Reklama

Stało się. Dzięki temu, że wozak sobotniego kuligu był pozbawiony rozumu, wylądowałem w szpitalu po tym jak ważące kilkanaście kilogramów sanki przywaliły mi w nerki.

Stało się. Dzięki temu, że wozak sobotniego kuligu był pozbawiony rozumu, wylądowałem w szpitalu po tym jak ważące kilkanaście kilogramów sanki przywaliły mi w nerki. Byłem trzeźwy jak niemowlę – to tak na wszelki wypadek gdyby ktoś chciał sobie robić głupie dowcipy. RTG i podstawowe badania nic specjalnego nie wykazały, poza tym, że napierdala mnie przy każdej zmianie pozycji z siedzącej na stojącą lub leżącą i na odwrót. Zalecono mi zrobienie USG nerek. I tu zaczęły się oczywiście schody.

W przychodni rejonowej owszem – termin za dwa tygodnie z okładem. Czyli mogę niedożyć lub samo przejdzie. – „Niech pan porozmawia z lekarzem” – doradziła Pani w recepcji. –„ Skoro to powypadkowe to może pana przyjmie”. Owszem, nie przyjęła. – „Niestety mam komplet – nie zdążę”. Domyślam się w czym rzecz. Sam pracuję na dwóch etatach, więc nie będę się pieklił. Badanie trwa jakieś 10-15 min, ale pani doktor musi jechać, bo pewnie czekają pacjenci w prywatnej klinice. Rozumiem – trudno.

Reklama

Zatem skorzystamy z prywatnego gabinetu. Wlazłem do internetu. Po kilku próbach wpisałem właściwy zestaw haseł, żeby pozbyć się między innymi dostawców sprzętu do usg i forum dyskusyjnych. Odrzuciłem gabinety położnicze i ginekologiczne – zostało mi do wyboru kilkanaście pozycji. Wybieram po kolei numery telefonów rejestracji i odbijam się od kalendarza. Ja potrzebuję badanie na już, a tu mi się proponuje terminy tydzień, dwa tygodnie, a nawet miesiąc (sic!) – ten to pewnie jakaś sława, luminarz nauk medycznych. Tłumaczę w czym rzecz, że sprawa pilna, powypadkowa – nie robi to żadnego wrażania na panienkach ustalających terminy. Nie ma w ich pojęciu badania pilnego. Wciśnięcie się pomiędzy oczekujących na standardowe badanie nie wchodzi w rachubę. Na podniesienie kwoty zapłaty za zabieg gotowe się obrazić, więc nie proponuję. Wreszcie znajduję w okolicy NZOZ – badanie w czwartek.

To nie pierwszy przypadek kiedy od niepublicznej służby zdrowia odbijam się równie skutecznie jak od publicznej. Wydawałoby się, nam naiwniakom, że jak klient płaci, to jest obsłużony w terminie i w sposób zgodny z jego oczekiwaniami. Tymczasem gówno. Jaka jest tego przyczyna? Cóż, jako ekonomista śmiem twierdzić, że to wciąż za mała podaż usług w stosunku do popytu. To nie taksówki, gdzie złotówy czekają grzecznie na klienta na postoju (co prawda potem, gdy już wsiądziesz usiłują cię wyruchać na kasę jadąc okrężną drogą), ani zakład pogrzebowy, gdzie nawet po śmierci wyrywają sobie klientów z rąk. I chyba niewiele się tu zmieni, bo relatywnie wysokie koszty stałe decydują o tym, że nie każdy lekarz może sobie pozwolić na otworzenie prywatnego gabinetu, zwłaszcza wysoko specjalistycznego. Konkurencję w służbie zdrowia można – moim zdaniem – wykreować jedynie przy pełnym równouprawnieniu podmiotów prywatnych i państwowych świadczących usługi ochrony zdrowia , jasnych i stabilnych zasadach jej finansowania (wiem – to truizm).
Zresztą nie ma się co obruszać. Na całym świecie to pacjenci czekają w kolejce, tyle tylko, że jak już cię w przychodni/szpitalu złapią, to przynajmniej stwarzają wrażenie, że im zależy żebyś leczył się właśnie u nich, a jak masz napisane na skierowaniu pilne, to wiedzą co to znaczy.

Skoro więc pacjent odbija sie od prywatnej praktyki lekarzy, bo dziumdzie w rejestracji mają głęboko w dupie specyfikę każdego przypadku, to chyba znaczy, że kasy im nie brakuje. Skoro przynoszę im pieniądze w zębach, a oni traktują mnie jak powietrze, dając do zrozumienia, że im nie zależy, to topienie w publiczną służbę zdrowia kolejnych miliardów ze składek, z punktu wiedzenia pacjenta, nic nie da. Do tego dołóżmy cały aparat biurokratyczny pochłaniający znaczną część pieniędzy budżetowych.

Gdzie jest pies pogrzebany? Zostawmy lekarzy. Oni po prostu niech leczą. Brakuje nam dobrych menedżerów i obsługi klienta (pacjenta) oraz nowoczesnej administracji. Ci pierwsi odpowiadają za to jak pacjent ocenia usługi ochrony zdrowia. Bo przy właściwym, indywidualnym podejściu do każdego pacjenta, nawet nieskuteczna terapia, nie musi przesądzać o negatywnej ocenie systemu. Wszak pacjenci wiedzą, że rak może być chorobą śmiertelną, że medycyna to nie nauka ścisła i że wszystko może się zdarzyć, bo nie wszystko jeszcze o chorobach wiemy. Ważne żeby pacjent miał poczucie, że od początku kiedy zgłosił się do lekarza, aż do ostatniego zabiegu zrobiono wszystko, żeby go postawić na nogi. Od lekarza wymagamy oprócz wiedzy także powołania. Od menedżerów i obsługi pacjenta wymagamy profesjonalizmu. I w tym kontekście ochrona zdrowia może i powinna funkcjonować jak każda inna usługa w sposób marketingowy – tzn. klient (pacjent) jest dla nas najważniejszy. I do tego należy dołożyć jeszcze sporą dawkę empatii dla każdego chorego.

Tymczasem rząd, opozycja i hrabia Radziwiłł coś przebąkują o braku pieniędzy w systemie, o konieczności zwiększenia składek. Propozycje są niejasne, sprzeczne ze sobą, a przede wszystkim niewiele wiadomo co w zamian.

Nam, na początek, należy się wreszcie cała prawda o systemie. Ja chcę wiedzieć jaki procent osób finansuje system opieki zdrowotnej, a jaki to tzw. free riders. Ile pieniędzy pochłania dystrybucja pieniędzy, innymi słowy ile pożera aparat administracyjny. Chcę wiedzieć ile pieniędzy zostaje na leczenie, a ile powinno być żeby zapewnić bezpłatną opiekę dla każdego chorego i każdego przypadku. Chcę wiedzieć jaka jest dziura, ile pieniędzy brakuje. Niech ludzie wiedzą z czego trzeba by zrezygnować (autostrady, Euro 2012, remonty dróg itp), żeby co roku system opieki zdrowotnej był w pełni finansowany. Alternatywnie chcę też wiedzieć jaki pomysł mają władze żeby zaleźć dodatkowe pieniądze, żeby jednak autostrady były budowane. Ile muszę dołożyć z własnej kasy, a ile oszczędzi rząd rozwiązując KRUS, agencje i agencyjki. Kiedy wreszcie wejdzie w życie zadaniowy system finansowania działalności budżetowej? Pokażcie nam wszystkie przychody i wydatki. Niech każdy Polak ma przed oczami dwa słupki – tyle wpłacacie, tyle wydajemy. I niech to zna na pamięć jak Pater Noster.I dalej niech pokażą jaki mamy wybór: albo KRUS i wcześniejsze emerytury albo drogi. Demagogia? Nie, prosty rachunek jak słupki z arytmetyki dla drugoklasisty.

Dlaczego podstawowych danych o polskiej gospodarce i sferze społecznej trzeba szukać w zakamarkach stron internetowych poszczególnych ministerstw, bo są gdzieś poukrywane i przy okazji są publikowanie w wersji niestrawnej. Dlaczego co roku w internecie nie ukazuje się raport o polskiej służbie zdrowia w wersji full i light. Ten drugi powinien się zmieścić na rozkładówce gazety codziennej i w związku z tym powinien być publikowany w najbardziej poczytnych gazetach i czasopismach. To samo z polityką budżetową. Wersja full dla przedsiębiorców, naukowców i studentów, wersja light dla elektoratu. Nie ma to być laurka dla rządzących, tylko cała prawda o naszych finansach.

Tak więc najpierw pełna diagnoza, potem pomysł na leczenie, a dopiero na koniec podanie leku w postaci dodatkowej kasy. Naród najpierw musi zrozumieć co nam dolega, a potem może świadomie wybierać z alternatywnych rozwiązań. Ale o tym innym razem. Jak dożyję.

Reklama

38 KOMENTARZE

  1. system
    Może by tak zaorać całą tą nieszczęsną reformę i wrócić do komuszego systemu?
    Ze wspólnego budżetowego worka finansować przychodnie i szpitale proporcjonalnie do liczby zgłaszających się pacjentów, i uzupełnić to prywatną służbą zdrowia, opartą na indywidualnych ubezpieczeniach.
    W takim systemie niestety może zabraknąć pieniędzy na stadiony, czołgi, centralną administrację i na inne bajery, no ale trudno, takie życie.

  2. system
    Może by tak zaorać całą tą nieszczęsną reformę i wrócić do komuszego systemu?
    Ze wspólnego budżetowego worka finansować przychodnie i szpitale proporcjonalnie do liczby zgłaszających się pacjentów, i uzupełnić to prywatną służbą zdrowia, opartą na indywidualnych ubezpieczeniach.
    W takim systemie niestety może zabraknąć pieniędzy na stadiony, czołgi, centralną administrację i na inne bajery, no ale trudno, takie życie.

      • dziadowstwo było zawsze, ale mniejsze
        Owszem: łóżka na korytarzach, kolejki do rejestracji, łapówki za leczenie w szpitalu były w Polsce “od zawsze”, niezależnie jaki model finansowania akurat obowiązywał.

        Komuchowa metoda finansowania zdrowia padła jednak nie dlatego, że była niedobra dla pacjenta, ale dlatego że była zbyt kosztowna dla państwa, i zabierała pieniądze przeznaczone na inne cele.

        Postanowiono więc obniżyć koszty poprzez utrudnienia w korzystaniu z pomocy lekarskiej (szlaban w postaci lekarzy pierwszego kontaktu), wprowadzono limity ilości przyjmowanych pacjentów, część kosztów przerzucono na samorządy i na osobiste kieszenie ludności, plus parę innych reform.
        Jedno jest pewne – nigdy celem zmian nie było poprawienie losu pacjentów.

        • Od lat, już nie pamiętam ilu,
          Od lat, już nie pamiętam ilu, korzystam z usług samorządowej niepublicznej służby zdrowia. Z tego co wyliczyłeś pozostały nam tylko kolejki do rejestracji. Sami je sobie robimy. O 8-ej, rejestracja otwarta od 7:30 już nie ma nikogo, chociaż jeszcze są numerki do lekarzy, wcześniej, zdarza się, że są tłumy. Z tego co wiem prywatna przychodnia też nie narzeka na brak pacjentów. Pamiętam jak było przedtem. Nie do pomyślenia było, że dziś dostaję skierowanie do szpitala, jutro zgłaszam się na oddział, a za 2 dni mam zrobione wszystkie potrzebne badania. Jedno z pierwszych USG, to, na które tak długo się czeka. Za próbę wręczenia łapówki, na którą i tak mnie nie stać, poleciałabym ze schodów. Zmiana z państwowego na samorządowe to było małe trzęsienie ziemi. Poleciała większość urzędników, kilka pielęgniarek, zlikwidowano szpitalną kuchnię i pralnię. Firmy tym się zajmujące wykonują usługę taniej. Szpitalem nie zarządza lekarz, jak kiedyś, lecz manager.

          • I to jest kierunek reformy publicznych
            zakładów opiekie zdrowotnej. Pisolenie o tym, że przekształcenie ZOZ w spółki z o.o. ograniczy dostępność do usług dla mniej majętnych jest bzdurą. To jest dokładnie ten sam kierunek jaki przyjęto w latach 90-tych z całą gospodarką komunalną. Przekształcono przedsiębiorstwa państwowe w komunalne zakłady budżetowe (fuj!) a potem w spółki z o.o. I co kogoś przestało być stać na bilety komunikacji miejskiej? Oddcięto komuś dopływ wody lub kanalizację? Nie. Po prostu po stronie wykonania usług przyjęto najefektywniejsze formy organizacyjno – prawne podmiotów realizujących te usługi. A system finansowania to zupełnie inna para kaloszy. Temat na cały elaborat.

            P.S. Odwołuję się do gospodarki komunalnej nie bez powodu, bo przeca docelowo finansowanie służby zdrowia stanie się w całości zadaniem samorządów.

          • tak bywa
            W małych miastach często działa to lepiej, właśnie tak jak piszesz.
            Ale licho nie śpi, urzędnicy od zdrowia bardzo narzekają na nadmierną ilość szpitali i przychodni “w terenie”.
            Nigdy nie wiadomo co im do łbów strzeli.

  3. Zmartwiłam się bardzo, Si Ejcz
    Dlaczego do cholery USG nie zrobili w szpitalu, skoro już tam byłeś? Nie mieli? W Warszawie USG załatwiłabym w mig, a tak to mogę tylko kciuki trzymać, żeby Cię bardzo nie bolało.
    Pozdrawiam cieplutko

    PS. Budżet zadaniowy, informacja dla społeczeństwa, zrównanie podatkowe wszystkich obywateli, ograniczenie popytu na usługi medyczne np. przez wprowadzenie niewielkiej opłaty za wizytę u lekarza rodzinnego (znam mnóstwo takich, którzy biegają do lekarzy, bo nie mają z kim pogadać, co w sumie jest smutne, ale odbiera czas lekarza potrzebny naprawdę chorym).

    • Bóg zapłać za dobre słowo
      To o czym napisałaś w P.S. chodzi mi od jakiegoś czasu po głowie. Odpłatność za podstawową opiekę (przeziębienia i takie tam) i gwarantowane zabiegi ratujące życie (ale to tylko pomysł rzucony na pożarcie).

      P.S. W sobotę wieczorem w szpitalu powiatowym jest zespół ratowniczy i jeden lekarz. Przynajmniej ja wiedziałem tylko jednego.

  4. W mętnej wodzie…..
    Życzę szybkiego powrotu do zdrowia, wierzę w to, bo jak mówią, złego szlag nie trafia:) Teraz na poważnie. Przyczyną tego stanu rzeczy, nie tylko w służbie zdrowia, jest nasza mentalność. Po pierwsze, w mętnej wodzie łatwiej się robi machloje, dlatego nie ma zapotrzebowania na klarowność tego stawu. Po drugie, większość tych uzdrawiaczy nie ma bladego pojęcia, jak to zrobić. Nigdy w życiu nic nie stworzyli, nie osiągneli. Czy Kaczyński, Tusk lub im podobni stworzyli kiedyś firmę, która działa, czy zarządzali czymś więcej niż aktywem partyjnym ? Na MĄDRYCH doradców są zbyt puści i egoistyczni. Po trzecie. W innych krajach też robi się szwindle, ale tam wiedzą, że kradnie się łyżeczką, a nie wiadrem, bo czym system sprawniej i dłużej działa, tym więcej można tych łyżeczek wziąć dla siebie. Po czwarte, nawet jeśli któryś z nich ma jakieś pozytywne zapędy, to najzwyczajniej brakuje im odwagi, bo liczą się tylko słupki. Wielu “polityków” boi się wypadniecia za burtę, bo oni nic więcej nie umieją. Wracając do służby zdrowia. Trzeba ustanowić koszyk usług medycznych. Wiem, że NFZ płaci za zabieg np. 1000,00 . Jeśli chcę tej usługi na wyższym poziomie (lepsze warunki, itp), to świadomie dopłacam. Za wizytę u lekarza rodzinnego powinno się płacić przysłowiowe 5 złoty. Wyeliminujemy wtedy tych, co sobie idą do lekarza pogadać. Druga sprawa, to jak napisałeś, likwidacja lub uproszczenie biurokracji. Mamy XXI wiek, dobę komputerów, chipów, itp. Podam to na przykładzie. W woj. kujawsko-pomorskim działa firma Arriva (chyba dobrze napisałem), która świadczy usługi w zakresie kolejowych przewozów regionalnych. Codziennie mają około 140 kursów, które obsługuje 120 ludzi. W PKP regionalne taką samą ilość kursów obsługuje około 500 ludzi. I na koniec, profilaktyka. Ostatnio w jednej z gazet napisano, że NFZ ogranicza liczbę badań piersi u kobiet. Co taniej kosztuje, badanie mammograficzne, czy późniejsze leczenie raka? Dlaczego nie wprowadzić systemu promującego zdrowy tryb życia? Każdy pacjent ma możliwość wykonania raz w roku bezpłatnych, kompletnych badań (mogą być finansowane z tych 5 złoty). Jeśli to czyni, dba o zdrowie, to wtedy wartość jego polisy wzrasta, zatem przy ewentualnym zabiegu może skorzystać z lepszej jakości usług. Nie dbasz o zdrowie, nie wykonywałaś przynajmniej raz w roku badań profilaktycznych, masz tylko podstawowe świadczenie, za reszte płać sam. Reasumując, musimy w końcu zdać sobie sprawę, że takie podejście na dłuższą metę nam się opłaca. Tylko kto to powie prosto w oczy ?

  5. Stary, na służbę zdrowia brakuje czasu. Przecież teraz
    cała para idzie w rozwikłanie afery hazardowej. Potem pójdzie na aborcję, chemiczne kastrowanie pedofili, ochronę życia poczętego, zdejmowanie albo wieszanie krzyży, nauczanie religii bądź etyki, kampanię prezydencką i inne rzeczy dużo ważniejsze od Twojego zdrowia. Trzymaj się i nie umieraj jeszcze:-)

  6. Głowa do pozłoty
    Super to takie proste, tyle że nie do zrobienia, pracuje w tej branży, nic się tu nie zmieni jeszcze przez lata. Lobby lekarskie tego dopilnuje, obecny układ jest dla nich wymarzony i długo jeszcze taki zostanie.
    Co do liczenia, obawiam się trudności obiektywnych, po prostu nie ma komu tego zrobić. Wypuściliśmy na rynek całe stado magistrów bez matury z matematyki, wszędzie ich pełno w polityce, gospodarce, a głównie w administracji państwowej.
    Idea niemniej godna poparcia i zrealizowania.
    Pozdrawiam.

  7. Służba zdrowia – temat bez końca
    i worek bez dna. Pewnie by zeżarła całe PKB a i tak by było mało. Niemniej pomysł szerokiego publikowania kilku prostych danych w tym ‘budżecie dla opornych’ bardzo mi się podoba. Ja bym dorzucił obowiązkowe pozycje: ile mamy w kasie, ile się spodziwamy jeszcze do końca roku, ile wynosi zadłużenie publiczne. Tak na poziomie podstawówki, albo jeszcze niżej, żebym sam załapał. Żeby nie trzeba było grzebać w ustawach budżetowych i danych GUS. A taki premier i minister finansów to powinni dzień zaczynać o tych liczb: kawa, bułeczki, słupki.