Reklama

Oparta o ścianę, siedziała na parapecie wyglądając przez okno z kolanami podkulonymi pod brodę. Znowu nie mogła zasnąć.

Oparta o ścianę, siedziała na parapecie wyglądając przez okno z kolanami podkulonymi pod brodę. Znowu nie mogła zasnąć. Podkrążonymi oczami patrzyła jak noc zatapia wszystko w tajemniczym mroku. Księżyc pełnią swego blasku oświetlał pogrążoną w myślach bladą twarz nadając jej niezwykłości i uroku. Wzrok utkwiony w obłędnym panu nocy oderwał nagły brzdęk dochodzący z głębi pokoju. Odwróciła się szybko w stronę pomieszczenia. Rozgwieżdżonymi oczami przepełnionymi nieszczęściem rozglądała się po wnętrzu. Usilnie szukała w nocnych ciemnościach przyczyny owego dziwnego odgłosu. Lubiła zostawać sama w domu, choć często o późnych porach napawało ją to lękiem.
Po dokładnej analizie pomieszczenia dostrzegła, że lampka przy łóżku rozprzestrzeniająca wcześniej ciepłe światło, ukryta była teraz w otchłani nocy. Energicznym ruchem zeskoczyła z parapetu i wolnym krokiem podchodziła bliżej szafki nocnej. Szła jak w amoku pogrążona w przerażających ją rozważaniach, irracjonalnych podejrzeniach.
Nagle poczuła niby setki małych igiełek wbijające się w jej stopy, spojrzała pod nogi. Wokół szafki podłoga lśniła niczym galaktyka zasłana milionem gwiazd. Szybko zapomniała o bólu. Po omacku szukała włącznika światła na ścianie, starając się wmówić sobie racjonalny spokój. Nie była w stanie znieść myśli, że możliwość przerwania mroku została jej odebrana.
To koniec, pomyślała podbiegając roztrzęsiona do okna. Już tam byli. Na zewnątrz widziała kształtu ludzkiego cienie bezkształtne. Przemieszczały się w stronę domu, z miejsca nie ruszając, wiatrem tylko lekko trącane. Dziwne napisy ukazywały się na pokoju ścianach wciąż pozostających, jasnej farby nawet bez muśnięcia niepożądanego. Szepty w ciszy niezmiennej krążyły wokół prowadząc ją do obłędu.
Otworzyła okno. Stając na parapecie zakrwawionymi stopy, nawet nerw żaden jej drgnąć nie pomyślał. Patrzyła na księżyc niczym zegara tarczę swą blednącą poświatą oznajmiający świtu nadejścia godzinę. Odczuła jakby obecność tego co obiecał być przy niej, choć teraz już go nie było. Ten co przyjacielem jej miał być na zawsze objął ją w pasie stojąc tuż za nią na wąskim parapecie.
Na jej twarzy uśmiech się malował. Tak bardzo zobaczyć go znów chciała, lecz gdy obrócić się próbowała stopy na purpurowych plamach utrzymać równowagi nie zdołały. W białej, rozwianej sukience szybowała teraz niczym anioł ciemnowłosy łapiąc w locie obraz jego twarzy zimnymi dłonie. Te sekund kilka było dlań niczym wieczność, jedyne chwile prawdziwego szczęścia ostatnimi czasy.
Nieprzyjemnie migające światła, powodujące zawroty głowy i głośno smutkiem wyjący sygnał ambulansu. Karetka, gapiów tłumek nie mały już zebrać się zdążył. Ciekawe kto zadzwonił. Może jakiś wścibski sąsiad siedział w oknie pół nocy. Może źle czuł się i zasnąć nie mogąc, na zewnątrz przez szybę wyglądał albo do pracy właśnie się szykował. Może.. Może.. Już nie wie.. Nikt nie wie.
Szpitalne łóżko. Dźwięk respiratora rozlegał się po całej sali. Wiatr wpadł otwierając okno przy czym rozwiał długie, białe zasłony. Między falującymi płatami materiału dostrzec można było postać postury młodego mężczyzny. Usiadł na brzegu łóżka chwytając dziewczynę za dłoń. Monotonne brzmienie rozległo się z urządzenia, które podtrzymywało jej życie. Wszystko znikło.
Rozświetlony telefon dźwięczał tłumiony ciemną pościelą w kwiatowe wzory leżąc po środku łóżka. Wydając z siebie melodię jednej z jej ulubionych piosenek wyrwał ją z zadumy. Zeskoczyła z parapetu podchodząc do łóżka chwilowo zdezorientowana. Bez zastanowienia odebrała telefon kładąc się na łóżku.
– Dobranoc – powiedział ciepły głos ze słuchawki.
– Dobranoc. Śpij dobrze, przyjacielu – odpowiedziała zasypiając oświetlona ciepłym światłem lampki nocnej.

Reklama
Reklama