Reklama

Szary, zakurzony asfalt umykał spod kół.

Szary, zakurzony asfalt umykał spod kół. Srebrna Alfa Romeo pędziła drogą, wijącą się pomiędzy równymi szeregami winorośli i piniowymi lasami, pomiędzy wzgórzami porośniętymi spaloną słońcem, żółtą trawą i oliwnymi gajami. Co jakiś czas z lewej lub prawej wśród krzewów i drzew pojawiały się zabudowania o barwie jasnej ochry. Czasem były schowane tak głęboko, że nikt by ich nie dostrzegł, gdyby nie odręcznie malowane drogowskazy, głoszące "Lokalne wino", "Oliwa, własnoręcznie tłoczona" lub reklamujące oba te produkty naraz. Nie licząc samochodów i innych pojazdów, sporadycznie pojawiających się z przeciwka, krajobraz trwał w sennym bezruchu, przygnieciony lejącym się z nieba słońcem.

Reklama

Kierowca uśmiechnął się pod nosem. Właśnie takiej okolicy szukał – zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od autostrady, a zarazem na uboczu, gdzie drogi i dróżki znane były tylko miejscowym, a GPS – wykierowawszy na bezdroża – bezradnie rozkładał ręce. A przecież jeszcze kilka godzin wcześniej urządzenie doskonale sprawdzało się na obwodnicy Werony, bezbłędnie pokazując mu drogę ucieczki. Ucieczki? Odwrotu na z góry upatrzone pozycje? A może – jak sam lubił o tym myśleć – drogi ku nowym krainom i nowym zdobyczom? Ukryte wille, pałacyki i domy wydawały się kryć bogactwa, pożądane tym bardziej, że niewidoczne, a więc nieznane, niepoliczone i wabiące nimbem nowości.

Tegoroczny urlop zaczął się tak, jak można sobie wymarzyć. Pierwszego ranka po przyjeździe siedział w kawiarni koło hotelu, delektując się (nareszcie!) prawdziwym włoskim espresso, kiedy zobaczył Giulię. Szła z przyjaciółką – a może to była kuzynka? – uśmiechając się do całego świata. Pożądał jej od pierwszego wejrzenia; jej uśmiech, gest, jakim odsuwała kosmyk czarnych włosów, tembr głosu i zaskoczony wzrok, kiedy dostrzegła jego spojrzenie – wszystko to sprawiało, że w jednej chwili podjął decyzję "Musi być moja!" Kobieca intuicja Giulii odebrała ten komunikat, a kiedy nieznajomy z kawiarni pojawił się po godzinie przed salonem mody, w którym pracowała – uderzyła w wielki dzwon.

I tak to się zaczęło. Spotykali się na Via Leoncino, tuż koło Piazza Bra, szli przez Piazza delle Erbe w dół, nad Adygę, żeby trochę odetchnąć od upału… ale nawet powiew spod Ponte Pietra nie chłodził ich namiętności. Kochali się w jego hotelowym pokoju, czasem na zapleczu jej sklepu, a kiedy nie mogli już wytrzymać – w zaułkach wokół Cittadelli, raz nawet w milczącym wnętrzu Areny, w jednym z zakamarków jej wewnętrznych korytarzy. Giulia zgadzała się na wszystko, oddawała mu się na ślepo, w całości i bez zastrzeżeń. Za każdym razem żądała tylko potwierdzenia. – Kogo kochasz? – pytała, a on całował jej usta, policzki, oczy i mruczał, zanurzając twarz w gęstych, kruczoczarnych falach: – Kocham tylko moją Giuliettę… –

Po dwóch, może trzech tygodniach ta wielka, wspaniała i spełniona miłość zaczęła go uwierać. Jeżeli ma się wszystko – czego można chcieć więcej? Giulia z kolei najwidoczniej uważała, że skoro oddała mu się tak dalece, ma do niego pełne prawo, może traktować go jak swoją własność. Stąd właśnie brały się łzy wściekłości, kiedy śmiał obejrzeć się za inną, stąd awantury, jakie zaczęła mu urządzać za każdą próbę flirtu, stąd krwawe ślady na jego przedramieniu, kiedy podczas płacenia za kolację powiedział do fertycznej kelnerki o kilka słów za dużo… a wszystko to przeplatane seansami rozbuchanej zmysłowości, jakby chciała mu za wszelką cenę udowodnić, że warta jest wszystkich tych złych emocji, że nie powinien szukać już nikogo innego, że…

Zdecydował za nią. Pewnego ranka po prostu wyprowadził się z hotelu, zapłaciwszy za cały pobyt. Oddał klucze recepcjoniście – starszemu, nobliwemu panu, który wyglądał, jakby był starszym bratem papieża. Zostawił mu też kopertę. "Dla tej pani. Gdyby przyszła i pytała". Recepcjonista tylko westchnął i włożył przesyłkę do szuflady. Koperta nie była zaklejona, gdyby starszy pan chciał, mógłby sprawdzić, co jest w środku. Niewiele by mu jednak powiedziało zdjęcie, na którego odwrocie widniały odręcznie napisane słowa "Mówiłem prawdę. Kocham tylko moją…"

 

Teraz, pokonując kręte toskańskie drogi, musiał przyznać, że Alfa prowadzi się wspaniale – a miłość do niej warta jest swojej ceny. Stusiedemdziesięciokonny silnik turbo pozwalał pokonywać zakręty na granicy przyczepności, z piskiem opon – a dreszcz podniecenia, jaki odczuwał przy tym kierowca, można było porównać tylko z miłosnym uniesieniem.

Tyle miał przyjemności z jazdy, tak się w niej zapamiętał, że przegapił niewielki drewniany drogowskaz, znaczący zjazd z asfaltu. Na szczęście zaledwie kilometr dalej widniała tablica z nazwą wioski, do której – jak pamiętał z opisu – nie powinien był dojechać. Wypadało zawrócić i tym razem jechać już dużo wolniej. Z lokalnej drogi zjechał w wąski, pokryty żwirem dojazd, prowadzący pomiędzy dwoma rzędami cyprysów. W pełnym słońcu pod korą ich pni wydawały się grać rzeźbione mięśnie. Kilkaset metrów wystarczyło, żeby oddalić się od cywilizacji i znaleźć w świecie ze snu, gdzie słońce prześwietlało i odrealniało wszystkie kształty. Dojechał do kamiennych słupów bramy. Jej skrzydła z kutego żelaza otwarte były na oścież, zapraszająco, a kilkadziesiąt metrów dalej widać było mury willi.

Zaparkował w cieniu domu, przypominającego rozmiarami raczej niewielki pałac. Spod zbrązowiałego ze starości tynku tu i ówdzie wystawały jasne kamienie, a efekt, chociaż niezamierzony, był niebywale malowniczy. Wysiadł z samochodu, czule pogłaskał drzwi i zamknął je, pozostawiając uchylone okno. Rozejrzał się – w pobliżu nikogo nie było. A przecież umawiał się z właścicielami… "Może w środku?" pomyślał i ruszył do drzwi. Pociągnął za rzeźbioną kołatkę, otworzyły się bez szmeru. Wkroczył do przestronnego holu; na stole stał wazon z kwiatami i butelka chianti. Podniósł ją i z uznaniem pokiwał głową – marka i rocznik wskazywały, że tu się nie oszczędza na klientach. Wtedy dopiero jego uwagę zwróciła nieduża, zagięta karteczka, stojąca obok wazonu. "Niestety spóźnię się, być może nawet godzinę. Proszę obejrzeć willę, formalności dopełnimy później. Ciao, Claudia."

– Ci Włosi… – powiedział na głos. – W czasie sjesty nic się z nimi nie załatwi! Podniósł wzrok znad stołu i uśmiechnął się. W głębi holu masywne drzwi flankowały stojaki z halabardami, glewiami i gizarmami. "Brakuje tylko strażnika szwajcarskiej gwardii", pomyślał i ruszył na zwiedzanie. Boczne drzwi prowadziły do olbrzymiego salonu, którego jeden kąt wypełniały olbrzymie miękkie fotele i kanapa, zachęcające, by zalec w nich na dłużej. Przejście pod łukiem prowadziło do części biesiadnej, w której nad dębowym, prastarym kredensem wisiały herby okolicznej arystokracji. Spojrzał w przeciwległy kąt i parsknął. "Tego już trochę za wiele!", przemknęło mu przez głowę. Na drewnianym stelażu stała kopia średniowiecznej zbroi płytowej. "Rycerz" trzymał obie rękawice na rękojeści dwuręcznego miecza, którego głownia przy bliższych oględzinach okazała się być wyciętym w odpowieni kształt kawałem grubej blachy, nienaostrzonym nawet.

Z salonu przeszedł do pokoju kominkowego, w którym dwa zgrabne foteliki i mały stolik, w sam raz na popołudniową herbatkę, stały naprzeciwko malutkiego telewizora – ot, takiego, żeby obejrzeć lokalną prognozę pogody i nie martwić się zbytnio informacjami z serwisu. Blisko ćwierć pokoju zajmował jednak olbrzymi kominek, z okapem i centralnym rusztem, a także z murowanymi siedziskami po obu stronach. Stąd krótki korytarzyk prowadził do całkiem już współcześnie urządzonej kuchni – nowoczesne, stalowe szafki i lodówki dziwnie kontrastowały z kamiennymi ścianami i ciemnymi belkami stropu, a stąd do jadalni. Przy prostym, drewnianym stole, poznaczonym wiekami użytkowania, siedziała ciemna postać. Kobieta. W czarnej, skromnej sukience i sweterku. Niemłoda, ale i nie staruszka. Przed nią leżały nieduże, pomarszczone owoce, daktyle i figi, które niespiesznie cięła na drobne, podłużne kawałki i wrzucała do miski z gęstym, złotym miodem.

Podszedł bliżej i odchrząknął. – Buon giorno, czy może pani Claudia? Podniosła głowę i spojrzała na niego twardym, taksującym wzrokiem. – Nie, nie Claudia. Możesz do mnie mówić Beffana. Albo tak jak miejscowi – Stren’ia, kiedyś – Strenua. Ale najlepiej zrobisz, jeżeli nie będziesz mówił, a posłuchasz.
– Nie rozumiem… Wydawało mi się, że do klientów powinniście odnosić się nieco grzeczniej? – zaprotestował.
– Milcz i słuchaj! – tym razem w jej głosie pobrzmiewał rozkaz, całkowicie odarty z pozorów grzeczności – Przyjechałeś tu z wielkiego miasta, w którym kogoś zostawiłeś – młodą kobietę. Nadużyłeś jej zaufania. Skrzywdziłeś ją. Nikomu nie wolno tak robić. Nikomu nie wolno igrać z uczuciami. Dlatego… Zdaje się, że lubisz piękne samochody?

To co mówiła do niego przedtem, było nieoczekiwane, ale zmiana tematu wręcz go oszołomiła. Słabo skinął głową, potwierdzając. – To dobrze! – zachichotała i z nieoczekiwaną zwinności poskoczyła ku niemu, kreśląc po rękawie jasnej koszuli wyciągniętym skądś kawałkiem węgla. Zanim zdążył zareagować, wielkie, toskańskie słońce wpadło przez półotwarte okno, oślepiając go i pozbawiając przytomności.

 

 

Ocknął się pod sufitem salonu. Wszystko wyglądało jakoś dziwnie – odlegle, a zarazem olbrzymie. Spróbował zeskoczyć na podłogę i niewiele brakowało, by spadł bezwładnie na twardą terakotę. Na szczęście w porę rozwinął nić, tkaną przez kądziołki na odwłoku, i poczuł się przez chwilę jak na bungee. Zawisł jakieś dwadzieścia centymetrów ponad rycerskim hełmem i wtedy – dopiero wtedy – zdał sobie sprawę, czym się stał. Jedyne, co przyszło mu do głowy, to wycofać się po własnej nici z powrotem pod sufit i schować w szparę pomiędzy zakurzonymi belkami.

*    *    *

Wielki pająk poruszał się powoli, rozwijając nitkę w pajęczynę. W promieniach słońca powstawała wielka sieć o zadziwiających splotach, niepodobnych do zwykłych koncentrycznych wielokątów. Gdyby ktoś chciał się przyjrzeć bliżej, dostrzegłby wśród kształtów koślawe litery, układające się w słowa: HELP. HILFE. AJUTO. AUSECOURS. Gdyby ktoś… ale w całej willi nie było  nikogo takiego. Claudia przeszła przez salon, rozglądając się badawczo. Widząc pajęczą sieć, zacisnęła usta w gniewnym grymasie. – Giuseppina! Giusepina! Proszę tu w tej chwili przyjść – z miotłą! Starsza kobieta w czarnej, skromnej sukience i sweterku podeszła niespiesznie, powłócząc nogami. ¬- Zobacz, co tu wisi. Co by na to powiedzieli goście, dzisiaj wieczorem przyjeżdża profesor Muller z Ingolstadt. Sprzątnij to, a potem przejdź się po pokojach, tu i na górze, i sprawdź wszystkie sufity. A jeżeli gdzieś jeszcze będą pajęczyny, ściągnij je też! Giuseppina westchnęła i uniosła w górę starą, drewnianą miotłę.
_____________

Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net i na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

 

Reklama

39 KOMENTARZE

        • Właśnie w Toskanii
          zapoznano mnie z hiszpańskim zwyczajem kulinarnym:
          biorę kawałek bagietki, gruby na 1,5 cm
          smaruję go miąższem z ćwiartki pomidora (niekoniecznie intensywnie, jedna ćwiartka starcza na 2-3 kawałki bagietki)
          tak przygotowany chlebek solę z wierzchu
          a następnie maczam jego spód w oliwie, wylanej na płytki talerz, przez parę dobrych sekund, żeby to nasiąkło
          i chaps.

          Uniwersalna przegryzka piwno-winna (zakładając, że piwo jest śródziemnomorskie, jasne i lekkie).

          • Z dwóch wymienionych powodów.
            Nigdy nie zapomnę alfy 147 i małej kraksy polegającej na najechaniu krawężnika(nocą), która się zakończyła uszkodzeniem zawieszenia. Niby nic niezwykłego, ale to, co się działo potem to już była poezja. Ponieważ nie dało się tego naprawić natychmiast ani w krótkim czasie, samochód przebył na lawecie całą Polskę – z północy (Sopot) na południe (Jelenia Góra), gdzie rozpoczęła się epopeja pt ,,drążek i końcówki z ziemi włoskiej do Polski”. Trwała ponad pół roku.
            Drugi epizod – polska edycja ,,Auto Motor und Sport” wzięła od dilera alfę do testów porównawczych. Alfa nie chciała odpalić. Przywlekli drugi egzemplarz – to samo.
            Niezrażeni tym faktem polscy i niemieccy eksperci przeprowadzili test jakby nigdy nic. Oceniając nadwozie i wnętrze.
            Jednak polski importer alfy zaprotestował. Że test jest stronniczy, bo pierwszy egzemplarz alfy został naprawiony w serwisie już po kilkui dniach i jeździ.

          • Słyszałem bardzo różne recenzje
            awaryjności i właściwości jezdnych (+silnik, skrzynia biegów, zawieszenie etc.) AR,zależne od modelu i czasu, kiedy znałem właścicieli – od “beznadziejne” (147 kilka lat temu) poprzez “poprawnie, ale bez fajerwerków” (156 dawno temu), aż po pełne zachwytu (159, stosunkowo niedawno). Wiem, że to różne segmenty i modele, ale wygląda, że bilans wychodzi na zero.

        • Właśnie w Toskanii
          zapoznano mnie z hiszpańskim zwyczajem kulinarnym:
          biorę kawałek bagietki, gruby na 1,5 cm
          smaruję go miąższem z ćwiartki pomidora (niekoniecznie intensywnie, jedna ćwiartka starcza na 2-3 kawałki bagietki)
          tak przygotowany chlebek solę z wierzchu
          a następnie maczam jego spód w oliwie, wylanej na płytki talerz, przez parę dobrych sekund, żeby to nasiąkło
          i chaps.

          Uniwersalna przegryzka piwno-winna (zakładając, że piwo jest śródziemnomorskie, jasne i lekkie).

          • Z dwóch wymienionych powodów.
            Nigdy nie zapomnę alfy 147 i małej kraksy polegającej na najechaniu krawężnika(nocą), która się zakończyła uszkodzeniem zawieszenia. Niby nic niezwykłego, ale to, co się działo potem to już była poezja. Ponieważ nie dało się tego naprawić natychmiast ani w krótkim czasie, samochód przebył na lawecie całą Polskę – z północy (Sopot) na południe (Jelenia Góra), gdzie rozpoczęła się epopeja pt ,,drążek i końcówki z ziemi włoskiej do Polski”. Trwała ponad pół roku.
            Drugi epizod – polska edycja ,,Auto Motor und Sport” wzięła od dilera alfę do testów porównawczych. Alfa nie chciała odpalić. Przywlekli drugi egzemplarz – to samo.
            Niezrażeni tym faktem polscy i niemieccy eksperci przeprowadzili test jakby nigdy nic. Oceniając nadwozie i wnętrze.
            Jednak polski importer alfy zaprotestował. Że test jest stronniczy, bo pierwszy egzemplarz alfy został naprawiony w serwisie już po kilkui dniach i jeździ.

          • Słyszałem bardzo różne recenzje
            awaryjności i właściwości jezdnych (+silnik, skrzynia biegów, zawieszenie etc.) AR,zależne od modelu i czasu, kiedy znałem właścicieli – od “beznadziejne” (147 kilka lat temu) poprzez “poprawnie, ale bez fajerwerków” (156 dawno temu), aż po pełne zachwytu (159, stosunkowo niedawno). Wiem, że to różne segmenty i modele, ale wygląda, że bilans wychodzi na zero.

        • Właśnie w Toskanii
          zapoznano mnie z hiszpańskim zwyczajem kulinarnym:
          biorę kawałek bagietki, gruby na 1,5 cm
          smaruję go miąższem z ćwiartki pomidora (niekoniecznie intensywnie, jedna ćwiartka starcza na 2-3 kawałki bagietki)
          tak przygotowany chlebek solę z wierzchu
          a następnie maczam jego spód w oliwie, wylanej na płytki talerz, przez parę dobrych sekund, żeby to nasiąkło
          i chaps.

          Uniwersalna przegryzka piwno-winna (zakładając, że piwo jest śródziemnomorskie, jasne i lekkie).

          • Z dwóch wymienionych powodów.
            Nigdy nie zapomnę alfy 147 i małej kraksy polegającej na najechaniu krawężnika(nocą), która się zakończyła uszkodzeniem zawieszenia. Niby nic niezwykłego, ale to, co się działo potem to już była poezja. Ponieważ nie dało się tego naprawić natychmiast ani w krótkim czasie, samochód przebył na lawecie całą Polskę – z północy (Sopot) na południe (Jelenia Góra), gdzie rozpoczęła się epopeja pt ,,drążek i końcówki z ziemi włoskiej do Polski”. Trwała ponad pół roku.
            Drugi epizod – polska edycja ,,Auto Motor und Sport” wzięła od dilera alfę do testów porównawczych. Alfa nie chciała odpalić. Przywlekli drugi egzemplarz – to samo.
            Niezrażeni tym faktem polscy i niemieccy eksperci przeprowadzili test jakby nigdy nic. Oceniając nadwozie i wnętrze.
            Jednak polski importer alfy zaprotestował. Że test jest stronniczy, bo pierwszy egzemplarz alfy został naprawiony w serwisie już po kilkui dniach i jeździ.

          • Słyszałem bardzo różne recenzje
            awaryjności i właściwości jezdnych (+silnik, skrzynia biegów, zawieszenie etc.) AR,zależne od modelu i czasu, kiedy znałem właścicieli – od “beznadziejne” (147 kilka lat temu) poprzez “poprawnie, ale bez fajerwerków” (156 dawno temu), aż po pełne zachwytu (159, stosunkowo niedawno). Wiem, że to różne segmenty i modele, ale wygląda, że bilans wychodzi na zero.

  1. tak,
    mowiac sentencjonalnie, koncza mezczyzni ktorych namietnoscia sa szybkie kobiety i samochody wielkiej urody. 😉

    Wczoraj wisialam jak ten pajak albo i mucha w sieci tych pieknych opisow, toskanskiej atmosfery, bajkowej suprarzeczywistosci i leciutkiej socjokrytyki, niezdolna, zeby sie uwolnic, malo tego – nie chcac sie uwolnic 🙂

    Dziekuje rowniez za pyszne dania lingwistyczne, cala game (roz)kojarzen i wloszczyzne nie w zupe, a w architektonicznych szczegolach. Prawdziwa uczta, quackie; zreszta – jak zwykle….

    • PT Czytelnicy
      wyrazili pogląd, że pod pewnymi (nieokreślonymi w tekście – może chodzi o to, żeby ktoś w końcu odczytał pajęcze wezwanie o pomoc?) warunkami czar zostanie zdjęty, ponieważ chodzi o karę i naukę, a nie o zemstę. Spokojny ze mnie człowiek i łagodny, nie zgłaszam sprzeciwu : )

      Cieszę się bardzo, że rzecz się (również) podobała : D

  2. tak,
    mowiac sentencjonalnie, koncza mezczyzni ktorych namietnoscia sa szybkie kobiety i samochody wielkiej urody. 😉

    Wczoraj wisialam jak ten pajak albo i mucha w sieci tych pieknych opisow, toskanskiej atmosfery, bajkowej suprarzeczywistosci i leciutkiej socjokrytyki, niezdolna, zeby sie uwolnic, malo tego – nie chcac sie uwolnic 🙂

    Dziekuje rowniez za pyszne dania lingwistyczne, cala game (roz)kojarzen i wloszczyzne nie w zupe, a w architektonicznych szczegolach. Prawdziwa uczta, quackie; zreszta – jak zwykle….

    • PT Czytelnicy
      wyrazili pogląd, że pod pewnymi (nieokreślonymi w tekście – może chodzi o to, żeby ktoś w końcu odczytał pajęcze wezwanie o pomoc?) warunkami czar zostanie zdjęty, ponieważ chodzi o karę i naukę, a nie o zemstę. Spokojny ze mnie człowiek i łagodny, nie zgłaszam sprzeciwu : )

      Cieszę się bardzo, że rzecz się (również) podobała : D

  3. tak,
    mowiac sentencjonalnie, koncza mezczyzni ktorych namietnoscia sa szybkie kobiety i samochody wielkiej urody. 😉

    Wczoraj wisialam jak ten pajak albo i mucha w sieci tych pieknych opisow, toskanskiej atmosfery, bajkowej suprarzeczywistosci i leciutkiej socjokrytyki, niezdolna, zeby sie uwolnic, malo tego – nie chcac sie uwolnic 🙂

    Dziekuje rowniez za pyszne dania lingwistyczne, cala game (roz)kojarzen i wloszczyzne nie w zupe, a w architektonicznych szczegolach. Prawdziwa uczta, quackie; zreszta – jak zwykle….

    • PT Czytelnicy
      wyrazili pogląd, że pod pewnymi (nieokreślonymi w tekście – może chodzi o to, żeby ktoś w końcu odczytał pajęcze wezwanie o pomoc?) warunkami czar zostanie zdjęty, ponieważ chodzi o karę i naukę, a nie o zemstę. Spokojny ze mnie człowiek i łagodny, nie zgłaszam sprzeciwu : )

      Cieszę się bardzo, że rzecz się (również) podobała : D

  4. :))
    Znasz mnie już na tyle, że wiesz, że najpierw bym ubiła łajdaka a potem byłoby mi go żal. Na szczęście, porusza się po Europie, zna języki. Niech utka z pajęczyny HELP!, to nawet ja go uratuję.:)) Byle nie RATUNKU! Któż to wie kiedy przypałęta się tam jakaś Polka, która zrozumie?

  5. :))
    Znasz mnie już na tyle, że wiesz, że najpierw bym ubiła łajdaka a potem byłoby mi go żal. Na szczęście, porusza się po Europie, zna języki. Niech utka z pajęczyny HELP!, to nawet ja go uratuję.:)) Byle nie RATUNKU! Któż to wie kiedy przypałęta się tam jakaś Polka, która zrozumie?

  6. :))
    Znasz mnie już na tyle, że wiesz, że najpierw bym ubiła łajdaka a potem byłoby mi go żal. Na szczęście, porusza się po Europie, zna języki. Niech utka z pajęczyny HELP!, to nawet ja go uratuję.:)) Byle nie RATUNKU! Któż to wie kiedy przypałęta się tam jakaś Polka, która zrozumie?