Reklama

Tak…, a właściwie nie tak, a tak w ogóle miałem sobie dać spok&oacute

Tak…, a właściwie nie tak, a tak w ogóle miałem sobie dać spokój niemniej zjawiska społeczne jak zwykle bardzo mnie interesują. Świeżo po doświadczeniach związanych z finansami, produkcją, tak zwaną uczciwą robotą no i nieodzowną inteligencją czy też brakiem tejże, stwierdzam, że niczego nowego się nie dowiedziałem. Pochodną wszystkiego są promile. W każdej społeczności istnieją promile, takich co łapią w pół słowa, nawet bez słowa, a dalej to są miliony, które na co dzień mają tysiące rzeczy, ale tylko do powiedzenia. Fascynujące obserwacje, okazuje się, że Jarosław Kaczyński stał się normalnym człowiekiem bez konta i że to żadna wielka ujma, po prostu nie wolno oceniać ludzi po tym co mają. Słusznie, tylko dlaczego dopiero teraz, gdy bieda zajrzała w oczy, nie tylko materialna? Okazuje się, że to straszliwe parcie na Europę, nowoczesność i wielka wiara w bankowość, giełdy, forex, kończy się rozpaczliwym strachem przed kartą kredytową, a karta debetowa nie wiedzieć czemu jest uznawana za taką jak się nazywa, chociaż wiadomo, że debetowa to ona jest wtedy, jak się ma ujemne saldo na rachunku.

Reklama

Ale też słusznie, ponieważ żyły i flaki sobie wypruwałem, żeby wytłumaczyć złodziejskie procedury instytucji, które się mienią światowymi bankami i innymi giełdami. Bardzo mnie cieszy ta konserwatywność w podejściu do finansów, jestem dokładnie tego samego zdania, jak najmniej kart, jak najmniej debetów, ale już tak daleko jak chodzenie na pocztę i wypełnianie blankietu, to bym się w konserwatyzmie nie posuwał. Głównie dlatego, że większość internetowych banków przelewy oferuje albo za darmo albo do 1 złotego od sztuki. Jeszcze bardziej ciekawa rzecz, ale to już naprawdę szczęka mi wisi do ziemi, to jest proszę jak kogo, a najbardziej tych przeciw związkom zawodowym, tych co „płacą podatki”, tych przedsiębiorców i przeciwników jałmużny kościelnej… o czym to ja? Acha, proszę jak kogo ta alergia. Co ja mam zapłacić? Ktoś mi tu będzie coś sprzedawał? A po co mi kupować gazetę, kiedy za darmo dają, po co mi Matejko, jak w google są gify, JPG i png. Kupować? Jak nisko trzeba upaść, żeby sprzedawać!!! Gorsze od sprzedawania jest tylko złodziejstwo, tak Bogiem i prawdą jedno i to samo wszystko. Oburzenie wywołane tym, że ktoś chce sprzedawać i w dodatku nie kilo rąbanki, ale słowo?? Słowa wszędzie pełno za friko.

Żadnego sprzedawania, żadnego kupowania, dać mi tu, albo ewentualnie sam mogę dać, kupować łeeeee. Ostatnim smaczkiem jaki zauważyłem jest „uczciwa robota”. Tak mi się od razu „Dzień świra” przypomina i moja ŚP prababcia. Jak ku…a nie podbijesz karty w fabryce o 6.00, jak nie przyorzesz od świtu do nocy 5 morgi, za darmozjada będziesz, pięknoducha, bo kto to widział cały dzień nic nie robić, tylko jakieś wygłupy po Internecie pisać? Powszechnie się narzeka na: socjalizm, zacofanie, nastawienia na „daj”, pospolitość mediów i polityków, ale gdy tylko się zobaczy kogoś kto chciałby żyć przeciw wymienionym natychmiast puka się w czoło i potem oburza. Jak można mieć w tym wieku takie kiełbie we łbie, żeby wśród nędzy medialnej, politycznie, pisarskiej, budować swoje, inne niż wszystko. Media obywatelskie, niech mi no, który wyskoczy z mediami obywatelskimi, czy innym społeczeństwem w tym stylu. Weź daj, weź się za kowalstwo, weź się nie wygłupiaj, takie są media, takie społeczeństwo i takie obywatelstwo. No to daję. Bierzcie za darmo i Bogu dziękujcie Europejczycy, liberałowie, światli ludzie, bo dostajecie coś, co trzeba umieć, a nie coś co można sobie wziąć. Daję i co łaski proszę. Tak lepiej? Jeśli lepiej, mogę pociągnąć wątek powszechnej tandety i dawania za darmo, by odebrać co łaska.

Umączone, ukrzyżowane tematy społeczno-obyczajowe, biczowane na oślep, ulubione i odbijane w szkle. Każdemu wolno walczyć o metodę, każdemu wolno walczyć o życie własne i prawo do życia dla innych. Mnie już nie grzeją, raczej studzą wszelkie publiczne debaty, z udziałem Pani Szczuki i Pan Terlikowskiego. Dialogi są tak przewidywalne, brak wniosków tak oczywiste, że pozostaje jedynie dobra rozrywka po konsumpcji powtarzalnego występu. Nauczyłem się reagować buddyzmem na słowa wywołujące żar: aborcja, in vitro. Przechadzam się po rozgrzanych tematach jak fakir, bez żadnego pęcherzyka i mógłbym niekoniecznie stopą chodzić, ale jak się mawiało na moim podwórku: „po warszawsku pupą po piasku”. I takiego stoika jak ja, mimo wszystko ruszyło pospolite in vitro, każdego by ruszyło kiedy słyszy o zgranym temacie w absurdalnym kontekście.

Istnieją na świecie rozmaite prestiże i chciałoby się, żeby w świecie foli oraz jednorazowych opakowań zachowało się coś trwałego. W jednym polskim filmie, siłą rzeczy polski gangster, ma takie swoje małe marzenie: „Chciałbym mieć jeden uczciwy interes, takie swoje miejsce, gdzie płacę podatki, gdzie jest czysto, uczciwie, gdzie nie sra się w gniazdo. Człowiek musi mieć jedno takie miejsce.” Gangstera autor dialogów wyśmiał komentarzem innego gangstera, niemniej we mnie jest tyle samo pragmatycznego romantyzmu, że chciałbym zachować dla ludzkości takie trwałe, niech będzie posągowe… No właśnie, ale co? Wartości? Świętości? Nie, nawet niech to się brutalnie nazywa produkty, w najlepszym razie marki, ale niech to przetrwa, chociaż kilka takich marek.

Pogodziłem się już z czymś takim jak Oscar, nagroda typu paczka Coca Coli, ale w tym przypadku zdarzają się już odważne gesty, są ludzie, którzy kpią z tego blichtru, a moim ulubionym jest John Gavin Malkovich, który pozdrowił wielką kapitułę znanym amerykańskim gestem złożonym z dwóch palców. Poprawianie polityczne Oscary, że już nie wspomnę o szowinizmie i nacjonalizmie, powszechnie obowiązującym na tej gali, uchodzą za prestiż, ale prestiżowej nagrody nie zdobędzie nikt, kto nie spełni pozaartystycznych wymogów. No ale w czym problem? Jest sobie jakaś nagroda, są jakieś kryteria, niech sobie niezadowoleni zrobią inne nagrody i inne kryteria. Niby proste, jednak mały problem się pojawia, ponieważ w przypadku Oscara, to jeszcze ćwierć biedy, zawsze był nagrodą półświatka z salonów, który wiedzieli z kim się przespać, kogo pochwalić, ale już taki Nobel strasznie przykre zjawisko.

Zanim Nobla za nic i na zaś otrzymał Barac Obama, mieliśmy kilka innych „kontrowersyjnych” decyzji, wśród nich pokojowe Noble dla ludzi, mających tysiące zgonów na sumieniu, chociaż sumienie, wydaje się niefortunnym słowem i tylko słowem. Tak to jest, tak bywa. Tam gdzie polityka, zwykle są polityczne decyzje, nieprzyjemne, niemniej mało zaskakujące. Jednak problem dziadzienia Nobla jest niestety szerszy, ponieważ od kilkunastu lat, co najmniej, Nobel jest nagrodą ideologiczną i polityczną w prawie każdej dziedzinie. Od kilkunastu lat jeśli nagroda literacka, to dla pisarza o lewicowych, liberalnych, w każdym razie szeroko pojętych „nowoczesnych poglądach”. Nawet mi się nie chciało sięgać do autorów typu Jelinek, czy Cohelio, a laureata z ubiegłego roku po prostu nie pamiętam, chyba jakaś córka esesmana napisała pamiętnik lub coś podobnego kołacze mi się po głowie. W literackim kryterium zawsze można się podpierać gustem, coś się podoba inne nie i jakoś tak się monotonnie układają gusta oceniających. W takim razie ostatnią dziedziną pozbawioną politycznych i ideologicznych wpływów jest nauka?

Znak zapytania postawiłem dla podkreślenia mojego stanu, mojego wytrącenia ze stoickiej równowagi. Nobel za in vitro??? Tego największy stoik nie udźwignie i grama, promila katolickiej myśli nie ma w moim oburzeniu. Mnie lamenty kościoła nad in vitro akurat irytują, chociaż uważam, że każda forma ludzkiego życia wymaga większego szacunku niż „polędwica” sopocka w promocji rzucona w przemysłową lodówę. Nobel za in vitro ruszył mnie z kilku stron, po pierwsze cóż to za naukowa rewelacja, metoda znana od lat i tłumaczenie, że naukowiec podrasował metodę jest naprawdę zabawne. Po drugie, chociaż najważniejsze, lansowanie nośnej medialnie metody, to oczywiście kastracja jakichkolwiek innych metod, a to dlatego, że za in vitro zaraz idą wszystkie środki sponsorów i rządów, co to lecą za medialnym hitem. Po trzecie, ja na nauce znam się średnio, ale w ciemno trafiam,  że w tej dziedzinie musiały być wydarzenia, osiągnięcia i zdobycze naukowe, które są znacznie większym przełomem niż stare jak świat naukowe in vitro.

Nie ma już takiego miejsca na świecie o jakim marzył gangster, nie ma już miejsca gdzie się nie sra w ludzkie gniazdo i nie ma siły przebicia. Nobel pozostanie Noblem, chociaż nic już z Nobla nie zostało. Aby zdobyć Nobla trzeba się zapisać do Partii Zielonych, albo wstąpić w związek partnerski, tudzież wymyślić łańcuch DNA, który zakwestionuje kościół. Perspektywa foliowych, jednorazowych nagród jest o tyle przerażająca, że naturalną konsekwencją takich wyborów jest upowszechnianie tandety. Kiedyś nazwiska wielkich naukowców i pisarzy nagradzanych Noblem trafiały do encyklopedii i szkół, były znane i szanowane, teraz nazwiska są na topie medialnym przez kilka dni i znikają w czeluściach, wraz z tandetną literaturą i ideologiczną nauką. Odpowiedzi na trend w zasadzie nie ma, chyba łatwiej zbudować partię polityczną z rozumnym programem i jednocześnie społecznym wzięciem, niż prestiżowe wyróżnienie dla pisarza, naukowca, wybitnej postaci. Może jakimś gestem dającym do myślenia, byłoby kilu Malkoviczów, ale tych jak na lekarstwo, bo przecież wybory padają na tandetną twórczość, a tam indywidualności poszukać trudno. Czuję się powoli jak ten wyśmiany gangster, strach się odezwać, gdy się mówi coś przyzwoitego i wymagającego jakości, za takie postawy są tylko kary, nagrody zdobywają nie indywidualności, ale reprezentanci powszechności.

PS Jeszcze raz serdecznie dziękuję wszystkim, którzy nie dali, ale zrozumieli i kupili. Dziękuję bardzo. Za darmo można klikać w reklamy, namawiam gorąco, chociaż tyle i proszę o co łaska na Portal i miskę zupy.

PalPay


Lub tradycyjnie na tacę

Konto Mbank:

PL75114020040000350233409480


 

Reklama

34 KOMENTARZE

  1. Robert G. Edwards
    “Nobel za in vitro ruszył mnie z kilku stron, po pierwsze cóż to za naukowa rewelacja, metoda znana od lat i tłumaczenie, że naukowiec podrasował metodę jest naprawdę zabawne.”

    Pudło. Metoda jest znana od lat, ale Nobla dostał właśnie gość który metodę zapłodnienia w szkle (in vitro) opracował 32 lata temu.

  2. Robert G. Edwards
    “Nobel za in vitro ruszył mnie z kilku stron, po pierwsze cóż to za naukowa rewelacja, metoda znana od lat i tłumaczenie, że naukowiec podrasował metodę jest naprawdę zabawne.”

    Pudło. Metoda jest znana od lat, ale Nobla dostał właśnie gość który metodę zapłodnienia w szkle (in vitro) opracował 32 lata temu.

  3. Jeżeli Twoje teksty oraz Twój – specyficzny – język
    nie są wystarczającymi argumentami,żeby wspierać Ciebie i ten portal , to ja przywołam taki :
    Matka Kurka to jest marka którą należy zachować i jeszcze lepiej wypromować.Wypromować w tym morzu tandety , grafomańskich tekstów i częstochowskich rymów . Pisze te słowa wieloletni czytelnik najlepszych – ongiś – gazet i tygodników , które , jeden za drugim poznikały , ,,zmieniły formułę” lub zwyczajnie – zeszły na psy.
    Nawet mój ulubiony tygodnik ,który długo trzymał fason i nie dryfował z prądem też poległ, w tej bitwie z kiczem i dziennikarską tandetą. Ostatni artykuł byłego właściciela i byłego naczelnego jest wołaniem na puszczy , ale jakże bliskim wszelkim ,,oszołomom”:
    http://www.wprost.pl/ar/192697/Nie-polezie-orzel-w-GWna/
    Przytaczam ten przykład /o którym już pisałem/ jako memento. Jeżeli tandeta , ubrana w modne słowa , w obrazki ,,bijące po oczach” , pełna znanych /ale zgranych/ autorów – każe sobie płacić pięć zeta za sztukę – to czymże jest złoty dwadzieścia dwa gyra za tekst MK? Więc jeżeli przyjmiemy , jako wstepną , wycenę tekstu Matki Kurki 1 zł 22gr , to w porównaniu z całą resztą /żałosnego krajowego piśmiennictwa/ – jest prawie darmo.Lub superpromocyjnie – jak ktoś woli supermarketowy slang.
    Więc – miast zrzędzić i wykręcać ogólnym bałaganem – zróbmy to razem. W nowym języku to będzie : złóbmy to łazem. A internacjonalnie : Yes we can.

  4. Jeżeli Twoje teksty oraz Twój – specyficzny – język
    nie są wystarczającymi argumentami,żeby wspierać Ciebie i ten portal , to ja przywołam taki :
    Matka Kurka to jest marka którą należy zachować i jeszcze lepiej wypromować.Wypromować w tym morzu tandety , grafomańskich tekstów i częstochowskich rymów . Pisze te słowa wieloletni czytelnik najlepszych – ongiś – gazet i tygodników , które , jeden za drugim poznikały , ,,zmieniły formułę” lub zwyczajnie – zeszły na psy.
    Nawet mój ulubiony tygodnik ,który długo trzymał fason i nie dryfował z prądem też poległ, w tej bitwie z kiczem i dziennikarską tandetą. Ostatni artykuł byłego właściciela i byłego naczelnego jest wołaniem na puszczy , ale jakże bliskim wszelkim ,,oszołomom”:
    http://www.wprost.pl/ar/192697/Nie-polezie-orzel-w-GWna/
    Przytaczam ten przykład /o którym już pisałem/ jako memento. Jeżeli tandeta , ubrana w modne słowa , w obrazki ,,bijące po oczach” , pełna znanych /ale zgranych/ autorów – każe sobie płacić pięć zeta za sztukę – to czymże jest złoty dwadzieścia dwa gyra za tekst MK? Więc jeżeli przyjmiemy , jako wstepną , wycenę tekstu Matki Kurki 1 zł 22gr , to w porównaniu z całą resztą /żałosnego krajowego piśmiennictwa/ – jest prawie darmo.Lub superpromocyjnie – jak ktoś woli supermarketowy slang.
    Więc – miast zrzędzić i wykręcać ogólnym bałaganem – zróbmy to razem. W nowym języku to będzie : złóbmy to łazem. A internacjonalnie : Yes we can.

  5. nie jestem częstym
    nie jestem częstym komentatorem tekstów Matki Kurki, ale czytam codziennie i będę czytał. I jestem przykładem, że można być “katolem” i nie zgadzając się z każdym spostrzeżeniem jednocześnie zgadzać się z ogólnie przyjętą zasadą, że myślenie jest dobrym przyzwyczajeniem (jak to kiedyś spostrzegł Prosiaczek).

  6. nie jestem częstym
    nie jestem częstym komentatorem tekstów Matki Kurki, ale czytam codziennie i będę czytał. I jestem przykładem, że można być “katolem” i nie zgadzając się z każdym spostrzeżeniem jednocześnie zgadzać się z ogólnie przyjętą zasadą, że myślenie jest dobrym przyzwyczajeniem (jak to kiedyś spostrzegł Prosiaczek).

  7. w kwestii technicznej
    prostuję lub wyjaśniam, że karta debetowa nazywa się debetowa dlatego, że transakcja tą kartą bezpośrednio obciąża rachunek, do którego jest wydana. Obciąża, czyli debetuje, a nie debetuje – czyli generuje saldo ujemne. Jako bankster dodaję, że w języku banksterskim istnieją dwa interesujące pojęcia – debet=obciążenie i kredyt=uznanie, czyli w przypadku rachunków bieżących odpowiednio odejmowanie od kwoty salda i dodawanie do kwoty salda. Obciążenie/debetowanie rachunku w sposób bezpośredni, w przypadku użycia kart debetowej oznacza w praktyce zablokowanie danej kwoty na tym rachunku, na okres maks. 3 dni, to jest czasu, w ciągu którego ogranizacje procesujące płatności kartowe, takie jak Visa, Maestro, MasterCard itepe, dokonają rozliczenia transakcji, czyli rzeczywistego zdebetowania/obciążenia rachunku. Z faktu powszechnej marnej znajomości podstawowych pojęć bankowych wynika wiele niepotrzebnych nieporozumień i ja tę powszechną nieznajmość piętnuję.
    Co do karty kredytowej zaś, która to karta jest w istocie bardzo wysoko oprocentowanym kredytem w plastiku- to nie każdy ma taką kartę, gdyż może nie mieć tzw. zdolności kredytowej i żaden bank nie zechce ponieść ryzyka wydając mu tę kartę, czyli przyznając mu niezabezpieczony limit kredytowy. A poza tym dokonywanie płatności taką kartą na stronach internetowych o nieznanym poziomie zabezpieczeń naraża posiadacza na utratę ważnych danych, takich jak-numer karty, imię i nazwisko posiadacza, rok i miesiąc ważności karty oraz 3-cyfrowy kod CV, który jest jedynym sposobem autoryzacji takiej transakcji przez posiadacza. Dysponowanie takimi danymi jest wystarczające dla dokonywania innych transakcji, bez konieczności posiadania samej karty, czyli przez osoby nieupoważnione.
    Nie bierz tego do siebie osobiście, ale tak długo jak ktoś dokonuje płatności kartą kredytową na solidnie skonstruowanych i dobrze zabezpieczonych portalach sprzedających bilety lotnicze, aukcyjnych czy innych sklepach internetowych, to może mieć elementarne zaufanie do bezpieczeństwa swoich danych. A jak jest w przypadku skądinąd wielce szanownego i potrzebnego portalu kontrowersje.net-nie wiemy i mamy prawo do dbałości o nasze bezpieczeństwo w sieci. Ze skąpstwem, czy bankowym obskurantyzmem to nie ma nic wspólnego.

    • To ja też w kwestii
      To ja też w kwestii technicznej bo tajniki karty debetowej nie były dla mnie tajemne, ot po prostu bankowy slang, zasada dokładnie ta sama. Natomiast na miły Bóg, kart nie obsługuje Portal Kontrowersje, portal nawet NIE JEST ZINTEGROWANY Z PŁATNOŚCIAMI. Karty obsługuje PayPal, czyli najpopularniejszy system i najbardziej bezpieczny, z którego korzystają właśnie najzacniejsze firmy. Z portalu jest tylko link do strony operatora, nie mam ŻADNEGO WGLĄDU do kart użytkowników. Zresztą w ogóle nie ma znaczenia strona, czy korporacji czy Zenka, liczy się operator, bo strona to tylko etap formalny, a CAŁA TRANSAKCJA ODBYWA SIĘ PRZEZ OPERATORA.

    • Co jeszcze warto wiedzieć i rozważyć
      Jeśli płacę visą i jej saldo na bieżąco wyrównuję, to nie płacę żadnych odsetek (bywają nawet 25%!). Wydawałoby się, że to bardzo wygodny plastikowy pieniądz. Kto więc płaci? Sklep, idzie w koszta sklepu i siłą rzeczy w ceny. 3 procent bierze visa od każdej transakcji.

      Opłata za użycie karty debetowej to jest poniżej 1%, co, przyjmując, że bank to nie jest organizacja charytatywna, pokrywa ich koszty i zapewnia jakiś zysk. Nie ma haraczu, 2%. To warto rozważyć, zwłaszcza jak u drobnych sklepikarzy się kupuje, to ich siecze po tyłkach.

      Miałam konto w citibank, bo jest też w Polsce. W ich bankomacie w Polsce brałam pieniądze, bez opłaty za użycie bankomatu. Kurs był absolutnie złodziejski, jak w kantorach na lotniskach, a do tego opłata za zmianę waluty 3,5%. Lichwa. Już się z nimi nie zadaję.

      Inne doświadczenie: program pt. płać naszą visą wszędzie i zbieraj punkty! Opłata 25$ za… zapisanie się na ten program. Zadałam sobie trud policzenia, ile punktów muszę uzbierać, żeby bilet do Polski kupić (nie wszystko można było za to kupić). Otóż tyle, że wydać bym musiała 200 tysięcy dolarów na tę kartę. Jak ktoś tyle ma, to na punkty się nie łasi. I na samym końcu napisane, że to zbieranie jest przez rok, jeśli się nie wykorzysta, to przepada.
      Śliczności geniusza marketingowego, a chodzi o te 3% od sklepu od każdej transakcji. Plus tych, którzy nie policzyli, że te punkty to ściema i 25$ zapłacili.

      Inne doświadczenie: wyciąg miesięczny. Saldo uregulowane (automatycznie) i maluśki dopisek, że pobrano opłatę za zwłokę, coś z 5$. Panienka w telefonie wyjaśniła, że to dlatego, że wyciągi były datowane 3 dnia miesiąca, bo był… weekend i święto. Należność jednak bez problemu zwróciła. A ile ludzi nie zadzwoniło?

      Tylko gotówka, gdzie się da, i na łapy patrzeć, po łapach bić.

  8. w kwestii technicznej
    prostuję lub wyjaśniam, że karta debetowa nazywa się debetowa dlatego, że transakcja tą kartą bezpośrednio obciąża rachunek, do którego jest wydana. Obciąża, czyli debetuje, a nie debetuje – czyli generuje saldo ujemne. Jako bankster dodaję, że w języku banksterskim istnieją dwa interesujące pojęcia – debet=obciążenie i kredyt=uznanie, czyli w przypadku rachunków bieżących odpowiednio odejmowanie od kwoty salda i dodawanie do kwoty salda. Obciążenie/debetowanie rachunku w sposób bezpośredni, w przypadku użycia kart debetowej oznacza w praktyce zablokowanie danej kwoty na tym rachunku, na okres maks. 3 dni, to jest czasu, w ciągu którego ogranizacje procesujące płatności kartowe, takie jak Visa, Maestro, MasterCard itepe, dokonają rozliczenia transakcji, czyli rzeczywistego zdebetowania/obciążenia rachunku. Z faktu powszechnej marnej znajomości podstawowych pojęć bankowych wynika wiele niepotrzebnych nieporozumień i ja tę powszechną nieznajmość piętnuję.
    Co do karty kredytowej zaś, która to karta jest w istocie bardzo wysoko oprocentowanym kredytem w plastiku- to nie każdy ma taką kartę, gdyż może nie mieć tzw. zdolności kredytowej i żaden bank nie zechce ponieść ryzyka wydając mu tę kartę, czyli przyznając mu niezabezpieczony limit kredytowy. A poza tym dokonywanie płatności taką kartą na stronach internetowych o nieznanym poziomie zabezpieczeń naraża posiadacza na utratę ważnych danych, takich jak-numer karty, imię i nazwisko posiadacza, rok i miesiąc ważności karty oraz 3-cyfrowy kod CV, który jest jedynym sposobem autoryzacji takiej transakcji przez posiadacza. Dysponowanie takimi danymi jest wystarczające dla dokonywania innych transakcji, bez konieczności posiadania samej karty, czyli przez osoby nieupoważnione.
    Nie bierz tego do siebie osobiście, ale tak długo jak ktoś dokonuje płatności kartą kredytową na solidnie skonstruowanych i dobrze zabezpieczonych portalach sprzedających bilety lotnicze, aukcyjnych czy innych sklepach internetowych, to może mieć elementarne zaufanie do bezpieczeństwa swoich danych. A jak jest w przypadku skądinąd wielce szanownego i potrzebnego portalu kontrowersje.net-nie wiemy i mamy prawo do dbałości o nasze bezpieczeństwo w sieci. Ze skąpstwem, czy bankowym obskurantyzmem to nie ma nic wspólnego.

    • To ja też w kwestii
      To ja też w kwestii technicznej bo tajniki karty debetowej nie były dla mnie tajemne, ot po prostu bankowy slang, zasada dokładnie ta sama. Natomiast na miły Bóg, kart nie obsługuje Portal Kontrowersje, portal nawet NIE JEST ZINTEGROWANY Z PŁATNOŚCIAMI. Karty obsługuje PayPal, czyli najpopularniejszy system i najbardziej bezpieczny, z którego korzystają właśnie najzacniejsze firmy. Z portalu jest tylko link do strony operatora, nie mam ŻADNEGO WGLĄDU do kart użytkowników. Zresztą w ogóle nie ma znaczenia strona, czy korporacji czy Zenka, liczy się operator, bo strona to tylko etap formalny, a CAŁA TRANSAKCJA ODBYWA SIĘ PRZEZ OPERATORA.

    • Co jeszcze warto wiedzieć i rozważyć
      Jeśli płacę visą i jej saldo na bieżąco wyrównuję, to nie płacę żadnych odsetek (bywają nawet 25%!). Wydawałoby się, że to bardzo wygodny plastikowy pieniądz. Kto więc płaci? Sklep, idzie w koszta sklepu i siłą rzeczy w ceny. 3 procent bierze visa od każdej transakcji.

      Opłata za użycie karty debetowej to jest poniżej 1%, co, przyjmując, że bank to nie jest organizacja charytatywna, pokrywa ich koszty i zapewnia jakiś zysk. Nie ma haraczu, 2%. To warto rozważyć, zwłaszcza jak u drobnych sklepikarzy się kupuje, to ich siecze po tyłkach.

      Miałam konto w citibank, bo jest też w Polsce. W ich bankomacie w Polsce brałam pieniądze, bez opłaty za użycie bankomatu. Kurs był absolutnie złodziejski, jak w kantorach na lotniskach, a do tego opłata za zmianę waluty 3,5%. Lichwa. Już się z nimi nie zadaję.

      Inne doświadczenie: program pt. płać naszą visą wszędzie i zbieraj punkty! Opłata 25$ za… zapisanie się na ten program. Zadałam sobie trud policzenia, ile punktów muszę uzbierać, żeby bilet do Polski kupić (nie wszystko można było za to kupić). Otóż tyle, że wydać bym musiała 200 tysięcy dolarów na tę kartę. Jak ktoś tyle ma, to na punkty się nie łasi. I na samym końcu napisane, że to zbieranie jest przez rok, jeśli się nie wykorzysta, to przepada.
      Śliczności geniusza marketingowego, a chodzi o te 3% od sklepu od każdej transakcji. Plus tych, którzy nie policzyli, że te punkty to ściema i 25$ zapłacili.

      Inne doświadczenie: wyciąg miesięczny. Saldo uregulowane (automatycznie) i maluśki dopisek, że pobrano opłatę za zwłokę, coś z 5$. Panienka w telefonie wyjaśniła, że to dlatego, że wyciągi były datowane 3 dnia miesiąca, bo był… weekend i święto. Należność jednak bez problemu zwróciła. A ile ludzi nie zadzwoniło?

      Tylko gotówka, gdzie się da, i na łapy patrzeć, po łapach bić.

  9. datki to czysty kapitalizm
    Datki to stary wynalazek prawdziwego kapitalizmu, gdy państwo nie zajmowało się gospodarką ani opieką socjalną. W tamtych czasach twórcy dóbr lub usług pożytecznych, ale trudnych do wycenienia urządzali zbiórkę co łaska.
    Podobnie zaczynali drobni producenci gdy jeszcze nie mieli pieniędzy na solidną inwestycję.

    Miałem kiedyś taki bardzo stary i sprytnie pomyślany kalendarz. Jego autor rozdawał go za darmo w sklepach papierniczych. Na odwrocie była reklama i zachęta do wpłacenia pieniędzy kończąca się zdaniem “Mam gorącą nadzieję że Ty,drogi klijencie nie zapomnisz wpłacić drobnej sumy i mnie, twórcy kalendarza nie pokrzywdzisz”.

    W przypadku portalu finansowanego z darowizn, płaci się za sam fakt istnienia pożytecznego miejsca w internecie i możliwość czytania ciekawych rzeczy, a to trudno przeliczyć na konkretne pieniądze
    Taki system trzyma się więc kupy bardzo mocno i nie jest obciachowy.
    Comiesięczne stałe opłaty byłyby chyba wygodniejsze dla czytelnika, tyle że to jest ponoć technicznie skomplikowane.

    • Od siebie dodam przykład z
      Od siebie dodam przykład z życia wzięty. Na dużej, kilkudniowej imprezie “Tall Ships’ Races 2007” która odbywała się w moim mieście pojawiła się koleżanka ze swoim kucykiem celem zarobienia paru groszy. W pierwszy dzień miała ustaloną stawkę za 10 min jazdy (chyba 5 zł, nie pamiętam), w drugi dzień brała “co łaska” i to drugiego dnia zarobiła znacznie więcej przy jednakowym obciążeniu konia.

      Za bardzo dobry towar wyceniony na 1,22 ludzie zapłacą 1,22. Za bardzo dobry towar wyceniony na “co łaska” ludzie zapłacą co najmniej 1,22.

  10. datki to czysty kapitalizm
    Datki to stary wynalazek prawdziwego kapitalizmu, gdy państwo nie zajmowało się gospodarką ani opieką socjalną. W tamtych czasach twórcy dóbr lub usług pożytecznych, ale trudnych do wycenienia urządzali zbiórkę co łaska.
    Podobnie zaczynali drobni producenci gdy jeszcze nie mieli pieniędzy na solidną inwestycję.

    Miałem kiedyś taki bardzo stary i sprytnie pomyślany kalendarz. Jego autor rozdawał go za darmo w sklepach papierniczych. Na odwrocie była reklama i zachęta do wpłacenia pieniędzy kończąca się zdaniem “Mam gorącą nadzieję że Ty,drogi klijencie nie zapomnisz wpłacić drobnej sumy i mnie, twórcy kalendarza nie pokrzywdzisz”.

    W przypadku portalu finansowanego z darowizn, płaci się za sam fakt istnienia pożytecznego miejsca w internecie i możliwość czytania ciekawych rzeczy, a to trudno przeliczyć na konkretne pieniądze
    Taki system trzyma się więc kupy bardzo mocno i nie jest obciachowy.
    Comiesięczne stałe opłaty byłyby chyba wygodniejsze dla czytelnika, tyle że to jest ponoć technicznie skomplikowane.

    • Od siebie dodam przykład z
      Od siebie dodam przykład z życia wzięty. Na dużej, kilkudniowej imprezie “Tall Ships’ Races 2007” która odbywała się w moim mieście pojawiła się koleżanka ze swoim kucykiem celem zarobienia paru groszy. W pierwszy dzień miała ustaloną stawkę za 10 min jazdy (chyba 5 zł, nie pamiętam), w drugi dzień brała “co łaska” i to drugiego dnia zarobiła znacznie więcej przy jednakowym obciążeniu konia.

      Za bardzo dobry towar wyceniony na 1,22 ludzie zapłacą 1,22. Za bardzo dobry towar wyceniony na “co łaska” ludzie zapłacą co najmniej 1,22.

  11. Matka, dla mnie kuriozalna byla np. reakcja pewnej
    osoby, ze gdzie indziej daja za darmo, to po co ta osoba ma Tobie placic? Rece opadaja. Pozwol, ze na chwile odciagne Twoja uwage od tych irytujacych spraw i napisze Tobie ciekawostke na temat Twojego ulubienca. Malkovich, jest bez watpienia swietnym aktorem, ale bardzo zawiodlem sie na nim, za grozbe i nawolanie do linczu na znanym i respektowanym dziennikarzu, publicyscie i ekspercie ws. bliskiego wschodu Robercie Fisk. Robert Flisk, ktory pisze dla “The Independent” jest krytykiem Izraela za polityke okupacji Palestyny, (Spirito prawdopodobnie on nim slyszal) przez co jest narazony na wiele atakow ze strony Zydow i poprawnie politycznie medii. Pare lat temu, za ta postawe, John Malkovich zagrozil Flisk’owi smiercia na lamach tych medii. Pozniej, kiedy sie zreflektowal jak bardzo sie odslonil, Malkovich probowal te sprawe bagatelizowac i nawet niesmialo przeprosic, ale brzydki odor po tym zostal i na Malkovicha wielu ludzi co o tej sprawie slyszalo, stracilo do niego sporo respektu.

  12. Matka, dla mnie kuriozalna byla np. reakcja pewnej
    osoby, ze gdzie indziej daja za darmo, to po co ta osoba ma Tobie placic? Rece opadaja. Pozwol, ze na chwile odciagne Twoja uwage od tych irytujacych spraw i napisze Tobie ciekawostke na temat Twojego ulubienca. Malkovich, jest bez watpienia swietnym aktorem, ale bardzo zawiodlem sie na nim, za grozbe i nawolanie do linczu na znanym i respektowanym dziennikarzu, publicyscie i ekspercie ws. bliskiego wschodu Robercie Fisk. Robert Flisk, ktory pisze dla “The Independent” jest krytykiem Izraela za polityke okupacji Palestyny, (Spirito prawdopodobnie on nim slyszal) przez co jest narazony na wiele atakow ze strony Zydow i poprawnie politycznie medii. Pare lat temu, za ta postawe, John Malkovich zagrozil Flisk’owi smiercia na lamach tych medii. Pozniej, kiedy sie zreflektowal jak bardzo sie odslonil, Malkovich probowal te sprawe bagatelizowac i nawet niesmialo przeprosic, ale brzydki odor po tym zostal i na Malkovicha wielu ludzi co o tej sprawie slyszalo, stracilo do niego sporo respektu.

  13. Komentarz do tytułu wpisu. Gniazdo
    Dziś, przechodząc pod drzewem, zadumałam się nad plamą ptasich odchodów na chodniku. Nad plamą, wysoko na gałęzi, było gniazdo, już opuszczone. Nie musiałam uważać na oczy. Ta plama to było to, co się w gnieździe nie zmieściło i wylało. Nie ma czystych gniazd.

  14. Komentarz do tytułu wpisu. Gniazdo
    Dziś, przechodząc pod drzewem, zadumałam się nad plamą ptasich odchodów na chodniku. Nad plamą, wysoko na gałęzi, było gniazdo, już opuszczone. Nie musiałam uważać na oczy. Ta plama to było to, co się w gnieździe nie zmieściło i wylało. Nie ma czystych gniazd.

  15. Swissman Twoj humor dzisaj jest taki
    jak niebo nad Zurichem, zachmurzony. Daj se siana. Zycie jest za krotkie, na banaly. Jesli sie ze mna nie zgadzasz, masz prawo i jest fajnie, a ja sie nie obrazam. Widzisz jak fajnie mozna czas spedzic na tym portalu i za friko tez. Pozdrawiam

  16. Swissman Twoj humor dzisaj jest taki
    jak niebo nad Zurichem, zachmurzony. Daj se siana. Zycie jest za krotkie, na banaly. Jesli sie ze mna nie zgadzasz, masz prawo i jest fajnie, a ja sie nie obrazam. Widzisz jak fajnie mozna czas spedzic na tym portalu i za friko tez. Pozdrawiam

  17. Literacka Nagroda Nobla dla Llosy
    http://ksiazki.wp.pl/tytul,Literacka-Nagroda-Nobla-dla-Llosy,wid,16738,wiadomosc.html
    Laureatem Literackiej Nagrody Nobla za rok 2010 został Mario Vargas Llosa.

    Peruwiański pisarz, dramaturg, eseista, dziennikarz, krytyk literacki, okazyjnie polityk, niespokojny duch, człowiek o niesamowitej żywotności i pracowitości. Wymieniany jednym tchem z Marquezem, Cortazarem i Fuentesem.

    Llosę lubię, z Nobla dla niego się cieszę.
    Jelinek też, czy ona na Nobla, o inna sprawa.

  18. Literacka Nagroda Nobla dla Llosy
    http://ksiazki.wp.pl/tytul,Literacka-Nagroda-Nobla-dla-Llosy,wid,16738,wiadomosc.html
    Laureatem Literackiej Nagrody Nobla za rok 2010 został Mario Vargas Llosa.

    Peruwiański pisarz, dramaturg, eseista, dziennikarz, krytyk literacki, okazyjnie polityk, niespokojny duch, człowiek o niesamowitej żywotności i pracowitości. Wymieniany jednym tchem z Marquezem, Cortazarem i Fuentesem.

    Llosę lubię, z Nobla dla niego się cieszę.
    Jelinek też, czy ona na Nobla, o inna sprawa.