Reklama

Mieć skąd i potąd dalej niż dotąd. Słowem zamienić bohaterstwo zrywu na heroizm dnia codziennego; nic tu po mnie. To może miast domyślnego ,,trzeba by było”, drobna korekta do ,,należałoby”. To z kolei skrócić o sens, by na dzień dobry się zbyt nie zniechęcać, do ,, należałoby się, by się leżało”, na przykład po żałobieganiu. Człowiek leży, płacze, i ze smutku po stracie przebiera w powietrzu nogami.
Wierzgam więc nimi jak jakieś babsko przydrożne, sterczę dupskiem. Wypięty na wszystko chowam głowę do piachu, czas już zacząć gryźć ziemię. Gryząc ziemię, da się przeżyć. I przy tym nie przytyć. Przy okazji przytyk, nie raz dawałem wyraz, iż jestem zdania, że aby kobieta zaczęła do mnie wzdychać, muszę ją troszkę poddusić. Niejedna w ten sposób przeżyła orgazm – mój, i to tylko dlatego, że ostatecznie darowałem jej życie. Poczęte. Ale nie, szkoda złudzeń, tu nie ma i stąd nie będzie już widać żadnej nieusuwalnej sprzeczności między wyborem jednostki typu wyjść na swoje, wyjść na ludzi albo od razu wyjść na kobiety, żeby wszystko wyszło jak zwykle. To prawie jak sny syna z NY lub z Nysy. Kawał ze mnie snu syna… Co??? Kto jak baba chowa głowę w piasek… To co? Kto, jak nie baba, chowa głowę w pasek… Kto??? Jak (nie baba) chowa głowę w piasek, może zacząć gryźć ziemię? A to, to co to jest? A toto to co?

[Jeszcze lepiej… (słychać mnie teraz?…bo szepeczę… na wszelki wypadek zamykam się w dwa nawiasy, gdyby po mnie wyjeżdżali)… sterczałem u piachu podnóża, a tuż obok duża kałuża się wydłuża. Pewnie ze strachu przed zamczyskiem. A nuż wykurzy kurz z otchłani burz. Niezłe. No doprawdy. Lepiej już chyba się wyczołgać na kolanach z tej Częstochowy, złotą myślą: co mam zrobić dziś, zrobię sobie dobrze. Resztę przełożę na drugą stronę i zacznę od tyłu. Napisałem więc czarno (to jednak widzę) na białym najświeższy z krótkiej listy postulatów: ,,Kolorowych snów! Kolorowych marzeń!”, tutaj i znów niech zmaże białe plamy histerii. Histerii uścielonego bezcielesnym pożyciem pościelęcia. Wydorośleć. Jak i kiedy, kiedy wyro i śledź. Może kiedyś, po stu latach pokoleń, przepoczwarzę się z pościelęciny w bezobłędnego byka? Jaka byka płeć? Płeć, co płacze i plecie czy płacipłci za wszystko? Ja poznałem swoją płeć, gdy (tu dla tupetu można dodać żet na końcu) miałem kilka lat, nie było potrzeby robić USG w czasie ciąży. Budziłem się przy tym w nocy cały i chory, rozsiewając stwardnienie, a jestem na nie, bardziej niż na ”tak”, uczulony].

Reklama

Nim przekonałem pozostałych, sam się miałem przekonać, jak ciężko się dryfuje między ,,widzi więcej niż inni”, a ,,chy-ba-ci-się-prze-wi-działo”… któż to wie. Zaśpiewamy ci piosenkę, może dwie.
Zwłaszcza gdy w głowie włącza się tryb szybkiej autokorekcji: nim wypowiem ostatnią literę niekoniecznie długiego wyrazu, od razu błysk, że już istnieje albo gdzieś z oparów się właśnie wydobywa jego prawdziwsza aktualizacja, wersja najbardziej z ostatniej chwili, ulepszona odświeżonymi doniesieniami z danego obszaru składanej wypowiedzi. Prowadzi to do kompletnego niezrozumienia, szczególnie u słuchacza, ja zawsze odgadnę, o co w końcu mi chodzi i jak pogodzić odbiór starego słowa z jego kutą w prawdzie wersją. Uchodzę przez to i często za wariata, ludziom ciężko się przestawić na nowinę prawdy, wolą okowy zrozumienia. Może i mniej z tego powodu osiągnę, za to zwiększę pulę marzeń. Pierwszy przykład z brzegu, choć na zupełnie inny temat. Żonie na urodziny kupiłem sobie kiedyś krawat i uciekając przed uiszczeniem uzmysłowiłem wpółpodmytej sprzedawczyni plus może zbierającemu się na bruk tłumkowi, że jest głupia jak but, na jaki jej nigdy stać nie będzie, skoro dam sobie zaraz tutaj głowę uciąć albo nawet w kasie rachunek zapłacę, że sprowokowana do myślenia użyłaby zwrotu ,,babcia ze strony matki”, kiedy to raczej każda matka jest ze strony babci. Mądremu by wystarczyło, po mnie przyjechała policja. Na komisariacie kolejna porażka, wszyscy oficerowie polegli na dość sporej aktualizacji wyrazów, które akurat skumulowały się w dość swobodnej chronologii, a ja z szacunku dla prawdy dłużej czekać nie mogłem. Na szczęście daleko do szpitala nie mieli, wynieśli mnie na noszach. Rytmiczne podrzucanie wzmocnione przypiętą pozycją ciała prawie utuliło mnie do snu, gdyby na drodze nie stanęła fuszerka czasu lub odległości, w zależności z jakiej perspektywy spojrzeć bądź komu by fantazja podłożyć chciała winę.
Dla jasności przekazu oraz z szacunku dla nowego towarzystwa wstrzymałem jednocześnie i oddech, i gromadzące się licznie update’y, mówiąc: panie taki i taki z tytułami podkarmionymi szkołami i kółeczkiem, jestem zdrowy niczym sto lat, a jedyne, co mnie boli, niech pan zerknie, to jest prawda.

Gdy zamknięto za mną z hukiem ostatnią szansę na lęk przed przestrzenią, poprosiłem o szczudła licząc przy tym do dziesięciu, że agorafobia to zapadłość, która nie objawia się pionowo. Miałem znowu więcej czasu niż szczęścia, co zrazu mi uświadomiło, że szczęście wcale nie jest potrzebne, wystarczy jeśli jest rekompensowane powszechnym niedostatkiem. W przeciwieństwie do braku czasu długo to nie trwało i jako kolejne olśnienie wieczoru – brak czasu (zawsze) niemiłosiernie się dłuży – sprawiło mi wcześniej niezaplanowaną przyjemność. Na tych szczudłach, gdyby jeszcze ktoś z personelu raczył poudawać, że je dostarczono, szedłem krokiem unoszącym całe życie, chwiałem się przy tym jak rozchwiani czasem, jakbym był znacznie niżej i sięgał tego, po co leżącemu nie trzeba się schylać. Nim jednak uciekłem o własnych siłach myślami, wypuszczono mnie z wyraźnym postanowieniem, żebym już nigdy więcej nie wracał. No cóż, ano właśnie i z tego. Droga z horyzontu do pionu usłana jest ciągle zmieniającym się kątem, zawsze jest trudno przywrócić.
Bywa, że nie sposób. Jak się uda, można pokombinować z przeszłością. Niegdyś, gdy moja ambicja nie była jeszcze zadeptana przez rzeczywistość, planowałem posterować teraźniejszością, tak na przyszłość, wykorzystać ją. Szybko się okazało, że przy moich umiejętnościach i zapale bardziej podatna będzie przeszłość, plastyczna i cierpliwa z natury. Pocieszałem się, że to nic więcej niż kolorowanie wyblakłego, coś w rodzaju restauracji zabytków dla przyszłych pokoleń, może z czułym ukazaniem niezastąpionej ręki restauratora. Udało mi się nawet siebie przekonać, że o ile ciężko się rzeźbi w teraźniejszości, przeszłość faktycznie jest jeszcze trudniejsza, wręcz niemożliwa, w końcu minęła bezpowrotnie i szukaj wiatru w polu materiału do obróbki. Owszem, trudne może i mnie przerasta, za to niemożliwe to coś zupełnie z mojej bajki. Zamknięte na wieki ramą czasu rozchylić, to jest dopiero sztuka i wymaga nie lada artysty. Teraźniejszość to rama amatora, kiedy zaś ja przywracam coś, czego już nie ma, najprawdopodobniej nigdy nie było. Odtworzyć coś, czego nie było, to więcej niż restaurator przeszłości, to prekursor zabytków.

Tak to widzę. Oto przed państwem niebywała przeszłość. Stawiam ją tak, jak stanęła mi nagle – kto wytrzyma? – przed oczyma. Tak jak dzięki mnie jest, a na waszych oczach się staje, nigdy jeszcze nie było. I nie przemawia przeze mnie pycha echa, to tradycja wychodzi mi ustami. Ukazana na nowo i w zupełnie innym świetle, bez wtórności przekazu. Jeszcze lepiej widać ją w mroku, gdzie świeci swym okiem i razi nim ślepców.
Tym sposobem, Bóg zapłacił, myślenie zasłużyło na wieczny odpoczynek, dość na dziś wierzgania. Oby każdy zrobił dla nieistniejącego tyle, ile ja, byłoby go znacznie więcej. Spocznij zatem, do szeregu wróć, padnij.

Reklama

34 KOMENTARZE

  1. I coz to za piekny chaos jest?
    “…to jakby zbierac smieci w strojach wieczorowych”.
     
    I wreszcie mnie olsnilo, dla kogo Mraz napisal te piosenke.
    …silna, ale potrzebujaca…
    …pokorna, ale zachlanna…
    …styl wybiorczy, choc umysl raczej nierozwazny…
     
    Ta krzykliwa kursywa, ktora piszesz, i ktora ja tez czytalam, zdradzila Cie!
     Yo la Punkt.

    Jason Mraz – Beautiful Mess

    Siedze sobie na brzegu walizki (choc jeszcze walcze o przesuniecie wyroku), ale dla Ciebie wypakowalam szybko kapcie.
    Nieobecnosc nie jest obowiazkowa, (…sama nie wiem, co mi z tego wyszlo, to podwojne zaprzeczenie zabija kazde uczucie jezykowe, u mnie i tak tylko prze_czucie), nieistnienia raczej nie da sie wiecznie unikac.
     
    Do kiedys Jo lu   🙂
     
    Ja, ktoz inny?

        • Jutro bede madrzejsza,
          dzis nie wszysko polapalam.
           
          Nie bede krecic, bo mi prosto w oczy patrzysz: dziecko mi dopiero wrocilo do domu, nie moge tak od razu gdziekolwiek przepasc na wiele tygodni i dlatego walizki ppb. jutro rozpakuje, czekam tylko na blogoslawienstwo sil wyzszych.

          Ale to krotka radosc: co sie odwlecze, to nie uciecze, potem bedziesz tu drzewko na Swieta sam stroil – tez niedobrze.
          Buzka  🙂
           
          PS. Soba to juz na zawsze zostalam i nawet bede, jak nie bede, ale jak wyjezdzam to niestety tez musze sama siebie zabrac… 😉

          • Jeśli nie znasz zasad, to chwilowo mam przewagę.
            Jak poznasz, znowu w coś przegram. Może lepiej się nie przykładaj.  A do wiosny się nigdy nie śpieszę, tutejsza jesień i zima to raj na ziemi, no chyba że lubisz Egipt. Lubisz?
            Dzięki za odwiedziny, brama zawsze otwarta. Pozdrawiam serdecznie.

          • rowniez pozdrawiam 🙂
            >> no chyba że lubisz Egipt. Lubisz?
            Nie mam pojecia, czy lubie, bo tam nie bylam. W Afryce znam tylko Tunezje i Marokko, ale to ostatnie nie liczy sie – tylko krotko przez Gibraltar, wycieczka w czasie uropu w Hiszpanii. To juz ponad 25 lat temu i bylam wtedy ciezko zakochana; nic nie pamietam, tylko te oczy 😉

            Dziekuje za zaproszenie, bede z pewnoscia naduzywac 🙂
            Takie cos dzis lubie: Yvonne Catterfeld – My Irish Bonnie z filmu Zwischen Himmel und hier (Miedzy niebem a tutaj)

            PS. Maz dzis oswiadczyl, ze chce mnie widziec wieczorem przed telewizorem, bo odkad umarl kibic we mnie, umarlo VfB i narodowej tez sie pono nie wiedzie. Nie wiem… ja dzis wygrywam, obojetnie jaki wynik… 🙂 🙂 🙂

        • Hej!
          …z chodnika wstan.
          Rzadko jestem tak pewna, co chce zostawic…
           
          “Looking deeper through the telescope
          You can see that your home's inside of you

          Just know, that wherever you go, no you're never alone,
          you will always get back home”
           
          Jason Mraz dla Ciebie, Yo lus,  z  93 Million Miles

          Dziekuje za czas z Toba. Tak jak juz na gorze: „oh the wait was so worth it”…
          Sciskam. Dobrego czasu Yo la   🙂

  2. I coz to za piekny chaos jest?
    “…to jakby zbierac smieci w strojach wieczorowych”.
     
    I wreszcie mnie olsnilo, dla kogo Mraz napisal te piosenke.
    …silna, ale potrzebujaca…
    …pokorna, ale zachlanna…
    …styl wybiorczy, choc umysl raczej nierozwazny…
     
    Ta krzykliwa kursywa, ktora piszesz, i ktora ja tez czytalam, zdradzila Cie!
     Yo la Punkt.

    Jason Mraz – Beautiful Mess

    Siedze sobie na brzegu walizki (choc jeszcze walcze o przesuniecie wyroku), ale dla Ciebie wypakowalam szybko kapcie.
    Nieobecnosc nie jest obowiazkowa, (…sama nie wiem, co mi z tego wyszlo, to podwojne zaprzeczenie zabija kazde uczucie jezykowe, u mnie i tak tylko prze_czucie), nieistnienia raczej nie da sie wiecznie unikac.
     
    Do kiedys Jo lu   🙂
     
    Ja, ktoz inny?

        • Jutro bede madrzejsza,
          dzis nie wszysko polapalam.
           
          Nie bede krecic, bo mi prosto w oczy patrzysz: dziecko mi dopiero wrocilo do domu, nie moge tak od razu gdziekolwiek przepasc na wiele tygodni i dlatego walizki ppb. jutro rozpakuje, czekam tylko na blogoslawienstwo sil wyzszych.

          Ale to krotka radosc: co sie odwlecze, to nie uciecze, potem bedziesz tu drzewko na Swieta sam stroil – tez niedobrze.
          Buzka  🙂
           
          PS. Soba to juz na zawsze zostalam i nawet bede, jak nie bede, ale jak wyjezdzam to niestety tez musze sama siebie zabrac… 😉

          • Jeśli nie znasz zasad, to chwilowo mam przewagę.
            Jak poznasz, znowu w coś przegram. Może lepiej się nie przykładaj.  A do wiosny się nigdy nie śpieszę, tutejsza jesień i zima to raj na ziemi, no chyba że lubisz Egipt. Lubisz?
            Dzięki za odwiedziny, brama zawsze otwarta. Pozdrawiam serdecznie.

          • rowniez pozdrawiam 🙂
            >> no chyba że lubisz Egipt. Lubisz?
            Nie mam pojecia, czy lubie, bo tam nie bylam. W Afryce znam tylko Tunezje i Marokko, ale to ostatnie nie liczy sie – tylko krotko przez Gibraltar, wycieczka w czasie uropu w Hiszpanii. To juz ponad 25 lat temu i bylam wtedy ciezko zakochana; nic nie pamietam, tylko te oczy 😉

            Dziekuje za zaproszenie, bede z pewnoscia naduzywac 🙂
            Takie cos dzis lubie: Yvonne Catterfeld – My Irish Bonnie z filmu Zwischen Himmel und hier (Miedzy niebem a tutaj)

            PS. Maz dzis oswiadczyl, ze chce mnie widziec wieczorem przed telewizorem, bo odkad umarl kibic we mnie, umarlo VfB i narodowej tez sie pono nie wiedzie. Nie wiem… ja dzis wygrywam, obojetnie jaki wynik… 🙂 🙂 🙂

        • Hej!
          …z chodnika wstan.
          Rzadko jestem tak pewna, co chce zostawic…
           
          “Looking deeper through the telescope
          You can see that your home's inside of you

          Just know, that wherever you go, no you're never alone,
          you will always get back home”
           
          Jason Mraz dla Ciebie, Yo lus,  z  93 Million Miles

          Dziekuje za czas z Toba. Tak jak juz na gorze: „oh the wait was so worth it”…
          Sciskam. Dobrego czasu Yo la   🙂