Reklama

Za nami seria idiotycznych sondaży, w których Rafał Trzaskowski zbliżał się do Andrzeja Dudy wielkimi krokami i brakowało mu już jedynie 6%, aby wyjść na prowadzenie. W tej wersji propagandowej chodziło o „marzenie Borysa Budki”, czyli wykazanie, że Trzaskowski przekroczy psychologiczną granicę 30%, natomiast Duda nie przekroczy psychologicznej granicy 40%. Ostatnia korekta dyżurnej sondażowi POKO, czyli IBRIS, pokazuje 27% dla prezydenta Warszawy i 43% dla Prezydenta RP. Cóż to oznacza? Oczywiście ten balon trzeba było przekłuć i to dość mocno, aby cały smród propagandowy zdążył się rozproszyć przed prawdziwymi wynikami pierwszej tury wyborów. Po co w takim razie było urządzać taki cyrk? Po to, co zawsze, innego wyjścia nie ma, aby zagrzewać do boju zawodnika bez większych szans na zwycięstwo.

Mamy do czynienia z klasyką gatunku, sondaże służą kreowaniu postaw wyborczych i ze wskazywaniem rzeczywistych preferencji wyborczych mają bardzo niewiele wspólnego. Podawano całkowicie absurdalne wskaźniki i proporcje, jak 32% do 38% pomiędzy Trzaskowskim i Dudą, w nadziei, że to zaklinanie rzeczywistości wywoła pożądany skutek. Dziś, na cztery dni przed wyborami, już wiemy, że plan wziął w łeb, co zresztą było pewne i sondaże z dwóch zasadniczych powodów nagle się urealniły. Po pierwsze można ludzi okłamywać na dłuższych odcinkach czasu, zwykle mało kto pamięta, jakie kłamstwa w telewizji słyszał miesiąc temu. W krótkim, kilkudniowym, odcinku jest to znacznie trudniejsze. Gdy się publikuje „sondaż” w środę, a w niedzielne wyniki wyborów pokazują coś zupełnie innego, to przepada nie tylko „sondażownia”, ale i pompowany kandydat. Powód drugi bezpośrednio wiąże się z pierwszym i znów chodzi o psychologię. Kandydatowi, który ma olbrzymią stratę do rywala, wmawia się, że nie ma się czym przejmować, bo w II turze wygra bez problemu.

Reklama

Tak oto koło propagandowych sondaży się zamyka. Wszystko to, co nie podlega weryfikacji w krótkim odcinku czasu jest jednym wielkim łgarstwem służącym windowaniu swojego faworyta i deprecjonowaniu przeciwnika. Jeśli pojawiają się prawdziwe wskaźniki, to tylko po to, aby uwiarygodnić kolejne kłamstwo. Obecna prawda etapu jest taka, że Trzaskowski musi przegrać i to wyraźnie: 43% do 27%, aby ostatecznie wygrać. Jakim cudem, skoro przy tak dużych dysproporcjach w ciągu 30 lat nikomu nie udało się zdobyć prezydentury? Założenie jest bardzo proste, Trzaskowski zgarnia 100% elektoratu niemal całej konkurencji, co nadal nie daje mu zwycięstwa, ale brakujące procenty bierze od Bosaka. Przy takich wskaźnikach, jakie prognozuje się w tej chwili, Andrzej Duda ma do zdobycia około 1 200 000 głosów, Trzaskowski 4 200 000 głosów. Wystarczy rzucić chłodnym okiem na te wartości, aby w następnym odruchu szczerze się uśmiać ze zwycięstwa Trzaskowskiego w II turze. Takie cuda w politycznej przyrodzie nie zdarzają się nigdy, aby kandydat w dwa tygodnie zdobył drugie tyle głosów i to jeszcze przy założeniu, że przejmuje 100% elektoratu konkurencji.

Kto to kupi? Nikt normalny, ale co innego pozostaje w beznadziejnej sytuacji, tylko bojowe okrzyki, do których zachęca się najbardziej fanatyczną grupę kibiców. Przygotowanie samego Trzaskowskiego i jego elektoratu na porażkę w takich rozmiarach, że człowiek traci resztkę nadziei, to cała tajemnica tej operacji. Inny słowy mamy do czynienia z rytualnym pocieszaniem „jeszcze wszystko jest możliwe”. O tym, że Rafał Trzaskowski miał zapewnić „efekt Rafała Trzaskowskiego” nikt nie pamięta, bo to kłamstwo wykute na potrzeby kampanii całkowicie się zdezaktualizowało. Widzimy wyraźnie, że obaj kandydaci dysponują niemal identycznym poparciem, jak partie, z których się wywodzą i tę oczywistość przypominam przy każdej propagandowej aferze. Pierwsza tura odpowie na prawie wszystkie pytania i jeśli różnica głosów pomiędzy głównymi kandydatami rzeczywiście będzie wynosiła 16%, a nawet 12%, to tylko trzęsienie ziemi połączone z wybuchem bomby atomowej może wywołać porażkę Andrzeja Dudy.

Reklama

16 KOMENTARZE

  1. Ciekawostką jest to, że wśród

    Ciekawostką jest to, że wśród kilku moich znajomych, zawsze głosujących na PO, tym razem Trzaskowski zrobił wypad na rzecz Bosaka i Hołowni. Wbrew pozorom Trzaskowski ma spory elektorat negatywny. Ludzie widzą jego "dorobek" w Warszawie, popracie dla lgbt, sprawę Czajki, itp. Nie wszyscy oglądają TVN, nie wszyscy łapią się na jego słówka. Te sondaże mają zminimalizować przegraną, bo czym bardziej sromotna przegrana Trzaskowskiego, tym większy upadek POKO.

  2. Ciekawostką jest to, że wśród

    Ciekawostką jest to, że wśród kilku moich znajomych, zawsze głosujących na PO, tym razem Trzaskowski zrobił wypad na rzecz Bosaka i Hołowni. Wbrew pozorom Trzaskowski ma spory elektorat negatywny. Ludzie widzą jego "dorobek" w Warszawie, popracie dla lgbt, sprawę Czajki, itp. Nie wszyscy oglądają TVN, nie wszyscy łapią się na jego słówka. Te sondaże mają zminimalizować przegraną, bo czym bardziej sromotna przegrana Trzaskowskiego, tym większy upadek POKO.