Reklama

Za przedwojenną inteligencją tęsknił Rafał Ziemkiewi

Za przedwojenną inteligencją tęsknił Rafał Ziemkiewicz, który wraz z tak datowaną inteligencją pogrzebał inteligencję jako taką i choć w tej teorii jest odrobina hiperboli, czasami aż mi się chce pójść tą drogą na skróty. Pewną do znudzenia powtarzającą się formułą, że nie użyję bardziej dosadnych fizjologicznie czynności, jest formuła „Mysiej”. Inteligent taki, który 3/4 swojego życia przeżył w PRL, biegając po pieczątki cenzorów i akceptacje sekretarzy, teoretycznie na temat wolności słowa powinien się dowiedzieć więcej niż inteligent zachodni, który drukował co się żywnie wydawcy i klientowi podobało. Tak jednak nie jest. Inteligent doświadczony przez cenzurę i przychylnością sekretarzy siłą przyzwyczajenia tęskni za dobrymi czasami. Peerelowski inteligent był w tej komfortowej sytuacji, że często i gęsto oferował tandetne produkcje intelektu, dopiero po tym jak je odrzucił cenzor, przeszkody zmuszały intelektualistę do większego wysiłku i współpracy między półkulami. Dzięki cenzurze niejeden twórca zapoznał się z trudną sztuką subtelnej aluzji i pisaniem przy pomocy lirycznego podmiotu domyślnego. Cenzura zmuszała takiego niedorobionego intelektualnie twórcę do napisania czegoś więcej niż „precz z komuną”, choć ten ze wszech miar szlachetny i słuszny postulat jest mi bardzo bliski.

Reklama

Rzecz w tym, że „precz z komuną” wykrzyczeć mógł każdy, nawet nie bardzo wiedząc co tak naprawdę krzyczy, często komuna domagała się i zlecała podobne okrzyki. Tytułowy Bratkowski wie o tym sporo, bo komunie służył od dziecka, aż do 1980 roku kiedy wyleciał z PZPR pospieśnie się przesiadając do włąściwej salonki. Potem służył tym samym pod nowymi wizytówkami, ale jak zawsze był niepokorny i niedoceniany. Tak było z Bratkowskim, natomiast od inteligenta cenzor wymagał czegoś więcej. Cenzor od inteligenta wymagał finezji i takiego napisania „precz z komuną”, jakiego oczekuje się od człowieka inteligentnego. Trzeba się było popisać nie lada zręcznością intelektualną oraz literacką, aby de facto napisać: „cenzor pieprz się razem ze swoją komuną”. Same paradoksy w tym peerelowskim obyczaju, niemniej wszystkie pracowały na przyszłą jakość dzieła. Dokopać prawdą, subtelnością, inteligencją i do tego jeszcze zachować tak zwany warsztat. Sztuka zapomniana i drzewiej wymuszana przez cenzorów. Dziś patrzę na niegdysiejszych inteligentów peerelowskich i ten przymiotnik rozumiem jako umiejscowienie w czasie i przestrzeni, nie jako nazwę własną, patrzę i uszom nie wierzę. Oto inteligent, który przeszedł przez szkołę cenzurowania, przez okres błędów i wypaczeń, prac zelconych przez partię albo nic z tego co przeszedł nie zrozumiał, albo rozumie swobodę wypowiedzi jak AWS pojmował władzę, a co tak pięknie TKM-em skrócił nie taki już piękny Jarosław Kaczyński. Słucham sobie Stefana Bratkowskiego, który obrzucił hieną jakiegoś nieznanego mi autora, jeszcze bardziej nieznanej biografii Kapuścińskiego i uszy mi więdną. Nawet nie o to chodzi, że Bratkowski książki nie czytał i używa wyrazów, nie oszukujmy się 95% nie przeczytało pracy magisterskiej o Wałęsie i pewnie drugie tyle książki Gontarczyka i Cenckiewicza, a nikomu to nie przeszkadzało mieć wyrobione zdanie oraz używać wyrazów.

Nie chodzi o brak czytania, tego co się krytykuje, chodzi o pewien, wspomniany już schemat działania, który nijak do inteligenta nie przystaje, zwyjątkiem inteligenta peerelowskiego. Schemat „Mysiej” połączony z bogoojczyźnianym schematem „nie rzucimy ziemi, bo przed twe ołtarze zanosim błaganie”. Nieco inaczej brzmi to w frywolnym wierszyku „kasjer dupa”, ale sprowadza się do tego samego. Bratkowskiemu znajoma znajomej, od strony siostry stryjecznego brata męża pewnej Kociubińskiej, powiedziała, że w książce stoi, jakoby Kapuściński był agent i miał kochankę. W związku z tym co się Bratkowski dowiedział zaraz podsumował biografa hieną i zadeklarował, że plugawej książki do rąk nie weźmie. Co zrobił Bratkowski? Ano jak chłoporobotnik w restauracji kategorii B „Luksusowa” krzyknął „precz z komuną” i nawet nie sprawdził, czy kasjer dupa. Usłyszał Bratkowski, że „agent” i już wie wszystko o książce, autorze i zmarłym pisarzu. Do tego ten melodramatyczny argument "ja go znałem blisko, czyli nikt mi nie powie". Moja mama jest bliżej mnie, niż Bratkowski Kapuścińskiego, ale wszystkiego o mnie nie wie i z reguły nie wie tego, czym się nie ma chwalić. Kto się zachowuje w podobny sposób jak peerelowski inteligent Bratkowski? Kilka wariantów widzę i kilka kalek niepotrzebnie zwanych osobowościami. Płaski inteligent się tak zachowuje, taki płaski, który za komuny potrafił na zlecenie wykrzyczeć „precz z komuną” i żaden cenzor nie zmusił go do twórczego wysiłku by uzasadnił swoją wypowiedź, talentu nie starczyło cenzorowi i Bratkowskiemu.

TKM się tak zachowuje, czyli teraz ja jestem Mysia, ale oczywiście w imię najwyższych wartości, tak jakby Mysia kiedykolwiek w rozumieniu zarządców służyła czemuś innemu niż najwyższym wartościom. No i w końcu solidarność środowiskowa tak się zachowuje, przecież po takiej patetycznej, efekciarskiej wypowiedzi autorytetu, bo jakżeby inaczej AUTORYTETU, środowisko inteligenckie wie już co ma robić. Wprawdzie akurat temu środowisku i w takich chwilach nie trzeba tłumaczyć co ma robić, jeden drugiego prześciga w deklaracjach jak wielkim złem jest grzebanie w przeszłości teczkowej, ale każda deklaracja jest odnotowana po stronie lojalności i to jest bezcenne. Nie wiem co kierowało Bratkowskim, przypuszczam, że wszystkie trzy mentalne potworki naraz szarpały mu ciało i wnętrze na sztuki i choć to człowiek rozpaczliwie poszukujący indywidualności, niczym się nie różni od całej proletariackiej masy dalej zwanej inteligencją środowiskową. Posłyszy taki, że naszego nazwano agentem i w ciemno wystawia alibi. Pewne jest, że Kapuściński nie mógł być agentem, podobnie jak nie mógł mieć kochanki, obie rzeczy są podłe, a Kapuściński nigdy taki nie był. Żelazne alibi, był wielkim reporterem, dlatego przenigdy nie mógł się zachowywać jak mały człowiek.

A ja się pytam szanownego pana inteligenta jednego z drugim. Skąd wy do cholery to wiecie i w dodatku na pewno? Śledziliście Kapuścińskiego, spaliście z nim w nogach? I to jedno pytanie. Pytanie drugie. A gdyby nawet, to co? Powiedzmy, że Kapuściński miał kochankę no i co wtedy? Rysa na marmurze, nie będzie intelektualnej beatyfikacji, bo gromada dewotów ze środowiska intelektualnego dostrzegła zamach na świętość niepokalaną? Prawdopodobieństwo, że facet całymi latami jeżdżący po świcie zdradzał żonę, jest znacznie większe niż to, że nie zdradzał i przynajmniej tyle wypada zrobić, aby się dowiedzieć co autor miał na myśli, zanim nazwie się go hieną. Kapuściński robił międzynarodową karierę w czasach kiedy paszport otrzymywało się albo do NRD albo do Izraela albo przyklejony do partyjnej legitymacji, tudzież jako prezent od władzy za potajemne zasługi. Nie mam pojęcia jak tak było z Kapuścińskim, chcociaż nie mam też pojęcia dlaczego miałoby być inaczej niż ze wszystkimi. Zakładanie w ciemno, że nie było, ku radości przestraszonego środowiska, bo dzisiaj on jutro my, to jest płycizna intelektualna, tchórzostwo oczywiście też, ale to już zajęcie dla. Zawsze to samo, seria płaczliwych emocjonalnych metafor, patos, sakralizacja postaci, zamiast faktów i argumentów. Kapuściński sam opisywał sprawy w taki sposób, że babrał się w intymnych sprawach władców i tyranów, sam szukał sanacji i tematów do jakich nikt nie docierał. Niby dlaczego wolny człowiek nie miałby zrobić tego samego, w ramach wolności wypowiedzi i kodeksów prawa.

Zdeptano autorytet! Czym do jasnej cholery zdeptano autorytet? Co mnie na litość Boga obchodzi, że Kapuściński miał kochankę i niby dlaczego miałbym nie wiedzieć, że był agentem? Jeśli jeden autor biografii pisze, że miał kochankę i był agentem, to ja od drugiego rcenzenta Bratkowskiego i środowiskowej inteligencji odczekuję demontażu faktów i argumentów, nie tandetnego kazania umoralniającego. Ileż to ja się nasłuchałem trzasku dartych koszul, jaka to podłość spotkała Jaruzelskiego po filmie Brauna, ale ANI JEDNEGO ARGUMENTU I SPROSTOWANIA W SFERZE FAKTÓW. Ani jednego. Zawsze na fakty środowisko odpowiada tandetną amboną, że on jeden z drugim do rąk tego nie weźmie, że on się brzydzi, że tamten co pokazał i napisał jest hiena. To jest mowa członka sekty, nie inteligenta, to jest najbardziej prymitywna deklaracja lojalności, przechodząca w fanatyzm. Ale najdziwniejsze w tym wszystkim jest coś innego. Te głodne homilie wygłaszają ludzie, którzy z niebywałą lekkością obalają zaściankowe mity Polski bogoojczyźnianej, w której Szopen z Mickiewiczem umarli na suchoty, nie na kiłę. Ci sami ludzie drwią z hipokryzji i tego wiecznego polskiego dążenia do ideału bohatera – ułan chłopiec malowany. Kapuściński był żywy człowiek, prowadził interesujące życie i oczywiście można o nim napisać biografię, która będzie brzmiała jak kolejna miałka mowa czarnego Obamy, mowa trawa dla każdego i dla nikogo, ale to dopiero nazwałbym hańbą i takiego autora hieną.

Barwna postać pełna tajemnic i niezwykłych przeżyć, zdziwiłbym się bardziej gdyby w tej gamie nie było czegoś tak pospolitego jak kochanka i agent, niż gdyby było. Histeryczne reakcje, przebiegające według prostackiego schematu lojalności środowiskowej to jakaś plaga firmowana przez sieroty po peerelowskim etosie inteligenta. Niech sobie pisze kto chce i ile chce albo postać jest twardsza od spiżu albo legnie od kochanki i tyle była warta. Przecież to takie oczywiste i na każdym kroku w świecie spotykane. Wielkie postaci mają zwykle tyle samo laudacji co krytyk. Modlą się do postaci członkowie sekty, karcą w czambuł członkowie konkurencyjnej sekty, biografie oddające rzeczywiste życie piszą inteligentni autorzy, którzy pokazują człowieka nie ułana malowanego z różańcem w dłoni. No i jeszcze jedno. Zrobił się szum medialny i dzięki temu "szmatława książka" sprzeda się cudownie? Bardzo proszę, żeby mi przypomnieć imię i nazwisko autora tej książki, bez sprawdzania w google. Proszę mi przytoczyć jakąś bulwersującą wypowiedź autora albo Antoniego Macierewicza.

Nic podobnego nie ma na podorędziu, na podorędziu jest zbulwersowany Bratkowski i wydawnictwo ZNAK, które wycofało się z wydania ksiązki, to samo wydawnictwo, które wydało śmietnik intelektualny autorstwa Grosa, gdzie nie jeden Polak, ale cały naród był potraktowany jak hieny taplające się w mazi czaszek. Bratkowskiego na froncie etycznym, ani na moralnej ambonie wówczas nie widziałem. Kto zrobił ten szum? Bliżej nieznany nikomu autor biografii, czy dyżurny autorytet, wystawiający prymitywną, bogoojczyźnianą recenzję nie tyle książce, bo tej nie zna, co autorowi, którego też zresztą też nie zna. Szum zrobiło jak zwykle środowisko, gdyż ktoś się ośmielił tknąć marmury środowiskowe, żałość. Sprzedają się takie popisówki, nie mające nic wspólnego z inteligencją i poszanowaniem swobody wypowiedzi jak świeże bułki i wchodzą klienteli bez masła. To nie pierwszy raz kiedy płytkie peerelowskie (nie przedwojenne) środowisko intelektualne usiłuje budować indeks i palić nawet nie książki, ale autorów i drukarnie, gdyż książek jeszcze nie ma, jest już za to dyżurna, sekciarska recenzja autora. Sprzedają się takie popisówki również dlatego, że Polska to jest kraj zaściankowy i nie brakuje dewotek z dewotami kupujących lurowate kazania. Wystarczy, że pod podobnymi bzdurami, pacierzem dla „inteligencji”, podpisze się jakiś niezatapialnyautorytet Bratkowski, czyli biskup inteligencji, który nie musi myśleć tylko pobłogosławić owieczki z barankami i już mamy pełen dom boży z inteligenckiej bożej łaski.

 

Reklama

56 KOMENTARZE

  1. Co kierowało Bratkowskim?
    No jak to, nie wiesz? A nie zwróciłeś uwagi na passusik drobniutki taki, że autor – Artur Domosławski by the way, napisał parę już książek – nie zadzwonił ani do Bratkowskiego, który znał Kapuścińskiego 50 lat, ani do innego pana, który znał Kapuścińskiego 20 lat (i też napisał potępienie), bo ONI by mu dopiero powiedzieli, jaki naprawdę był. Zlekceważył ich po prostu, a to w “środowisku” grzech najcięższy. Żenujące. A “środowisko” jednak jest podzielone w opiniach o książce. Pewna część środowiska uwielbia wypowiadać się o sławnych zmarłych i wcale nie po to, aby naszą wiedzę o nich poszerzyć, ale by mówić o sobie, wyłącznie o sobie.
    Podobnie jak Tobie, zwisa mi i powiewa, czy Kapuściński był agentem i ile miał kochanek. Nie zwisa mi natomiast to, że “Cesarzu” jest napisany “Transatlantykiem” Gombrowicza i bardzo mi to przeszkadza, bo to cudzy styl i forma przecież. Pisać w cudzej manierze nie hańba, ale ten, kto to robi, jest jakby trochę mniejszym pisarzem niż autor oryginału. Jakoś nigdy nie uważałam, że RK wielkim pisarzem był. Reporterem tak, do pewnego momentu, chociaż styl jego reportaży też mnie nie zachwycił. Szczerze mówiąc, nie wiem, skąd się wzięła ta gloryfikacja jego pisarstwa i te zdumiewające tęsknoty do Nobla. Środowisko chciało się dowartościawać, bo go wydawali na Zachodzie? Może i tak.

  2. Co kierowało Bratkowskim?
    No jak to, nie wiesz? A nie zwróciłeś uwagi na passusik drobniutki taki, że autor – Artur Domosławski by the way, napisał parę już książek – nie zadzwonił ani do Bratkowskiego, który znał Kapuścińskiego 50 lat, ani do innego pana, który znał Kapuścińskiego 20 lat (i też napisał potępienie), bo ONI by mu dopiero powiedzieli, jaki naprawdę był. Zlekceważył ich po prostu, a to w “środowisku” grzech najcięższy. Żenujące. A “środowisko” jednak jest podzielone w opiniach o książce. Pewna część środowiska uwielbia wypowiadać się o sławnych zmarłych i wcale nie po to, aby naszą wiedzę o nich poszerzyć, ale by mówić o sobie, wyłącznie o sobie.
    Podobnie jak Tobie, zwisa mi i powiewa, czy Kapuściński był agentem i ile miał kochanek. Nie zwisa mi natomiast to, że “Cesarzu” jest napisany “Transatlantykiem” Gombrowicza i bardzo mi to przeszkadza, bo to cudzy styl i forma przecież. Pisać w cudzej manierze nie hańba, ale ten, kto to robi, jest jakby trochę mniejszym pisarzem niż autor oryginału. Jakoś nigdy nie uważałam, że RK wielkim pisarzem był. Reporterem tak, do pewnego momentu, chociaż styl jego reportaży też mnie nie zachwycił. Szczerze mówiąc, nie wiem, skąd się wzięła ta gloryfikacja jego pisarstwa i te zdumiewające tęsknoty do Nobla. Środowisko chciało się dowartościawać, bo go wydawali na Zachodzie? Może i tak.

  3. Co kierowało Bratkowskim?
    No jak to, nie wiesz? A nie zwróciłeś uwagi na passusik drobniutki taki, że autor – Artur Domosławski by the way, napisał parę już książek – nie zadzwonił ani do Bratkowskiego, który znał Kapuścińskiego 50 lat, ani do innego pana, który znał Kapuścińskiego 20 lat (i też napisał potępienie), bo ONI by mu dopiero powiedzieli, jaki naprawdę był. Zlekceważył ich po prostu, a to w “środowisku” grzech najcięższy. Żenujące. A “środowisko” jednak jest podzielone w opiniach o książce. Pewna część środowiska uwielbia wypowiadać się o sławnych zmarłych i wcale nie po to, aby naszą wiedzę o nich poszerzyć, ale by mówić o sobie, wyłącznie o sobie.
    Podobnie jak Tobie, zwisa mi i powiewa, czy Kapuściński był agentem i ile miał kochanek. Nie zwisa mi natomiast to, że “Cesarzu” jest napisany “Transatlantykiem” Gombrowicza i bardzo mi to przeszkadza, bo to cudzy styl i forma przecież. Pisać w cudzej manierze nie hańba, ale ten, kto to robi, jest jakby trochę mniejszym pisarzem niż autor oryginału. Jakoś nigdy nie uważałam, że RK wielkim pisarzem był. Reporterem tak, do pewnego momentu, chociaż styl jego reportaży też mnie nie zachwycił. Szczerze mówiąc, nie wiem, skąd się wzięła ta gloryfikacja jego pisarstwa i te zdumiewające tęsknoty do Nobla. Środowisko chciało się dowartościawać, bo go wydawali na Zachodzie? Może i tak.

  4. Co kierowało Bratkowskim?
    No jak to, nie wiesz? A nie zwróciłeś uwagi na passusik drobniutki taki, że autor – Artur Domosławski by the way, napisał parę już książek – nie zadzwonił ani do Bratkowskiego, który znał Kapuścińskiego 50 lat, ani do innego pana, który znał Kapuścińskiego 20 lat (i też napisał potępienie), bo ONI by mu dopiero powiedzieli, jaki naprawdę był. Zlekceważył ich po prostu, a to w “środowisku” grzech najcięższy. Żenujące. A “środowisko” jednak jest podzielone w opiniach o książce. Pewna część środowiska uwielbia wypowiadać się o sławnych zmarłych i wcale nie po to, aby naszą wiedzę o nich poszerzyć, ale by mówić o sobie, wyłącznie o sobie.
    Podobnie jak Tobie, zwisa mi i powiewa, czy Kapuściński był agentem i ile miał kochanek. Nie zwisa mi natomiast to, że “Cesarzu” jest napisany “Transatlantykiem” Gombrowicza i bardzo mi to przeszkadza, bo to cudzy styl i forma przecież. Pisać w cudzej manierze nie hańba, ale ten, kto to robi, jest jakby trochę mniejszym pisarzem niż autor oryginału. Jakoś nigdy nie uważałam, że RK wielkim pisarzem był. Reporterem tak, do pewnego momentu, chociaż styl jego reportaży też mnie nie zachwycił. Szczerze mówiąc, nie wiem, skąd się wzięła ta gloryfikacja jego pisarstwa i te zdumiewające tęsknoty do Nobla. Środowisko chciało się dowartościawać, bo go wydawali na Zachodzie? Może i tak.

  5. Kilka dni temu przypadkiem
    Kilka dni temu przypadkiem wysłuchałam wywiadu z Arturem Domosławskim w tv. Tym sposobem dowiedziałam się o ”Kapuściński non-fiction”. Domosławski stwierdził wtedy, że był przyjacielem Kapuścińskiego. Wypowiedzi autora jak i oburzonych, którzy nie czytali, zachęciły mnie, stwierdziłam, że biografię kupię.Mam nadzieję, że będzie mi się czytać równie dobrze jak “Panicz” o Gombrowiczu. Dziwne to jakieś. Przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi podobno.

    Ciekawe czy ten pan przeczytał, bo o książce pisze tak:
    “Jest to opowieść o żywym człowieku uwikłanym we własny los, w historię, w słabości i śmieszności. Dopiero na takim tle widać wielkość, wielowymiarowość Kapuścińskiego. Domosławski podąża jego śladem, stara się dotrzeć do prawdy i nie przejmuje się tym, że niektórzy chcieliby mieć kolejnego polskiego świętego.”
    Andrzej Stasiuk

    Brzmi zachęcająco.

  6. Kilka dni temu przypadkiem
    Kilka dni temu przypadkiem wysłuchałam wywiadu z Arturem Domosławskim w tv. Tym sposobem dowiedziałam się o ”Kapuściński non-fiction”. Domosławski stwierdził wtedy, że był przyjacielem Kapuścińskiego. Wypowiedzi autora jak i oburzonych, którzy nie czytali, zachęciły mnie, stwierdziłam, że biografię kupię.Mam nadzieję, że będzie mi się czytać równie dobrze jak “Panicz” o Gombrowiczu. Dziwne to jakieś. Przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi podobno.

    Ciekawe czy ten pan przeczytał, bo o książce pisze tak:
    “Jest to opowieść o żywym człowieku uwikłanym we własny los, w historię, w słabości i śmieszności. Dopiero na takim tle widać wielkość, wielowymiarowość Kapuścińskiego. Domosławski podąża jego śladem, stara się dotrzeć do prawdy i nie przejmuje się tym, że niektórzy chcieliby mieć kolejnego polskiego świętego.”
    Andrzej Stasiuk

    Brzmi zachęcająco.

  7. Kilka dni temu przypadkiem
    Kilka dni temu przypadkiem wysłuchałam wywiadu z Arturem Domosławskim w tv. Tym sposobem dowiedziałam się o ”Kapuściński non-fiction”. Domosławski stwierdził wtedy, że był przyjacielem Kapuścińskiego. Wypowiedzi autora jak i oburzonych, którzy nie czytali, zachęciły mnie, stwierdziłam, że biografię kupię.Mam nadzieję, że będzie mi się czytać równie dobrze jak “Panicz” o Gombrowiczu. Dziwne to jakieś. Przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi podobno.

    Ciekawe czy ten pan przeczytał, bo o książce pisze tak:
    “Jest to opowieść o żywym człowieku uwikłanym we własny los, w historię, w słabości i śmieszności. Dopiero na takim tle widać wielkość, wielowymiarowość Kapuścińskiego. Domosławski podąża jego śladem, stara się dotrzeć do prawdy i nie przejmuje się tym, że niektórzy chcieliby mieć kolejnego polskiego świętego.”
    Andrzej Stasiuk

    Brzmi zachęcająco.

  8. Kilka dni temu przypadkiem
    Kilka dni temu przypadkiem wysłuchałam wywiadu z Arturem Domosławskim w tv. Tym sposobem dowiedziałam się o ”Kapuściński non-fiction”. Domosławski stwierdził wtedy, że był przyjacielem Kapuścińskiego. Wypowiedzi autora jak i oburzonych, którzy nie czytali, zachęciły mnie, stwierdziłam, że biografię kupię.Mam nadzieję, że będzie mi się czytać równie dobrze jak “Panicz” o Gombrowiczu. Dziwne to jakieś. Przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi podobno.

    Ciekawe czy ten pan przeczytał, bo o książce pisze tak:
    “Jest to opowieść o żywym człowieku uwikłanym we własny los, w historię, w słabości i śmieszności. Dopiero na takim tle widać wielkość, wielowymiarowość Kapuścińskiego. Domosławski podąża jego śladem, stara się dotrzeć do prawdy i nie przejmuje się tym, że niektórzy chcieliby mieć kolejnego polskiego świętego.”
    Andrzej Stasiuk

    Brzmi zachęcająco.

  9. Polityka grubej kreski,
    psia mać. Jak bumerang. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że środowisko nie wie kto następny będzie musiał się tłumaczyć ‘że owszem palił, ale się nie zaciągał’ i kto będzie musiał się wdrapać na ambonę. Tylko tak sobie tłumaczę te stadne instynkty. Myśl z ostatniej chwili: gdyby mieć trochę zachowanych kwitów, to środowisko można ładnie brać za mordę, prawda? Ale chyba żadna ze stron nie chce ujawniania, ani TW, ani werbujący.

  10. Polityka grubej kreski,
    psia mać. Jak bumerang. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że środowisko nie wie kto następny będzie musiał się tłumaczyć ‘że owszem palił, ale się nie zaciągał’ i kto będzie musiał się wdrapać na ambonę. Tylko tak sobie tłumaczę te stadne instynkty. Myśl z ostatniej chwili: gdyby mieć trochę zachowanych kwitów, to środowisko można ładnie brać za mordę, prawda? Ale chyba żadna ze stron nie chce ujawniania, ani TW, ani werbujący.

  11. Polityka grubej kreski,
    psia mać. Jak bumerang. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że środowisko nie wie kto następny będzie musiał się tłumaczyć ‘że owszem palił, ale się nie zaciągał’ i kto będzie musiał się wdrapać na ambonę. Tylko tak sobie tłumaczę te stadne instynkty. Myśl z ostatniej chwili: gdyby mieć trochę zachowanych kwitów, to środowisko można ładnie brać za mordę, prawda? Ale chyba żadna ze stron nie chce ujawniania, ani TW, ani werbujący.

  12. Polityka grubej kreski,
    psia mać. Jak bumerang. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że środowisko nie wie kto następny będzie musiał się tłumaczyć ‘że owszem palił, ale się nie zaciągał’ i kto będzie musiał się wdrapać na ambonę. Tylko tak sobie tłumaczę te stadne instynkty. Myśl z ostatniej chwili: gdyby mieć trochę zachowanych kwitów, to środowisko można ładnie brać za mordę, prawda? Ale chyba żadna ze stron nie chce ujawniania, ani TW, ani werbujący.

  13. W sumie dobrze i mądrze, choć wymaga sprostowania
    Jeśli słyszałeś o Kapuścińskim, a nie słyszałeś o Domosławskim, to trochę nie siedzisz w temacie – bo Domosławski “robi” w tej samej dziedzinie i ogólnie uznaje się, że choć może nie jest na miarę “mistrza”, to i tak wyprzedza na łeb konkurencję. Sam mówi o Kapuścińskim jako o “mistrzu”. Tym bardziej straszna jest jego “zdrada”… (nie dla mnie zaznaczam).

    Mnie ta książka skojarzyła się raczej z O.S. Cardem i jego powieściowym “Mówcą Umarłych” – człowiekiem, który na pogrzebach opowiadał o zmarłych, mówiąc o nich fakty – zarówno te piękne, jak i te niewygodne. Ponieważ nie znał zmarłych, a jedyną wiedzę na ich temat czerpał z wcześniejszego wywiadu środowiskowego, mógł być obiektywny. I co więcej, mówiąc te czasem niewygodne prawdy, pomagał żywym – choć na początku owi żywi nierzadko byli na niego ciężko wkurzeni.
    Tak, wiem że Card jest mormonem i przemyca do swojej twórczości sporo okołochrześcijańskich truizmów typu “prawda was wyzwoli”. Ten jeden truizm jednak ma coś w sobie. Owszem, człowiek to zakłamana istota, a jego pamięć jest wbrew pozorom bardziej edytowalna niż się zdaje – samo się czasem dziwię jak bardzo. Prawda ma jednak jedną wygodną cechę – nie musisz zastanawiać się, czemu twoja wizja tak bardzo różni się od wizji sąsiada.
    Co do kochanki i agenta, to wyłazi znowu Dulska i straszy. Agent to rzecz wiadoma, każdy kto doszukuje się agenta, cuchnie macierką i kaczkami. Prawdę mówiąc, za to najbardziej nie lubię PiSu i okolic – że zdewaluowali takie wartości jak uczciwość. Z piętnowania – korupcji, pracy dla służb komunistycznych, czy zwykłego złodziejstwa – zrobili obciach, grając tu w tandemie z GW, przynajmniej w temacie służb. A ja jak zwykle mówię – i co z tego? Z tego co wiadomo, nie zniszczył nikomu życia, nikt przez niego nie zginął, jak przez Maleszkę…
    Kochanka to sprawa ciekawsza. Można być tolerancyjnym do bólu, przychodzić na gejowskie śluby, popierać wolne związki i inne takie, ale broń cię Panie, by w naszej rodzinie. Geje są cacy, powiedzenie że Bohater Narodowy był homo, już nie. Wolne związki są cacy, ale Bohaterowie Narodowi nie zdradzali żon i nie sypiali przed lub mimo braku ślubu… Gdzie w tym konsekwencja?
    No i ten owczy pęd. Książkę zaszfladkowano przed wydaniem do tej samej kategorii co Cenckiewicza i pracę magisterską. Bo łolaboga, kogoś agentem nazwali. I to “naszego”, jak Wałęsa, a nie Mickiewicza co mu w Ostrej Bramie świeciło i Giertych na te słowa po kolanach sikał. A, przepraszam, Giertych też już jest nasz, zapomniało żem, darujcie Cyganowi bo ma sporo na głowie…

  14. W sumie dobrze i mądrze, choć wymaga sprostowania
    Jeśli słyszałeś o Kapuścińskim, a nie słyszałeś o Domosławskim, to trochę nie siedzisz w temacie – bo Domosławski “robi” w tej samej dziedzinie i ogólnie uznaje się, że choć może nie jest na miarę “mistrza”, to i tak wyprzedza na łeb konkurencję. Sam mówi o Kapuścińskim jako o “mistrzu”. Tym bardziej straszna jest jego “zdrada”… (nie dla mnie zaznaczam).

    Mnie ta książka skojarzyła się raczej z O.S. Cardem i jego powieściowym “Mówcą Umarłych” – człowiekiem, który na pogrzebach opowiadał o zmarłych, mówiąc o nich fakty – zarówno te piękne, jak i te niewygodne. Ponieważ nie znał zmarłych, a jedyną wiedzę na ich temat czerpał z wcześniejszego wywiadu środowiskowego, mógł być obiektywny. I co więcej, mówiąc te czasem niewygodne prawdy, pomagał żywym – choć na początku owi żywi nierzadko byli na niego ciężko wkurzeni.
    Tak, wiem że Card jest mormonem i przemyca do swojej twórczości sporo okołochrześcijańskich truizmów typu “prawda was wyzwoli”. Ten jeden truizm jednak ma coś w sobie. Owszem, człowiek to zakłamana istota, a jego pamięć jest wbrew pozorom bardziej edytowalna niż się zdaje – samo się czasem dziwię jak bardzo. Prawda ma jednak jedną wygodną cechę – nie musisz zastanawiać się, czemu twoja wizja tak bardzo różni się od wizji sąsiada.
    Co do kochanki i agenta, to wyłazi znowu Dulska i straszy. Agent to rzecz wiadoma, każdy kto doszukuje się agenta, cuchnie macierką i kaczkami. Prawdę mówiąc, za to najbardziej nie lubię PiSu i okolic – że zdewaluowali takie wartości jak uczciwość. Z piętnowania – korupcji, pracy dla służb komunistycznych, czy zwykłego złodziejstwa – zrobili obciach, grając tu w tandemie z GW, przynajmniej w temacie służb. A ja jak zwykle mówię – i co z tego? Z tego co wiadomo, nie zniszczył nikomu życia, nikt przez niego nie zginął, jak przez Maleszkę…
    Kochanka to sprawa ciekawsza. Można być tolerancyjnym do bólu, przychodzić na gejowskie śluby, popierać wolne związki i inne takie, ale broń cię Panie, by w naszej rodzinie. Geje są cacy, powiedzenie że Bohater Narodowy był homo, już nie. Wolne związki są cacy, ale Bohaterowie Narodowi nie zdradzali żon i nie sypiali przed lub mimo braku ślubu… Gdzie w tym konsekwencja?
    No i ten owczy pęd. Książkę zaszfladkowano przed wydaniem do tej samej kategorii co Cenckiewicza i pracę magisterską. Bo łolaboga, kogoś agentem nazwali. I to “naszego”, jak Wałęsa, a nie Mickiewicza co mu w Ostrej Bramie świeciło i Giertych na te słowa po kolanach sikał. A, przepraszam, Giertych też już jest nasz, zapomniało żem, darujcie Cyganowi bo ma sporo na głowie…

  15. W sumie dobrze i mądrze, choć wymaga sprostowania
    Jeśli słyszałeś o Kapuścińskim, a nie słyszałeś o Domosławskim, to trochę nie siedzisz w temacie – bo Domosławski “robi” w tej samej dziedzinie i ogólnie uznaje się, że choć może nie jest na miarę “mistrza”, to i tak wyprzedza na łeb konkurencję. Sam mówi o Kapuścińskim jako o “mistrzu”. Tym bardziej straszna jest jego “zdrada”… (nie dla mnie zaznaczam).

    Mnie ta książka skojarzyła się raczej z O.S. Cardem i jego powieściowym “Mówcą Umarłych” – człowiekiem, który na pogrzebach opowiadał o zmarłych, mówiąc o nich fakty – zarówno te piękne, jak i te niewygodne. Ponieważ nie znał zmarłych, a jedyną wiedzę na ich temat czerpał z wcześniejszego wywiadu środowiskowego, mógł być obiektywny. I co więcej, mówiąc te czasem niewygodne prawdy, pomagał żywym – choć na początku owi żywi nierzadko byli na niego ciężko wkurzeni.
    Tak, wiem że Card jest mormonem i przemyca do swojej twórczości sporo okołochrześcijańskich truizmów typu “prawda was wyzwoli”. Ten jeden truizm jednak ma coś w sobie. Owszem, człowiek to zakłamana istota, a jego pamięć jest wbrew pozorom bardziej edytowalna niż się zdaje – samo się czasem dziwię jak bardzo. Prawda ma jednak jedną wygodną cechę – nie musisz zastanawiać się, czemu twoja wizja tak bardzo różni się od wizji sąsiada.
    Co do kochanki i agenta, to wyłazi znowu Dulska i straszy. Agent to rzecz wiadoma, każdy kto doszukuje się agenta, cuchnie macierką i kaczkami. Prawdę mówiąc, za to najbardziej nie lubię PiSu i okolic – że zdewaluowali takie wartości jak uczciwość. Z piętnowania – korupcji, pracy dla służb komunistycznych, czy zwykłego złodziejstwa – zrobili obciach, grając tu w tandemie z GW, przynajmniej w temacie służb. A ja jak zwykle mówię – i co z tego? Z tego co wiadomo, nie zniszczył nikomu życia, nikt przez niego nie zginął, jak przez Maleszkę…
    Kochanka to sprawa ciekawsza. Można być tolerancyjnym do bólu, przychodzić na gejowskie śluby, popierać wolne związki i inne takie, ale broń cię Panie, by w naszej rodzinie. Geje są cacy, powiedzenie że Bohater Narodowy był homo, już nie. Wolne związki są cacy, ale Bohaterowie Narodowi nie zdradzali żon i nie sypiali przed lub mimo braku ślubu… Gdzie w tym konsekwencja?
    No i ten owczy pęd. Książkę zaszfladkowano przed wydaniem do tej samej kategorii co Cenckiewicza i pracę magisterską. Bo łolaboga, kogoś agentem nazwali. I to “naszego”, jak Wałęsa, a nie Mickiewicza co mu w Ostrej Bramie świeciło i Giertych na te słowa po kolanach sikał. A, przepraszam, Giertych też już jest nasz, zapomniało żem, darujcie Cyganowi bo ma sporo na głowie…

  16. W sumie dobrze i mądrze, choć wymaga sprostowania
    Jeśli słyszałeś o Kapuścińskim, a nie słyszałeś o Domosławskim, to trochę nie siedzisz w temacie – bo Domosławski “robi” w tej samej dziedzinie i ogólnie uznaje się, że choć może nie jest na miarę “mistrza”, to i tak wyprzedza na łeb konkurencję. Sam mówi o Kapuścińskim jako o “mistrzu”. Tym bardziej straszna jest jego “zdrada”… (nie dla mnie zaznaczam).

    Mnie ta książka skojarzyła się raczej z O.S. Cardem i jego powieściowym “Mówcą Umarłych” – człowiekiem, który na pogrzebach opowiadał o zmarłych, mówiąc o nich fakty – zarówno te piękne, jak i te niewygodne. Ponieważ nie znał zmarłych, a jedyną wiedzę na ich temat czerpał z wcześniejszego wywiadu środowiskowego, mógł być obiektywny. I co więcej, mówiąc te czasem niewygodne prawdy, pomagał żywym – choć na początku owi żywi nierzadko byli na niego ciężko wkurzeni.
    Tak, wiem że Card jest mormonem i przemyca do swojej twórczości sporo okołochrześcijańskich truizmów typu “prawda was wyzwoli”. Ten jeden truizm jednak ma coś w sobie. Owszem, człowiek to zakłamana istota, a jego pamięć jest wbrew pozorom bardziej edytowalna niż się zdaje – samo się czasem dziwię jak bardzo. Prawda ma jednak jedną wygodną cechę – nie musisz zastanawiać się, czemu twoja wizja tak bardzo różni się od wizji sąsiada.
    Co do kochanki i agenta, to wyłazi znowu Dulska i straszy. Agent to rzecz wiadoma, każdy kto doszukuje się agenta, cuchnie macierką i kaczkami. Prawdę mówiąc, za to najbardziej nie lubię PiSu i okolic – że zdewaluowali takie wartości jak uczciwość. Z piętnowania – korupcji, pracy dla służb komunistycznych, czy zwykłego złodziejstwa – zrobili obciach, grając tu w tandemie z GW, przynajmniej w temacie służb. A ja jak zwykle mówię – i co z tego? Z tego co wiadomo, nie zniszczył nikomu życia, nikt przez niego nie zginął, jak przez Maleszkę…
    Kochanka to sprawa ciekawsza. Można być tolerancyjnym do bólu, przychodzić na gejowskie śluby, popierać wolne związki i inne takie, ale broń cię Panie, by w naszej rodzinie. Geje są cacy, powiedzenie że Bohater Narodowy był homo, już nie. Wolne związki są cacy, ale Bohaterowie Narodowi nie zdradzali żon i nie sypiali przed lub mimo braku ślubu… Gdzie w tym konsekwencja?
    No i ten owczy pęd. Książkę zaszfladkowano przed wydaniem do tej samej kategorii co Cenckiewicza i pracę magisterską. Bo łolaboga, kogoś agentem nazwali. I to “naszego”, jak Wałęsa, a nie Mickiewicza co mu w Ostrej Bramie świeciło i Giertych na te słowa po kolanach sikał. A, przepraszam, Giertych też już jest nasz, zapomniało żem, darujcie Cyganowi bo ma sporo na głowie…

  17. Domosławski – przyjaciel i ulubiony uczeń Kapuścińskiego
    ..dostał od wdowy oficjalne pozwolenie a także listę znajomych i przyjaciół wraz z telefonami. Jak widać na liście nie było chyba Bratkowskiego. Gdy okazało się co będzie w książce, wdowa po Kapuścińskim – Alicja złożyła pozew do sądu domagając się zakazu rozpowszechniania książki.
    Tyle po lekturze sieci i Przekroju.

  18. Domosławski – przyjaciel i ulubiony uczeń Kapuścińskiego
    ..dostał od wdowy oficjalne pozwolenie a także listę znajomych i przyjaciół wraz z telefonami. Jak widać na liście nie było chyba Bratkowskiego. Gdy okazało się co będzie w książce, wdowa po Kapuścińskim – Alicja złożyła pozew do sądu domagając się zakazu rozpowszechniania książki.
    Tyle po lekturze sieci i Przekroju.

  19. Domosławski – przyjaciel i ulubiony uczeń Kapuścińskiego
    ..dostał od wdowy oficjalne pozwolenie a także listę znajomych i przyjaciół wraz z telefonami. Jak widać na liście nie było chyba Bratkowskiego. Gdy okazało się co będzie w książce, wdowa po Kapuścińskim – Alicja złożyła pozew do sądu domagając się zakazu rozpowszechniania książki.
    Tyle po lekturze sieci i Przekroju.

  20. Domosławski – przyjaciel i ulubiony uczeń Kapuścińskiego
    ..dostał od wdowy oficjalne pozwolenie a także listę znajomych i przyjaciół wraz z telefonami. Jak widać na liście nie było chyba Bratkowskiego. Gdy okazało się co będzie w książce, wdowa po Kapuścińskim – Alicja złożyła pozew do sądu domagając się zakazu rozpowszechniania książki.
    Tyle po lekturze sieci i Przekroju.

  21. Marketing
    całe zamieszanie wobec książki to marketing, czyli walka o czytelnika, wielkość nakładu, itp. Jak chcecie, to sobie o tym dyskutujcie. Z tezami Matki się zgadzam. Razi mnie w tekście jedynie wzmianka o filmie generalskim, bo to sprawa z innego obszaru, obszaru walki, nienawiści, zemsty i fobii.

    Książek obiektywnych, choć odbrązowiających nigdy dość.

  22. Marketing
    całe zamieszanie wobec książki to marketing, czyli walka o czytelnika, wielkość nakładu, itp. Jak chcecie, to sobie o tym dyskutujcie. Z tezami Matki się zgadzam. Razi mnie w tekście jedynie wzmianka o filmie generalskim, bo to sprawa z innego obszaru, obszaru walki, nienawiści, zemsty i fobii.

    Książek obiektywnych, choć odbrązowiających nigdy dość.

  23. Marketing
    całe zamieszanie wobec książki to marketing, czyli walka o czytelnika, wielkość nakładu, itp. Jak chcecie, to sobie o tym dyskutujcie. Z tezami Matki się zgadzam. Razi mnie w tekście jedynie wzmianka o filmie generalskim, bo to sprawa z innego obszaru, obszaru walki, nienawiści, zemsty i fobii.

    Książek obiektywnych, choć odbrązowiających nigdy dość.

  24. Marketing
    całe zamieszanie wobec książki to marketing, czyli walka o czytelnika, wielkość nakładu, itp. Jak chcecie, to sobie o tym dyskutujcie. Z tezami Matki się zgadzam. Razi mnie w tekście jedynie wzmianka o filmie generalskim, bo to sprawa z innego obszaru, obszaru walki, nienawiści, zemsty i fobii.

    Książek obiektywnych, choć odbrązowiających nigdy dość.

  25. Ja też miałem wiele szacunku dla Bratkowskiego
    ale bredząc na temat książki której nie ma ,ustawił się w jednym szeregu z ,,yntelygentamy” od Bolka Wałęsy . W postawie i ,,recenzji” Bratkowskiego nie widzę żadnych skomplikowanych motywów.On po prostu – niczym Wołek – chce być w stadzie,albo w ,,głównym nurcie środowiska”,żeby tak ładniej nazwać te baranie odruchy. On przewiduje i zakłada taką właśnie reakcję Sumienia Wszystkich Dziennikarskich Sumień Jezusa Chrystusa Dziennikarzy – Jacka Żakowskiego.

  26. Ja też miałem wiele szacunku dla Bratkowskiego
    ale bredząc na temat książki której nie ma ,ustawił się w jednym szeregu z ,,yntelygentamy” od Bolka Wałęsy . W postawie i ,,recenzji” Bratkowskiego nie widzę żadnych skomplikowanych motywów.On po prostu – niczym Wołek – chce być w stadzie,albo w ,,głównym nurcie środowiska”,żeby tak ładniej nazwać te baranie odruchy. On przewiduje i zakłada taką właśnie reakcję Sumienia Wszystkich Dziennikarskich Sumień Jezusa Chrystusa Dziennikarzy – Jacka Żakowskiego.

  27. Ja też miałem wiele szacunku dla Bratkowskiego
    ale bredząc na temat książki której nie ma ,ustawił się w jednym szeregu z ,,yntelygentamy” od Bolka Wałęsy . W postawie i ,,recenzji” Bratkowskiego nie widzę żadnych skomplikowanych motywów.On po prostu – niczym Wołek – chce być w stadzie,albo w ,,głównym nurcie środowiska”,żeby tak ładniej nazwać te baranie odruchy. On przewiduje i zakłada taką właśnie reakcję Sumienia Wszystkich Dziennikarskich Sumień Jezusa Chrystusa Dziennikarzy – Jacka Żakowskiego.

  28. Ja też miałem wiele szacunku dla Bratkowskiego
    ale bredząc na temat książki której nie ma ,ustawił się w jednym szeregu z ,,yntelygentamy” od Bolka Wałęsy . W postawie i ,,recenzji” Bratkowskiego nie widzę żadnych skomplikowanych motywów.On po prostu – niczym Wołek – chce być w stadzie,albo w ,,głównym nurcie środowiska”,żeby tak ładniej nazwać te baranie odruchy. On przewiduje i zakłada taką właśnie reakcję Sumienia Wszystkich Dziennikarskich Sumień Jezusa Chrystusa Dziennikarzy – Jacka Żakowskiego.

  29. Po pierwsze – durniu – PRZECZYTAJ! Trawestując słynną
    maksymę amerykańskich prezydentów, którą polecam różnym Bratkowskim i Bartoszewskim do powieszenia nad biurkiem. Metoda , jako żywo,przypomina dyskusje nad dziełami Sołżenicyna w czasach panowania ,,najlepszego z najlepszych” ustrojów , z tą tylko różnicą,że wtedy nikt/prawie/ nie miał dostępu do oryginału,za wyjątkiem ,,recenzentów”,a dzisiaj recenzenci nie chcą oryginału brać do ręki – dobrowolnie i świadomie.W wolnej już Polsce metodę zapoczątkował Wałęsa,dokładnie wtedy kiedy się okazało,że na imię ma Bolek. Zafascynował mnie ten sposób analizy wartości literackiej dzieła : jedna biografia nieczytana jest zła,podła i zakłamana,a druga RÓWNIEŻ nieczytana – jest dobra i rzetelna!

  30. Po pierwsze – durniu – PRZECZYTAJ! Trawestując słynną
    maksymę amerykańskich prezydentów, którą polecam różnym Bratkowskim i Bartoszewskim do powieszenia nad biurkiem. Metoda , jako żywo,przypomina dyskusje nad dziełami Sołżenicyna w czasach panowania ,,najlepszego z najlepszych” ustrojów , z tą tylko różnicą,że wtedy nikt/prawie/ nie miał dostępu do oryginału,za wyjątkiem ,,recenzentów”,a dzisiaj recenzenci nie chcą oryginału brać do ręki – dobrowolnie i świadomie.W wolnej już Polsce metodę zapoczątkował Wałęsa,dokładnie wtedy kiedy się okazało,że na imię ma Bolek. Zafascynował mnie ten sposób analizy wartości literackiej dzieła : jedna biografia nieczytana jest zła,podła i zakłamana,a druga RÓWNIEŻ nieczytana – jest dobra i rzetelna!

  31. Po pierwsze – durniu – PRZECZYTAJ! Trawestując słynną
    maksymę amerykańskich prezydentów, którą polecam różnym Bratkowskim i Bartoszewskim do powieszenia nad biurkiem. Metoda , jako żywo,przypomina dyskusje nad dziełami Sołżenicyna w czasach panowania ,,najlepszego z najlepszych” ustrojów , z tą tylko różnicą,że wtedy nikt/prawie/ nie miał dostępu do oryginału,za wyjątkiem ,,recenzentów”,a dzisiaj recenzenci nie chcą oryginału brać do ręki – dobrowolnie i świadomie.W wolnej już Polsce metodę zapoczątkował Wałęsa,dokładnie wtedy kiedy się okazało,że na imię ma Bolek. Zafascynował mnie ten sposób analizy wartości literackiej dzieła : jedna biografia nieczytana jest zła,podła i zakłamana,a druga RÓWNIEŻ nieczytana – jest dobra i rzetelna!

  32. Po pierwsze – durniu – PRZECZYTAJ! Trawestując słynną
    maksymę amerykańskich prezydentów, którą polecam różnym Bratkowskim i Bartoszewskim do powieszenia nad biurkiem. Metoda , jako żywo,przypomina dyskusje nad dziełami Sołżenicyna w czasach panowania ,,najlepszego z najlepszych” ustrojów , z tą tylko różnicą,że wtedy nikt/prawie/ nie miał dostępu do oryginału,za wyjątkiem ,,recenzentów”,a dzisiaj recenzenci nie chcą oryginału brać do ręki – dobrowolnie i świadomie.W wolnej już Polsce metodę zapoczątkował Wałęsa,dokładnie wtedy kiedy się okazało,że na imię ma Bolek. Zafascynował mnie ten sposób analizy wartości literackiej dzieła : jedna biografia nieczytana jest zła,podła i zakłamana,a druga RÓWNIEŻ nieczytana – jest dobra i rzetelna!