Reklama

Tego grudniowego popołudnia państwo Püdelscy prawie się pokłócili.

Tego grudniowego popołudnia państwo Püdelscy prawie się pokłócili. Pan Asmodeusz Püdelski, człowiek poczciwy i na ogół nie rzucający mięsem, warczał bezsilnie przez zęby jakieś nieprzystojności, Pani Retencja Püdelska blada i wyniosła, nie odzywała się ani słowem. Żeby ich dobrze zrozumieć, musimy, drogi Czytelniku, cofnąć się o kilka miesięcy.

Reklama

W piękny, sierpniowy dzień w domu państwa Püdelskich zadzwonił telefon. To dzwonił ich serdeczny przyjaciel, pan Chapsburk. – Słuchaj, Pudel – zwrócił się do pana domu – jedziesz z nami na narty? Sami faceci, wiesz, kawalerski wypad, wino, narty i śpiew? –. – Chapsiu, jest sierpień, pogoda prześliczna, wszystko… – przeraził się gospodarz. – Tak, wiem, w złocie stoi i w zieleniach – przerwał mu bezceremonialnie przyjaciel – ale w Val di Kassa dobry lokal za nieduże pieniądze masz szansę zabukować właśnie teraz, a na otwarcie sezonu śnieg jest tam ZAWSZE. To jak, mam cię liczyć? –. – Czekaj, otwarcie sezonu… to będzie początek grudnia? W sumie – czemu nie. A muszę się już teraz decydować? –. – Stary, do połowy września najpóźniej, potem musimy już kasę wpłacić – wyjaśnił pan Chapsburk.

Niedługo przed połową września pan Püdelski przypomniał uprzejmie żonie o grudniowym, kawalerskim wypadzie. Pani Püdelska zerknęła w kalendarzyk i przeraziła się: – Kochanie, ale w TYM SAMYM terminie chciałam jechać do Niemiec, na szkolenie do WrrGrr GmBH! –. Jej mąż ciężko westchnął. Urząd, w którym pani P. odnosiła nieprzerwane pasmo sukcesów – a to wygrany przetarg, a to udana wizyta zaprzyjaźnionych samorządowców z miasta bliźniaczego, a to organizacja obchodów urodzin pierwszego burmistrza – miał w zasadzie w pompie, czy urzędnicy podnoszą swoje kwalifikacje, czy też nie, ale kiedy im samym na tym zależało – nie robił przeszkód. Kiedy więc pani Püdelska po dwóch latach zabiegów zakwalifikowała się na szkolenie w firmie konsultingowej o dźwięcznej nazwie WrrGrr – radości nie było końca. Aż do teraz.

– Hmm, naprawdę chciałem jechać poszusować z Chapsiem i ekipą – zastanawiał się głośno pan P. – I całkiem zapomnieliśmy, że ja w grudniu jadę do Niemiec – sumitowała się jego żona – Mógłbyś jechać i ja też, w swoich sprawach, ale z kim zostanie Pysia? –. Pan Püdelski zmęczonym gestem potarł czoło – Rodzice nie mogą, ciotka Agresja będzie w sanatorium… Nie ma rady, jedno z nas musi zostać. Wiesz, kochanie, ten mój wyjazd nie jest w sumie taki ważny w porównaniu z Twoimi dwoma latami starań i pracą – stwierdził i ciągnął dalej – poza tym jedziemy przecież w ferie z Pysią do Bad Bojbugen, więc narty mnie i tak nie ominą w tym sezonie –. – Na ciebie to można liczyć! – powiedziała z dumą pani Püdelska i przytuliła się do męża.

Aliści nadeszły Andrzejki, a po nich nieuchronnie zaczął się grudzień. Pierwszy grudniowy weekend zastał panią Püdelską miotającą się z obłędem w oczach między pakowaniem prezentów od Mikołaja, pakowaniem się na wyjazd i pakowaniem do lodówki zapasów, ponieważ pani P. święcie wierzyła, że mąż z córką po jej wyjeździe umrą z głodu. W piątej godzinie tego miotania bezsilnie osunęła się na fotel i załkała – Asmodeuszu! Ja już nie mogę, już nie wytrzymam! Nie jadę! –.

Pan Püdelski podniósł wzrok znad popołudniowej kawy i popatrzył na żonę ze zdumieniem. – Ależ, kochanie, mówiłem ci przecież, że nie masz się tak denerwować, wszystko będzie dobrze, jak Ciebie nie będzie. Damy sobie z Pysią radę i bez tych zapasów, Ty się tylko spakuj i we wtorek… –. – Nic nie rozumiesz! W pracy mam podsumowanie roku, nie wyrobię się z tym do wtorku, poza tym muszę przecież przygotować cały dom do Bożego Narodzenia, Pysia znowu będzie miała połowę zadań nieodrobionych, jak wrócę… Zdecydowałam, zostaję. –

Pan Püdelski żachnął się – Nonsens, kochanie, zrobisz mi listę rzeczy i ja je kupię, jak Ciebie nie będzie. Jak Pysia nie zrobi tych dwóch zadań na krzyż, nic się nie stanie. Przecież starałaś się przez dwa lata! –. – Nie, nic z tego. Ubieram się i idę oddać bilety – powiedziała pani Püdelska i tak też zrobiła. Kiedy wróciła do domu, pan Püdelski czekał na nią z miną nie wróżącą nic dobrego. – Kochanie, zrobiłaś źle. Zrezygnowałem z nart z Chapsiem, bo uważałem, że Twoja praca, dwuletnie starania i szkolenie są ważniejsze niż moja rozrywka. A Ty to olałaś! Poza tym wszystko, co Ci ponoć przeszkadza w wyjeździe, to są naprawdę błahe rzeczy, a wiesz doskonale, że to szkolenie ustawi Cię co najmniej na następne dwa lata. Sprzedałaś niezłe perspektywy za miskę soczewicy! –.

Pani Püdelska nawet nie próbowała dyskutować. Strzeliła tylko focha, z przytupem i melodyjką. I tak dotarliśmy, miły Czytelniku, do sytuacji, w której poznałeś państwa Püdelskich. Co będzie dalej? Czy spędzą imieniny Mikołaja w milczeniu? Czy rozpakują prezenty? Czy Pysi, która nic z tego nie rozumie, będzie przykro? Czy pan Püdelski ma rację, a jego żona jednak pojedzie do Niemiec? Czy też to ona ma rację, a on powinien pogodzić się z wydarzeniami? Czytelnicy – dopiszcie zakończenie tej historii!

________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Reklama

22 KOMENTARZE

  1. Pan sobie raczysz żarty stroić!
    Pan napisałeś taką fajną historyjkę, a teraz zakończenie każesz wymyślać. Ja ci pan powiem, pan zrobisz z tego cykl, jak ten o Super Kubaku, ku naszej i wszej przyjemności/uciesze, bo jak nie to doniosę wszem i wobec, że pan nogi raz w tygodniu przy sobocie myjesz.

    P.S. Fajnie mi się zrobiło po przeczytaniu, bo mnie akurat zmywarka do szału doprowadzała. Jak nie pomogą groźby, to będą o drugą część prośby.

    • Jak to miało wyglądać,
      to pod komentarzem p. Jasmine wytłumaczyłem. Chciałem dostać historię z jednym początkiem, a wieloma zakończeniami, takiego kota o sześciu ogonach.

      Na słowo “cykl” reaguję alergicznie, perspektywa, że coś MUSI powstać do następnej środy przepełnia mnie wstrętem i całe natchnienie precz idzie, co jest najlepszym dowodem na to, że jestem grafomanem, bo tylko tacy piszą dla przyjemności. A już całkowitym zniechęceniem reaguję na cykl, w którym odcinki miałyby być powiązane fabularnie – wydarzenia z poprzedniego miałyby być kontynuowane w następnym. Najwyżej taki, co to luźno go łączą osoby bohaterów albo miejsce…

  2. Pani Pudelska miotała się
    Pani Pudelska miotała się wewnętrznie w pokoju gościnnym, bardzo chciała jakoś to wszystko odkręcić, nie miała pojęcia jak. Przypominała sobie jak to, ukochany przecież już wtedy, jeszcze nie mąż, pamiętał ZAWSZE o jej imieninach, rocznicy pierwszego pocałunku i innych najważniejszych dla ich udanego związku sprawach, nigdy jej nie zawiódł, zawsze wspierał. Potrafił odpowiedzieć nawet jaki ona ma kolor oczu, czego zazdrościły jej wszystkie bez wyjątku przyjaciółki. Taki mąż to skarb. Zawsze liczył się z jej planami, nigdy nie stawiał swoich potrzeb ponad jej. To prawda, walczyła o to szkolenie 2 lata, ale czy ono jest dla niej aż tak ważne, żeby ukochany mężczyzna musiał zrezygnować ze swoich marzeń? Przecież on też pracuje, nie tylko ma prawo do wypoczynku, ale ja bardzo chcę, żeby spędził trochę czasu z przyjaciółmi i odpoczął. Sama zajmę się Pysią i wszystkim. Otarła łzy, tym razem już ulgi i westchnęła. Powiem mu o swej decyzji jak wróci. Pewnie wyszedł na spacer żeby ochłonąć, słyszałam trzask zamykanych drzwi wyjściowych. Wszystko będzie dobrze, przecież się kochamy. Po wyciągnięciu tych, jakże słusznych wniosków uśmiechnęła się.

    Panem Pudelskim tymczasem miotały podobne myśli. Przez chwilę. Wiadomo. Mężczyźni działają a nie rozbierają wszystko na czynniki pierwsze. Podjął decyzję którą uznał za jedynie słuszną i zamierzał się jej trzymać, co więcej, wprowadzić ją w czyn.Udał się do sklepu i kupił ulubione, tak się złożyło, że ich obojga, wino, do tego świece, kwiaty, nie zapomniał nawet o ulubionych ciasteczkach żony. Uśmiechnięty wracał do domu, nawet co jakiś czas podskakiwał jak zakochany sztubak. Jak Pysia już zaśnie to my… Wszedł do domu…cdn?

    PS: Pomysł bardzo mi się spodobał. Ciekawa jestem różnych zakończeń tej historii. Liczę na to, że będą. Jeśli niestety nie, to napisz jak to się skończyło.:)

    • “Pewnie wyszedł na spacer żeby ochłonąć,
      słyszałam trzask zamykanych drzwi wyjściowych. Wszystko będzie dobrze, przecież się kochamy. Po wyciągnięciu tych, jakże słusznych wniosków uśmiechnęła się.”
      Tymczasem Pudelski w pobliskim sklepie żelaznym, sprawdzał która siekiera najlepiej leży w ręku…

      Zawsze przewrotny byłem, a złośliwy.

    • Ot, i jest zakończenie – Twojego pióra/ klawiszków
      Co prawda ciągle muszę jedną rzecz prostować – Püdelska już nic nie odrobi, mężowi termin na decyzję minął we wrześniu. Ale zakończenie pozytywne w sumie – jego plany wzięły w łeb, jej plany też, mimo tego, że on się dostosował wg rozsądku, to niech chociaż wykorzystają, to, co jest, jak najlepiej. Podoba mi się : )

      Autor tym razem z definicji nie będzie pisał zakończenia; ponieważ autorowi się podoba internetowa interaktywność i to, co pod kreską często dorównuje temu, co nad. Autor już dawno chciał napisać/ zacząć pisać, coś, co zakończyłby ktoś inny, obserwacja sytuacji z pobliża była świetnym pretekstem. Fajnie się to rozgałęzia, można sobie czytać jak puzzle (na p. Szukrijewa nie krzyczeć, tylko dopisać ciąg dalszy pod nim, jak to siekiera służyła do własnoręcznego zrąbania choinki – “Mój bohaterze” – szepnęła pani Püdelska… albo do zabicia kury na kolację przy świecach. Upsss.. może zostańmy przy choince >: ).

  3. No nie, wyjęłaś mi to spod
    No nie, wyjęłaś mi to spod palców.:))

    Tylko trochę żal…Czy tylko ja zostałam taka naiwna reumatyczka co to czeka na reumatyczny ciąg dalszy mimo i pomimo? Mimo i pomimo żal…Wniosek? Daruję go sobie, umrę taka idiotycznie nieżyciowa.:) Ostatni dinozaur.:)

  4. Na Zbysiów, Ilonki i tych co
    Na Zbysiów, Ilonki i tych co z nimi, to ja mam uczulenie. Mnie nauczyli, że do faceta, co to z kimś, to nawet z widłami mam nie podchodzić.:) I tego się trzymam. HOWGH!
    Mam gdzieś co sobie o mnie ktoś tam pomyśli, nawet przy okazji takiej zabawy wszystko filtruję przez siebie. Stara a głupia, ot co. Za to wszystkie żony, kochanki mogą czuć się przy mnie bezpieczne.:) Nacięłam się RAZ i wystarczy. Że nie moja wina, bo nie wiedziałam? Jakoś nie wpłynęło to na poprawę mojego samopoczucia. Skądś wiem, że zrozumiesz Dorolo, mam nadzieję.:)
    Off topic się zrobił, wybacz Gospodarzu.:) Już się zamykam.:)