tym, by sprzedawać jak najwięcej swoich genialnych "lekarstw" (przy czym ich genialności nie należy utożsamiać ze skutecznością, a wręcz przeciwnie – jej brakiem, dzięki czemu można ich sprzedawac wciąż więcej i więcej ), a z drugiej – biedni, schorowani ludzie, którzy marzą o powrocie do zdrowia lub chociaż o uśmierzeniu bólu.

      Jeżeli natura sama wytwarza lek – w tym przypadku roślinę – to jak Pan słusznie wspomnial, nie można tego opatentowac i zawłaszczyć dla siebie korzyści jakie mogłaby dawać jego sprzedaż. A skoro nie można na tym zarobić, no to co trzeba zrobić z tym fantem ? – ano trzeba pod byle jakim pretekstem zakazać jego stosowania. Proste i smutne zarazem.

      Ja bym dodał tylko jeszcze jeden powód, dla ktorego prawdopodobnie robi się ludziom takie trudności w tym temacie. Otóż wiele wskazuje na to, iż to po prostu faktycznie działa, czyli leczy ! Ale jak to tak – żeby umożliwić ludziom stosowanie substancji, która na prawdę leczy? Kto to widział w XXI wieku Panie ?! Toż sie przeciez wezmą jeden z drugim i wyleczą i nie będzie komu kupować tych wszystkich "genialnych" lekarstw i suplementów, na reklamy których idzie gigantyczna kasa, a z nachalnego wciskania ich biednym ludziskom jeszcze wieksza kasa wedruje do kieszeni koncernów. Tak być nie może przecież, bo to zamach jest i skandal Panie !

      Pozdrawiam 🙂

  5. Obserwuję od dłuższego czasu
    Obserwuję od dłuższego czasu działania Jerzego Zięby i mnie jego projekt przekonuje. Zięba w ramach powstałej rok temu Polskiej Akademii Zdrowia – skupiającej biochemików itd., a zwłaszcza tych lekarzy, którzy czują się spętani procedurami i nie chcą patrzeć besilnie na cierpienie czy śmierć pacjentów, bo nie wolno im z procedur się wyłamać – chce udostępnić pacjentom olej z kwiatostanu konopi, ale przedtem przeprowadzić badania kliniczne, żeby nikt się tej sprawy nie czepiał.

    Olej byłby dostępny na receptę lekarza, który określiłby w niej odpowiednie do choroby proporcje jego składników THC i CBD.

    Zięba był ponad 20 lat za granicą (Australia, USA), praktykował tam jako naturoterapeuta, dlatego nieobca jest mu idea przedsięwzięć obywatelskich, które są tam częste i skuteczne. Czy uda się mu w Polsce? Czy przełamie biurokratyczny opór, bierność i nieufność?

    Na poniższym wykladzie mówi o tym szerzej. Wykład jest długi, o oleju mówi mniej więcej od połowy. Ale naprawdę warto obejrzec całość, bo bardzo ciekawe:

    https://www.youtube.com/watch?v=B6cqDW9oC08

    A tutaj jest jego apel:

    https://www.youtube.com/watch?v=AQpKLqbuT9g&app=desktop&mc_cid=be8c86d04f&mc_eid=b0b640acf8

  6. Obserwuję od dłuższego czasu
    Obserwuję od dłuższego czasu działania Jerzego Zięby i mnie jego projekt przekonuje. Zięba w ramach powstałej rok temu Polskiej Akademii Zdrowia – skupiającej biochemików itd., a zwłaszcza tych lekarzy, którzy czują się spętani procedurami i nie chcą patrzeć besilnie na cierpienie czy śmierć pacjentów, bo nie wolno im z procedur się wyłamać – chce udostępnić pacjentom olej z kwiatostanu konopi, ale przedtem przeprowadzić badania kliniczne, żeby nikt się tej sprawy nie czepiał.

    Olej byłby dostępny na receptę lekarza, który określiłby w niej odpowiednie do choroby proporcje jego składników THC i CBD.

    Zięba był ponad 20 lat za granicą (Australia, USA), praktykował tam jako naturoterapeuta, dlatego nieobca jest mu idea przedsięwzięć obywatelskich, które są tam częste i skuteczne. Czy uda się mu w Polsce? Czy przełamie biurokratyczny opór, bierność i nieufność?

    Na poniższym wykladzie mówi o tym szerzej. Wykład jest długi, o oleju mówi mniej więcej od połowy. Ale naprawdę warto obejrzec całość, bo bardzo ciekawe:

    https://www.youtube.com/watch?v=B6cqDW9oC08

    A tutaj jest jego apel:

    https://www.youtube.com/watch?v=AQpKLqbuT9g&app=desktop&mc_cid=be8c86d04f&mc_eid=b0b640acf8

  7. Czym innym są sklepy
    Czym innym są sklepy zielarskie w stylu holenderskim a czym innym dopuszczalność trawki jako używki; większość problemów Holandii wzięła się nie z lokalnych użytkowników a z "narkoturystów" i przemytu do krajów sąsiadujących. Więc pewnie nie warto być pierwszym w okolicy, który zalegalizuje otwarty handel.

    Ale też nie ma co demonizować. Trawką się nie da upalić na śmierć, badania wskazują, że jest mniejsza skłonność do agresji niż po alkoholu, efekty dymu są podobne do papierosowych. Sam kilka razy zapaliłem i nie skończyłem w rowie ani monarze.

    Ze sklepami trzeba uważać, żeby nie naściągać "elementu", ale nie widzę racjonalnych powodów, żeby było zakazane posiadanie i hodowanie trawki na własny użytek.

  8. Czym innym są sklepy
    Czym innym są sklepy zielarskie w stylu holenderskim a czym innym dopuszczalność trawki jako używki; większość problemów Holandii wzięła się nie z lokalnych użytkowników a z "narkoturystów" i przemytu do krajów sąsiadujących. Więc pewnie nie warto być pierwszym w okolicy, który zalegalizuje otwarty handel.

    Ale też nie ma co demonizować. Trawką się nie da upalić na śmierć, badania wskazują, że jest mniejsza skłonność do agresji niż po alkoholu, efekty dymu są podobne do papierosowych. Sam kilka razy zapaliłem i nie skończyłem w rowie ani monarze.

    Ze sklepami trzeba uważać, żeby nie naściągać "elementu", ale nie widzę racjonalnych powodów, żeby było zakazane posiadanie i hodowanie trawki na własny użytek.

  9. Po pierwsze.
    Po pierwsze.
    Dawniej dawano dzieciom do ssania taką małą kulkę maku owiniętą w gazę, która była na sekundę wrzucona do goracej wody – to co się tam wydostawało to były sladowe ilości narkotyków, ale własnie tyle, żeby dziecko usnęło, a nie uzależnic.

    Po drugie.
    Marycha w normalnych warunkach to jest krzaczek circa 35 cm, a ilość substancji aktywnej nie przekracza 15 %
    Natomiast na tych "plantacjach" to są krzaczory 1.5 metra, a procent substancji aktywnej sięga 50.

    Po trzecie .
    Problem z konopią indyjską polega na tym, że jest to fantastyczny materiał do wyrobu lin, sznurów, ale również materiałów przędzalniczych na ubrania – dużo bardziej wytrzymałych i trwałych niż to co nam obecnie w sklepach oferują.
    I wcale nie jestem przekonany, że to ostatni własnie element nie jest kluczowym dla faktu, że uprawa tej rosliny jest tępiona w skali całego "cywilizowanego" świata.
    Dawniej, czyli zanim wynaleziono tworzywa sztuczne na przykład do wyrobu lin okrętowych, ale również tych wszystkich syntetycznych i/lub półsyntetycznych materiałów ubraniowych (exemplum wiskoza i innych stylonów) to własnie konopie indyjskie były dostarczycielem włókien, które były mocne, wytrzymałe i łatwo się dawały obrobić.
    Czyli jest konflikt w skali globalnej pomiędzy producentami nici syntetycznych, a potencjalnymi producentami lepszych jakościowo nici naturalnych.
    Z przerobionego włókna konopii indyjskich można by również uzyskać papier – również lepszy jakościowo od tego co się oferuje na rynku.

    • Kulka maku,
      to kolejna "urban legends". Makiwara, wywar z makowin, czyli pokruszonych główek powstających podczas procesu młócenia makówek. Wierz mi, bo piłem to:-P Swego czasu w moim rejonie, konkretnie Żuławy, uprawiano mak leczniczy (błękitne kwiaty), a rolnicy odstawiali makowiny do punktów skupu, skąd trafiały do starogardzkiej Polfy i tam przerabiano je na morfinę. 
      Na Żuławach dość długo praktywano zwyczaj pojenia konia makiwarą przed ciężką pracą w polu. Kobiety moczyły gałgany w makiwarze i dawały je ssać dzieciakom, kiedy nie było nikogo do opieki ze względu na prace polowe.
      Konopie przemysłowe swego czasu były w Polsce uprawiane i chyba znowu wracają do łaski, ale trochę inna odmiana, może i ma jakiąś zawartość THC, ale chyba niezbyt się to opłaca.
      http://www.biztok.pl/biznes/boom-na-konopie-w-polsce-rolnicy-zarobia-wiecej-niz-na-pszenicy_a17828

        • Ty piszesz
          o maku, ja o makowinie. Zjedz kilo lub dwa makowca i sprawdź efekt. "Cisza, jak makiem zasiał", wiem skąd to przekonanie u ludzi, ale mleczko makowe pozyskuje się z nacinania zielonych główek dojrzałego maku rosnącego jeszcze na polu. Po jakimś czasie, kiedy już lekko wyschnie, zbiera się go łamiąc poniżej główki i czeka aż wyschnie do momentu, kiedy można go młocić. W samym maku jest tyle opiatów co kot napłakał. 

  10. Po pierwsze.
    Po pierwsze.
    Dawniej dawano dzieciom do ssania taką małą kulkę maku owiniętą w gazę, która była na sekundę wrzucona do goracej wody – to co się tam wydostawało to były sladowe ilości narkotyków, ale własnie tyle, żeby dziecko usnęło, a nie uzależnic.

    Po drugie.
    Marycha w normalnych warunkach to jest krzaczek circa 35 cm, a ilość substancji aktywnej nie przekracza 15 %
    Natomiast na tych "plantacjach" to są krzaczory 1.5 metra, a procent substancji aktywnej sięga 50.

    Po trzecie .
    Problem z konopią indyjską polega na tym, że jest to fantastyczny materiał do wyrobu lin, sznurów, ale również materiałów przędzalniczych na ubrania – dużo bardziej wytrzymałych i trwałych niż to co nam obecnie w sklepach oferują.
    I wcale nie jestem przekonany, że to ostatni własnie element nie jest kluczowym dla faktu, że uprawa tej rosliny jest tępiona w skali całego "cywilizowanego" świata.
    Dawniej, czyli zanim wynaleziono tworzywa sztuczne na przykład do wyrobu lin okrętowych, ale również tych wszystkich syntetycznych i/lub półsyntetycznych materiałów ubraniowych (exemplum wiskoza i innych stylonów) to własnie konopie indyjskie były dostarczycielem włókien, które były mocne, wytrzymałe i łatwo się dawały obrobić.
    Czyli jest konflikt w skali globalnej pomiędzy producentami nici syntetycznych, a potencjalnymi producentami lepszych jakościowo nici naturalnych.
    Z przerobionego włókna konopii indyjskich można by również uzyskać papier – również lepszy jakościowo od tego co się oferuje na rynku.

    • Kulka maku,
      to kolejna "urban legends". Makiwara, wywar z makowin, czyli pokruszonych główek powstających podczas procesu młócenia makówek. Wierz mi, bo piłem to:-P Swego czasu w moim rejonie, konkretnie Żuławy, uprawiano mak leczniczy (błękitne kwiaty), a rolnicy odstawiali makowiny do punktów skupu, skąd trafiały do starogardzkiej Polfy i tam przerabiano je na morfinę. 
      Na Żuławach dość długo praktywano zwyczaj pojenia konia makiwarą przed ciężką pracą w polu. Kobiety moczyły gałgany w makiwarze i dawały je ssać dzieciakom, kiedy nie było nikogo do opieki ze względu na prace polowe.
      Konopie przemysłowe swego czasu były w Polsce uprawiane i chyba znowu wracają do łaski, ale trochę inna odmiana, może i ma jakiąś zawartość THC, ale chyba niezbyt się to opłaca.
      http://www.biztok.pl/biznes/boom-na-konopie-w-polsce-rolnicy-zarobia-wiecej-niz-na-pszenicy_a17828

        • Ty piszesz
          o maku, ja o makowinie. Zjedz kilo lub dwa makowca i sprawdź efekt. "Cisza, jak makiem zasiał", wiem skąd to przekonanie u ludzi, ale mleczko makowe pozyskuje się z nacinania zielonych główek dojrzałego maku rosnącego jeszcze na polu. Po jakimś czasie, kiedy już lekko wyschnie, zbiera się go łamiąc poniżej główki i czeka aż wyschnie do momentu, kiedy można go młocić. W samym maku jest tyle opiatów co kot napłakał. 

  11. sosułka
    Miłośnikom sztuk polecam obraz   Święta Anna Samotrzeć (ze Strzegomia, obecnie we Wrocławiu).
    Dzieciątko ze wzmiankowaną tutaj sosułką, symbolem Słowa Bożego, ale również zapowiedzią Męki Pańskiej.
    Przy okazji pozdrawiam Autora bloga, bo choć rzadko (a raczej wcale) biorę udział w dyskusji  – to czytam namiętnie i przeważnie się zgadzam 😉
    Do pozdrowień z Łodzi dołącza się też Małżonka moja, również fanka.

  12. sosułka
    Miłośnikom sztuk polecam obraz   Święta Anna Samotrzeć (ze Strzegomia, obecnie we Wrocławiu).
    Dzieciątko ze wzmiankowaną tutaj sosułką, symbolem Słowa Bożego, ale również zapowiedzią Męki Pańskiej.
    Przy okazji pozdrawiam Autora bloga, bo choć rzadko (a raczej wcale) biorę udział w dyskusji  – to czytam namiętnie i przeważnie się zgadzam 😉
    Do pozdrowień z Łodzi dołącza się też Małżonka moja, również fanka.

  13. U nas można kupić
    (jest na półkach ze zdrową zywnościa) nasiona konopi. W całości, lub mielone. Ponoć dodaje się to do wypieków. Bo ja wiem: 


    Nie masz nic tak złego, żeby się na dobre nie przydało.
    Bywa z węża dryjakiew , złe często dobremu okazyją daje.”
     (A. Fredro)
  14. U nas można kupić
    (jest na półkach ze zdrową zywnościa) nasiona konopi. W całości, lub mielone. Ponoć dodaje się to do wypieków. Bo ja wiem: 


    Nie masz nic tak złego, żeby się na dobre nie przydało.
    Bywa z węża dryjakiew , złe często dobremu okazyją daje.”
     (A. Fredro)
  15. Alez jestes niedoinformowany Matko Kurko…
    Otoz substancje aktywne marychy sa juz lekami. Produkowanymi i z dopuszczeniami – tyle ze nie u nas (kwestia badan klinicznych i wylozenia kasy przez tych ktorzy je produkuja). No i kwestia stosunku zysk (roznie pojmowany) do kosztow (tez roznie rozumianych).
    Co do ziola jako takiego – trudno o standaryzowane uprawy (tzn o stalej ilosci substancji czynnych w jednostce wagowej). Jak ktos parzy miete to mocniejsza czy slabsza to glownie kwestia smaku 🙂 Tu moze to byc kwestia jesli nie zycia to skutkow ubocznych i efektow terapeutycznych. Gdy bedzie standaryzacja skladu to nie ma problemu – za recepta. Podobnie jak z morfina 🙂

    • Ukazały się dwie książki
      Ukazały się dwie książki autorstwa Bogdana Jot: "Odkłamywanie marihuany" i "Marihuana leczy". Bardzo polecam. Autor pisze tam(w tej drugiej) m.in. o preparatach stworzonych przez firmy farmaceutyczne, że niezbyt się sprawdzają.
      Olej z kwiatostanów jest najlepszy, najbardziej naturalny, całościowy. Ale tamte są opatentowane i firmy czerpią z tego zyski. Co z tego, że pacjent ma niewielki pożytek z tamtych preparatów? Najważniejszy jest pożytek ich producenta.

      • Mało kto zdaje sobie sprawę z
        Mało kto zdaje sobie sprawę z potegi wpływu firm farmaceutycznych na polityków, rządy i świat medyczny. Niby wiemy, że tak jest, ale nie zdajemy sobie sprawy, na jaką to jest skalę.Polecam książkę "Skutek uboczny smierć". Autor, John Virapen, był pracownikiem jednej z największych firm farmaceutycznych Eli Lilly. Zaczynał jalo naganiacz namawiający i przekupujący lekarzy, potem doszedł do stanowiska dyrektora generalnego oddziału tej firmy w Szwecji. To on wprowadzał na rynek sławny Prozac, lek przeciw depresji, który powodował liczne samobójstwa, ale to skutecznie wyciszano. Na starość ruszyło go sumienie i napisał tę książkę.

        To, co Virapen opisuje, to jest horror. Liczy się tylko zysk, działania firm są bezwzględne. Fałszowane sa badania kliniczne, procesy się wycisza, zawierając po cichu ugody z pozywającymi.

        Z tej książki jasno wynika, że najmniej mozna ufać tzw. autorytetom medycznym, bo ich się najbardziej przekupuje. Wywiera się naciski (skuteczne) na organy dopuszczajace leki w danym kraju. Tak się dzieje na Zachodzie, a co dopiero w Polsce, gdzie korupcja jest na porządku dziennym.

        Dlatego nie dopuszcza się leków naturalnych i terapii naturalnych.

  16. Alez jestes niedoinformowany Matko Kurko…
    Otoz substancje aktywne marychy sa juz lekami. Produkowanymi i z dopuszczeniami – tyle ze nie u nas (kwestia badan klinicznych i wylozenia kasy przez tych ktorzy je produkuja). No i kwestia stosunku zysk (roznie pojmowany) do kosztow (tez roznie rozumianych).
    Co do ziola jako takiego – trudno o standaryzowane uprawy (tzn o stalej ilosci substancji czynnych w jednostce wagowej). Jak ktos parzy miete to mocniejsza czy slabsza to glownie kwestia smaku 🙂 Tu moze to byc kwestia jesli nie zycia to skutkow ubocznych i efektow terapeutycznych. Gdy bedzie standaryzacja skladu to nie ma problemu – za recepta. Podobnie jak z morfina 🙂

    • Ukazały się dwie książki
      Ukazały się dwie książki autorstwa Bogdana Jot: "Odkłamywanie marihuany" i "Marihuana leczy". Bardzo polecam. Autor pisze tam(w tej drugiej) m.in. o preparatach stworzonych przez firmy farmaceutyczne, że niezbyt się sprawdzają.
      Olej z kwiatostanów jest najlepszy, najbardziej naturalny, całościowy. Ale tamte są opatentowane i firmy czerpią z tego zyski. Co z tego, że pacjent ma niewielki pożytek z tamtych preparatów? Najważniejszy jest pożytek ich producenta.

      • Mało kto zdaje sobie sprawę z
        Mało kto zdaje sobie sprawę z potegi wpływu firm farmaceutycznych na polityków, rządy i świat medyczny. Niby wiemy, że tak jest, ale nie zdajemy sobie sprawy, na jaką to jest skalę.Polecam książkę "Skutek uboczny smierć". Autor, John Virapen, był pracownikiem jednej z największych firm farmaceutycznych Eli Lilly. Zaczynał jalo naganiacz namawiający i przekupujący lekarzy, potem doszedł do stanowiska dyrektora generalnego oddziału tej firmy w Szwecji. To on wprowadzał na rynek sławny Prozac, lek przeciw depresji, który powodował liczne samobójstwa, ale to skutecznie wyciszano. Na starość ruszyło go sumienie i napisał tę książkę.

        To, co Virapen opisuje, to jest horror. Liczy się tylko zysk, działania firm są bezwzględne. Fałszowane sa badania kliniczne, procesy się wycisza, zawierając po cichu ugody z pozywającymi.

        Z tej książki jasno wynika, że najmniej mozna ufać tzw. autorytetom medycznym, bo ich się najbardziej przekupuje. Wywiera się naciski (skuteczne) na organy dopuszczajace leki w danym kraju. Tak się dzieje na Zachodzie, a co dopiero w Polsce, gdzie korupcja jest na porządku dziennym.

        Dlatego nie dopuszcza się leków naturalnych i terapii naturalnych.

  17. Farma nie musi sie wysilac
    z lobbowanie przeciwko wprowadzeniu maryski do lehalnego obrotu jako leku. Jako tak zwany suplement diety nie podlegalaby praktycznje zadnym badaniom. Jako lek musialaby by przejsc porzadne badania, a dodatkowo budzac tak wiele kontrowersji jesli chodzi o dzialanie to badanie musialoby byc naprawde porzadne. 
    I  tu dochodzimy do istoty sprawy, czyli do kasy. Porzadne badanie to jakies 200 mln zlotych, a to dopiero poczatek. Pewnie trzeba by sprawdzic wiele grup docelowych w roznych jednostkach chorobowych, a to oznacza, ze jestesmy pewnie blizej 500 mln. Dodatkowo niektore leki dopuszczone do obrotu sa skuteczne w grupie 20% populacji. To nie zart. Praktycznie efekt placebo i takiego leku tozsame, tym niemniej sa takie leki (niektore odmiany raka, stwarnienie zanikowe boczne itd). Moze sie okazac, ze marihuana bedzie miala rowniez podobna skutecznosc, a to oznacza kolejne dyskusje i kolejne dodatkowe badania. Zaden koncern farmaceutyczny nie wylozy takich pieniedzy jedynie po to, aby miec dane i nie moc sprzedac zastrzezonego specyfiku za gruuuuuuba kase. 
    Przydalby sie jaki madry czlowiek w na przyklad Polskim Instytucie Lekow lub organizacji pokrewnej miedzynarodowej, ktora zaprojektowalaby i zlecila takie badanie. 
    A tak na boku, to kasa jest owszem gruba, ale porownujac z funduszem Ministerstwa Zdrowia to generalnie niewiele. 
    Oooooo, wiem, Owsiak niech przekaze !!!! Sie moze facet w hecnych portkach troche zrehabilitowac i …. Czyz to nie piekny pomysl?

  18. Farma nie musi sie wysilac
    z lobbowanie przeciwko wprowadzeniu maryski do lehalnego obrotu jako leku. Jako tak zwany suplement diety nie podlegalaby praktycznje zadnym badaniom. Jako lek musialaby by przejsc porzadne badania, a dodatkowo budzac tak wiele kontrowersji jesli chodzi o dzialanie to badanie musialoby byc naprawde porzadne. 
    I  tu dochodzimy do istoty sprawy, czyli do kasy. Porzadne badanie to jakies 200 mln zlotych, a to dopiero poczatek. Pewnie trzeba by sprawdzic wiele grup docelowych w roznych jednostkach chorobowych, a to oznacza, ze jestesmy pewnie blizej 500 mln. Dodatkowo niektore leki dopuszczone do obrotu sa skuteczne w grupie 20% populacji. To nie zart. Praktycznie efekt placebo i takiego leku tozsame, tym niemniej sa takie leki (niektore odmiany raka, stwarnienie zanikowe boczne itd). Moze sie okazac, ze marihuana bedzie miala rowniez podobna skutecznosc, a to oznacza kolejne dyskusje i kolejne dodatkowe badania. Zaden koncern farmaceutyczny nie wylozy takich pieniedzy jedynie po to, aby miec dane i nie moc sprzedac zastrzezonego specyfiku za gruuuuuuba kase. 
    Przydalby sie jaki madry czlowiek w na przyklad Polskim Instytucie Lekow lub organizacji pokrewnej miedzynarodowej, ktora zaprojektowalaby i zlecila takie badanie. 
    A tak na boku, to kasa jest owszem gruba, ale porownujac z funduszem Ministerstwa Zdrowia to generalnie niewiele. 
    Oooooo, wiem, Owsiak niech przekaze !!!! Sie moze facet w hecnych portkach troche zrehabilitowac i …. Czyz to nie piekny pomysl?

  19. Olej z konopi indyjskich
    Proszę Państwa, możemy odbyć długą, akademicką dyskusję na temat oleju z konopi, a czas ucieka. Chorzy cierpią, niektórym pozostało niewiele życia. Na upragnione badania kliniczne potrzeba pieniędzy. W tej kwestii (jak i w każdej innej) nie możemy liczyć na rządzących. Jest tylko jedno wyjście: wspomóc materialnie Fundację Polacy dla Polaków. Ja już to zrobiłam i w miarę swoich możliwości finansowych będę robić to w przyszłości. Zachęcam Państwa do wejścia na stronę fundacji i obejrzenia nagrań wideo pokazujących dzieci cierpiące na lekooporną padaczkę. Takich ataków mają one dziennie 200, 300, a nawet więcej. Po kuracji olejem z konopii ich liczba zmniejsza się do kilku, kilkunastu; często występują w odstępach kilkudniowych. Podaję link do strony:
    http://www.polacydlapolakow.pl

  20. Olej z konopi indyjskich
    Proszę Państwa, możemy odbyć długą, akademicką dyskusję na temat oleju z konopi, a czas ucieka. Chorzy cierpią, niektórym pozostało niewiele życia. Na upragnione badania kliniczne potrzeba pieniędzy. W tej kwestii (jak i w każdej innej) nie możemy liczyć na rządzących. Jest tylko jedno wyjście: wspomóc materialnie Fundację Polacy dla Polaków. Ja już to zrobiłam i w miarę swoich możliwości finansowych będę robić to w przyszłości. Zachęcam Państwa do wejścia na stronę fundacji i obejrzenia nagrań wideo pokazujących dzieci cierpiące na lekooporną padaczkę. Takich ataków mają one dziennie 200, 300, a nawet więcej. Po kuracji olejem z konopii ich liczba zmniejsza się do kilku, kilkunastu; często występują w odstępach kilkudniowych. Podaję link do strony:
    http://www.polacydlapolakow.pl

  21. Ja w ogóle nie rozumiem całego problemu.
    W medycynie od wieków stosuje się nawet groźne trucizny. Wszystko jest kwestią dawki i odpowiedniego stosowania. Cała ta dyskusja jest dla mnie idiotyczna. Lobby miłośników "rekreacyjnego" palenia trawki znalazło sobie wygodny argument, który jest guzik warty dla każdego, kto umie myśleć. W każdej aptece jest na pęczki silniejszych od marihuany środków. Oczywiście nie każdy może dostać na nie receptę i je kupić. Odnoszę wrażenie, że niektórzy wyobrażają sobie lub też marzą, że marihuana po ewentualnym uznaniu za środek leczniczy będzie dostępna w aptekach jak aspiryna bez recepty. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

  22. Ja w ogóle nie rozumiem całego problemu.
    W medycynie od wieków stosuje się nawet groźne trucizny. Wszystko jest kwestią dawki i odpowiedniego stosowania. Cała ta dyskusja jest dla mnie idiotyczna. Lobby miłośników "rekreacyjnego" palenia trawki znalazło sobie wygodny argument, który jest guzik warty dla każdego, kto umie myśleć. W każdej aptece jest na pęczki silniejszych od marihuany środków. Oczywiście nie każdy może dostać na nie receptę i je kupić. Odnoszę wrażenie, że niektórzy wyobrażają sobie lub też marzą, że marihuana po ewentualnym uznaniu za środek leczniczy będzie dostępna w aptekach jak aspiryna bez recepty. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

  23. zioła
    Moja tesciowa (z tych dobrych) ma problemy z żołądkiem i nerkami, Chodziła po lekarzach, dwa razy badali ją w szpitalu i dignoza jakas taka nijaka, nikt konkretnie nie potrafi konkretnie powiedziec co jej dolega i jak to leczyć, Lekarka prowadząca poprzepisywała kupę leków. Teściowa wykupiła te cuda za jakies 380 pln (koszt na miesiąc). Po zażyciu myślała, że przeniesie się na tamten świat i zrezygnowała z tych leków, Postanowiła poszukać pomocy u Bonifratrów z ich ziołami. Pokazała wyniki badań, jakie leki dostała. Ojciec Zielarz przepisał mieszankę ziół za 300 pln ale na pół roku (sam mieszałem te wielkie ilości ziół). Zaczeła kurację i po miesiącu poszła do lekarki, zrobiła wyniki i lekarka zdziwiona, że taka dobra poprawa. Oczywiscie teściowa nie przyznała się, że kurowała się za pomoca ziół.
    Nie wiem czy to nie wynik placebo, ale po półrocznej kuracji było lepiej. Ale nie u Bonifratrów!  Ojciec Zielarz został przeniesiony, bo jakies junijne przepisy zadziałały i zielarze są bee.
    Jak głosi gallux o lobby farmaceutycznym to 100 proc. prawda, choć i roslinkę można opatentować, co sprawnie robi firma nasienna  na literke M.

    http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/3397925,unia-wymusila-zmiany-u-bonifratrow-gdzie-sie-podzialy-ziola,id,t.html

  24. zioła
    Moja tesciowa (z tych dobrych) ma problemy z żołądkiem i nerkami, Chodziła po lekarzach, dwa razy badali ją w szpitalu i dignoza jakas taka nijaka, nikt konkretnie nie potrafi konkretnie powiedziec co jej dolega i jak to leczyć, Lekarka prowadząca poprzepisywała kupę leków. Teściowa wykupiła te cuda za jakies 380 pln (koszt na miesiąc). Po zażyciu myślała, że przeniesie się na tamten świat i zrezygnowała z tych leków, Postanowiła poszukać pomocy u Bonifratrów z ich ziołami. Pokazała wyniki badań, jakie leki dostała. Ojciec Zielarz przepisał mieszankę ziół za 300 pln ale na pół roku (sam mieszałem te wielkie ilości ziół). Zaczeła kurację i po miesiącu poszła do lekarki, zrobiła wyniki i lekarka zdziwiona, że taka dobra poprawa. Oczywiscie teściowa nie przyznała się, że kurowała się za pomoca ziół.
    Nie wiem czy to nie wynik placebo, ale po półrocznej kuracji było lepiej. Ale nie u Bonifratrów!  Ojciec Zielarz został przeniesiony, bo jakies junijne przepisy zadziałały i zielarze są bee.
    Jak głosi gallux o lobby farmaceutycznym to 100 proc. prawda, choć i roslinkę można opatentować, co sprawnie robi firma nasienna  na literke M.

    http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/3397925,unia-wymusila-zmiany-u-bonifratrow-gdzie-sie-podzialy-ziola,id,t.html

  25. Historia zna wiele
    przypadków rezygnacji z leków, które w swoim składzie miały substancje odurzające. Ja pamiętam dostępny w aptekach lek na astmę w postaci papierosów (!) "Astmosan". Ich głównym składnikiem był alkaloid belladonny.
    "O mia belledonna
    babcia nieprzytomna
    leży sobie w łóżku
    dziadek na jej brzuszku"
    To była swego czasu bardzo popularna przyśpiewka. Belladonna była składnikiem wielu leków, bardziej znana jako wilcza jagoda (skopolamina, hioscyjamina). 
    Innym lekiem na bazie opium (tinktura opium) były "Krople Inoziemcowa", bardzo popularny środek na bóle żołądka.
    Oba te leki wycofano w połowie lat 70-tych skutkiem nagłośnionego w mediach problemu narkomanii wśród młodzieży.

  26. Historia zna wiele
    przypadków rezygnacji z leków, które w swoim składzie miały substancje odurzające. Ja pamiętam dostępny w aptekach lek na astmę w postaci papierosów (!) "Astmosan". Ich głównym składnikiem był alkaloid belladonny.
    "O mia belledonna
    babcia nieprzytomna
    leży sobie w łóżku
    dziadek na jej brzuszku"
    To była swego czasu bardzo popularna przyśpiewka. Belladonna była składnikiem wielu leków, bardziej znana jako wilcza jagoda (skopolamina, hioscyjamina). 
    Innym lekiem na bazie opium (tinktura opium) były "Krople Inoziemcowa", bardzo popularny środek na bóle żołądka.
    Oba te leki wycofano w połowie lat 70-tych skutkiem nagłośnionego w mediach problemu narkomanii wśród młodzieży.

  27. o co cho ???

    • podejzewam , ze chodzi o koszty refundacji . Nigdzie nie mówią  , że 3-miesięczna terapia canna to 800 PLN .  "Żydzi" w Izraelu" , żeby nie sprowadzać drogiego Cannabis Flos z Holandii chodują własną Marichuanę . A kto jak kto ale oni , chyba liczyć potrafią , nie ? to nie jest też tak , że chorzy marzą o ciuckaniu skręta w korytarzach CZD . Sativex ma postać sprayu jak leki na astmę . Olejek natomiast nie zawiera w ogóle THC , czyli mówiąc slangiem : " nie klepie " . Nie rozumiem czego tu nie rozumieć …
    • INną kwestia jest wejście tematu marychy za przysłowiowym przelożeniem wajchy . 7 lat ciszy , PiS się zbliża a tu nagle palacy problem się pojawił . 7 lat rządu Tuska , w temacie cisza jak po śmierci organisty i nagle zaczelo przeszkadzać  ?  Myśle , że Marichuana ma być punktem natarcia dla lewaków , tak jak za czasów Lecha Kaczyńskiego była      "Rozpuda" .
  28. o co cho ???

    • podejzewam , ze chodzi o koszty refundacji . Nigdzie nie mówią  , że 3-miesięczna terapia canna to 800 PLN .  "Żydzi" w Izraelu" , żeby nie sprowadzać drogiego Cannabis Flos z Holandii chodują własną Marichuanę . A kto jak kto ale oni , chyba liczyć potrafią , nie ? to nie jest też tak , że chorzy marzą o ciuckaniu skręta w korytarzach CZD . Sativex ma postać sprayu jak leki na astmę . Olejek natomiast nie zawiera w ogóle THC , czyli mówiąc slangiem : " nie klepie " . Nie rozumiem czego tu nie rozumieć …
    • INną kwestia jest wejście tematu marychy za przysłowiowym przelożeniem wajchy . 7 lat ciszy , PiS się zbliża a tu nagle palacy problem się pojawił . 7 lat rządu Tuska , w temacie cisza jak po śmierci organisty i nagle zaczelo przeszkadzać  ?  Myśle , że Marichuana ma być punktem natarcia dla lewaków , tak jak za czasów Lecha Kaczyńskiego była      "Rozpuda" .
  29. Wiadomość dopiero co
    Wiadomość dopiero co otrzymana:

    Ostatnio, na łamach prasy i na wielu portalach internetowych ukazała się podobno odpowiedź dyrektor Centrum Zdrowia Dziecka dr hab.n.med. Małgorzaty Syczewskiej na protest wielu osób dotyczący zabronienia doktorowi Bachańskiemu (skutecznie leczącemu kannabinoidami w CZD te chore dzieci) udziału w konferencji Cannabis Leczy w Warszawie. Czytałam jej fragmenty.
    Dodam, że już samo ZAKAZANIE uczestnictwa w konferencji lekarzowi, który dobrze zna temat, bo jako jeden z niewielu (a może jedyny) w Polsce leczy kannabinoidami te chore dzieci, jest kuriozalny, dlatego ludzie protestowali.

    Zalecałabym dużą ostrożność przy czytaniu wypowiedzi dr Syczewskiej, ponieważ zawiera ona – ostrożnie mówiąc – nieścisłości. Ale głos p. Dyrektor jest nośny w odróżnieniu od głosu zwykłego lekarza, dra Bachańskiego: nie te proporcje, nie to stanowisko i tytuły. Jak – nie przymierzając – głos wielkiego Owsiaka i głos Matki Kurki, zwykłego (wybacz, Kurko) blogera.

    Na razie dyr. Syczewska podobno zabroniiła stosowania dotychczasowego leczenia, i to bez konsultacji z rodzicami!

    Ja skomentuję sprawę w CZD krótko: kasa, misiu, kasa. Zamiast leczenia stosowanego przez dra Bachańskiego będzie się testowało Sativex, lek piekielnie drogi i nie zawsze skuteczny (podobno, nie jestem fachowcem). W dodatku podobno w Polsce jest on dużo droższy niż np. w Niemczech (2,5-3 tys. zł miesięczna kuracja).
    Jak zatem wyglądały negocjacje z firmą w sprawie ceny? Cóż, wystarczy znać trochę praktyki korupcyjne firm farmaceutycznych, żeby je sobie wyobrazić.
    Jeśli lek zostanie zaakceptowany, zapłacimy za niego my, podatnicy. Jeśli nie zostanie – ogłosi się, że marihuana jest nieskuteczna. Czyli "tak czy owak, zawsze Nowak".

    To, co proponuje Jerzy Zięba, ma być bardzo tanie, a nawet – jeśli Fundacja Polacy dla Polaków zbierze odpowiednie fundusze – darmowe. A to jest przecież karygodne, bo nikt na tym nie zarobi, żadna firma.

    • Widziałem tę konferencję
      w telewizji i faktycznie wzbudziła zdziwienie, bo wypowiadano się o osobie, która była nieobecna. Pani prowadząca, uśmiechająca się co chwila do kamer stwierdziła, że osoba, o której mowa, wzięła "bardzo długi urlop". Wyglądało to niczym sugestia, że zdemaskowany znachor dał drapaka. Jak się niszczy ludzi w państwie PO wie chyba każdy średnio kumaty osobnik, wg mnie był to lincz medialny na doktorze.
      Mimo wszystko informacje płynące z zagranicy (USA, Kanada) przeczą oficjalnemu stanowisku osób odpowiedzialnych z opiekę medyczną w Polsce. W konsekwencji narażają oni chorych i ich rodziny na stres, tym bardziej jest to parszywe, że ci ludzie są już i tak ciężko doświadczeni przez los i sam fakt, że muszą żyć w tym jeb**** systemie jest dla niczym wyrok lub kara.
      I gdzie tu złota zasada: po pierwsze nie szkodzić choremu? Banda cweli.

  30. Wiadomość dopiero co
    Wiadomość dopiero co otrzymana:

    Ostatnio, na łamach prasy i na wielu portalach internetowych ukazała się podobno odpowiedź dyrektor Centrum Zdrowia Dziecka dr hab.n.med. Małgorzaty Syczewskiej na protest wielu osób dotyczący zabronienia doktorowi Bachańskiemu (skutecznie leczącemu kannabinoidami w CZD te chore dzieci) udziału w konferencji Cannabis Leczy w Warszawie. Czytałam jej fragmenty.
    Dodam, że już samo ZAKAZANIE uczestnictwa w konferencji lekarzowi, który dobrze zna temat, bo jako jeden z niewielu (a może jedyny) w Polsce leczy kannabinoidami te chore dzieci, jest kuriozalny, dlatego ludzie protestowali.

    Zalecałabym dużą ostrożność przy czytaniu wypowiedzi dr Syczewskiej, ponieważ zawiera ona – ostrożnie mówiąc – nieścisłości. Ale głos p. Dyrektor jest nośny w odróżnieniu od głosu zwykłego lekarza, dra Bachańskiego: nie te proporcje, nie to stanowisko i tytuły. Jak – nie przymierzając – głos wielkiego Owsiaka i głos Matki Kurki, zwykłego (wybacz, Kurko) blogera.

    Na razie dyr. Syczewska podobno zabroniiła stosowania dotychczasowego leczenia, i to bez konsultacji z rodzicami!

    Ja skomentuję sprawę w CZD krótko: kasa, misiu, kasa. Zamiast leczenia stosowanego przez dra Bachańskiego będzie się testowało Sativex, lek piekielnie drogi i nie zawsze skuteczny (podobno, nie jestem fachowcem). W dodatku podobno w Polsce jest on dużo droższy niż np. w Niemczech (2,5-3 tys. zł miesięczna kuracja).
    Jak zatem wyglądały negocjacje z firmą w sprawie ceny? Cóż, wystarczy znać trochę praktyki korupcyjne firm farmaceutycznych, żeby je sobie wyobrazić.
    Jeśli lek zostanie zaakceptowany, zapłacimy za niego my, podatnicy. Jeśli nie zostanie – ogłosi się, że marihuana jest nieskuteczna. Czyli "tak czy owak, zawsze Nowak".

    To, co proponuje Jerzy Zięba, ma być bardzo tanie, a nawet – jeśli Fundacja Polacy dla Polaków zbierze odpowiednie fundusze – darmowe. A to jest przecież karygodne, bo nikt na tym nie zarobi, żadna firma.

    • Widziałem tę konferencję
      w telewizji i faktycznie wzbudziła zdziwienie, bo wypowiadano się o osobie, która była nieobecna. Pani prowadząca, uśmiechająca się co chwila do kamer stwierdziła, że osoba, o której mowa, wzięła "bardzo długi urlop". Wyglądało to niczym sugestia, że zdemaskowany znachor dał drapaka. Jak się niszczy ludzi w państwie PO wie chyba każdy średnio kumaty osobnik, wg mnie był to lincz medialny na doktorze.
      Mimo wszystko informacje płynące z zagranicy (USA, Kanada) przeczą oficjalnemu stanowisku osób odpowiedzialnych z opiekę medyczną w Polsce. W konsekwencji narażają oni chorych i ich rodziny na stres, tym bardziej jest to parszywe, że ci ludzie są już i tak ciężko doświadczeni przez los i sam fakt, że muszą żyć w tym jeb**** systemie jest dla niczym wyrok lub kara.
      I gdzie tu złota zasada: po pierwsze nie szkodzić choremu? Banda cweli.