Reklama

„Mam cały dom na głowie”. „Mam na głowie same kłopoty”. Albo „mam to z głowy”. Zastanawialiście się kiedyś, skąd się wzięły te powiedzenia?

„Mam cały dom na głowie”. „Mam na głowie same kłopoty”. Albo „mam to z głowy”. Zastanawialiście się kiedyś, skąd się wzięły te powiedzenia? Ja na własny użytek odkryłem, skąd i o czym mówią. W moim przypadku zdarza się, że kiedy rzeczywistość wokół skrzeczy już zbyt głośno, kłopoty się piętrzą a nieprzychylnie nastawionych ludzi wokół przybywa – idę do fryzjera. I kiedy przyjdzie moja kolej, czuję, jak razem z (przydługimi) włosami odpadają mi z głowy kolejne kłopoty. Wychodzę od fryzjera lżejszy o kilka(naście?) gramów i od razu świat jest piękniejszy, ptaki śpiewają głośniej – te, które śpiewają, bo np. mewy od razu cichną, a i dziewczyny, z Panią Quackie  na czele – zachowują się przychylniej.

Reklama

Oczywiście to irracjonalne, magiczne myślenie, coś jak postrzyżyny – natomiast jest więcej niż pewne, że po wizycie u fryzjera zmienia się moje nastawienie do rzeczywistości, a ona nawzajem patrzy na mnie łaskawszym okiem. Zresztą sama wizyta u fryzjera jest zawsze okazją do obserwacji współobywateli, w kolejce i podczas obróbki – w lustrze. Ostatnio na strzyżenie czekał dystyngowany starszy pan, w typie angielskiego arystokraty. W czarnej, skórzanej teczce, stojącej obok pana na krześle, zadzwonił telefon komórkowy. Pan z namysłem odchrząknął, sięgnął do teczki, wyjął… futerał z okularami, z niego wyjął  stylowe okulary w szylkretowej oprawie. Założył okulary, starannie układając je na nosie. Wyjął komórkę, popatrzył na ekran, zrobił marsową minę, chrząknął, tym razem z dezaprobatą i odrzucił połączenie. Dysproporcja pomiędzy wszystkimi wykonanymi czynnościami a efektem była tak niebywała, że ledwie się powstrzymałem od parsknięcia śmiechem.

Osobną kategorią są pogaduchy z fryzjerem. Strzygące panów panie zazwyczaj są małomówne, a jeżeli nawet nie, to da się wyczuć, że nijak im zacząć rozmowę, zwłaszcza na temat, który odpowiadałby strzyżonemu panu. Natomiast panowie fryzjerzy, o, ci są zawsze krynicą formy i treści. Zaczyna się niewinnie, od pogody, ostatniego meczu albo zbliżającego się Sylwestra, a potem, jeżeli klient da się porwać w tok konwersacji, przychodzą już konkretne przykłady: „No proszę, widzi pan szanowny, a strzygłem kiedyś takiego pana, marynarza z Rumi, który jak raz…” i okazuje się, że marynarz z Rumi i strzyżony mają wiele wspólnego, ponieważ w danej sytuacji zachowali się tak, a nie inaczej, i co z tego wynikło.

Pogaduchy, sakramentalne pytanie „Jak strzyżemy” i wszystko, co przed powstaniem z fotela, łączy się w całość, której miłą stroną jest poczucie bycia obsługiwanym przez żywego człowieka. W odróżnieniu od nastawionej na szybkość kasy w supermarkecie, w połowie zautomatyzowanej infolinii w sieci komórkowej czy też „rozmowy” z botem na stronie korporacji, tutaj człowiek ma swoje kilkanaście, może -dzieścia minut uwagi. Dotyk było nie było cudzych dłoni na swoich włosach, zwłaszcza jeżeli są to damskie dłonie, ma posmak flirtu, może nawet czegoś mocniejszego; nie przypadkiem motyw fryzjera w połączeniu z erotyką pojawia się np. w wierszach Juliana Tuwima.

A wracając do zmiany nastawienia, mojego do rzeczywistości i vice versa: szczególnie zmienia się to latem. Staram się zawsze wychwycić moment, kiedy nadchodzą pierwsze upały, i wtedy odwiedzam fryzjera, proszę o ustawienie maszynki na centymetr i „objechanie” głowy. Zadziwiające, jak zmienia się nastawienie ludzi do hm, hm, masywnego faceta, kiedy ten facet zmienia fryzurę z socjalistycznego przodownika pracy (załączam plakat) na centymetrowego jeżyka (załączam zdjęcie)! Panowie parkujący we wjeździe na podwórze skwapliwie odjeżdżają, fachowcy nie próbują wciskać kitu, a podpici panowie podczas ciszy nocnej nie dyskutują, tylko skręcają fonię o dwa poziomy. Maszynką poproszę, pani Haniu, z przodu pani poleci tak więcej irracjonalnie!

  czy raczej   

Legal notice: żadna z przedstawionych grafik nie przedstawia autora niniejszego bloga
: )

________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Reklama

108 KOMENTARZE

  1. Straszenie!
    Hmm, Quackie pozbawiony kłaczków…
    Zazdroszczę ci trochę tego przerażającego jeżyka; ja niezależnie od wysiłków mojej fryzjerki co najwyżej dzieci straszyć mogę. Chamstwo muszę więc zwalczać głównie “godnościom osobistom”…
    Co do frajdy indywidualnego kontaktu z drugim człowiekiem, choćby usługodawcą ale potrafiącym rozpoznać nas wśród wielu innych, masz absolutną rację. Wolę zostawić parę złotych więcej w sklepie na osiedlu gdzie ekspedientki kojarzą mnie i potrafią się uśmiechnąć bez firmowego przymusu, niż przebyć bezosobową taśmę zakupów w supermarkecie, gdzie staję się trybikiem w systemie sprzedaży.

    • Gratulacje
      z okazji rozszyfrowania nicka : )

      Co do zakupów, masz absolutną rację; ja też wolę zakupy w lokalnych sklepikach, a już konwersacyjnym gigantem jest pan w warzywniaku, który jakimś cudem uchował się w pobliżu (warzywniak, nie pan). Kiedyś poświęcę mu osobny wpis.

  2. Straszenie!
    Hmm, Quackie pozbawiony kłaczków…
    Zazdroszczę ci trochę tego przerażającego jeżyka; ja niezależnie od wysiłków mojej fryzjerki co najwyżej dzieci straszyć mogę. Chamstwo muszę więc zwalczać głównie “godnościom osobistom”…
    Co do frajdy indywidualnego kontaktu z drugim człowiekiem, choćby usługodawcą ale potrafiącym rozpoznać nas wśród wielu innych, masz absolutną rację. Wolę zostawić parę złotych więcej w sklepie na osiedlu gdzie ekspedientki kojarzą mnie i potrafią się uśmiechnąć bez firmowego przymusu, niż przebyć bezosobową taśmę zakupów w supermarkecie, gdzie staję się trybikiem w systemie sprzedaży.

    • Gratulacje
      z okazji rozszyfrowania nicka : )

      Co do zakupów, masz absolutną rację; ja też wolę zakupy w lokalnych sklepikach, a już konwersacyjnym gigantem jest pan w warzywniaku, który jakimś cudem uchował się w pobliżu (warzywniak, nie pan). Kiedyś poświęcę mu osobny wpis.

  3. Straszenie!
    Hmm, Quackie pozbawiony kłaczków…
    Zazdroszczę ci trochę tego przerażającego jeżyka; ja niezależnie od wysiłków mojej fryzjerki co najwyżej dzieci straszyć mogę. Chamstwo muszę więc zwalczać głównie “godnościom osobistom”…
    Co do frajdy indywidualnego kontaktu z drugim człowiekiem, choćby usługodawcą ale potrafiącym rozpoznać nas wśród wielu innych, masz absolutną rację. Wolę zostawić parę złotych więcej w sklepie na osiedlu gdzie ekspedientki kojarzą mnie i potrafią się uśmiechnąć bez firmowego przymusu, niż przebyć bezosobową taśmę zakupów w supermarkecie, gdzie staję się trybikiem w systemie sprzedaży.

    • Gratulacje
      z okazji rozszyfrowania nicka : )

      Co do zakupów, masz absolutną rację; ja też wolę zakupy w lokalnych sklepikach, a już konwersacyjnym gigantem jest pan w warzywniaku, który jakimś cudem uchował się w pobliżu (warzywniak, nie pan). Kiedyś poświęcę mu osobny wpis.

  4. Straszenie!
    Hmm, Quackie pozbawiony kłaczków…
    Zazdroszczę ci trochę tego przerażającego jeżyka; ja niezależnie od wysiłków mojej fryzjerki co najwyżej dzieci straszyć mogę. Chamstwo muszę więc zwalczać głównie “godnościom osobistom”…
    Co do frajdy indywidualnego kontaktu z drugim człowiekiem, choćby usługodawcą ale potrafiącym rozpoznać nas wśród wielu innych, masz absolutną rację. Wolę zostawić parę złotych więcej w sklepie na osiedlu gdzie ekspedientki kojarzą mnie i potrafią się uśmiechnąć bez firmowego przymusu, niż przebyć bezosobową taśmę zakupów w supermarkecie, gdzie staję się trybikiem w systemie sprzedaży.

    • Gratulacje
      z okazji rozszyfrowania nicka : )

      Co do zakupów, masz absolutną rację; ja też wolę zakupy w lokalnych sklepikach, a już konwersacyjnym gigantem jest pan w warzywniaku, który jakimś cudem uchował się w pobliżu (warzywniak, nie pan). Kiedyś poświęcę mu osobny wpis.

  5. Żadna? Szkoda…
    A ja jakoś nie lubię przesiadywać u fryzjera, odrabiam strzyżenie jak kolejny obowiązek. Może dlatego, że to kobieta. Nie lubię, jak mnie baba dotyka;) To już chętniej pogadałabym z moim dentystą, tylko to z oczywistej przyczyny jest skazane na porażkę, tam zawsze wychodzi się na spanikowanego milczka desperacko usiłującego zachować inteligentny wyraz twarzy.
    Warzywniak mi się zwinął jesienią, ale oboje z Młodym lubimy wstąpić do pani z piekarni, która uparcie traktując mnie per “pani Iwonko” słodkim głosem kusi: “Mam to pani ulubione ciasto czekoladowo-wiśniowe, świeżutkie…Dla chłopców to, co zwykle?” I jak tu poprzestać na bułkach i chlebie wiejskim, krojonym?

    • Piekarnia może pp. Paciów?
      No to my pieczywo, wędlinę i nabiał kupujemy w pobliskich delikatesach, mimo pewnej rotacji wśród pań jesteśmy rozpoznawanymi klientami. Po owoce i warzywa idę do warzywniaka, bo tam mnie – w przeciwieństwie do odnośnego stoiska w delikatesach – nikt nigdy nie próbował zrobić w konia, np. wystawiając jabłuszka duże i ładne, a do torebki pod ladą ładując pokurczone i parszywe.

      • Inna, ale też pycha:)
        Teraz warzywniak znajomy mam trochę nie po drodze, ale biegam, co robić. Reszta, jak Wy. Być stałym klientem delikatesów to błogosławieństwo, zaobserwowałam nieraz, że te moje miłe, znajome panie wciskają “pokurczone i parszywe” towary innym pechowcom. Grunt, to nie zmieniać sklepu i broń Boże nie kupować w “obcym”.

        • Tak jest
          i to jest probelm na jakimkolwiek “wyjeździe”, zwłaszcza jak się nie ma w miejscu docelowym zagnieżdżonej rodziny lub znajomych. “Swoim” cacy, “obcym” – be. Normalnie mentalność plemienna, dokładnie jak różne badania socjo- wskazują!

          • Eche, układy:)
            Sukces odniesie ten, kto zaciskając zęby wyrzuci trefny towar a konto przyciągnięcia nowych, zadowolonych klientów? Ryzyko, bo przypadkowy nie musi wrócić nawet, gdy został uczciwie obsłużony.

  6. Żadna? Szkoda…
    A ja jakoś nie lubię przesiadywać u fryzjera, odrabiam strzyżenie jak kolejny obowiązek. Może dlatego, że to kobieta. Nie lubię, jak mnie baba dotyka;) To już chętniej pogadałabym z moim dentystą, tylko to z oczywistej przyczyny jest skazane na porażkę, tam zawsze wychodzi się na spanikowanego milczka desperacko usiłującego zachować inteligentny wyraz twarzy.
    Warzywniak mi się zwinął jesienią, ale oboje z Młodym lubimy wstąpić do pani z piekarni, która uparcie traktując mnie per “pani Iwonko” słodkim głosem kusi: “Mam to pani ulubione ciasto czekoladowo-wiśniowe, świeżutkie…Dla chłopców to, co zwykle?” I jak tu poprzestać na bułkach i chlebie wiejskim, krojonym?

    • Piekarnia może pp. Paciów?
      No to my pieczywo, wędlinę i nabiał kupujemy w pobliskich delikatesach, mimo pewnej rotacji wśród pań jesteśmy rozpoznawanymi klientami. Po owoce i warzywa idę do warzywniaka, bo tam mnie – w przeciwieństwie do odnośnego stoiska w delikatesach – nikt nigdy nie próbował zrobić w konia, np. wystawiając jabłuszka duże i ładne, a do torebki pod ladą ładując pokurczone i parszywe.

      • Inna, ale też pycha:)
        Teraz warzywniak znajomy mam trochę nie po drodze, ale biegam, co robić. Reszta, jak Wy. Być stałym klientem delikatesów to błogosławieństwo, zaobserwowałam nieraz, że te moje miłe, znajome panie wciskają “pokurczone i parszywe” towary innym pechowcom. Grunt, to nie zmieniać sklepu i broń Boże nie kupować w “obcym”.

        • Tak jest
          i to jest probelm na jakimkolwiek “wyjeździe”, zwłaszcza jak się nie ma w miejscu docelowym zagnieżdżonej rodziny lub znajomych. “Swoim” cacy, “obcym” – be. Normalnie mentalność plemienna, dokładnie jak różne badania socjo- wskazują!

          • Eche, układy:)
            Sukces odniesie ten, kto zaciskając zęby wyrzuci trefny towar a konto przyciągnięcia nowych, zadowolonych klientów? Ryzyko, bo przypadkowy nie musi wrócić nawet, gdy został uczciwie obsłużony.

  7. Żadna? Szkoda…
    A ja jakoś nie lubię przesiadywać u fryzjera, odrabiam strzyżenie jak kolejny obowiązek. Może dlatego, że to kobieta. Nie lubię, jak mnie baba dotyka;) To już chętniej pogadałabym z moim dentystą, tylko to z oczywistej przyczyny jest skazane na porażkę, tam zawsze wychodzi się na spanikowanego milczka desperacko usiłującego zachować inteligentny wyraz twarzy.
    Warzywniak mi się zwinął jesienią, ale oboje z Młodym lubimy wstąpić do pani z piekarni, która uparcie traktując mnie per “pani Iwonko” słodkim głosem kusi: “Mam to pani ulubione ciasto czekoladowo-wiśniowe, świeżutkie…Dla chłopców to, co zwykle?” I jak tu poprzestać na bułkach i chlebie wiejskim, krojonym?

    • Piekarnia może pp. Paciów?
      No to my pieczywo, wędlinę i nabiał kupujemy w pobliskich delikatesach, mimo pewnej rotacji wśród pań jesteśmy rozpoznawanymi klientami. Po owoce i warzywa idę do warzywniaka, bo tam mnie – w przeciwieństwie do odnośnego stoiska w delikatesach – nikt nigdy nie próbował zrobić w konia, np. wystawiając jabłuszka duże i ładne, a do torebki pod ladą ładując pokurczone i parszywe.

      • Inna, ale też pycha:)
        Teraz warzywniak znajomy mam trochę nie po drodze, ale biegam, co robić. Reszta, jak Wy. Być stałym klientem delikatesów to błogosławieństwo, zaobserwowałam nieraz, że te moje miłe, znajome panie wciskają “pokurczone i parszywe” towary innym pechowcom. Grunt, to nie zmieniać sklepu i broń Boże nie kupować w “obcym”.

        • Tak jest
          i to jest probelm na jakimkolwiek “wyjeździe”, zwłaszcza jak się nie ma w miejscu docelowym zagnieżdżonej rodziny lub znajomych. “Swoim” cacy, “obcym” – be. Normalnie mentalność plemienna, dokładnie jak różne badania socjo- wskazują!

          • Eche, układy:)
            Sukces odniesie ten, kto zaciskając zęby wyrzuci trefny towar a konto przyciągnięcia nowych, zadowolonych klientów? Ryzyko, bo przypadkowy nie musi wrócić nawet, gdy został uczciwie obsłużony.

  8. Żadna? Szkoda…
    A ja jakoś nie lubię przesiadywać u fryzjera, odrabiam strzyżenie jak kolejny obowiązek. Może dlatego, że to kobieta. Nie lubię, jak mnie baba dotyka;) To już chętniej pogadałabym z moim dentystą, tylko to z oczywistej przyczyny jest skazane na porażkę, tam zawsze wychodzi się na spanikowanego milczka desperacko usiłującego zachować inteligentny wyraz twarzy.
    Warzywniak mi się zwinął jesienią, ale oboje z Młodym lubimy wstąpić do pani z piekarni, która uparcie traktując mnie per “pani Iwonko” słodkim głosem kusi: “Mam to pani ulubione ciasto czekoladowo-wiśniowe, świeżutkie…Dla chłopców to, co zwykle?” I jak tu poprzestać na bułkach i chlebie wiejskim, krojonym?

    • Piekarnia może pp. Paciów?
      No to my pieczywo, wędlinę i nabiał kupujemy w pobliskich delikatesach, mimo pewnej rotacji wśród pań jesteśmy rozpoznawanymi klientami. Po owoce i warzywa idę do warzywniaka, bo tam mnie – w przeciwieństwie do odnośnego stoiska w delikatesach – nikt nigdy nie próbował zrobić w konia, np. wystawiając jabłuszka duże i ładne, a do torebki pod ladą ładując pokurczone i parszywe.

      • Inna, ale też pycha:)
        Teraz warzywniak znajomy mam trochę nie po drodze, ale biegam, co robić. Reszta, jak Wy. Być stałym klientem delikatesów to błogosławieństwo, zaobserwowałam nieraz, że te moje miłe, znajome panie wciskają “pokurczone i parszywe” towary innym pechowcom. Grunt, to nie zmieniać sklepu i broń Boże nie kupować w “obcym”.

        • Tak jest
          i to jest probelm na jakimkolwiek “wyjeździe”, zwłaszcza jak się nie ma w miejscu docelowym zagnieżdżonej rodziny lub znajomych. “Swoim” cacy, “obcym” – be. Normalnie mentalność plemienna, dokładnie jak różne badania socjo- wskazują!

          • Eche, układy:)
            Sukces odniesie ten, kto zaciskając zęby wyrzuci trefny towar a konto przyciągnięcia nowych, zadowolonych klientów? Ryzyko, bo przypadkowy nie musi wrócić nawet, gdy został uczciwie obsłużony.

  9. Ze sklepami problemów nie
    Ze sklepami problemów nie mam, wiadomo, wieś, wszyscy mnie znają i nie wciskają. W pobliskim miasteczku też mam “swoje” miejsca gdzie kupuję u “pani Marysi”. Gorzej z fryzjerkami. Miałam kiedyś ulubioną, u której czekając na…trzeba było mieć dużo czasu na pogaduszki i wypicie kawy. Szybko się nie dało. Lubiłam tam od czasu do czasu wpaść, nie tylko po to, żeby zrobić porządek z włosami. A teraz panowie zabronili obcinać, może zmienią zdanie jak już będę się zaplątywać we włosy chodząc i waląc twarzą o glebę. Na razie słyszę tylko: Ani mi się waż obcinać!

      • Nie chcę. Z takimi to tylko
        Nie chcę. Z takimi to tylko problem. Znałam kiedyś dziewczynę o imieniu Ariadna, śliczna, zgrabna, wysoka, jak to Ariadny bywają. Ciągle miała upięte włosy. Poprosiliśmy żeby je rozpuściła. Szok. Zaplecione leżały na podłodze. O normalnym myciu mowy nie ma. Tylko warkocze. Wystarczą mi takie do połowy uda, i tak za długie. Krótkowłosi nie wiedzą ile z nimi pracy. Zimą bez suszarki ani rusz. A jak się człowiek śpieszy, to już załamka.

        PS: Odwiedzajcie drzewka, bo coś marnie ostatnio rosną.;)

        • Odwiedzam, odwiedzam
          A mimo, że jestem krótkowłosy, wiem, ile z długimi zabawy. Pani Q. ma długie, tzn opadające na ramiona, a nawet kapkę dłużej, jak uprzedza, że robi mycie głowy, to wiadomo, że trzeba się nastawić na 40-60 minut, ponadnormatywne zużycie ciepłej wody, szum suszarki i lokówki…

  10. Ze sklepami problemów nie
    Ze sklepami problemów nie mam, wiadomo, wieś, wszyscy mnie znają i nie wciskają. W pobliskim miasteczku też mam “swoje” miejsca gdzie kupuję u “pani Marysi”. Gorzej z fryzjerkami. Miałam kiedyś ulubioną, u której czekając na…trzeba było mieć dużo czasu na pogaduszki i wypicie kawy. Szybko się nie dało. Lubiłam tam od czasu do czasu wpaść, nie tylko po to, żeby zrobić porządek z włosami. A teraz panowie zabronili obcinać, może zmienią zdanie jak już będę się zaplątywać we włosy chodząc i waląc twarzą o glebę. Na razie słyszę tylko: Ani mi się waż obcinać!

      • Nie chcę. Z takimi to tylko
        Nie chcę. Z takimi to tylko problem. Znałam kiedyś dziewczynę o imieniu Ariadna, śliczna, zgrabna, wysoka, jak to Ariadny bywają. Ciągle miała upięte włosy. Poprosiliśmy żeby je rozpuściła. Szok. Zaplecione leżały na podłodze. O normalnym myciu mowy nie ma. Tylko warkocze. Wystarczą mi takie do połowy uda, i tak za długie. Krótkowłosi nie wiedzą ile z nimi pracy. Zimą bez suszarki ani rusz. A jak się człowiek śpieszy, to już załamka.

        PS: Odwiedzajcie drzewka, bo coś marnie ostatnio rosną.;)

        • Odwiedzam, odwiedzam
          A mimo, że jestem krótkowłosy, wiem, ile z długimi zabawy. Pani Q. ma długie, tzn opadające na ramiona, a nawet kapkę dłużej, jak uprzedza, że robi mycie głowy, to wiadomo, że trzeba się nastawić na 40-60 minut, ponadnormatywne zużycie ciepłej wody, szum suszarki i lokówki…

  11. Ze sklepami problemów nie
    Ze sklepami problemów nie mam, wiadomo, wieś, wszyscy mnie znają i nie wciskają. W pobliskim miasteczku też mam “swoje” miejsca gdzie kupuję u “pani Marysi”. Gorzej z fryzjerkami. Miałam kiedyś ulubioną, u której czekając na…trzeba było mieć dużo czasu na pogaduszki i wypicie kawy. Szybko się nie dało. Lubiłam tam od czasu do czasu wpaść, nie tylko po to, żeby zrobić porządek z włosami. A teraz panowie zabronili obcinać, może zmienią zdanie jak już będę się zaplątywać we włosy chodząc i waląc twarzą o glebę. Na razie słyszę tylko: Ani mi się waż obcinać!

      • Nie chcę. Z takimi to tylko
        Nie chcę. Z takimi to tylko problem. Znałam kiedyś dziewczynę o imieniu Ariadna, śliczna, zgrabna, wysoka, jak to Ariadny bywają. Ciągle miała upięte włosy. Poprosiliśmy żeby je rozpuściła. Szok. Zaplecione leżały na podłodze. O normalnym myciu mowy nie ma. Tylko warkocze. Wystarczą mi takie do połowy uda, i tak za długie. Krótkowłosi nie wiedzą ile z nimi pracy. Zimą bez suszarki ani rusz. A jak się człowiek śpieszy, to już załamka.

        PS: Odwiedzajcie drzewka, bo coś marnie ostatnio rosną.;)

        • Odwiedzam, odwiedzam
          A mimo, że jestem krótkowłosy, wiem, ile z długimi zabawy. Pani Q. ma długie, tzn opadające na ramiona, a nawet kapkę dłużej, jak uprzedza, że robi mycie głowy, to wiadomo, że trzeba się nastawić na 40-60 minut, ponadnormatywne zużycie ciepłej wody, szum suszarki i lokówki…

  12. Ze sklepami problemów nie
    Ze sklepami problemów nie mam, wiadomo, wieś, wszyscy mnie znają i nie wciskają. W pobliskim miasteczku też mam “swoje” miejsca gdzie kupuję u “pani Marysi”. Gorzej z fryzjerkami. Miałam kiedyś ulubioną, u której czekając na…trzeba było mieć dużo czasu na pogaduszki i wypicie kawy. Szybko się nie dało. Lubiłam tam od czasu do czasu wpaść, nie tylko po to, żeby zrobić porządek z włosami. A teraz panowie zabronili obcinać, może zmienią zdanie jak już będę się zaplątywać we włosy chodząc i waląc twarzą o glebę. Na razie słyszę tylko: Ani mi się waż obcinać!

      • Nie chcę. Z takimi to tylko
        Nie chcę. Z takimi to tylko problem. Znałam kiedyś dziewczynę o imieniu Ariadna, śliczna, zgrabna, wysoka, jak to Ariadny bywają. Ciągle miała upięte włosy. Poprosiliśmy żeby je rozpuściła. Szok. Zaplecione leżały na podłodze. O normalnym myciu mowy nie ma. Tylko warkocze. Wystarczą mi takie do połowy uda, i tak za długie. Krótkowłosi nie wiedzą ile z nimi pracy. Zimą bez suszarki ani rusz. A jak się człowiek śpieszy, to już załamka.

        PS: Odwiedzajcie drzewka, bo coś marnie ostatnio rosną.;)

        • Odwiedzam, odwiedzam
          A mimo, że jestem krótkowłosy, wiem, ile z długimi zabawy. Pani Q. ma długie, tzn opadające na ramiona, a nawet kapkę dłużej, jak uprzedza, że robi mycie głowy, to wiadomo, że trzeba się nastawić na 40-60 minut, ponadnormatywne zużycie ciepłej wody, szum suszarki i lokówki…

  13. Aleś trafił
    Byłem właśnie dzisiaj u fryzjerki. Te delikatne muśnięcia włosów paluszkami. Co tam pielęgniarki – fryzjerki to jest to!

    Parę lat temu strzygł mnie taki sympatyczny pedzio. Jak mi aksamitnym głosem zaproponował:
    – może położymy farbę żeby trochę zgubić tę lekką siwiznę?
    odpowiedziałem:
    – e tam, po co? Natury nie da się oszukać.
    i wtedy zerknęłem na kobitkę obok, rycząca 50-tka kładła sobie kolejną warstwę farby na włosy. Jezu jak ona na mnie spojrzała…

    • Taak
      każdy ma swojego konika, bohater od pana modrego – pielęgniarki, inny znowu – fryzjerki. Ja też byłem, stąd ten wpis, ale pani mnie traktowała dość rzeczowo.

      Co do sytuacji faux pas parę lat temu, i jak można wybrnąć, kojarzy mi się taka rzecz, dość już wiekowa: klient w spożywczym usilnie żąda, aby sprzedawca sprzedał mu pół kapusty, podczas gdy ten dostał wyraźne polecenie, aby sprzedawać tylko całe warzywa. A że klient niepomiernie mendzi, w końcu sprzedawca idzie do szefa na zaplecze i mówi:
      – Szefie, jakiś pok..rw chce kupić pół kapusty.
      Nagle zauważa, że w drzwiach zaplecza stoi ów klient i wszystko słyszy. I tu sprzedawcy włącza się refleks:
      – A ten miły obywatel reflektuje na drugie pół.
      Szefowi zaimponowało opanowanie sprzedawcy i po odejściu klienta mówi mu:
      – Synu, to było naprawdę niezłe, chyba będzie z ciebie niezły sprzedawca. Skąd jesteś?
      – Z Nowego Targu.
      – A czemu stamtąd wyjechałeś?
      – Bo to miasto bez przyszłości: same k..wy i hokeiści.
      Szef nieco zmieszany odpowiada:
      – Hmm… moja żona pochodzi z Nowego Targu.
      A sprzedawca:
      – O, a na jakiej gra pozycji?

  14. Aleś trafił
    Byłem właśnie dzisiaj u fryzjerki. Te delikatne muśnięcia włosów paluszkami. Co tam pielęgniarki – fryzjerki to jest to!

    Parę lat temu strzygł mnie taki sympatyczny pedzio. Jak mi aksamitnym głosem zaproponował:
    – może położymy farbę żeby trochę zgubić tę lekką siwiznę?
    odpowiedziałem:
    – e tam, po co? Natury nie da się oszukać.
    i wtedy zerknęłem na kobitkę obok, rycząca 50-tka kładła sobie kolejną warstwę farby na włosy. Jezu jak ona na mnie spojrzała…

    • Taak
      każdy ma swojego konika, bohater od pana modrego – pielęgniarki, inny znowu – fryzjerki. Ja też byłem, stąd ten wpis, ale pani mnie traktowała dość rzeczowo.

      Co do sytuacji faux pas parę lat temu, i jak można wybrnąć, kojarzy mi się taka rzecz, dość już wiekowa: klient w spożywczym usilnie żąda, aby sprzedawca sprzedał mu pół kapusty, podczas gdy ten dostał wyraźne polecenie, aby sprzedawać tylko całe warzywa. A że klient niepomiernie mendzi, w końcu sprzedawca idzie do szefa na zaplecze i mówi:
      – Szefie, jakiś pok..rw chce kupić pół kapusty.
      Nagle zauważa, że w drzwiach zaplecza stoi ów klient i wszystko słyszy. I tu sprzedawcy włącza się refleks:
      – A ten miły obywatel reflektuje na drugie pół.
      Szefowi zaimponowało opanowanie sprzedawcy i po odejściu klienta mówi mu:
      – Synu, to było naprawdę niezłe, chyba będzie z ciebie niezły sprzedawca. Skąd jesteś?
      – Z Nowego Targu.
      – A czemu stamtąd wyjechałeś?
      – Bo to miasto bez przyszłości: same k..wy i hokeiści.
      Szef nieco zmieszany odpowiada:
      – Hmm… moja żona pochodzi z Nowego Targu.
      A sprzedawca:
      – O, a na jakiej gra pozycji?

  15. Aleś trafił
    Byłem właśnie dzisiaj u fryzjerki. Te delikatne muśnięcia włosów paluszkami. Co tam pielęgniarki – fryzjerki to jest to!

    Parę lat temu strzygł mnie taki sympatyczny pedzio. Jak mi aksamitnym głosem zaproponował:
    – może położymy farbę żeby trochę zgubić tę lekką siwiznę?
    odpowiedziałem:
    – e tam, po co? Natury nie da się oszukać.
    i wtedy zerknęłem na kobitkę obok, rycząca 50-tka kładła sobie kolejną warstwę farby na włosy. Jezu jak ona na mnie spojrzała…

    • Taak
      każdy ma swojego konika, bohater od pana modrego – pielęgniarki, inny znowu – fryzjerki. Ja też byłem, stąd ten wpis, ale pani mnie traktowała dość rzeczowo.

      Co do sytuacji faux pas parę lat temu, i jak można wybrnąć, kojarzy mi się taka rzecz, dość już wiekowa: klient w spożywczym usilnie żąda, aby sprzedawca sprzedał mu pół kapusty, podczas gdy ten dostał wyraźne polecenie, aby sprzedawać tylko całe warzywa. A że klient niepomiernie mendzi, w końcu sprzedawca idzie do szefa na zaplecze i mówi:
      – Szefie, jakiś pok..rw chce kupić pół kapusty.
      Nagle zauważa, że w drzwiach zaplecza stoi ów klient i wszystko słyszy. I tu sprzedawcy włącza się refleks:
      – A ten miły obywatel reflektuje na drugie pół.
      Szefowi zaimponowało opanowanie sprzedawcy i po odejściu klienta mówi mu:
      – Synu, to było naprawdę niezłe, chyba będzie z ciebie niezły sprzedawca. Skąd jesteś?
      – Z Nowego Targu.
      – A czemu stamtąd wyjechałeś?
      – Bo to miasto bez przyszłości: same k..wy i hokeiści.
      Szef nieco zmieszany odpowiada:
      – Hmm… moja żona pochodzi z Nowego Targu.
      A sprzedawca:
      – O, a na jakiej gra pozycji?

  16. Aleś trafił
    Byłem właśnie dzisiaj u fryzjerki. Te delikatne muśnięcia włosów paluszkami. Co tam pielęgniarki – fryzjerki to jest to!

    Parę lat temu strzygł mnie taki sympatyczny pedzio. Jak mi aksamitnym głosem zaproponował:
    – może położymy farbę żeby trochę zgubić tę lekką siwiznę?
    odpowiedziałem:
    – e tam, po co? Natury nie da się oszukać.
    i wtedy zerknęłem na kobitkę obok, rycząca 50-tka kładła sobie kolejną warstwę farby na włosy. Jezu jak ona na mnie spojrzała…

    • Taak
      każdy ma swojego konika, bohater od pana modrego – pielęgniarki, inny znowu – fryzjerki. Ja też byłem, stąd ten wpis, ale pani mnie traktowała dość rzeczowo.

      Co do sytuacji faux pas parę lat temu, i jak można wybrnąć, kojarzy mi się taka rzecz, dość już wiekowa: klient w spożywczym usilnie żąda, aby sprzedawca sprzedał mu pół kapusty, podczas gdy ten dostał wyraźne polecenie, aby sprzedawać tylko całe warzywa. A że klient niepomiernie mendzi, w końcu sprzedawca idzie do szefa na zaplecze i mówi:
      – Szefie, jakiś pok..rw chce kupić pół kapusty.
      Nagle zauważa, że w drzwiach zaplecza stoi ów klient i wszystko słyszy. I tu sprzedawcy włącza się refleks:
      – A ten miły obywatel reflektuje na drugie pół.
      Szefowi zaimponowało opanowanie sprzedawcy i po odejściu klienta mówi mu:
      – Synu, to było naprawdę niezłe, chyba będzie z ciebie niezły sprzedawca. Skąd jesteś?
      – Z Nowego Targu.
      – A czemu stamtąd wyjechałeś?
      – Bo to miasto bez przyszłości: same k..wy i hokeiści.
      Szef nieco zmieszany odpowiada:
      – Hmm… moja żona pochodzi z Nowego Targu.
      A sprzedawca:
      – O, a na jakiej gra pozycji?

  17. To sympatyczne jak czujesz ten ciepły oddech na
    karku, delikatny nacisk piersi na plecy i subtelne łaskotanie paluszkiem za uszkiem, zwłaszcza kiedy się zamknie oczy i puści wyobraźnię w ruch. Jeżeli ktoś ma bujną fantazję, może mieć za małe pieniądze więcej rozkoszy u fryzjerki (fryzjera?) niż za duże w burdelu.

  18. To sympatyczne jak czujesz ten ciepły oddech na
    karku, delikatny nacisk piersi na plecy i subtelne łaskotanie paluszkiem za uszkiem, zwłaszcza kiedy się zamknie oczy i puści wyobraźnię w ruch. Jeżeli ktoś ma bujną fantazję, może mieć za małe pieniądze więcej rozkoszy u fryzjerki (fryzjera?) niż za duże w burdelu.

  19. To sympatyczne jak czujesz ten ciepły oddech na
    karku, delikatny nacisk piersi na plecy i subtelne łaskotanie paluszkiem za uszkiem, zwłaszcza kiedy się zamknie oczy i puści wyobraźnię w ruch. Jeżeli ktoś ma bujną fantazję, może mieć za małe pieniądze więcej rozkoszy u fryzjerki (fryzjera?) niż za duże w burdelu.

  20. To sympatyczne jak czujesz ten ciepły oddech na
    karku, delikatny nacisk piersi na plecy i subtelne łaskotanie paluszkiem za uszkiem, zwłaszcza kiedy się zamknie oczy i puści wyobraźnię w ruch. Jeżeli ktoś ma bujną fantazję, może mieć za małe pieniądze więcej rozkoszy u fryzjerki (fryzjera?) niż za duże w burdelu.

  21. wizerunek osobisty
    Podobną okazją do zderzenia się ze swoim wyglądem jest dla mnie wizyta u fotografa, gdy nagle zdjęcie jest do papierów potrzebne.
    Człowiek stara się wypiąć korzystną część twarzy, wydusić jakiś ślad dziarskiego uśmiechu i łudzi się, że choć zalety umysłu jakoś odbiją się na fotce.
    Przy odbieraniu zdjęć trzeba niestety wskazać palcem, że to akurat ta, zamówiona gęba.
    Pierwsza myśl to: o Jezu, ale ja mam ryj!

    • Jakby tak
      dostatecznie długo się wpatrywać w samego siebie w lustrze, to podejrzewam, że człek by oszalał. Tak czasem czuję przy goleniu. Lem w jednym z opowiadań o pilocie Pirksie pisał coś takiego o lustrze umieszczonym w statku podczas długich międzyplanetarnych patroli…

      • Miałem ciekawe zdarzenie ze starszą sąsiadką …
        Apropos oszalenia po zbyt długim wpatrywaniu się
        w lustro.
        Miałem za sąsiadkę starszą samotną panią,
        która pewnego dnia zaalarmowała mnie, że w jej
        mieszkaniu jest jakis obcy człowiek.
        Kiedy wszedłem do jej mieszkania, ona stanęła
        przed dużym stojącym na ziemi lustrem
        i pokazując na swe odbicie powiedziała :
        “O widzi pan ! Ja nie wiem, kto to jest.
        Nie znam tej osoby !”.
        Zrobiło mi się nieswojo.
        Owa pani miała tak zaawansowaną sklerozę,
        że zapomniała swojego wyglądu.

  22. wizerunek osobisty
    Podobną okazją do zderzenia się ze swoim wyglądem jest dla mnie wizyta u fotografa, gdy nagle zdjęcie jest do papierów potrzebne.
    Człowiek stara się wypiąć korzystną część twarzy, wydusić jakiś ślad dziarskiego uśmiechu i łudzi się, że choć zalety umysłu jakoś odbiją się na fotce.
    Przy odbieraniu zdjęć trzeba niestety wskazać palcem, że to akurat ta, zamówiona gęba.
    Pierwsza myśl to: o Jezu, ale ja mam ryj!

    • Jakby tak
      dostatecznie długo się wpatrywać w samego siebie w lustrze, to podejrzewam, że człek by oszalał. Tak czasem czuję przy goleniu. Lem w jednym z opowiadań o pilocie Pirksie pisał coś takiego o lustrze umieszczonym w statku podczas długich międzyplanetarnych patroli…

      • Miałem ciekawe zdarzenie ze starszą sąsiadką …
        Apropos oszalenia po zbyt długim wpatrywaniu się
        w lustro.
        Miałem za sąsiadkę starszą samotną panią,
        która pewnego dnia zaalarmowała mnie, że w jej
        mieszkaniu jest jakis obcy człowiek.
        Kiedy wszedłem do jej mieszkania, ona stanęła
        przed dużym stojącym na ziemi lustrem
        i pokazując na swe odbicie powiedziała :
        “O widzi pan ! Ja nie wiem, kto to jest.
        Nie znam tej osoby !”.
        Zrobiło mi się nieswojo.
        Owa pani miała tak zaawansowaną sklerozę,
        że zapomniała swojego wyglądu.

  23. wizerunek osobisty
    Podobną okazją do zderzenia się ze swoim wyglądem jest dla mnie wizyta u fotografa, gdy nagle zdjęcie jest do papierów potrzebne.
    Człowiek stara się wypiąć korzystną część twarzy, wydusić jakiś ślad dziarskiego uśmiechu i łudzi się, że choć zalety umysłu jakoś odbiją się na fotce.
    Przy odbieraniu zdjęć trzeba niestety wskazać palcem, że to akurat ta, zamówiona gęba.
    Pierwsza myśl to: o Jezu, ale ja mam ryj!

    • Jakby tak
      dostatecznie długo się wpatrywać w samego siebie w lustrze, to podejrzewam, że człek by oszalał. Tak czasem czuję przy goleniu. Lem w jednym z opowiadań o pilocie Pirksie pisał coś takiego o lustrze umieszczonym w statku podczas długich międzyplanetarnych patroli…

      • Miałem ciekawe zdarzenie ze starszą sąsiadką …
        Apropos oszalenia po zbyt długim wpatrywaniu się
        w lustro.
        Miałem za sąsiadkę starszą samotną panią,
        która pewnego dnia zaalarmowała mnie, że w jej
        mieszkaniu jest jakis obcy człowiek.
        Kiedy wszedłem do jej mieszkania, ona stanęła
        przed dużym stojącym na ziemi lustrem
        i pokazując na swe odbicie powiedziała :
        “O widzi pan ! Ja nie wiem, kto to jest.
        Nie znam tej osoby !”.
        Zrobiło mi się nieswojo.
        Owa pani miała tak zaawansowaną sklerozę,
        że zapomniała swojego wyglądu.

  24. wizerunek osobisty
    Podobną okazją do zderzenia się ze swoim wyglądem jest dla mnie wizyta u fotografa, gdy nagle zdjęcie jest do papierów potrzebne.
    Człowiek stara się wypiąć korzystną część twarzy, wydusić jakiś ślad dziarskiego uśmiechu i łudzi się, że choć zalety umysłu jakoś odbiją się na fotce.
    Przy odbieraniu zdjęć trzeba niestety wskazać palcem, że to akurat ta, zamówiona gęba.
    Pierwsza myśl to: o Jezu, ale ja mam ryj!

    • Jakby tak
      dostatecznie długo się wpatrywać w samego siebie w lustrze, to podejrzewam, że człek by oszalał. Tak czasem czuję przy goleniu. Lem w jednym z opowiadań o pilocie Pirksie pisał coś takiego o lustrze umieszczonym w statku podczas długich międzyplanetarnych patroli…

      • Miałem ciekawe zdarzenie ze starszą sąsiadką …
        Apropos oszalenia po zbyt długim wpatrywaniu się
        w lustro.
        Miałem za sąsiadkę starszą samotną panią,
        która pewnego dnia zaalarmowała mnie, że w jej
        mieszkaniu jest jakis obcy człowiek.
        Kiedy wszedłem do jej mieszkania, ona stanęła
        przed dużym stojącym na ziemi lustrem
        i pokazując na swe odbicie powiedziała :
        “O widzi pan ! Ja nie wiem, kto to jest.
        Nie znam tej osoby !”.
        Zrobiło mi się nieswojo.
        Owa pani miała tak zaawansowaną sklerozę,
        że zapomniała swojego wyglądu.