Reklama

Czy szanse prezydenta Trumpa na drugą kadencję gwałtownie zbliżają się do zera? Tak to dziś wygląda. Śmiałek spoza politycznego establishmentu, o niesamowitym słuchu i politycznym instynkcie 4 lata temu zdołał zaskoczyć  Deep State z jego think tankami, niezliczonymi fundacjami i przy pomocy społecznego mandatu wybić się na Prezydenta. Jednak to przeszłość, Deep State usiłował go zniszczyć, skompromitować od pierwszego dnia oskarżając o wszystko, nawet o to, że jest człowiekiem Putina (Russian collusion). To nie wypaliło, ale celem było uwikłanie go w codziennie montowane pułapki. Kiedyś w Polsce mówiono, że Kaczyński ma “krótką ławkę” fachowców i polityków i przez to trudno mu rządzić (2006-2007). Trump nie miał żadnej “ławki” oprócz kilku znajomych w mediach, polityce i biznesie. Ludzie, którymi się otaczał w administracji państwowej od biurokracji w poszczególnych resortach, po służby jak CIA, czy FBI, niestety reprezentowały interes Deep State i poprzedniej 8-letniej administracji prezydenta Baracka Husseina Obamy. Może wypadki potoczyły by się inaczej, gdyby Trump nie zabrał się za wielokierunkowe reformowanie spraw Państwa, od kontaktów gospodarczych, przez międzynarodowe, weryfikując wszystko od traktatów handlowych do klimatycznych zobowiązań. Kiedy 4 lata temu Obama  w Białym Domu “przekazywał “ mu władzę ostrzegał go przed dwojgiem ludzi, liderem Korei Północnej i przed gen. Michaelem Flynnem. https://assets.realclear.com/images/52/529568_6_.jpg 

Żyjemy w okresie radykalnych zmian, swoistego przesilenia. Można zadać sobie pytanie po co komu dziś przemysł zbrojeniowy, to przestarzała idea. Teraz na scenę wchodzi Big Pharma. Można powiedzieć, zamiast wielkich dewastujących bitew, będą grzeczne kolejki (ludzi w namordnikach) po zalecane dobrodziejstwa. Ktoś powie zawsze to jakiś podstęp, przepraszam, postęp. Jeśli jesteś konserwatystą, lewacka Antifa nazwie cię faszystą, a czym jest faszyzm? Dzisiaj faszyzm to zintegrowany system rządzącego establishmentu, powiązanego z nim świata wielkiego biznesu i osłaniającej ich swoistej kawalerii powietrznej, czyli mainstreamowych mediów (MSM) i cenzurujących na potęgę wszelkie wolnościowe usiłowania bardziej rozbudzonych obywateli. Oczywiście historycznie faszyzm dysponuje programem opieki społecznej i czasem niezbędnymi bojówkami. Jednak w dalszej perspektywie programy lewactwa wznoszą się ponad faszyzm i wdrażają program rozwiniętego socjalizmu jakim jest komunizm niosący zniesienie własności prywatnej, tradycyjnej rodziny i państwa. Tu oczywiście dochodzimy do zachwytu rządzącego establishmentu nad totalitarnym systemem kontroli wypróbowanym w Chinach. Cóż to ich marzenia, nasze z okazji Świąt Bożego Narodzenia są inne… 

Reklama

 

Uśmiechając się troskliwie i ze zrozumieniem nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że w różnym stopniu, ale na całym świecie powoli wprowadzany jest stan wyjątkowy drastycznie  ograniczający nasze wywalczone przez przodków prawa i wolności. Im bardziej w danym kraju rozwinięte są mainstreamowe media (MSM), tym szybciej i sprawniej zawłaszczane są nasze wolności i tym brutalniej jesteśmy obdzierani z naszej “obywatelskości”. Dochodzi do tego, że zagubieni w nowinkowych “koralikach”, oderwani od doświadczeń historii i rodzinnej tradycji, pozbawieni zdolności samodzielnego myślenia i napełnieni  prochem strachu ludzie, szczególnie młodzi wcielają się w rolę zombies, żarliwie pomagając swoim oprawcom. Niestety wolność, podobnie jak konserwatyzm, czy miłość wymaga codziennej stałej troski i zaangażowania, w przeciwnym wypadku pochłonie nas świat rzekomo atrakcyjnych i łatwych bezdroży.

 

Jak wspomniałem wyżej, od pierwszych dni rozpoczęła się specjalna wojna obronna establishmentu Deep State, który zrozumiał, że jego interesy są poważnie zagrożone tym bardziej jeśli Trump wygra drugą kadencję.  Przygotowano zgoła jakby wojskową operację, której celem było wyrugowanie Trumpa z prezydentury. Pierwotny plan zakładał taki sam finał, który nastąpi w niedługim czasie.  Deep State  wspólnie ze światowym banksterstwem zdecydował się na najbardziej lewicową senator Kamalę Harris z Kalifornii, która jest kobietą o hindusko-jamajskim pochodzeniu, jej mąż adwokat jest z pochodzenia Żydem.  

 

Jednak wypadki potoczyły się niekorzystnie, ponieważ w czasie prawyborów prezydenckich w Partii Demokratycznej Kamala otrzymała bodaj najgorszy wynik, ok. 2-3% poparcia, choć mocno uderzyła właśnie w Joe Bidena (seksualne wykorzystywanie pracujących dla niego kobiet, ruch “me too”). Na czoło podobnie jak cztery lata wcześniej wysunął się komuszek senator Bernie Sanders (którego w 2016 r. ograła Hillary Clinton), a który też nie miałby szans w wyborach powszechnych. Dlatego dokonano okrążenia i rozpoczęto pompowanie balonu już niemrawego 78-letniego Joe Bidena, doskonale korupcyjną historię jego rodziny z okresu jego wiceprezydentury (2009-2017). Pojawiające się informacje o jego korupcji, o ukraińskiej i chińskiej aferze, były czujnie i sprawnie blokowane przez MSM i platformy społecznościowe jak Twitter, FB, czy Google.  

 

Co ciekawe, teraz kiedy są już pewni wygranej stopniowo pozwalają na udostępnianie wiadomości o prowadzonym od wiosny dochodzeniu przez FBI wobec Huntera Bidena (finansowe malwersacje). Wcześniej Biden odrzucał wszelkie pytania o korupcję, mówiąc, że to rosyjska propaganda i dywersja (!) Chodzi tu o realne dowody w sprawie, takie jak komputer Huntera, czy zeznania jego biznesowego partnera Bobulinskiego (inny współpracownik już siedzi i sypie). Teraz prawdopodobnie dochodzimy do momentu, kiedy “schorowany” Biden, ustąpi miejsca Kamali Harris, która może ofiarować “pardon” całej rodzinie Bidenów (w grę wchodzi jeszcze rodzeństwo Joe Bidena). 

 

Niewątpliwie prawdziwym zwycięzcą w amerykańskich wyborach tak naprawdę są rosnące w potęgę i z powodzeniem penetrujące amerykański świat wielkiego biznesu jak i polityków komunistyczne Chiny. Można powiedzieć, że przez ostatnie 40 lat zachód próbował zmienić komunistyczny system w Chinach na bardziej demokratyczny, otwarty, wolnościowy. Zachód najwidoczniej przegrał, teraz Chiny próbują zmienić na swoją modłę zachód i już można zauważyć pewne sukcesy. To przecież Chiny były najbardziej zagrożone w wypadku uzyskania przez Trumpa drugiej kadencji (restrykcje, taryfy handlowe, odradzanie się siły militarnej i “narodowej” przy Trumpie). 

 

Wystarczy przypomnieć głośne (acz wyciszane)  afery z chińskim szpiegiem, który przez 20 lat był osobistym kierowcą sen. Diane Feinstein z Kalifornii, czy ostatnio głośną aferą młodego kongresmena z Kalifornii (z Dublina w San Francisco Bay Area), który został spenetrowany (?) przez chińską agentkę zapewniającą mu pieniądze na kampanie wyborcze (zniknęła w 2015 r. kiedy rozpoznały ją służby). Eric Swalwell jest członkiem komisji wywiadu i ma dalej dostęp do ścisłych tajemnic wywiadowczych. To ten sam młodzieniec, który uparcie i bezpodstawnie oskarżał prezydenta Trumpa o “Russian collusion”, na podstawie dokumentów wcześniej spreparowanych  przez kampanię wyborczą Hillary Clinton. Ta brudna destabilizująca afera, która przy pomocy Deep State doprowadziła do impeachmentu prezydenta Trumpa i odciągała jego uwagę o inwazji chińskiego wirusa z Wuhan. 

 

W mediach niezależnych pojawiają się informacje o tym, że tysiące, jeśli nie miliony kart do głosowania w ostatnich wyborach przybyły… z Chin. Chińska inwazja Ameryki odbywa się na wiele sposobów, corocznie w USA studiuje ok. 400,000 chińskich studentów, płacą oni ok. 1,3 mld rocznie uzależniając amerykańską uczelnianą biurokrację o swojej gotówki. Fundują swoje programy, wpływają na politykę czołowych, najlepszych amerykańskich uczelni również przez zakładane w nich Instytuty Konfucjańskie, będące ośrodkami chińskiego wielokierunkowego oddziaływania na uczelnianą młodzież na zachodzie. Ktoś powiedział, że każdy chiński student to szpieg, ściśle uzależniony i kontrolowany przez Partię Komunistyczną. Pojawiła się informacja, że w październiku tego roku Chiny przelały (przez bank szwajcarski) $400 mln dla firmy Dominion, która obsługiwała wybory w wielu amerykańskich stanach…

 

W Ameryce wrze. 17 stanów, które dołączyło do pozwu prokuratora generalnego Teksasu, wspartych przez co najmniej 126 republikańskich kongresmenów i prezydenta Trumpa domagając się odrzucenia rezultatów wyborów  w 4 stanach (Georgia, Michigan, Pennsylvania i Wisconsin) spotkało się w piątek z odmową podjęcia akcji przez Sąd Najwyższy. Pozywający wskazali, że z uwagi na nieprawidłowości i nawet łamanie zasad własnych stanowych konstytucji w procesie wyborczym, powyższe stany powinny utracić swoich 62 elektorów, przez co Joe Biden nie osiągnąłby wymaganej liczby 270 elektorów. Wówczas uruchomiono by przepis konstytucji na mocy którego na prezydenta w Kongresie głosowałby każdy stan (50 głosów), a w tym rozdaniu zwyciężyliby Republikanie sprawujący władzę w większości stanów. Na dziś jeszcze nie oficjalnie, Biden może liczyć na 306 elektorów, a Trump jedynie na 232. Dzisiaj rozpoczyna się oficjalne liczenie elektorskich głosów, ale finał będzie 6 stycznia w Kongresie… 

 

Jeszcze czynne są 4 sprawy, pozwy do sądów (w tym do Sądu Najwyższego), ale szanse Trumpa maleją z każdym dniem. Sąd Najwyższy prowadzony jest przez “konserwatystę” Johna Robertsa, który coraz częściej daje znać, że jest co najmniej liberałem.  Sędziowie boją się przyjmować pozwy, których rozpatrzenie mogłoby zmienić wynik wyborów prezydenckich, a nawet doprowadzić do rozruchów, a może i do wojny domowej. Boją się też o przyszłość swojej instytucji, wszak niecierpliwa lewica zagroziła dodanie dodatkowo 6 sędziów, tak aby zdobyć przewagę w SN, dlatego to chodzenie przez sędziów po szkle. W Sądzie Najwyższym rzekomo przewagę mają “konserwatyści” mianowani przez republikańskich prezydentów 6 do 3. Trump wprowadził 3-ch z nich. 

 

Jednak sędziowie ci byli rekomendowani prezydentowi przez Stowarzyszenie Federalistów, w zasadzie bardzo zbliżone do przywódcy republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnell, który jest starym wygą z Deep State i po Trumpie nie uroni łzy. Tak naprawdę establishment obydwu partii chce pozbyć się Trumpa tak szybko jak to tylko możliwe, starzy wyjadacze polityczni wstępnie zaskoczeni zwycięstwem Trumpa sprzed 4 lat, chcą wrócić do swojej sprawdzonej starej gry. Trump jest w sytuacji Juliusza Cezara, choć ciosy chcą mu zadać nie wyznawcy za rzekomą zdradę republiki, ale establishment za spowodowanie zagrożenia dla ich przez dekady tworzonych układów, przez próbę ratowania Republiki i Państwa. Stopień korupcji i powiązań establishmentu z obcymi potęgami dla własnych korzyści przypomina schyłek I Rzeczypospolitej. Coraz bardziej staje się widocznym, że Trump nie może nawet liczyć na lojalność swojego Prokuratora Generalnego (William Barr), który hamuje procesy, które pomogłyby Trumpowi, osłania jego przeciwników i tak naprawdę jest stworzeniem z Deep State…

 

Czy w Ameryce mamy jedną korporacyjną partię w dwóch odsłonach? Czy mamy RepublikoKratów, czy też DemoRatów? Wyborcy są poważnie rozgoryczeni, 77% Republikanów jest zdania, że wybory zostały sfałszowane, 30% Demokratów i niezależnych wyborców myśli podobnie. 5-tego stycznia w centrum zamieszania w stanie Georgia będą miały miejsce uzupełniające wybory, w grze są obydwa miejsca do Senatu USA. Bardziej radykalni Republikanie nawołują do bojkotu wyborów, argumentując, że skorumpowany system wyborczy będzie dalej aktualny, a poza tym (dwoje republikańskich senatorów ubiega się o reelekcję) kandydaci nie włączyli się w obronę Trumpa i są częścią starego establishmentu. Istny kocioł. Demokraci wystawili dwóch komunizujacych kandydatów, do stanu napływają pieniądze z obydwu partii z całego kraju, w grę już wchodzi oszałamiające w wyborach do Senatu pół miliarda dolarów! 

 

Niektórzy liderzy republikańscy totalnie rozczarowani bojaźliwą biernością w obronie Konstytucji Sądu Najwyższego sugerują, że taka sytuacja może doprowadzić do wystąpienia stanów konserwatywnych z Unii! Lider GOP w stanie Teksas Allen West  zasugerował utworzenie unii stanów przestrzegających zasad Konstytucji, nawiązując do łamania własnej stanowej konstytucji w Georgii, Michigan, Pensylwanii i w Wisconsin. Król amerykańskiego konserwatywnego  radia Rush Limbaugh  napomyka o nadchodzącym “rozwodzie” konserwatywnych stanów z lewicowymi. Rush skoncentrował się na ogromnych różnicach w mentalności między konserwatystami, a lewicą. Lewica głosi likwidację policji, pali i rabuje centra swoich miast, postuluje i wprowadza wysokie podatki od pracujących  na rzecz ludzi, którzy nie chcą pracować i gardzą zasadą osobistej odpowiedzialności, oczekując pomocy ze strony Państwa.

 

God help America!

 Jacek K. Matysiak                                                                                                        Kalifornia, 2020/12/14

 

Reklama

12 KOMENTARZE

  1. Wspaniała analiza, jak zwykle

    Wspaniała analiza, jak zwykle zresztą.

    Tak, czy owak Ameryka zmierza do wojny domowej. Gdy zwycięży Trump, to należy się spodziewać kontynuacji burd wszczynanych przez Antifę i BLM, tylko na większą skalę.

    Znacznie ciekawsza będzie sytuacja w przypadku zwycięstwa Bidena. Analizując sprawy amerykańskie pomija się często jeden czynnik. Armię. Zakłada się, że jest ona pod pełną cywilną kontrolą. Ale armia składa się z ludzi, a nie robotów. Trump był, jak dotąd, pierwszym prezydentem który nie wywołał wojny, posyłając żołnierzy na śmierć. Co więcej on te wojny wygasza. Nietrudno wyobrazić sobie, że Kamala Harris ("stan techniczny" Bidena przypomina schyłkowego Breżniewa) pośle żołnierzy by umierali wojując w jakieś zastępczej wojnie. 

    Obecnie armię stanowi nowa generacja – pokolenie Y i Z. Ci ludzie już nie dadzą się zarzynać za interesy możnych, to nie te czasy. W przypadku wysłania ich na wojnę w jakimś odległym zakątku świata, mogą odmówić wykonania rozkazów i zwrócić się przeciwko Deep State. Chyba jednak żyjemy w ciekawych czasach.

    • Na tchorzostwo Gen X i Z

      Na tchorzostwo Gen Z i Y mozna liczyc z malym ryzykiem bledu, ale to marna pociecha w obliczu rosnacego apetytu Chin… Z wyjatkiem oddzialow specjalnych, wiekszosc dzieciakow idzie do wojska ze wzgledu na doplaty do studiow (w Stanach za studia placi sie fortune).

      Moj znajomy probuje wcisnac corke do Marynarki Wojennej, bo dziewczyna jest "bardzo zorganizowana i na pewno dalaby rade". Nie ma znaczenia fakt, ze dziewczyna jest wrazliwa, a wojsko dziala w biznesie zabijania ludzi…

      Takie podejscie to w Stanach norma…

      Poza tym wczesna edukacja to propaganda hard left i w tych poklleniach lewactwo ma miazdzaca przewage. Np. Nick Fuentes ze swoja "narodowa" inicjatywa ma zasieg kolkudziesieciu, moze kilkuset tysiecy, podczas gdy byle wykret, np grajacy nalogowo w Mario, ma miliony subskrybentow.

      Nadzieja w determinacji. Hipotetycznie, biernosc i proznosc moze poddac tych ludzi naciskom malej silnie zdeterminowanej grupy, ale dotychczas cala inicjatywa byla po stronie malych, ale glosnych grupek lewackich zadymiarzy i dewiantow.

      • To nie tchórzostwo, ale

        To nie tchórzostwo, ale wierność własnym zasadom. Ci ludzie mogą umierać broniąc kraju przed wrogiem zewnętrznym jak i wewnętrznym (Antifa), ale już niekoniecznie za interesy Izraela czy Rockefellera / Sorosa. A Harris raczej będzie chciała takiej wojny. To, czego bym oczekiwał to znaczne przyspieszenie biegu zdarzeń. "Będzie się działo" jak mawia senior w czerwonych spodenkach.

        • Moze jest tak jak mowisz, ale

          Moze jest tak jak mowisz, ale uwazam, ze Antifa to glownie cioty, widac to zwlaszcza w zestawieniu z Proud Boys, ktorzy regularnie rozjezdzaja Antife tam, gdzie obie grupy spotykaja we wzglednie wyrownanym skladzie. Jesli chodzi o intersy Izraela, to te akurat beda mialy najwyzszy priorytet czuwaja nad tym tak Demokraci jak i Republikanie oraz Hasbara i jej pionki takie jak Shapiro, Gorka, ADL, TPUSA, ten jednooki pederasta… 

          Jezeli chodzibo umieranie za cokolwiek, to amerykanski patriotyzm dawno ustapil miejsce kultowi cieplej wody w kranie, iPhone i LGBCDEF… Oczywiscie sa wyjatki, ale w ogolnej skali ludzie nie tylko za nic nie chca umierac, ale sprzedaliby Stany za dobra emeryturke i drugie mieszkanie na Florydzie…

  2. Wspaniała analiza, jak zwykle

    Wspaniała analiza, jak zwykle zresztą.

    Tak, czy owak Ameryka zmierza do wojny domowej. Gdy zwycięży Trump, to należy się spodziewać kontynuacji burd wszczynanych przez Antifę i BLM, tylko na większą skalę.

    Znacznie ciekawsza będzie sytuacja w przypadku zwycięstwa Bidena. Analizując sprawy amerykańskie pomija się często jeden czynnik. Armię. Zakłada się, że jest ona pod pełną cywilną kontrolą. Ale armia składa się z ludzi, a nie robotów. Trump był, jak dotąd, pierwszym prezydentem który nie wywołał wojny, posyłając żołnierzy na śmierć. Co więcej on te wojny wygasza. Nietrudno wyobrazić sobie, że Kamala Harris ("stan techniczny" Bidena przypomina schyłkowego Breżniewa) pośle żołnierzy by umierali wojując w jakieś zastępczej wojnie. 

    Obecnie armię stanowi nowa generacja – pokolenie Y i Z. Ci ludzie już nie dadzą się zarzynać za interesy możnych, to nie te czasy. W przypadku wysłania ich na wojnę w jakimś odległym zakątku świata, mogą odmówić wykonania rozkazów i zwrócić się przeciwko Deep State. Chyba jednak żyjemy w ciekawych czasach.

    • Na tchorzostwo Gen X i Z

      Na tchorzostwo Gen Z i Y mozna liczyc z malym ryzykiem bledu, ale to marna pociecha w obliczu rosnacego apetytu Chin… Z wyjatkiem oddzialow specjalnych, wiekszosc dzieciakow idzie do wojska ze wzgledu na doplaty do studiow (w Stanach za studia placi sie fortune).

      Moj znajomy probuje wcisnac corke do Marynarki Wojennej, bo dziewczyna jest "bardzo zorganizowana i na pewno dalaby rade". Nie ma znaczenia fakt, ze dziewczyna jest wrazliwa, a wojsko dziala w biznesie zabijania ludzi…

      Takie podejscie to w Stanach norma…

      Poza tym wczesna edukacja to propaganda hard left i w tych poklleniach lewactwo ma miazdzaca przewage. Np. Nick Fuentes ze swoja "narodowa" inicjatywa ma zasieg kolkudziesieciu, moze kilkuset tysiecy, podczas gdy byle wykret, np grajacy nalogowo w Mario, ma miliony subskrybentow.

      Nadzieja w determinacji. Hipotetycznie, biernosc i proznosc moze poddac tych ludzi naciskom malej silnie zdeterminowanej grupy, ale dotychczas cala inicjatywa byla po stronie malych, ale glosnych grupek lewackich zadymiarzy i dewiantow.

      • To nie tchórzostwo, ale

        To nie tchórzostwo, ale wierność własnym zasadom. Ci ludzie mogą umierać broniąc kraju przed wrogiem zewnętrznym jak i wewnętrznym (Antifa), ale już niekoniecznie za interesy Izraela czy Rockefellera / Sorosa. A Harris raczej będzie chciała takiej wojny. To, czego bym oczekiwał to znaczne przyspieszenie biegu zdarzeń. "Będzie się działo" jak mawia senior w czerwonych spodenkach.

        • Moze jest tak jak mowisz, ale

          Moze jest tak jak mowisz, ale uwazam, ze Antifa to glownie cioty, widac to zwlaszcza w zestawieniu z Proud Boys, ktorzy regularnie rozjezdzaja Antife tam, gdzie obie grupy spotykaja we wzglednie wyrownanym skladzie. Jesli chodzi o intersy Izraela, to te akurat beda mialy najwyzszy priorytet czuwaja nad tym tak Demokraci jak i Republikanie oraz Hasbara i jej pionki takie jak Shapiro, Gorka, ADL, TPUSA, ten jednooki pederasta… 

          Jezeli chodzibo umieranie za cokolwiek, to amerykanski patriotyzm dawno ustapil miejsce kultowi cieplej wody w kranie, iPhone i LGBCDEF… Oczywiscie sa wyjatki, ale w ogolnej skali ludzie nie tylko za nic nie chca umierac, ale sprzedaliby Stany za dobra emeryturke i drugie mieszkanie na Florydzie…