Reklama

Status państwa i pozycję międzynarodową wyznacza wiele czynników, ale jest jeden wskaźnik, który mówi prawie wszystko. Od tego, kto poucza państwo, targa za uszy i stawia do kąta, zależy co państwo sobą reprezentuje. Nie chcę się już znęcać na rządzącymi, bo musiałbym się też pastwić sam nad sobą, niemniej z ułańskich haseł: „koniec z polityką na kolanach”, „koniec z polityką brzydkiej panny bez posagu” i „koniec polityki poklepywania po plecach” zostały tylko groteskowe obrazki. Polska za rządów PiS została publicznie upokorzona równie mocno, jak za rządów PO, chociaż powody były zupełnie inne. PiS trzeba oddać, że mimo wszystko się starało zmienić status Polski, problem w tym, że były to działania nieudolne i wyłącznie „werbalne”, w dodatku niemal wyłącznie na krajowym podwórku.

W efekcie nie uzyskaliśmy nic, jeśli chodzi o prestiż Polski i tylko wielcy optymiści mogą się pocieszać dobrymi stosunkami z USA, które są niczym więcej tylko doskonałym interesem dla Amerykanów i takim sobie dla nas. Czy smutny stan rzeczy rzeczywiście jest pełną odpowiedzialnością PiS? Zdecydowanie nie, problem Polski ma bardziej złożony charakter. W dużej mierze status Polski wiąże się z tym, że PiS musi się zmagać przede wszystkim z wewnętrznymi problemami, a te są gigantyczne. Polska została spacyfikowana gospodarczo, przez lata byliśmy w pełni uzależnieni od surowców z Rosji i produkcji niemieckiej i za to PiS-u winić się nie da. Polityka Balcerowicza i innych „liberałów”, czytaj neomarksitów doprowadziła do tak opłakanego stanu. Podbój ekonomiczny Polski był ściśle powiązany z podbojem ideologicznym, w konsekwencji mamy w Polsce takie „elity” jakie mamy i takie media, jakich żaden rozsądny i przyzwoity Polak mieć by nie chciał.

Reklama

Zmiana tych wszystkich patologii na jako taką jakość to praca na lata, pod warunkiem, że co i rusz nie trzeba się zmagać z wewnętrznymi sabotażami. Wszyscy znają ten mechanizm „donoszenia na Polskę” i co więcej „Polaków”, którzy biorą udział w sekowaniu Polski, żeby daleko nie szukać wystarczy wskazać palcem na sędziego Safjana z TSUE. Bardzo ciężką kulę u nogi i kamień u szyi ma Polska ze sprzedajną opozycją, takimi samymi „elitami” i jeszcze dochodzi gra geopolityczna, gdzie nie jesteśmy figurą, ale pionkiem. Biorąc pod uwagę te wszystkie smutne okoliczności, oczekiwanie, że PiS w 5 lat zrobi z Polski Niemcy albo Wielką Brytanię, byłoby czymś wyjątkowo nieuczciwym i populistycznym. O cudach można sobie pomarzyć, jednak życie, szczególnie polityczne, brutalnie weryfikuje marzenia i twardym lądowaniem ściąga na ziemię. Z drugiej strony istnieje minimum przyzwoitości i ambicji, które należy zachować, zwłaszcza, gdy w sferze deklaracji używało się tak buńczucznych zawołań bojowych, jak to tylko możliwe.

I o to mam do PiS pretensje, nie o to, że nie sięga szczytów. Kolejny raz dzieje się tak, że publicznie ogłoszony projekt suwerennych zmian ustawowych, tym razem w zakresie funkcjonowania mediów, jest recenzowany przez „ambasadorową” USA. W nawiązaniu do początku felietonu, warto przypomnieć, że Polskę poucza urzędnik niskiej rangi. Ambasador na terenie obcego kraju ma swoje przywileje, wszak sam teren ambasady jest eksterytorialny, czyli w skrócie podlega jurysdykcji państwa, które reprezentuje ambasada. Tyle tylko, że te przywileje w żaden sposób nie przekładają się na kreowanie polityki wewnętrznej państwa-gospodarza, wręcz przeciwnie, sama eksterytorialność wskazuje, że ambasador nie ma nic do gadania w tym zakresie. Tymczasem pani Georgette Mosbacher od samego początku zajmuje się permanentnym pouczaniem Polski i polskich polityków, niczym ambasador radziecki, z czym PiS absolutnie nic nie robi.

Piszę, że nic nie robi, bo jakieś pyskówki w „niepokornych mediach”, czy na Twitterze, to groteska podnosząca rangę „ambasadorowej”. Minimum przyzwoitości i ambicji każe zrobić z tym porządek, tym bardziej, że wiele wypowiedzi Georgette Mosbacher, to nie jest oficjalne stanowisko USA, ale jej prywatne biznesy, głównie związane z fundacjami LGBT i grupą kapitałową Discovery. Wypowiedzenia wojny USA nie oczekuję, nawet wezwania „ambasadorowej” na dywanik, ale przecież istnieją kanały dyplomatyczne, które pozwalają załatwiać takie sprawy od ręki i raz na zawsze. Jeśli PiS rzeczywiście chce zerwać z polityką poprzedników to ma do wykonania zadanie o średnim poziomie trudności, wystarczy chcieć i wykazać się odrobiną odwagi. Czekam.

Reklama

10 KOMENTARZE

  1. PiS sam nie wie czego chce, a

    PiS sam nie wie czego chce, a już zdecydowanie nie ma pojęcia czego chcą jego wyborcy. Na naszych oczach sprawdza się twoja wcześniejsza obserwacja, że jest to głównie zbieranina miernot i tylko Kaczyński trzymał całe towarzystwo za ryj. Teraz zaczyna się to wszystko rozłazić.

  2. PiS sam nie wie czego chce, a

    PiS sam nie wie czego chce, a już zdecydowanie nie ma pojęcia czego chcą jego wyborcy. Na naszych oczach sprawdza się twoja wcześniejsza obserwacja, że jest to głównie zbieranina miernot i tylko Kaczyński trzymał całe towarzystwo za ryj. Teraz zaczyna się to wszystko rozłazić.

  3. Zapewne PiS znowu położy uszy

    Zapewne PiS znowu położy uszy po sobie i przegra teoretycznie wygraną grę. A wystarczy jeden telefon do kogoś z otoczenia Trumpa z prośbą o zakończenie misji Mosbacher. Jeżeli prośba ta nie zostanie spełniona, to poprosi się Polonię o niegłosowanie na Trumpa, wyjaśniając powód takiego stanowiska.

    W ten sposób można by było ugrać dwie rzeczy. Pozbyć się kobiety o mentalności sowieckiego ambasadora oraz poprawić polską pozycję w przyszłych negocjacjach z amerykańską  administracją. Niestety to tylko rozważania, bo wynik tej gry jest już z góry znany.

  4. Zapewne PiS znowu położy uszy

    Zapewne PiS znowu położy uszy po sobie i przegra teoretycznie wygraną grę. A wystarczy jeden telefon do kogoś z otoczenia Trumpa z prośbą o zakończenie misji Mosbacher. Jeżeli prośba ta nie zostanie spełniona, to poprosi się Polonię o niegłosowanie na Trumpa, wyjaśniając powód takiego stanowiska.

    W ten sposób można by było ugrać dwie rzeczy. Pozbyć się kobiety o mentalności sowieckiego ambasadora oraz poprawić polską pozycję w przyszłych negocjacjach z amerykańską  administracją. Niestety to tylko rozważania, bo wynik tej gry jest już z góry znany.

  5. To, że pani Żorżeta nas

    To, że pani Żorżeta nas poucza, to tylko niewielka część problemu. Ta większa jest w nas samych – zbytnio się przejmujemy, gdy na "Zachodzie" ktoś pierdnie lub tupnie nóżką. Takie zakompleksione robaczki jesteśmy, i chwała PiSowi, że zmieniła się przynajmniej retoryka. Wiele robi też otwarcie granic – miliony rodaków mogły się przekonać na własny nos, że gówno w Anglii czy Szwajcarii też śmierdzi. Krótko mówiąc, jest dużo lepiej niż 30 lat temu, ale potrzeba jeszcze jeszcze przynajmniej 10ciu. 

  6. To, że pani Żorżeta nas

    To, że pani Żorżeta nas poucza, to tylko niewielka część problemu. Ta większa jest w nas samych – zbytnio się przejmujemy, gdy na "Zachodzie" ktoś pierdnie lub tupnie nóżką. Takie zakompleksione robaczki jesteśmy, i chwała PiSowi, że zmieniła się przynajmniej retoryka. Wiele robi też otwarcie granic – miliony rodaków mogły się przekonać na własny nos, że gówno w Anglii czy Szwajcarii też śmierdzi. Krótko mówiąc, jest dużo lepiej niż 30 lat temu, ale potrzeba jeszcze jeszcze przynajmniej 10ciu. 

  7. Stajemy na baczność za każdym

    Stajemy na baczność za każdym razem gdy zagranica pierdnie to fakt ale nie tu leży problem. Problemem jest ze PiS wybrał walkę na niewłaściwym polu. Sama propaganda wygrać się nie da bynajmniej nie dzisiaj gdzie każdy ma możliwość weryfikacji i prędzej czy później PiS usłyszy "sprawdzamy". Druga i ważniejsza rzecz że swoim przekazem PiS chce stanąć na przeciw globalnych potęg informacyjnych i to się udać nie może. A już na pewno nie z takimi tuzami jak Kurski czy Lichocka. Mosbacher pogroziła paluszkiem bo zwyczajnie broni interesu swojego kraju. I tutaj skłonny jestem przyznać rację Janeckiemu w jego felietonie na wpolityce.pl. To nie jest górnolotna kwestia narodowa tylko zagadnienie trochę niższej rangi. Kasa. Obywatele wyznajacy antypis to jest rynek. Rynek dość chłonny i co tu dużo mówić dochodowy. Ktokolwiek będzie właścicielem TVN czy gw z takiego rynku nie zrezygnuje. Chyba że wstawimy do zarządu partyjnego politruka. I idąc na wojnę z mediami PiS nie wygra nie tylko dlatego że spotka się z ogromnym naciskiem zagranicy bo przecież o zawłaszczaniu wolnych mediów pisać będą gazety w Niemczech Francji USA a także w nigerii Burkina Faso czy Peru. PiS nie wygra bo choćby partia miała wszystkie media nie da się odprzekonać "przekonanych". Ten proces obserwuję od co wielu lat. Już od czasów porozumienia centrum wielkie siły medialne robiły wszystko by Kaczyńskich dyskredytować. Dzisiaj po 20 latach takiej tresury mamy dość spora część społeczeństwa które nie jest przeciw czy za jakimiś konkretnymi działaniami. Jest po prostu przeciw Kaczyńskiemi i PiS. Wyniki w kolejnych wyborach pokazują że PiS pewien pułap osiągnął powyżej którego nie skoczy. Ponad tym pułapem jest już elektorat skrajnie negatywny. Próba wpłynięcia na rynek medialny sprawę tylko pogorszy. Kierunek powinien być inny. Dlaczego 1 kadencja PiS jest uważana za lepsza? Bo tam poszły czyny i konkretne działania co przekonało wielu wyborców nie biorących udziału w wojnie ideowej. Opozycja i opozycyjne media biły pianę a rząd udowadniał swoimi działaniami ze to wszystko pic na wodę. Taka strategia przyniosła wymierny skutek. Większość dala rządowi kredyt zaufania i nie pomogły protesty kodu – choć trzeba przyznać że byli dość blisko obalenia rządu…

    A teraz PiS odszedł od tej strategii i idzie na polityczna wojnę plemienna. Zamiast skupić się na obszarach ktore bezpośrednio wpływają na życie Polaków, uproszczenie i przyspieszenie administracji, obniżenie podatków… PiS wszczyna wojnę której nie wygra. Gdyby rząd zabrał się za reformy które bezpośrednio przełożą się na jakość życia tak jak bezpośrednio przełożyło się 500+ czy 13 emerytura przekonałby do siebie kolejnych obywateli którzy nie biorą teraz udziału w wyborach. A tak PiS staje na przeciw międzynarodowych sił mających więcej czasu pieniędzy i doświadczenia do prowadzenia takiej wojny. 

  8. Stajemy na baczność za każdym

    Stajemy na baczność za każdym razem gdy zagranica pierdnie to fakt ale nie tu leży problem. Problemem jest ze PiS wybrał walkę na niewłaściwym polu. Sama propaganda wygrać się nie da bynajmniej nie dzisiaj gdzie każdy ma możliwość weryfikacji i prędzej czy później PiS usłyszy "sprawdzamy". Druga i ważniejsza rzecz że swoim przekazem PiS chce stanąć na przeciw globalnych potęg informacyjnych i to się udać nie może. A już na pewno nie z takimi tuzami jak Kurski czy Lichocka. Mosbacher pogroziła paluszkiem bo zwyczajnie broni interesu swojego kraju. I tutaj skłonny jestem przyznać rację Janeckiemu w jego felietonie na wpolityce.pl. To nie jest górnolotna kwestia narodowa tylko zagadnienie trochę niższej rangi. Kasa. Obywatele wyznajacy antypis to jest rynek. Rynek dość chłonny i co tu dużo mówić dochodowy. Ktokolwiek będzie właścicielem TVN czy gw z takiego rynku nie zrezygnuje. Chyba że wstawimy do zarządu partyjnego politruka. I idąc na wojnę z mediami PiS nie wygra nie tylko dlatego że spotka się z ogromnym naciskiem zagranicy bo przecież o zawłaszczaniu wolnych mediów pisać będą gazety w Niemczech Francji USA a także w nigerii Burkina Faso czy Peru. PiS nie wygra bo choćby partia miała wszystkie media nie da się odprzekonać "przekonanych". Ten proces obserwuję od co wielu lat. Już od czasów porozumienia centrum wielkie siły medialne robiły wszystko by Kaczyńskich dyskredytować. Dzisiaj po 20 latach takiej tresury mamy dość spora część społeczeństwa które nie jest przeciw czy za jakimiś konkretnymi działaniami. Jest po prostu przeciw Kaczyńskiemi i PiS. Wyniki w kolejnych wyborach pokazują że PiS pewien pułap osiągnął powyżej którego nie skoczy. Ponad tym pułapem jest już elektorat skrajnie negatywny. Próba wpłynięcia na rynek medialny sprawę tylko pogorszy. Kierunek powinien być inny. Dlaczego 1 kadencja PiS jest uważana za lepsza? Bo tam poszły czyny i konkretne działania co przekonało wielu wyborców nie biorących udziału w wojnie ideowej. Opozycja i opozycyjne media biły pianę a rząd udowadniał swoimi działaniami ze to wszystko pic na wodę. Taka strategia przyniosła wymierny skutek. Większość dala rządowi kredyt zaufania i nie pomogły protesty kodu – choć trzeba przyznać że byli dość blisko obalenia rządu…

    A teraz PiS odszedł od tej strategii i idzie na polityczna wojnę plemienna. Zamiast skupić się na obszarach ktore bezpośrednio wpływają na życie Polaków, uproszczenie i przyspieszenie administracji, obniżenie podatków… PiS wszczyna wojnę której nie wygra. Gdyby rząd zabrał się za reformy które bezpośrednio przełożą się na jakość życia tak jak bezpośrednio przełożyło się 500+ czy 13 emerytura przekonałby do siebie kolejnych obywateli którzy nie biorą teraz udziału w wyborach. A tak PiS staje na przeciw międzynarodowych sił mających więcej czasu pieniędzy i doświadczenia do prowadzenia takiej wojny.