Reklama

Pakuje się na grząski grunt, bo ktoś, przynajmniej od czasu do czasu, musi to robić. Wszyscy dokoła mają pretensje do wolności słowa, do czytania ze zrozumieniem, do traktowania zjawisk łacińskim wzorcem ad rem, nie ad personam. Skoro takie są oczekiwania to trzeba się trzymać wytycznych i dodać niuanse. Gdyby jakikolwiek pisarz kierował się kategoriami politycznymi nie mielibyśmy klasyki literatury, a zamiast tej niepowetowanej straty biblioteczne półki zalałyby instrukcje obsługi ciemnego ludu. Przeczytałem wypowiedź socjopaty Niesiołowskiego i ze wstydem przyznaję, że pierwszy raz przeczytałem słowo w słowo. Trudno i tylko ja wiem jak bardzo trudno mi przechodzi przez klawiaturę wystukanie „ad rem”, ale w tej wypowiedzi, co do generaliów można się tylko przypieprzyć „ad personam”. Cytuję autentyk: „Pamiętam jak ja chodziłem do szkoły, to wtedy rzeczywiście jeśli ktoś miał bułkę, kawałek czekolady, to było daj gryza. Myśmy grali w piłkę, bo była przerwa, to wyjedliśmy cały szczaw z nasypu i wszystkie śliwki ulęgałki, mirabelki jedliśmy. Dzisiaj te wszystkie gruszki, śliwki leżą i nikt tego nie zbiera. Chłopaki grają w piłkę na tych samych boiskach, szczawiu nikt nie zjada. Ja nie mogę słuchać o przynajmniej 800 tys. głodnych dzieciach”. Tak po prostu było i jest, nawet za czasów mojego pokolenia było i w pokoleniu mojego dziecka nie jest. Odrażający typ przekazał autentyczny historyczny fragment tamtej rzeczywistości. Więcej to jest kawał bardzo dobrej roboty literackiej w gatunku naturalizm. I co się dzieje z tym dorobkiem przepuszczonym przez politykę? No właśnie, tu się zaczynają niuanse. Cierpiałem pisząc „ad rem” nie tylko z powodu „ad personam”, cierpiałem przede wszystkim z powodu kontekstu. Nie sposób wysłuchać spokojnie nawet najbardziej trafnej i cennej relacji, gdy słowa spisuje niewłaściwy człowiek w niewłaściwym kontekście.

Zamieńmy Niesiołowskiego na Kaczyńskiego i pozostawmy tę samą treść, a wyjdzie nam dokładnie taki sam odruch społeczny, w którym mówienie do rzeczy zastąpi emocja personalna. Słynne Kaczora: „My stoimy tam gdzie wtedy, oni tam gdzie stało ZOMO” jest stwierdzeniem trafiającym w punkt, ale wzburzyło tłumy ponieważ powiedział to: a) człowiek władzy, b) człowiek nie internowany, c) człowiek nie zdający sobie sprawy jaka jest siła punktów a i b. Niesiołowski miał rację i Kaczor miał rację, chociaż obaj nie powinni tego mówić z takich pozycji jakie zajmowali i w takim kontekście, który sam się narzuca. Podświadoma obrzydliwość, bunt i sprzeciw wywołany słowami Niesiołowskiego wiąże się z tym, że ten socjopata bez wahania za takie same słowa wypowiedziane przez Kaczora nazwałby swojego wroga faszystą, podpalaczem Polski i jak zwykle Gomułką. Tego rozjazdu nie jest w stanie przetrawić odbiorca i ja się wcale odbiorcy nie dziwę, bo mam podobnie. Patrzę na typa i nie chce mi się dociekać co on mówi, bo wiem kim jest i w dodatku widzę, że jest ostatnim, który może gębę otworzyć. Prawdziwe słowa Niesiołowskiego bulwersują nie z powodu treści, ponieważ ta jest faktografią, ale z powodu bezczelności. Niesiołowski wcale nie mówił o problemie „głodnych dzieci”, on mówił, że władza PO ściągnęła dzieci z nasypów i spod drzew z ulęgałkami, a jak się komuś ta interpretacja nie podoba, to niech żre szczaw ze śliwkami, co musi skutkować sraczką słowną. Pytanie kto zechce zrozumieć generalia i subtelności? Kto zechce pojąć, że intencje i motywacje decydują o puencie? Jak mi się zdaje niewielu ma taką ochotę, wolę i skłonność do wysiłku, dlatego obowiązuje prostacki rachunek równości sprowadzający każde rozumowanie do akcesji.

Reklama

Zdarzyło mi się napisać, że Ziemkiewicz i Warzecha dali dupy i to w sposób tak spektakularny, że bronić ich będą ślepi, głusi i do tego głupi. Wylądowałem wśród tych, którzy wpychali Błasika do kokpitu. Napiszę, że 90% procent głodujących dzieci to patologia, zaraz będę Szejnfeldem, tylko czy mam z tych prozaicznych powodów ślepnąć głuchnąć i dbać o „ledykimację” swojego chłopa? Jeszcze raz odsyłam do fundacji „Maciuś”, wystarczy wpisać, posprawdzać i zobaczyć na własne oczy, że paradoksalnie wyborcy Niesiołowskiego za tym stoją. W stada zbierają się barany, samotne wilki chodzą własnymi ścieżkami i tak pojmuję wolność sprzężoną z racjonalizmem, gdy widzę socjopatę mówiącego prawdę i mnicha pieprzącego od rzeczy. Ocena rzeczywistości nie może być przesłonięta bielmem nazwisk parszywie skojarzonych z emocjami, bo w takim przypadku wszystko dupą staje na głowie. Poza wszystkim mam jeszcze tę cechę, która nazywa się cierpliwość. Poczekam na zbulwersowanych i ich złote myśli, gdy Tuska wymieni Kaczyński, a ja akurat nie tyle wierzę w tę zamianę, co prawie jestem jej pewien. Poczekam i posłucham, czy w Polsce Kaczyńskiego roku 2014, najdalej 2016, 800 tysięcy dzieci przymiera głodem, czy może z dnia na dzień stanie się cud obżarstwa. Kto mimo wszystko nie zrozumiał, co „ad rem”, a co „ad personam”, niech się zmierzy z tym cytatem i potem poszuka w google, kto to powiedział: „Dla mnie typowym fanatykiem nienawiści i agresji jest Adam Michnik, aczkolwiek niewątpliwie inteligentny. Reprezentuje rodzaj fanatyzmu, którym się najbardziej brzydzę, ponieważ pod pozorami troski o człowieka, o wolność, o demokrację, lansuje twardą antykościelną i antypolską opcję polityczną.” Identycznie sprawy się mają z Bolkiem, który w punkt podsumował „gejów” i nic poza ad rem z tego ad personam nie wynika. Prawdziwy Polak nie będzie pier…ł po świecie, że w mamy w Ojczyźnie milion spuchniętych dziecięcych brzuszków, bo takimi przekazami zajmuje się żydowska gazeta dla Polaków.

Reklama

14 KOMENTARZE

  1. myślenie męczy bardziej niż praca umysłowa
    Oddzielanie twórcy od tworzywa i produktu jest piekielnie trudne. Wczesne komuchy dla ułatwienia stosowały zasadę: "nieważne co kto mówi, ważne z jakich pozycji".
    Gdy mówił szczery komunista, to robił konstruktywną krytykę, gdy to samo rzekł przedstawiciel sił antysocjalistycznych, był psem łańcuchowym reakcji.
    Dla nas decydował fakt, że to Niesioł, ta łajza, śmiał zaniżać liczbę ofiar Tuska.
    Gadanie Wałęsy dało słabszy efekt dezorientujący, bo przywykliśmy.
    Istotne, że żadna wypowiedź Tuska, nie zrobi podobnej kariery. To co on sobie gada nie interesuje już nikogo naprawdę. Taki monotonny szum morza bez podstawy prawnej i mocy sprawczej.

  2. myślenie męczy bardziej niż praca umysłowa
    Oddzielanie twórcy od tworzywa i produktu jest piekielnie trudne. Wczesne komuchy dla ułatwienia stosowały zasadę: "nieważne co kto mówi, ważne z jakich pozycji".
    Gdy mówił szczery komunista, to robił konstruktywną krytykę, gdy to samo rzekł przedstawiciel sił antysocjalistycznych, był psem łańcuchowym reakcji.
    Dla nas decydował fakt, że to Niesioł, ta łajza, śmiał zaniżać liczbę ofiar Tuska.
    Gadanie Wałęsy dało słabszy efekt dezorientujący, bo przywykliśmy.
    Istotne, że żadna wypowiedź Tuska, nie zrobi podobnej kariery. To co on sobie gada nie interesuje już nikogo naprawdę. Taki monotonny szum morza bez podstawy prawnej i mocy sprawczej.

  3. To powiedział Stefan Szczaw Niesiołowski
    Pewnie niewielu pamięta, ale za PRL w naszej telewizji doszło do niebywałego skandalu.
    Otóż w programie o tytule (z pamięci) "Tak jest, jak się Państwu wydaje" zebrano grono wybitnych znawców muzyki klasycznej. Nastepnie puszczono im 4 filmy z wykonaniem jakiegoś znanego, klasycznego utworu i poproszono o recenzję. Dodam, że dwa wykonania był światowej sławy wirtuozów fortepianu, a dwa studentów Akademii. Oczywiście nad wirtuozami cmokano, lubowano się w smaczkach, niuansach, po prostu miodzio. W przypadku studentów były zastrzeżenia, wskazywano na błędy, potknięcia itp. Potem puszczono sam dźwięk z podaniem wykonawców, tylko telewidzowie wiedzieli kto gra. No i wtedy się zaczęło. Znowu były oceny, krytyka, pochwały. Chwalono studentów, ganiono wirtuozów:-) Żeby było jeszcze śmieszniej okazało się, że podłożony pod filmy dźwiek byłą w 4 przypadkach tym samym wykonaniem. Siła sugestii:-) Wybuchł skandal, program zdjęto z anteny, ale mi do końca życia podważono zaufanie do opinii tzw. krytyków.
    Zgadzam się z tezam MK.

  4. To powiedział Stefan Szczaw Niesiołowski
    Pewnie niewielu pamięta, ale za PRL w naszej telewizji doszło do niebywałego skandalu.
    Otóż w programie o tytule (z pamięci) "Tak jest, jak się Państwu wydaje" zebrano grono wybitnych znawców muzyki klasycznej. Nastepnie puszczono im 4 filmy z wykonaniem jakiegoś znanego, klasycznego utworu i poproszono o recenzję. Dodam, że dwa wykonania był światowej sławy wirtuozów fortepianu, a dwa studentów Akademii. Oczywiście nad wirtuozami cmokano, lubowano się w smaczkach, niuansach, po prostu miodzio. W przypadku studentów były zastrzeżenia, wskazywano na błędy, potknięcia itp. Potem puszczono sam dźwięk z podaniem wykonawców, tylko telewidzowie wiedzieli kto gra. No i wtedy się zaczęło. Znowu były oceny, krytyka, pochwały. Chwalono studentów, ganiono wirtuozów:-) Żeby było jeszcze śmieszniej okazało się, że podłożony pod filmy dźwiek byłą w 4 przypadkach tym samym wykonaniem. Siła sugestii:-) Wybuchł skandal, program zdjęto z anteny, ale mi do końca życia podważono zaufanie do opinii tzw. krytyków.
    Zgadzam się z tezam MK.