Reklama

Kilka słów o postawach ludzkich zaplątanych, bądź skazanych, w przeklęty świat komunistycznych antywartości i jego beznadziejne i okrutne, zorganizowane terrorystyczne wysiłki usiłujące wydrzeć

Kilka słów o postawach ludzkich zaplątanych, bądź skazanych, w przeklęty świat komunistycznych antywartości i jego beznadziejne i okrutne, zorganizowane terrorystyczne wysiłki usiłujące wydrzeć ludziom nadzieje w istnienie Boga.

O tym jednym z najbardziej kosztownych i nieudanych eksperymentów przeprowadzonych na żywym organiźmie społeczeństw, traktujących jednostkę i całe grupy społeczne w granicach statystycznego błędu.

Reklama

O tej pomylonej, chorej ideii obiecującej nirwanę, sprawiedliwość i niebo na ziemi, dla wszystkich naiwnych i sterroryzowanych. Ideii, która okazała się prawdziwym opium dla części populacji i która była najbardziej okrutnym nieludzkim eksperymentem w rękach biednych i niedouczonych ludzi i kierujących nimi rzezimieszków bez serc i sumień.

Zwycięzcy II wojny światowej wybili Polakom z głów marzenia o Suwerenności i Niepodległości, przynajmniej w świecie realnym. Stalin zbudował nam, otoczoną pułapkami, nową geograficzną klatkę, która miała właściwości czarnej dziury. Polacy mogli po wojnie do swojego kraju wracać, ale czekało na nich więzienie, lub w najlepszym wypadku rozczarowanie, że to nie był ich kraj.

Próżno wypatrywano gen. Andersa na białym koniu, daremnie wskrzeszano bezradne modły Mickiewicza o następną wojnę ludów, na zachodzie nikt nie słuchał rad amerykańskiego gen. Patona, aby osłabionych wysiłkiem wojennym sowietów rozegnać na cztery wiatry.

Znikąd nie nadchodził ratunek, beznadziejne życie nadzorowane przez NKWD i UB wyniszczało jednostki i grupy myślące partiotycznie. W październiku ’56 wybuchła wiosna. Polacy chcieli przerwać tę dokuczliwą konieczność życia w komunie. Ale i tamtej jesieni, z liśćmi, Polakom pozamiatano nadzieję.

Katolicy polscy (ci którzy mogli sobie na to pozwolić) pielgrzymowali do Ziemi Świętej, do Jerozolimy, czy też do Rzymu. A po powrocie czekały ich szykany w pracy, brak awansu i ciemnogrodowa plakietka.

Komuniści i oportuniści polscy (i nie tylko) też wyjeżdzali do swojej Ziemi Świętej, do Rosji Sowieckiej, do nieomylnego czerwonego papieża Stalina, do Moskwy. Po powrocie czekał ich awans i otwierały się przed nimi dzwi salonów władzy i lepsze, łatwiejsze życie.

Dwie pielgrzymki. Dwa rodzaje konsekwencji. Dwie wiary. Jeden Naród.

Zahukani Polacy nie chcieli czytać czerwonych gazet masakrujących ich historię, wartości i nadzieje, fałszujących rzeczywistość, tworzących umowny świat obłędu zawieszonego na zwodzących mostach zwodniczych wytycznych z Kominternu.

Jednak był popyt na czerwoną prasę, mocno inspirowany niedoborem papieru toaletowego na rynku. Można powiedzieć, że ilość czytelników zależała od jakości spożywanego pożywienia i problemów z przewodem pokarmowym. Tak zlikwidowano analfabetyzm…

Ludzie ze smutkiem zawijali strach, urozmaicany drugim śniadaniem w partyjne organy prasy i szli do utrzymującej ich rodziny pracy. Szeroko opiewanej szczęśliwej rzeczywistości sprawiedliwości społecznej, w gazetach, radio i TV, nie mogli odnależć w swoim życiu. Tylko czasem spotykany I sekretarz partii, powodował refleksję, że wreszcie spotkali człowieka dla którego stworzono socjalizm.

Biernym świadkiem tej beznadziejności był przemycony do nowego ustroju, wiszący na ścianie „salonu” krzyż, który nie takie upadki i cierpienia ludzkie widział i milcząco mobilizował do dalszego uporu w tym upiornym świecie. Jedni wyprowadzali się z towarzyskiego życia do bardziej przestronnej samotności i tam w towarzystwie lustra podnosili niemy krzyk protestu.

Inni terroryzowali swoim stresem rodzinę, lub urządzali nie kończące się alkoholowe spływy kajakowe dla milczącego, pozbawionego prawa głosu języka. Te niewdzięczne butelki wódki, otwierały często niedrogi pas startowy i zapewniały w miarę bezpieczną ucieczkę od parszywej, smutnej rzeczywistości. Te puste już butelki leżały potem spokojnie, obok ludzi bez snów, bez ambicji, bez perspektyw i o pustych już portfelach…

Te seanse ze słynnym i jakże zasłużonym radzieckim psychiatrą były szklaną cyrkową kładką, przez którą straceńcy próbowali przechodzić na drugą stronę zapomnienia, czasem z roześmianą gębą i dziwaczną zastępczą, inaczej trudno osiągalną radością życia. Była w tej butelce zamknięta wiadomość dla nieistniejących sojuszników o całej beznadziei życia w komuniźmie, tylko zamiast w oceanie, trafiała do punktu skupu, albo na śmietnik.

Butelka miała jeszcze wiele innych własności leczniczych, człowiek który w nią uwierzył, jej bezgranicznie zaufał, często nie musiał chodzić, ani do pracy, ani do lekarza, zdarzało się, że najbliżsi nosili go potem na rękach i ramionach. Tyle, że z widoczną ulgą, no i na cmentarz…

Miała butelka i tę zaletę, że odrywając od podłego życia, zabierając czas, dawała inny ból. Ból kaca, dar pokory, ale w logice „moja wina”. Taka zastępcza gra, na osobistą suwerenność: przestanę pić, moje życie zmieni się na lepsze. Jednak coś ode mnie zależy… Tylko po co przestać, jaki świat cię czeka, kiedy przed sklepem monopolowym przejdziesz odważnie na drugą stronę ulicy, lub przestaniesz chemikować przy księżycu własną ciecz?

Redaktorzy w gazetach pisali wtedy, że trudno jest zbudować najwspanialszy ustrój na ziemi z pijakami, degeneratami, ludźmi bez ambicji, wizji i nadających się tylko do rewizji. Żyli sobie więc tak opozycyjnie nastawienin Polacy , jeśli dumni i moralni, to zagonieni do najludniejszego miejsca zwanego emigracją wewnętrzną, do więzień, do fizycznej dorywczej pracy, do butelki, do smutku, zapomnienia i zgorzkniałego beznadziejnego bytowania.

Ich sąsiedzi, z lepszych ulic i ekskluzywnych osiedli, wsłuchujący się w głos wschodniego niedużego boga z wąsami, po krótkich kursach, zaczynali swoją wspinaczkę na coraz to wyższe stopnie kariery i schodów. Ostrożnie oparci o kłamstwo, ich wątpliwości strzyżone sierpem i zagłuszane młotem (tak herbowo), z ulgą zapadali się w miekkość foteli w dźwiękoszczelnych gabinetach.

Jak prostytutki po wypełnieniu życzeń potężnych gangsterów, wracali do swoich dzieci i żon i domów, po drodze unikając wybojów i rachunku sumienia. Polacy, którzy zdecydowali się, oddać do czerwonego lombardu, wartości przodków za cenę łatwiejszego życia… Musieli jednak na wszelki wypadek odkorkować butelkę, aby zakorkować refleksję i odruchy własnego sumienia.

Jedna rzeczywistość. Dwie drogi. Dwie wiary. Dwie postawy. Jeden Naród.

Zdrajcy swoich bliżnich i czasem ich mordercy, ludzie nie znający sumienia, pokory i moralności, z łatwością i uśmiechem błądzący po wygodnych korytarzach katowni wytatuowanych krwią i płaczem swoich sióstr i braci, żyli wśród normalnych ludzi, zdawałoby się, od zawsze.

Jedyną sprawiedliwością otaczającej ich przyrody i środowisk społecznych, była krążąca niedopowiedziana, niespokojnie wysublimowa zemsta niepokoju. Ta niemożliwość i nieumiejętność przeskoczenia na drugą stronę własnych czynów. Niemożliwość zmycia zdrady pod najlepiej zaprojektowanym prysznicem, w najdroższej łazience.

Niemożliwość oczyszczenia się z toksycznych i niegodziwych czynów i zachowań w najnowocześniejszej saunie. Niemożliwość zagłuszenia resztek sumienia w oceanie najlepszej muzyki, śmiechem, a nawet rykiem wśród podobnych sprzedajnych pajaców i zdrajców w najlepszej nawet knajpie czy salonie.

Niemożliwość zapomnienia o własnej brzydocie moralnej, nawet wśród najpiękniejszych kobiet i atłasowych wykładzin luksusowych pomieszczeń. I jeszcze najważniejsza próba: uważne spojrzenie w beztroskie kochające oczy dziecka (bo żona już wie…), czy ono kiedyś zrozumie i wybaczy?

Takie rozterki zarezerwowane były oczywiście tylko dla tych, którzy nie zdołali wypruć, oddzielić od siebie pamięci o wartościach i sumieniu. Innym, wychowanym w domach będących sypialniami oprawców, było znacznie łatwiej… Oni ćwiczyli tylko kunszt ostrzenia sztyletu i mistrzowską sztukę zadawania ciosu swoim ofiarom…

Dziś spotykają się w zahukanym, bezradnym i wolnym kraju, ci nienagannie wychowani w matni okrucieństwa, rozpychający się łokciami, nauczający europejskiej i światowej kultury i trendów, z uśmiechem z ekranu i te inne dzieci zapracowanych, zepchniętych na margines, ledwo wiążących koniec z końcem, byłych bohaterów tej ziemi. Czyżby, zapomniał o nich Bóg?

Nikt też już prawie nie pamięta podstawowych zasad matematycznych o tym, że wartość może być dodatnia, ale i ujemna, że jest coś takiego jak rachunek i bilans… Na co my liczymy?

Czy długo sezonowany strach, zapędził nas w krainę niemocy, czy urodził lenistwo?

Jedna rzeczywistość. Dwie drogi. Dwie wiary. Dwie postawy. Dwie przyszłości. Jeden Naród?

Reklama

30 KOMENTARZE

  1. Życie jakby dopisało ciąg dalszy do Twojego wpisu
    albo nawet udzieliło odpowiedzi na pytanie o naród (narody?). Tutaj zawsze były, conajmniej, dwie Polski.
    Ale nawet sowieciarze dbali o pozory.
    Natomiast zatroskany Bolek Wałęsa u wezgłowia ruskiego generała Jaruzelskiego, a teraz w jego domu – to taniec na trupach Grudnia 1970 roku. Autentyczny, nie podkolorowany, bo młody Wałęsa oglądał Polaków podziurawionych kulami i słyszał o nocnych pogrzebach i zbiorowych mogiłach. Sciskając się z ruskim namiestnikiem ,,Wolskim” pokazał nam wszystkim , że był tylko Bolkiem w kufajce i gumofilcach, kabotynem i esbeckim figurantem. Tym większy jego triumf i większa nasza porażka. Bo dalej nic nie wiemy. Oprócz tego, że zrobił nas wszystkich w chuja.

    • @ojciec_milicjant
      Masz rację, z Wałęsą to naprawdę daliśmy wielką plamę. Zupełnie jak w jakiejś republice bananowej konsorcjum biznesu i latyfundystów wybrało buntującej się gawiedzi prymitywnego, ale mocnego w gebie chłopka i podstawiło lektykę, którą lud natychmiast porwał i uniósł (w patriotycznym uniesieniu) pod suwerenne niebiosa!

      Całkiem niezła operacja socjotechniczna i pod osłoną, dając pozwolenie na hałas związany z upustem pary z gwizdka (jacy bylismy zadowoleni!), tego podarowania “narodowi” Niepodległości spuścili mu spodnie, prywatyzując między siebie społeczny majątek, wprost płacząc ze śmiechu jak głupi jest ten odarty z odwagi i rozumu Naród! To nie król jest nagi, to my zostaliśmy z gołą dupą! Pozdrawiam.
      Jacek.

      • @cmss
        Czy masz Waść na myśli “rozgrzane” sądy, to wszak nie dziwota w środku lata, przy takich temperaturach.

        Właśnie problem jest w tym, że nie “sądzimy”, a oni dają do pieca. Za dużo w tym taniego katolicyzmu dla ubogich. Przebaczyć można jeśli jest dowód skruchy i zadośćuczynienia, ale nie tolerować dalej i zapomnieć. To jest po prostu nie moralne, to nie jest nawet zabawa w chrześcijaństwo, ktoś robi nas w balona.

        Mówią nam, że to tylko na trzy zdrowaśki (a my tacy religijni). Zamykają dzwi pieca, a my zacieramy ręce, że oni zapewniają nam tyle ciepła… Nie ruszając w proteście nawet głowami, daliśmy się zapędzić do moralnego piekła: “róbta co chceta…”

        Co to wszystko oznacza? Czas napisać nową ewangelię, która odrzuciłaby moralną zgniliznę komunistyczną upudrowaną zachodnimi socjotechnikami, którą jak w-z-tkami zajada się dzisiejsza otyła elita i którą truje się naszą młodzież.
        Nowa ewangelia w/g (nie) św. Jacka: Sądzcie według interesu Ojczyzny, bo osądzi Was Bóg i Historia…
        Pozdrawiam.
        Jacek.

        • Beznamiętnie patrząc na
          Pełen cytat:
          Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą (Mt 7,1i2)
          Rozwinięcie tematu, znaczy sądzić czy też nie i temu podobne, np. w
          http://www.biblia-wnioski.pl/krotkie-artykuy-mainmenu-5/14-podstawowe-chrzecijaskie-nauczanie/42-sdzi-czy-nie-sdzi.html
          Zaznaczam, jestem zwolennikiem poglądu
          Być w estymie u księdza
          rzadko do widywać

          Ale stwierdzenie “taniego katolicyzmu dla ubogich” zmusza do zadania pytania: prawnik czy zwyczajny alkoholik?

          • @cmss
            Jeśli chodzi o to pytanie to odpowiedź może być biblijnie salomonowa: prawnik i zwyczajny alkoholik…
            Po II w.ś. katolicyzm tybulczej ludności właśnie tak się kojarzył, w oczach postępowych elit i czerwonych komisarzy, sekretarzy i ich naiwnych, bądź łasych na łatwiejsze życie przydupasów. A co mamy do usłyszenia dzisiaj: ciemnogród!
            Pomijam te symplistyczne interpretacje historyczne, w których biedni wierni powinni znosić bez protestu swoją sytuację, bo odbiorą swoją nagrodę w niebie… Pozdrawiam.
            Jacek

          • Nie chcę być nadmiernie jadowity…
            Jest tyle sensownych działań…
            Dla przykładu: Bertrand de Jouvenel, “On Power”
            przetłumacz te ~50 stron i puść w sieć, anonimowo,
            może taka działalność Ci się spodoba i będziesz chciał to robić zawsze…

          • @cmss
            Witaj , jest taka złota zasada: “zrób to sam…”. Jeśli uważasz, że jest to działanie pożyteczne, powinieneś to sam zrobić. Wszak wszelkie uzdrowienia, jeśli jesteśmy przekonani o ich dobrodziejstwie, trzeba by zacząć od siebie.

            Faktycznie ja też nie chciałbym być “jadowitym” to jest bez sensu i z czasem zwykle najbardziej szkodzi inicjatorowi owego podejścia w relacjach. Pozdrawiam.
            Jacek.

      • Mit Wałęsy to mit założycielski naszej ,,wolności”
        czyli tego, co mamy. Tu i teraz. Więc żywot ,,świętego” Lecha Bolka, z Matką Boską w klapie, powinien być przenicowany jak żywoty wszystkich świętych. A tymczasem, nie tylko zapadła kurtyna milczenia nad bolkowym żywotem, ale mamy wysyp ,,świętych relikwi” i równie ,,świętych” pamiętników – jak choćby pewnej sprzedawczyni kwiatów ciętych, co miała w zwyczaju przeganiać znakomitych dziennikarzy, takimi oto słowy: spierdalajta mi stąd.
        Więc nie wiemy ilu agentów, oprócz ,,Bolka” organizowało strajk w Stoczni, tak jak nie znamy wszystkich agentów okrągłego stołu. Bo jedyny, krajowy, dysponent pełnego archiwum – gen. Kiszczak (całe zycie szachował Jaruzelskiego aktami ,,Wolskiego”) powiedział oficjalnie, że najlepsi agenci nie mieli żadnych teczek. A dowcip tygodnia opowiedział TW Bolek, w domu Jaruzelskiego : tyle lat byliśmy po dwóch stronach barykady.
        Problem z odróżnianiem lewej od prawej i stron w ogóle – to typowy problem kretynów.
        Nie jest to jednak prywatny problem kołchozowego(kółko-rolniczego) konserwatora wózków akumulatorowych, podającego się za ,,elektryka”, ale, w wielkiej części, problem nas wszystkich. Nadwiślańskich tubylców.

        • Wałęsa, Jaruzelski to od kilkunastu lat polityczne zombie zwykłe
          trzeba mieć zwyczajnego pierdolca na muzgó by tracić czas i energię na.

          Pieprzenie o agentach to wciskanie rodakom tekstu: byliście głupi, jesteście głupi, będziecie głupi, lepiej jeżeli pozwolicie NAM rządzić.

          Czemu tak trudno zrozumieć?

          • No pewnie, że to trupy. Polityczne.
            Jaruzelski, Kiszczak, Miller, Oleksy, gen. Dukaczewski, gen. Czempiński….. i tak dalej i temu podobne. Pytanie brzmi: kto rządzi Polską? Kto NAPRAWDĘ rządzi tym nieszczęsnym krajem? Poszukaj Czarny Kocie takiego tekstu naczelnego ,,Gazety Gdańskiej” – niejakiego Tuska. O tym, jak zrozumiał gdzie w Polsce jest władza. Ta prawdziwa.
            Zaraz po tym jesgo kariera wystrzeliła.

          • Dotarłem do
            http://www.wyszkowski.com.pl/
            jednakże “macher z zaplecza” mnie nie interesuje. Jest jasnym, że
            Żyjemy w trakcie procesu tworzenia się czegoś, co można nazwać kulturą idiotów. Nie subkulturą idiotów (…), ale kulturą samą w sobie.
            Znaczy, solidne siły twórczo są użyte, wszak kultura to uprawa. By uprawiać potrzebna jest władza nad.
            Znaczy, zgoda uprawianych na uprawę. I to jest ten słynny punkt G!

          • Z podkreśleniem – świadomych idiotów
            tzn. takich, którzy zupełnie świadomie postanowili zidiocieć, albo popierać idiotów, czy też idiotów słuchać, czytać lub oglądać.
            Świadomy idiota. Wężykiem wężykiem…

  2. Życie jakby dopisało ciąg dalszy do Twojego wpisu
    albo nawet udzieliło odpowiedzi na pytanie o naród (narody?). Tutaj zawsze były, conajmniej, dwie Polski.
    Ale nawet sowieciarze dbali o pozory.
    Natomiast zatroskany Bolek Wałęsa u wezgłowia ruskiego generała Jaruzelskiego, a teraz w jego domu – to taniec na trupach Grudnia 1970 roku. Autentyczny, nie podkolorowany, bo młody Wałęsa oglądał Polaków podziurawionych kulami i słyszał o nocnych pogrzebach i zbiorowych mogiłach. Sciskając się z ruskim namiestnikiem ,,Wolskim” pokazał nam wszystkim , że był tylko Bolkiem w kufajce i gumofilcach, kabotynem i esbeckim figurantem. Tym większy jego triumf i większa nasza porażka. Bo dalej nic nie wiemy. Oprócz tego, że zrobił nas wszystkich w chuja.

    • @ojciec_milicjant
      Masz rację, z Wałęsą to naprawdę daliśmy wielką plamę. Zupełnie jak w jakiejś republice bananowej konsorcjum biznesu i latyfundystów wybrało buntującej się gawiedzi prymitywnego, ale mocnego w gebie chłopka i podstawiło lektykę, którą lud natychmiast porwał i uniósł (w patriotycznym uniesieniu) pod suwerenne niebiosa!

      Całkiem niezła operacja socjotechniczna i pod osłoną, dając pozwolenie na hałas związany z upustem pary z gwizdka (jacy bylismy zadowoleni!), tego podarowania “narodowi” Niepodległości spuścili mu spodnie, prywatyzując między siebie społeczny majątek, wprost płacząc ze śmiechu jak głupi jest ten odarty z odwagi i rozumu Naród! To nie król jest nagi, to my zostaliśmy z gołą dupą! Pozdrawiam.
      Jacek.

      • @cmss
        Czy masz Waść na myśli “rozgrzane” sądy, to wszak nie dziwota w środku lata, przy takich temperaturach.

        Właśnie problem jest w tym, że nie “sądzimy”, a oni dają do pieca. Za dużo w tym taniego katolicyzmu dla ubogich. Przebaczyć można jeśli jest dowód skruchy i zadośćuczynienia, ale nie tolerować dalej i zapomnieć. To jest po prostu nie moralne, to nie jest nawet zabawa w chrześcijaństwo, ktoś robi nas w balona.

        Mówią nam, że to tylko na trzy zdrowaśki (a my tacy religijni). Zamykają dzwi pieca, a my zacieramy ręce, że oni zapewniają nam tyle ciepła… Nie ruszając w proteście nawet głowami, daliśmy się zapędzić do moralnego piekła: “róbta co chceta…”

        Co to wszystko oznacza? Czas napisać nową ewangelię, która odrzuciłaby moralną zgniliznę komunistyczną upudrowaną zachodnimi socjotechnikami, którą jak w-z-tkami zajada się dzisiejsza otyła elita i którą truje się naszą młodzież.
        Nowa ewangelia w/g (nie) św. Jacka: Sądzcie według interesu Ojczyzny, bo osądzi Was Bóg i Historia…
        Pozdrawiam.
        Jacek.

        • Beznamiętnie patrząc na
          Pełen cytat:
          Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą (Mt 7,1i2)
          Rozwinięcie tematu, znaczy sądzić czy też nie i temu podobne, np. w
          http://www.biblia-wnioski.pl/krotkie-artykuy-mainmenu-5/14-podstawowe-chrzecijaskie-nauczanie/42-sdzi-czy-nie-sdzi.html
          Zaznaczam, jestem zwolennikiem poglądu
          Być w estymie u księdza
          rzadko do widywać

          Ale stwierdzenie “taniego katolicyzmu dla ubogich” zmusza do zadania pytania: prawnik czy zwyczajny alkoholik?

          • @cmss
            Jeśli chodzi o to pytanie to odpowiedź może być biblijnie salomonowa: prawnik i zwyczajny alkoholik…
            Po II w.ś. katolicyzm tybulczej ludności właśnie tak się kojarzył, w oczach postępowych elit i czerwonych komisarzy, sekretarzy i ich naiwnych, bądź łasych na łatwiejsze życie przydupasów. A co mamy do usłyszenia dzisiaj: ciemnogród!
            Pomijam te symplistyczne interpretacje historyczne, w których biedni wierni powinni znosić bez protestu swoją sytuację, bo odbiorą swoją nagrodę w niebie… Pozdrawiam.
            Jacek

          • Nie chcę być nadmiernie jadowity…
            Jest tyle sensownych działań…
            Dla przykładu: Bertrand de Jouvenel, “On Power”
            przetłumacz te ~50 stron i puść w sieć, anonimowo,
            może taka działalność Ci się spodoba i będziesz chciał to robić zawsze…

          • @cmss
            Witaj , jest taka złota zasada: “zrób to sam…”. Jeśli uważasz, że jest to działanie pożyteczne, powinieneś to sam zrobić. Wszak wszelkie uzdrowienia, jeśli jesteśmy przekonani o ich dobrodziejstwie, trzeba by zacząć od siebie.

            Faktycznie ja też nie chciałbym być “jadowitym” to jest bez sensu i z czasem zwykle najbardziej szkodzi inicjatorowi owego podejścia w relacjach. Pozdrawiam.
            Jacek.

      • Mit Wałęsy to mit założycielski naszej ,,wolności”
        czyli tego, co mamy. Tu i teraz. Więc żywot ,,świętego” Lecha Bolka, z Matką Boską w klapie, powinien być przenicowany jak żywoty wszystkich świętych. A tymczasem, nie tylko zapadła kurtyna milczenia nad bolkowym żywotem, ale mamy wysyp ,,świętych relikwi” i równie ,,świętych” pamiętników – jak choćby pewnej sprzedawczyni kwiatów ciętych, co miała w zwyczaju przeganiać znakomitych dziennikarzy, takimi oto słowy: spierdalajta mi stąd.
        Więc nie wiemy ilu agentów, oprócz ,,Bolka” organizowało strajk w Stoczni, tak jak nie znamy wszystkich agentów okrągłego stołu. Bo jedyny, krajowy, dysponent pełnego archiwum – gen. Kiszczak (całe zycie szachował Jaruzelskiego aktami ,,Wolskiego”) powiedział oficjalnie, że najlepsi agenci nie mieli żadnych teczek. A dowcip tygodnia opowiedział TW Bolek, w domu Jaruzelskiego : tyle lat byliśmy po dwóch stronach barykady.
        Problem z odróżnianiem lewej od prawej i stron w ogóle – to typowy problem kretynów.
        Nie jest to jednak prywatny problem kołchozowego(kółko-rolniczego) konserwatora wózków akumulatorowych, podającego się za ,,elektryka”, ale, w wielkiej części, problem nas wszystkich. Nadwiślańskich tubylców.

        • Wałęsa, Jaruzelski to od kilkunastu lat polityczne zombie zwykłe
          trzeba mieć zwyczajnego pierdolca na muzgó by tracić czas i energię na.

          Pieprzenie o agentach to wciskanie rodakom tekstu: byliście głupi, jesteście głupi, będziecie głupi, lepiej jeżeli pozwolicie NAM rządzić.

          Czemu tak trudno zrozumieć?

          • No pewnie, że to trupy. Polityczne.
            Jaruzelski, Kiszczak, Miller, Oleksy, gen. Dukaczewski, gen. Czempiński….. i tak dalej i temu podobne. Pytanie brzmi: kto rządzi Polską? Kto NAPRAWDĘ rządzi tym nieszczęsnym krajem? Poszukaj Czarny Kocie takiego tekstu naczelnego ,,Gazety Gdańskiej” – niejakiego Tuska. O tym, jak zrozumiał gdzie w Polsce jest władza. Ta prawdziwa.
            Zaraz po tym jesgo kariera wystrzeliła.

          • Dotarłem do
            http://www.wyszkowski.com.pl/
            jednakże “macher z zaplecza” mnie nie interesuje. Jest jasnym, że
            Żyjemy w trakcie procesu tworzenia się czegoś, co można nazwać kulturą idiotów. Nie subkulturą idiotów (…), ale kulturą samą w sobie.
            Znaczy, solidne siły twórczo są użyte, wszak kultura to uprawa. By uprawiać potrzebna jest władza nad.
            Znaczy, zgoda uprawianych na uprawę. I to jest ten słynny punkt G!

          • Z podkreśleniem – świadomych idiotów
            tzn. takich, którzy zupełnie świadomie postanowili zidiocieć, albo popierać idiotów, czy też idiotów słuchać, czytać lub oglądać.
            Świadomy idiota. Wężykiem wężykiem…

  3. Ja bym się nie przerażał, tym
    tym, że żyjemy w czasach “idiotów”, takiejże subkultury, czy kultury.

    Jak spojrzy się na historię to widać, ze po każdym upadku imperium, ma miejsce bałagan i “czasy idiotów”, którzy zawsze rozdrapują pozostałości, ale z czasem przeganiani są przez “zdrowsze” historycznie elementy.
    Są więc dwie drogi do wyboru: jedna “tu i teraz”, druga w stronę odpowiedzalności za historyczny etos narodowy “odpowiedzialność przed Bogiem i Historią”. Pozdrawiam.
    Jacek.

  4. Ja bym się nie przerażał, tym
    tym, że żyjemy w czasach “idiotów”, takiejże subkultury, czy kultury.

    Jak spojrzy się na historię to widać, ze po każdym upadku imperium, ma miejsce bałagan i “czasy idiotów”, którzy zawsze rozdrapują pozostałości, ale z czasem przeganiani są przez “zdrowsze” historycznie elementy.
    Są więc dwie drogi do wyboru: jedna “tu i teraz”, druga w stronę odpowiedzalności za historyczny etos narodowy “odpowiedzialność przed Bogiem i Historią”. Pozdrawiam.
    Jacek.