Reklama

Pewnymi ludźmi, a raczej kategorią ludzką w zasadzie nie warto się zajmować, zwłaszcza, że przy zajmowaniu nie sposób uniknąć powtórzeń. Niestety kategoria pozostawiona samopas rozrasta się do niebezpiecznych rozmiarów zagrażających całemu rodzajowi ludzkiemu. Za każdym razem, gdy się patrzy i ocenia dokonania pewnej kategorii ludzkiej, na usta cisną się te same słowa, mimo to trzeba powtarzać do znudzenia jacy ludzie budują kategorię. Flagowym przedstawicielem ludzkiej kategorii, którą nazwałbym po prostu i adekwatnie volksdeutsche, jest niejaki Tomasz Lis. Jak słusznie zauważają rozsądni ludzie, krytyka pozbawiona uzasadnienia, to zwyczajne bluzganie świadczące o bezsilności, dlatego też nie rzucam volksdeutscha Lisa na wiatr, tylko zamierzam rozbudować charakterystykę postaci. Nim przejdę do rzeczy, napiszę coś kontrowersyjnego, mianowicie mam szacunek dla ludzi, którzy ostro recenzują innych ludzi, ale czynią to z pasją, z przekonaniem, z głębokiej potrzeby serca. Czym innym jest treść ataków, czym innym motywacje i o ile motywacje mieszczą się w powyższym zestawie, nie ma powodu ciskać w krytyka volksdeutschem lub innym nieprzyjemnym słowem, tudzież naturą. Inaczej sprawy się mają, gdy powód i charakter ataków na bliźniego od pierwszych zdań zdradza interesowność oraz cechy mentalne napastnika. Tym znakiem firmowym posługuje się Tomasz Lis, który od pierwszego wersu swojego urobku pisze wyraźnie, że tak zarabia na życie, zdobywa poczytność, zabezpiecza sobie polityczne bezpieczeństwo, utrzymuje rodzinę i przede wszystkim aspiruje do wyższych genetycznych sfer.

Volksdeutsch nie przyszedł mi do głowy ot tak sobie, widzę, że Lis znów zjechał do rynsztoka i nosem ciągnie po dnie, to sobie rzucę „Talibem”, „świrem”, czy Volksdeutschem. Nic z tych rzeczy, co więcej wyprodukowałem wcześniej cały akapit uzasadnienia dla hycla, ale po przeczytaniu kilku zdań doszedłem do wniosku, że zupełnie niepotrzebnie czepiam się Bogu ducha winnych ludzi, których zajęcie w żaden sposób nie oddaje mentalności Lisa. Przepraszam hycli za sam zamiar porównania z Lisem i uzasadniam volksdeutscha. Bardziej wrażliwi historycy utrzymują, że Volksdeutsche byli rekrutowani na siłę i nie mieli nic do gadania, niczym słynny dziadek z Wehrmachtu. Nawet jeśli tak było, nie bardzo mnie ta okoliczność obchodzi, ponieważ inni historycy twierdzą, że pośród volksdeutschów znacznie najwięcej było takich, którzy wnioskowali o zmianę rasy, stawali na głowie, przycinali i szczepili gałęzie genealogiczne, by tylko dostać metrykę rasy panów. Niemcy jako naród skrupulatny wcale tak chętnie nie garnął się do zaśmiecania niemieckich genów. Ochotnik aspirujący do wyższych nordyckich sfer musiał się wykazać lojalnością, zaangażowaniem, aktami poświęcenia. Niemcy oczekiwali od volksdeutscha większej pasji w oczyszczaniu świata z podludzi niż od Niemców rodowitych. Volksdeutsch nieustannie musiał udowadniać, że zasługuje na miano Niemca, wprawdzie gorszej kategorii, co się ciągnęło za volksdeutschem przez całe, życie, ale jednak Niemca, nie Żyda. Przez krótki czas, tuż po chybionym hyclu, zastanawiałem się nad szmalcownikiem, bo większość cech szmalcownika leży na Lisie jak smoking na czwartym pokoleniu. Wycofałem się ze szmalcownika, z tej przyczyny, że szmalcownik zadawalał się srebrnikami i niespecjalnie zależało mu na szlachectwie, a to jest zaprzeczenie pełnej motywacji Lisa.

Reklama

Pan redaktor Tomasz Lis jest volksdeutschem, w pełnym, najszerszym tego słowa rozumieniu. Dzięki metryce volksdeutscha ma poczucie, że trafił do rasy panów, gdzie lepiej karmią, jeżdżą lepszymi samochodami, panie mają suknie z trenem, panowie wybielone zęby. Niestety nic za darmo i tak jak istnieją ludzie bardziej papiescy od papieża, tak niejeden volksdeutsch usiłuje być bardziej niemiecki od Niemca. Cechą charakterystyczną volksdeutscha, który siłą rzeczy jest na wiecznym dorobku, bo wiecznie musi udowadniać swoją niemieckość jest coś gorszego od faszyzmu, czyli nadgorliwość. Tomasz Lis w polowaniu na Żydów, patroszeniu, wyciąganiu z grobów i dostarczaniu abażurów z żydowskich skór jest niedościgłym mistrzem. Próżno szukać wśród pozostałych volksdeutschów, których przecież nie brakuje, takiego pasjonata jak Tomasz Lis. Nie ma słowa i czynu, którego volksdeutsch Tomasz Lis nie złożyłby u stup rasy swoich panów, nie ma Żyda, który uchowałby się przy Tomaszu Lisie. W każdym zakątku Lis już był i powraca wielokrotnie, po czym wyciąga usiłujących przetrwać Żydów, nakłada im opaski, turbany, kaftany bezpieczeństwa, tak by Niemcy widzieli, że volksdeutsch Lis nie spocznie w działaniach eksterminacyjnych. Gdy się przyjrzeć uważnie najbardziej gorliwym Niemcom, znanym od lat z nienawiści do Żydów, nie znajdziemy ani jednego Niemca, który choćby w połowie dorównywał w nienawiści do Żydów volksdeutschowi Lisowi. O ile się mylę, proszę mi wskazać bardziej zarobionego Niemca od volksdeutscha Lisa. I to by było na tyle uzasadnienia, mógłbym jeszcze dopisać parę akapitów, ale ja się volksdeutschami z wyboru brzydzę, tak fizycznie, nie metaforycznie, dlatego przepraszam najmocniej, ale muszę kończyć…

Reklama

10 KOMENTARZE

  1. Ostatnią rewelacją polaczków z Axel Springer
    są kłamstwa ,,generała" bazy transportowej , przyłapanego już na ordynarnym kłamstwie przez ,,najbardziej wpływową " blondynkę – Janickiego. To Janicki wymyślił ,,oficerów BOR-u na płycie lotniska" tak samo jak ,,kłótnię majora Protasiuka z gen Błasikiem na Okęciu". Kolejne ,,rewelacje" farbowanego kretyna, awansowanego za skandaliczne zaniechania i, de facto, współudział w smoleńskim spisku, publikuje lisowy szmatławiec.
    Jedno – kandydat na folksdojcza – musi wiedzieć.Że uzyskanie statusu Volksdeutsch'a nie gwarantuje ani pełnych praw rdzennego Niemca, ani niemieckiej akceptacji. O czym się najlepiej przekonał Dariusz Michalczewski  – niegdyś oddany Niemcom ,,Tiger".

  2. Ostatnią rewelacją polaczków z Axel Springer
    są kłamstwa ,,generała" bazy transportowej , przyłapanego już na ordynarnym kłamstwie przez ,,najbardziej wpływową " blondynkę – Janickiego. To Janicki wymyślił ,,oficerów BOR-u na płycie lotniska" tak samo jak ,,kłótnię majora Protasiuka z gen Błasikiem na Okęciu". Kolejne ,,rewelacje" farbowanego kretyna, awansowanego za skandaliczne zaniechania i, de facto, współudział w smoleńskim spisku, publikuje lisowy szmatławiec.
    Jedno – kandydat na folksdojcza – musi wiedzieć.Że uzyskanie statusu Volksdeutsch'a nie gwarantuje ani pełnych praw rdzennego Niemca, ani niemieckiej akceptacji. O czym się najlepiej przekonał Dariusz Michalczewski  – niegdyś oddany Niemcom ,,Tiger".