Reklama

Media doniosły, że zabraknie na Powązkach trzech „bohaterów” PRL Walczącego. W kolejności alfabetycznej będziemy musieli przeżyć absencję: Bartoszewskiego, Komorowskiego i Tuska. W głównym nurcie informacja nie wywołała większego ognia, po prawej stronie coś jakby oburzenie dało się zauważyć, a ja patrzę sobie na to oczyma bezstronnego i widzę strach. Cała trójka się boi, chociaż każdy czegoś innego. Komorowski po aferze z taśmami i wiszącej aferze z sekstaśmami, potrzebuje wszystkiego, tylko nie wspólnych fotografii z Donaldem Tuskiem i jego przybocznymi. Sądzę, że obrotowy Bronek podwinąłby ogon i przed Hanną Gronkiewicz-Waltz, bo jemu zależy na białoruskim poziomie zaufania społecznego, tymczasem wojna z Chazanem podzieliła naród na pół. Tusk boi się wszystkiego i wszystkich, nie ma pojęcia, czy i kiedy gruchnie kolejnym skandalem. Przy poparciu na poziomie 25% w Warszawie rozniósłby się gwizd, jakiego dotąd Tusk nie słyszał. Bartoszewski bez wsparcia swoich opiekunów jest tym, kim był zawsze, koniunkturalnym przerażonym karierowiczem i to mu nie pozwoli wychylić nochala. Każdy z „bohaterów” PRL Walczącego podał inną wymówkę, ale chyba najlepiej wypadł mimo wszystko Komorowski. Pan Bronek przerobił się na męczennika, który woli ustąpić niż „dzielić naród”. Tusk wybrał dyplomatyczną ortopedię i wszystkim zgorszonym moją frywolnością przypominam, że kilka dni po zabiegu, z nowoczesnym opatrunkiem na nodze Donald zaliczył Brukselę, kreując się na bohatera i obrońcę naszych wspólnych spraw. Tym razem tygodnia mu zabraknie, żeby z nowoczesnym opatrunkiem na ramieniu doczołgać się do Powązek, ale jak to zwykle bywa Tusk ma szczęście. Co by nie mówić paluszek i główka Bartoszewskiego wypada najnędzniej. Mały maturzysta zasłonił się chorobą żony, czyli klasyczną dla niego płaczliwością i ubarwianiem historii.

Reklama

Dlaczego mnie ta potrójna nieobecność nie oburza? Z wielu powodów, ale najważniejszy zawarłbym w często powtarzanych przez „niepokornych” zdaniu: „presja ma sens”. Na moje oczy i to bez okularów, stał się cud – bydło wygrało z pastuchami. Kolejny raz się okazało, że pokorne cielę długo sobie nie possie, choćby matek było więcej niż dwie. Skończyło się mleczko w urzędowych cyckach i zaraz nastąpił popłoch, ratuje się kto może i ucieka, gdzie się da. Uczciwie muszę przyznać, że moje stanowisko w sprawie gwizdów na Powązkach zmieniało się z roku na rok. Zaczynałem od zdecydowanej krytyki i do dziś średnio mi się ta forma protestu podoba, ale w zeszłym roku już zdecydowanie stałem tam, gdzie stało „bydło”. Chciałem sobie zarezerwować miejsce i na ten rok, ale coś mi się wydaje, że nie ma sensu. Na widok prezydent Warszawy i paru notabli z PO pewnie pojawią się pojedyncze świsty, ale większej kanonady niż w poprzednich latach raczej nie przewiduję. Absencja niedawnych władców dusz ma jeszcze jeden ciekawy i znamienny aspekt. Właśnie w powiązaniu z bieżącymi problemami, wręcz tragediami i walką o życie, Tuskowi przydałoby się jak nic, wyciągniecie Bartoszewskiego z kapelusza, pokazanie się obok Komorowskiego i połowa Faktów TVN, plus „Kropki nad i” poświęcona „zderzeniu dwóch cywilizacji”. Pisząc po ludzku, ten numer z “bydłem” od lat się sprawdzał i zawsze był uruchamiany, tymczasem musiało się stać coś naprawdę dramatycznego, że przede wszystkim Tusk zrezygnował ze swoich zagrywek.

Donald od lat stosuje takie same parawany, 6 razy expose, 3 razy wotum zaufania, 5 razy startuje na szefa czegoś istotnego w UE i 7 razy prowokuje gwizdy na Powązkach. W roku 2014 Donald Tusk wyjątkowo szybko „zrezygnował” z tronu europejskiego, nastawił sobie barek i temblakiem usprawiedliwił nieobecność w trakcie uroczystości ważnych dla Warszawy i całej Polski. Nie będę zgadywał, czy Bartoszewski został poproszony, żeby zajął się chorą żoną, czy też sam spanikował, raczej stawiam na to drugie, w każdym razie „presja ma sens”. Mnie tej trójki robotniczo-chłopskiej, tych junaków PRL II na Powązkach brakować nie będzie, przeciwnie jest szansa, chyba pierwsza od wielu lat, że na cmentarzu, gdzie leżą bohaterowie nie pojawią się z wieńcami zdrajcy. Ten widok zawsze mnie przygnębiał i zniesmaczał, nie tylko gwizdać, ale i wyć się chciało. Niech siedzą w swoich gabinetach i pakują się z wolna, a nawet na Nasz koszt poleciłbym drogą restaurację z rezerwacją na godzinę „W”, ale jestem zwykłym hetero, nie sadystą.

Reklama

16 KOMENTARZE

  1. Ciekawe, czy Hanna pojawi się na Kopcu
    W zeszłym roku takie się gwizdy i buczenie rozniosło, kiedy zaczęła przemawiać (sama buczałam najgłośniej jak umiałam, do czego przyznaję się z dumą), że nie skończyła przemówienia. Mam szczerą nadzieję, że tym razem się nie pojawi, bo jej obecność jest brzydkim zgrzytem podczas tych bardzo pięknych i obdarzonych wyjątkowym klimatem uroczystości. Na Kopcu Powstania Warszawskiego o 21:00 zawsze jest najwięcej młodzieży (harcerze i kibice), ale też wielu weteranów. W takim połączeniu jest coś wzruszającego i dającego nadzieję.

  2. Ciekawe, czy Hanna pojawi się na Kopcu
    W zeszłym roku takie się gwizdy i buczenie rozniosło, kiedy zaczęła przemawiać (sama buczałam najgłośniej jak umiałam, do czego przyznaję się z dumą), że nie skończyła przemówienia. Mam szczerą nadzieję, że tym razem się nie pojawi, bo jej obecność jest brzydkim zgrzytem podczas tych bardzo pięknych i obdarzonych wyjątkowym klimatem uroczystości. Na Kopcu Powstania Warszawskiego o 21:00 zawsze jest najwięcej młodzieży (harcerze i kibice), ale też wielu weteranów. W takim połączeniu jest coś wzruszającego i dającego nadzieję.

  3. Fiasko cmentarnych prowokacji
    Gwizdy i buczenie przeciwko udziałowi łobuzów w narodowych uroczystościach to jak pokazywanie pleców szujom, kiedy nieproszeni zaplacza się na przyjęcie w dobrym towarzystwie. Zyczylbym sobie, żeby ta prywatna forma ostracyzmu towarzyskiego wróciła do obyczajów, ale na razie można się delektowac tym, jaki efekt wywierają zbiorowe protesty na towarzychu nie mającym korzeni w tej ziemi. Przesilenie nastąpiło chyba po tym, kiedy towarzycho ponioslo truchło Jaruzelskiego jak wielki totem na Powązki. Tylko że trzeba odróżnić ludzki pogrzeb, choćby i wroga, od politycznej manifestacji okupanta. Potrafimy obronić swoje symbole przed zawlaszczeniem. ONI mogą sobie robić co najwyżej jakieś jasełka poza sezonem, które "obstawia Bronek", a nikogo to nie obchodzi.

  4. Fiasko cmentarnych prowokacji
    Gwizdy i buczenie przeciwko udziałowi łobuzów w narodowych uroczystościach to jak pokazywanie pleców szujom, kiedy nieproszeni zaplacza się na przyjęcie w dobrym towarzystwie. Zyczylbym sobie, żeby ta prywatna forma ostracyzmu towarzyskiego wróciła do obyczajów, ale na razie można się delektowac tym, jaki efekt wywierają zbiorowe protesty na towarzychu nie mającym korzeni w tej ziemi. Przesilenie nastąpiło chyba po tym, kiedy towarzycho ponioslo truchło Jaruzelskiego jak wielki totem na Powązki. Tylko że trzeba odróżnić ludzki pogrzeb, choćby i wroga, od politycznej manifestacji okupanta. Potrafimy obronić swoje symbole przed zawlaszczeniem. ONI mogą sobie robić co najwyżej jakieś jasełka poza sezonem, które "obstawia Bronek", a nikogo to nie obchodzi.