Reklama

Nie będę ściemniał. Komponuję i gram. I to całkiem nieźle. Mało tego znakomicie. To co przelewam na papier nutowy, a potem utrwalam w plikach, kładzie na łopatki niejeden zawodowy zespół.

Nie będę ściemniał. Komponuję i gram. I to całkiem nieźle. Mało tego znakomicie. To co przelewam na papier nutowy, a potem utrwalam w plikach, kładzie na łopatki niejeden zawodowy zespół. Publikuję swoją twórczość muzyczną w internecie, wzbudzając skrajne uczucia słuchaczy. Od paru lat mam wierne grono fanów, którzy z niecierpliwością oczekują kolejnych numerów. Na drugim końcu są zawodowi klezmerzy naszej rodzimej sceny, których wkurwiam do białości swoim dorobkiem, na który składa się wachlarz nawiązujący do dorobku muzyki z tamtych lat: od bluesa po ocierające się o hip-hop rytmiczne kawałki z melorecytacją. Krytycy muzyczni tej zmurszałej sceny, zarzucają mi łamanie reguł zawodowstwa, mieszanie stylów, publikowanie w internecie i udostępnianie plików muzycznych z własną twórczością za zupełną darmochę.

Próbowali mnie obłaskawić jednym czy drugim „Fryderykiem”, ale olałem celebrę. Numer wykręcili internauci, którzy głosując sms-ami, w ostatniej odsłonie konkursu wyciągnęli mnie na pierwsze miejsce w kategorii muzyka niezależna.

Reklama

Nasi chałturzący muzycy nienawidzą mnie też za teksty, w których bez pardonu opisuję miałkość, nędzę, wszechobecną tandetę, promowanie miernot w zamian za zrobienie loda, kurwienie się na zamkniętych koncertach ku czci sponsora, et cetera. Wkurwia ich też łatwość z jaką przychodzi mi komponowanie i łączenie stylów.

Mimo, że cenię sobie niezależność tak samo jak oddychanie, postanowiłem co nieco uporządkować. Zwłaszcza , że moi fani ściągając moje numery, zaczęli mnie zarzucać próbkami swojej twórczości. Poza masą gówna nawiązującą do najgorszych wzorców muzyki dla wszystkich (czyli dla nikogo) pojawiło się w mojej poczcie kilkanaście numerów, zdolnych konkurować z moimi kawałkami. Pomyślałem więc, że warto pomyśleć o stworzeniu zespołu. W końcu w różnorodności siła, a pomysły na poziomie, ludzi o zróżnicowanej osobowości mogą dać taki efekt jaki można usłyszeć na Białym Albumie Beatlesów. Niektórzy twierdzą, że ta płyta to początek końca zespołu. Moim zdaniem nie mają racji (po White Album ukazała się druga genialna płyta Abbey Road i gorsza Let i Be (ale i tak perełka). Ten podwójny Biały Album ukazał po raz pierwszy pełnię możliwości kompozytorskich i aranżacyjnych wszystkich członków zespołu. Nawet Ringo Starr osiągnął wyżyny swoich możliwości jako wokalista, całkiem zgrabnie śpiewając w Good Night.

Zespół indywidualności – to mieszanka wybuchowa, zdolna zmieść tuzy, które przyrosły do desek sceny. Z czasem okazało się, że to także ładunek zdolny wysadzić sam siebie od środka. Ale po kolei.

Rozesłałem widomość, że kompletuję zespół. Ja daję swoją markę i studio, a ci którzy mają coś do powiedzenia i zagrania mogą podsyłać swoje numery. Cel – wydanie płyty, która zamiesza na scenie tak, żeby wkurwić do białości konkurencję i zachwycić ludzi o otwartych umysłach. Postanowiłem nie ingerować w cudze kompozycje, postawiłem tylko jeden warunek – numer ma być oryginalny i profesjonalnie zagrany. Tekst ma być o czymś, a nie tym, że on kocha ją a ona jego. Amatorszczyznę będę wrzucał do kosza. To nie jest miejsce dla grajków ogniskowych z piosenką biesiadną. Po za tym- zapowiedziałem – chłopcy i dziewczęta macie wolną rękę.

Ponieważ większość poza instrumentami nie dysponowała sprzętem do nagrywania zainwestowałem w mini-studio, żeby całość miała wymaganą w dzisiejszych czasach oprawę.
Zaczęło się bardzo obiecująco. Spłynęły pierwsze numery. Skompletowałem je w pierwszy zróżnicowany, ale spójny pod względem jakości poszczególnych utworów album. Poszło i zadziałało jak lep na muchy. Z czasem coraz więcej ludzi zaczęło podsyłać swoje kawałki i jak to w takim przypadku bywa pojawili się amatorzy, grafomani, nawiedzone beztalencia, kandydaci do bycia gwiazdą pozbawieni krzty talentu e tutti quanti. Trzeba więc było oddzielić ziarno od plew. Ponieważ miernoty bywają bardzo uparte, dyplomacja szybko ustąpiła miejsca prawdzie podawanej w prostych i niewyszukanych słowach. I tu pojawił się pierwszy zgrzyt. Część tych, którzy załapali się na płytę otwarcie zaczęła wyrażać swoją dezaprobatę, że tak nie można, że każdemu trzeba dać szansę, że nie wolno ludzi walić słowem na odlew. Niektórzy przesłali mi w ramach protestu utwory, krytyczne wobec podjętych przeze mnie działań oczyszczających. Przypomniałem kompozytorom, że celem projektu jest promowanie tych którzy mają coś do przekazania, a nie opieka nad frustratami i ludźmi o rozbudzonych ambicjach, którym bozia poskąpiła talentu. Poza tym, do kurwy nędzy, to ja siedzę po godzinach przesłuchując nadsyłane pliki i wybierając te, które można zamieścić na płytę. To ja spłacam raty za studio. Przycichło.

Do czasu. Następna awantura rozpętała się gdy, co tu dużo mówić, zjebałem jak psa kolesia, którego kawałki zamieściłem na pierwszych trzech płytach. Tym razem podesłał mi guano rodem z Ich Troje i disco polo – umpa, umpa i majteczki w kropeczki. Kazałem mu spadać. Obraził się i uruchomił zespół obrońców, którzy udowadniali mi ,że to pastisz, że mam ciasne horyzonty . Odwarknąłem, że jak będę przygotowywał płytę kabaretową to dam im znać. Na razie ma być tak jak założyłem, a jak się komuś nie podoba to może spadać na szczaw – do Katarzyny Kanclerz na przykład. Pomruczeli, pomruczeli, koleś się obraził, karawana potoczyła się dalej.

To co na początku było hobby z czasem zaczęło zajmować mi tyle czasu, że trudno było pogodzić to z inną pracą zarobkową. Mało tego. Interes zamiast przynosić zyski zaczął pochłaniać moje skromne oszczędności na czarną godzinę. Wspomniałem o tym w jednym utworów, postanowiłem jednak przyjąć postawę – chłopaki nie płaczą.

Pojawiało się coraz więcej nowych autorów i coraz więcej numerów, i coraz więcej problemów. Każdy chciał być dopieszczony. Dlaczego nie opublikowałeś mojego utworu na płycie? Jakie kryteria stosujesz odrzucając jedne utwory a publikując inne? Należy mi się przynajmniej słowo komentarza. I tak dalej w tym stylu. Niedopieszczeni frustraci, którzy muszą się dowartościować pozytywną opinią. „No powiedz mi, że fajny napisałem utwór, niezły ten riff, co?” Cwaniaczki sądzą, że jak zaczną gówno podsyłać pod mój szyld, to potraktuję ich inaczej niż tych, których rozwałkowuję w swoich utworach. O naiwności. Postanowiłem dopieprzyć im podwójnie. Raz za gówniany utwór, dwa za próbę sprzedania gówna z wykorzystaniem MOJEJ marki. Tak też zrobiłem. Miernoty zniknęły jak niepyszne, ale nie odpuściły.

I znowu ci, którzy mieli mi najwięcej do zawdzięczenia, których utwory najczęściej ukazywały się na płytach, ujęli się na gównojadami, że niby tym razem uraziłem ich poczucie smaku. Że oni przesyłając swoje utwory współtworzą całość i nie chcą być utożsamiani z moją prywatną (sic!) krucjatą. Kurwa! Daję wam możliwość publikowania waszych bzdetów, które niejednokrotnie nagrywam na płytę tylko z rozpędu i sentymentu do autora, a wy rybie chujki stajecie mi okoniem? To ja zapierdalam i opróżniam swój portfel, a wy w wolnych chwilach machniecie parę akordów i z łaski dacie mi to do wydania. Gdybym chciał utrzymywać początkowy poziom płyt, to musiałbym publikować wyłącznie własne kawałki.
Postanowiłem kutasom dać nauczkę. Chcecie dopieszczać się nawzajem i dotykać pisolkami, dawać szansę miernotom, promować kicz i bzdety? Voila! Wysmażę wam taką płytę, że posracie się w gatki już po pierwszym utworze.

Wydałem singla. To była mieszanka pop-guana w najbardziej prymitywnym wydaniu. Tekst chwalił muzykę disco-polo za ludzkie podejście do tych, którzy odsuwani są ma margines, którzy nie szlajają się po salonachmuzealnych, nie obcują z działami sztuki bo ich na tonie stać, którzy są marginalizowani. Muzyka dla mas jako głos rzeszy ludzi uczciwych.
Towarzystwo miało okrągłe oczy ze zdumienia: jak to, co to jest, jaja sobie robi, zdrada. Żeby wkurwić ich jeszcze bardziej powiedziałem, że zamierzam wydać i rozprowadzić (tym razem za kasę) w hipermarketach cały album w tym stylu. I to wszystko pod dotychczasową marką.

Trzeba było słyszeć ten jazgot. „Na swój własny użytek możesz sobie robić, co ci się żywnie podoba, ale na tę markę pracowaliśmy wszyscy” – he he naiwniaki. „Spokojnie to tylko bluef – wiecie, że jego specjalnością jest prowokacja” – no to jeszcze zobaczymy. „Zeszmaciłeś się, szkoda” – to najczęściej słyszałem z ust tych, którzy ściągali dotychczasowe moje płyty.

Tymczasem postanowiłem postawić kropkę nad „i”, żeby towarzystwo wiedziało jakie jest miejsce każdego w szeregu i jak będę karał tych, którzy będą na innych scenach obsrywać mi kołnierz. Wydałem płytkę, której autorami uczyniłem fagasów niegdyś podsyłających mi swoje numery a obecnie obrabiających mi dupę na własny rachunek. Na płytce były takie numery przy których pastisze dr Hackenbusha są piosneczkami dla przedszkolaków. I znowu rozległ się jazgot urażonych estetów – że tak nie można, że tym razem złamałem podstawową zasadę i naruszyłem prawa autorskie. Co wy pierdolicie – jakie prawa autorskie? Prawa autorskie narusza się poprzez plagiaty lub pomijanie nazwisk autora na okładce. A ja tych palantów stworzyłem i stworzyłem im twórczość, za darmo i nic za to nie chcę. Taki jestem.

Mówiąc na koniec mam dość tego chóru wiecznie pokrzywdzonych beneficjentów. Demokracja jest dobra w sejmie, ale jak chce się coś zrobić co będzie miało ręce i nogi to trzeba zarządzać. Zarządzać tak, żeby każdy wiedział jakie jest jego miejsce szeregu. Jak w orkiestrze. Jest dyrygent i orkiestra. A solistów będę zmieniać jak mnie wkurwią, gdy przerost ambicji i użalanie się nad sobą postawią ponad perfekcją grania.

Wszelkie podobieństwa do osób żyjących (jeszcze) są oczywiście przypadkowe.
canned head ©™® – to gdyby po wczorajszych numerach ktoś miał wątpliwości czy ja to ja

Reklama

36 KOMENTARZE

  1. He, he, he
    Lubię precyzję wypowiedzi, bez względu na to czy się zgadzam czy też nie.
    Mógłbyś częściej się wypowiadać.
    Ukłony, z respektem.

    PS to (jeszcze) świetne. Szacun, jak mówi młodzież. Nie bawisz się czasem w kucharzenie?

  2. He, he, he
    Lubię precyzję wypowiedzi, bez względu na to czy się zgadzam czy też nie.
    Mógłbyś częściej się wypowiadać.
    Ukłony, z respektem.

    PS to (jeszcze) świetne. Szacun, jak mówi młodzież. Nie bawisz się czasem w kucharzenie?

  3. Tylko raz?
    Wiesz, trzeba mieć muzykalność, dobry instrument i dużo ćwiczyć mięśnie, wręcz bardzo dużo ćwiczyć mięśnie – wtedy może się udać. Nie mam pojęcia ile oktaw taki instrument jest w stanie zagrać/zaśpiewać.
    Jedną, dwie, trzy.

  4. Tylko raz?
    Wiesz, trzeba mieć muzykalność, dobry instrument i dużo ćwiczyć mięśnie, wręcz bardzo dużo ćwiczyć mięśnie – wtedy może się udać. Nie mam pojęcia ile oktaw taki instrument jest w stanie zagrać/zaśpiewać.
    Jedną, dwie, trzy.