Reklama

Nie wiemy jakie są ostateczne wyniki eurowyborów, jedno jednak możemy powiedzieć z pewnością. Te wybory to kompromitacja Państwowej Komisji Wyborczej i w ogóle systemu głosowania w Polsce.
Spójrzmy na liczby:
liczba wszystkich obwodów wyborczych:27 664
Liczba wydanych i wysłanych pakietów: 6 364 538 (dane z 91% obwodów)
Wynika z tego, że średnio na jedną komisję przypadało 200-300 kart do głosowania. Zapewne były takie komisje gdzie kart było nawet z 600, ale i takie gdzie było 50. 
Komisja wyborcza liczy ok.6 członków. Wypada więc, że jeden członek komisji przeliczał średnio ok. 30-50 kart. Ile mogło potrwać takie przeliczenie? Pół godziny? Godzinę? Może dwie? Kolejne od 0,5-1h na napisanie i przesłanie protokołu. Następnie system informatyczny błyskawicznie zlicza głosy.
Wybory skończyły się o godz. 21. 
PKW dane z 30% obwodów przekazała po godz. 2 w nocy.Ponad 5 godzin po zakończeniu głosowania. Oto skala kompromitacji PKW. Aż się prosi o pytanie co się działo w ciągu tych 2-3h.
Kwestia druga to ostateczne ogłoszenie wyniku wyborów. Zauważmy, że PKW odeszła tutaj od poprzednio stosowanej metodologii: przekazywania wyników z 99% obwodów na rzecz przekazania wyników z 91% i nabrania wody w usta. Nie widać tutaj żadnej racjonalnej przyczyny. Zapewne więc chodzi o kasę. Skąd? Jak?
Nie da się tutaj uciec od supozycji, że PKW działa na partyjne zlecenie rządzących: opóźniając podawanie realnych wyników kradnie szoł PiS a daje go PO. (dane z 30% (godz. 2) to 34% PiS 27% PO mandaty 20-16, z 63% (godz.3): 33% PiS, 28% PO mandaty 20-17, dane z 91% (godz.5) PiS 31%, PO 30% mandaty 19-19, przypomnijmy że sondaż Ipsos to 33% PO 32% PiS mandaty 19-19, dane ostateczne nie znane).
Czy PKW stanie przed realnością odpowiadania na takie pytania? Wątpię.

Reklama